Londyn.
Profilerka Ziba MacKenzie przypadkiem przebywa w pociągu, kiedy
dochodzi do zderzenia, w wyniku którego kilkanaście osób ponosi
śmierć, a jeszcze więcej zostaje rannych. Starająca się
przynieść pomoc jak największej grupie osób, Ziba natrafia na
starszą umierającą kobietę, której ostatnie słowa skierowane do
niej brzmią: „On to zrobił. Musisz komuś o tym powiedzieć”.
Profilerka postanawia dowiedzieć się o czym konkretnie mówiła
nieznajoma, ale tuż po rozpoczęciu swojego prywatnego śledztwa
zostaje zaangażowana w sprawę Kastratora z Londynu. Seryjnego
mordercy, który od dwudziestu pięciu lat nie dawał znaku życia.
Teraz uderzył ponownie, a śledztwo prowadzi inspektor Nigel
Fingerling ze Scotland Yardu, negatywnie nastawiony do decyzji
swojego przełożonego o włączeniu do zespołu specjalistki od
portretów psychologicznych sprawców. Podczas gdy ona będzie
rozpracowywać zabójcę, on będzie obserwował ją coraz bardziej
utwierdzając się w tym, że połączyła ich siła wyższa.
Absolwentka
Uniwersytetu Oksfordzkiego, która ma za sobą również kurs
kreatywnego pisania w City Lit London oraz pracę dla „Daily
Express”, „The Independent” i „Ham & High”, Brytyjka
Victoria Selman, na rynku literackim zadebiutowała w 2019 roku
powieścią „Blood for Blood” (pol. „Krew za krew”),
otwierającą serię o profilerce Zibie MacKenzie, która już w 2017
roku otrzymała nominację do Debut Dagger Award, a potem szturmem
wdarła się na listę bestsellerów Kindle'a. Dwie kolejnej odsłony
mrocznych przygód Ziby, „Nothing to Lose” i „Snakes and
Ladders”, ukazały się w tym samym, 2019 roku.
Powieściowy
thriller „Krew za krew” autorstwa Victorii Selman wprowadza na
literacką scenę nową charyzmatyczną bohaterkę, która (cóż za
niespodzianka) specjalizuje się w tworzeniu portretów
psychologicznych sprawców. Psycholog policyjna, profilerka, obecnie
współpracująca ze Scotland Yardem, ale mogącą pochwalić się
imponującym CV. Kariera Ziby MacKenzie, bo o niej mowa, zwolniła
przed mniej więcej dwoma laty. Właściwe to całe jej życie
praktycznie się zatrzymało, gdy jej ukochany mąż Duncan został
zamordowany. Opiekę nad nią roztoczył wówczas najlepszy
przyjaciel jedynego mężczyzny, którego w całym swoim życiu
naprawdę kochała, dziennikarz śledczy Jack Wolfe. Mężczyzna
nadal bardzo się o nią troszczy, bo Ziba ewidentnie wciąż
potrzebuje kogoś, kto by nad nią czuwał. Choć się to do tego nie
przyznaje, a i możliwe, że sama do końca nie zdaje sobie z tego
sprawy. Życie Ziby bynajmniej nie wróciło jeszcze na właściwe
tory. Kobieta wciąż głęboko przeżywa śmierć męża, choć już
jakiś czas temu na powrót zajęła się tworzeniem portretów
psychologicznych przestępców. Tym razem dla Scotland Yardu,
ostatniego miejsca pracy Duncana. Skoro jest profilerka, musi być i
sprawca. Najlepiej seryjny morderca, bo masowa fascynacja nimi chyba
nigdy nie zgaśnie. I no, trzeba przyznać, że generalnie jest
ciekawiej, gdy rzecz nie skupia się na pojedynczej zbrodni, a całej
serii. Dobrze, trochę przesadziłam, bo Selman nie przeprowadza nas
przez całą zbrodniczą działalność tak zwanego Kastratora z
Londynu w sposób szczegółowy. Nie mamy okazji przyjrzeć się
wszystkim jego ofiarom, ani nawet samym brutalnym czynom, których
Kastrator niegdyś się dopuszczał. W latach 80-tych XX wieku. Potem
z jakiegoś zagadkowego powodu przestał zabijać, a powrócił
dopiero teraz, dwadzieścia pięć lat później i tak oto jego drogi
przecięły się z drogami Ziby MacKenzie. Choć autorka szczędzi
detali na temat dużej części poprzedniej działalności Kastratora
z Londynu, to trzeba zaznaczyć, że nie są one niezbędne. To co
najważniejsze z przeszłości zabójcy przybliża dostatecznie
mocno. I teraźniejszości, bo jak to często w powieściach o
seryjnych mordercach bywa, jemu też w „Krew za krew”
towarzyszymy. Jemu i profilerce Zibie MacKenzie i jeszcze, aczkolwiek
dużo rzadziej, pewnemu chłopcu, którego rolę w tę historii
akurat niezwykle łatwo rozszyfrować. Victoria Selman zastosowała w
swojej debiutanckiej powieści efektywny zabieg polegający na
utwierdzaniu czytelnika w przekonaniu, że tajemnica tym razem nie
zasadza się na tożsamości sprawcy, tylko całym procesie, który
doprowadził go do tego punktu, w jakim znajduje się obecnie.
Zagadka tkwi w jego przeszłości, bo przecież prawie od początku
wiemy kim jest ów mężczyzna. Ma na imię Raguel i w pojedynkę
zajmuje jedno z londyńskich mieszkań. Jest schizofrenikiem i
fanatykiem religijnym, przekonanym że to sam Bóg powierzył mu
krwawą misję, którą na powrót, po ćwierćwieczu przerwy, zaczął
realizować. Śledczy mają powody przypuszczać, że człowiek
nazwany przez media Kastratorem z Londynu wybiera mężczyzn, których
bierze za homoseksualistów. W przeciwieństwie do czytelników
zespół prowadzony przez detektywa Nigela Fingerlinga nie wie, że
poszukiwany przez nich sprawca jest fanatykiem religijnym. Zakładamy,
że bohaterowie prędzej czy później to odkryją, ale przez jakiś
tylko w naszych oczach ekstremalna homofobia Kastratora znajdzie
podłoże w jego przekonaniach religijnych. A raczej w jego
chorobliwych rojeniach. Raguel uroił sobie, że sam Bóg każe mu
zabijać, że powierzył mu świętą misję i zesłał Anioła
Stróża, który jak to Anioł Stróż, ma go chronić. Teraz tym
Aniołem Stróżem ma być Ziba MacKenzie. Takie przeczucie narasta w
tym chorobliwym umyśle. Wygląda więc na to, że życie profilerki
po przejściach będzie zagrożone albo, co równie prawdopodobne,
morderca roztoczy nad nią swoisty parasol ochronny. Dopóki bowiem
widzi w niej sojuszniczkę, nie ma bowiem powodu, by przypuszczać na
nią atak. Ale zamierza być blisko niej... Tak blisko, jak tylko się
da.
„Życie
nauczyło mnie, że zaufanie zabija szybciej niż MK-77. Ludzie
zawsze zawodzą.”
Victoria
Selman pracując nad „Krew za krew” korzystała z pomocy między
innymi prawdziwych profilerów, więc można powiedzieć, że Ziba
MacKenzie to owoc zbiorowego wysiłku. Zwłaszcza że autorka nie
pozwala nam zapomnieć w jakiej dziedzinie specjalizuje się główna
bohaterka „Krew za krew”. Ziba wprawdzie często ogranicza się
do ogólników, odnosi do niektórych powszechnie znanych
autentycznych seryjnych morderców i wyciąga oczywiste (niezbyt
błyskotliwe) wnioski, które nie wiedzieć czemu bardzo imponują
jej kolegom. Ale nie brakowało też w omawianej powieści momentów,
w których Ziba udowadniała mi, że zasłużyła sobie na miano
wyspecjalizowanej profilerki. Że posiada niemałą niewiedzę,
odpowiednie przygotowanie i dobre oko. Że jest wnikliwym
psychologiem, choć nie nieomylnym. To akurat dobrze, bo dodaje jej
wiarygodności. O czym wspominam dlatego, że w popkulturze istnieje
tendencja do wynoszenia profilerów, ale i innych śledczych na
wyżyny intelektualizmu. To samo zresztą dotyczy wszelkiej maści
przestępców – od geniuszy zbrodni aż roi się tak w
beletrystyce, jak w kinematografii, a przecież rzeczywistość
częściej pokazuje coś zgoła przeciwnego. Kastrator z Londynu
pozornie też jest kimś w ten deseń – ot kolejny super przebiegły
seryjny morderca, który najwidoczniej widzi i słyszy wszystko,
zawsze kilka kroków przed przedstawicielami organów ścigania
starającymi się go dopaść. Tak to może wyglądać na pierwszy
rzut oka, a na pewno takie wrażenie odnosi Ziba i reszta zespołu
przydzielonego do sprawy Kastratora z Londynu. My jednak szybko
poznajemy inne oblicze tego potencjalnego geniusza zbrodni. Widzimy
człowieka nieomal przegranego – toczącego samotniczy żywot w
niechcianym towarzystwie wyimaginowanych głosów. Głosów
bezlitośnie z niego drwiących, głosów złośliwych, aroganckich,
oceniających i popychających go do czynów zdrożnych. Głosów
zachęcających go do zbrodni, chwalących gdy sobie na to zasłuży
(czyli za należycie wykonane zbrodnie) i ganiących za każdą
fuszerkę, czy przejaw niezdecydowania. Kpiących z jego
egzystencjalnych rozterek i niepozwalającym mu zapomnieć, jak ważną
misję ma do wykonania. Bo rzekomo zleconą przez samego Boga
Wszechmogącego. Victoria Selman na kartach „Krew za krew”
wzniosła czarny charakter niepozbawiony odcieni szarości i co
jeszcze bardziej zaskakujące, bieli. Zbrodnicze czyny Raguela budzą
wstręt, czasami słuszny gniew doprawiony smutkiem. Krótko: są
godne najwyższego potępienia, to nie ulega wątpliwości. Ale
zaręczam, że były chwile, w których patrzyłam na niego
współczującym okiem. I bynajmniej nie dlatego, że się o to
wystarałam, tylko dzięki staraniom autorki, która co trzeba
zaznaczyć wykazała się pewną odwagą, dając właśnie taką
przeszłość bezwzględnemu mordercy. Nie jest to co prawda wizja
nieprawdopodobna, nazbyt wymyślna, niemająca żadnego
odzwierciedlenia w rzeczywistości, ale kontrowersje wzbudzić jak
najbardziej może. Ta zaskakująca (ale w innym punkcie) biografia
fikcyjnego mordercy uważającego się za karzącą Rękę Boga. Żeby
była jasność: Selman nie atakuje religii chrześcijańskiej, a
przynajmniej nie pozostawia żadnej poczynionej przezeń krytyki bez
odzewu. Innymi słowy prowadzi swego rodzaju dialog na ten temat. Nie
jest bezstronnym arbitrem, zajmuje stanowisko w tej sprawie, które
myślę powinno pogodzić obie od wieków zwaśnione strony wiernych
wyznawców i krytyków Kościoła katolickiego. Ale to tak przy
okazji, bo wbrew pozorom „Krew za krew” Victorii Selman nie
obraca się przede wszystkim wokół wiary poszukiwanego seryjnego
mordercy. Jego wiara ma znacznie, ale istotne są też: choroba
psychiczna, z którą od dawna się boryka, uzależnienie od
narkotyków oraz wspomnienia, z którymi musi się mierzyć. I
oczywiście policyjne śledztwo, w którym, jak się domyślamy,
główną rolę odegra profilerka Ziba MacKenzie. Właściwe to od
początku ją odgrywa. To głównie ona popcha to śledztwo do
przodu, konsekwentnie odkrywając kolejne fakty na temat sprawcy,
który bez wątpienia ją w tym wspiera. Zaprasza do gry, w której
stawką może być także jej życie. Czyli kolejna rozgrywka
pomiędzy seryjnym mordercą i przedstawicielką organów ścigania.
Znamy to, choć nie w dokładnie takiej odsłonie. Zapewne też dużo
bardziej emocjonującej, ale muszę przyznać, że autorce bez
widocznego wysiłku udało się wykrzesać ze mnie, w sumie
sukcesywnie narastające, zainteresowanie tą dobrze przemyślaną
historią. Napięcie było, pieczołowicie wykreślone postacie
(zwłaszcza Ziby i Raguela) były, jedna niespodzianka też się
znalazła, a i niedająca wytchnienia akcja. Trochę później, jak
już rzecz się rozkręci. Od tego momentu już do końca książki
bierzemy udział w wyścigu, który wymaga od Ziby szybkiego myślenia
i praktycznie natychmiastowych reakcji. Jest dynamicznie, ale Selman
ujęła mnie tym, że nie pozwoliła by zawrotne tempo przysłoniło
wszystko inne. Wciąż miałam duży wgląd w umysł Ziby MacKenzie,
w którym naturalnie toczyła się istna gonitwa myśli, co
intensyfikowało emocje z nie mniejszą siłą niż dynamiczny rozwój
wydarzeń. Czyli: było dobrze.
Czyżby
szykowała się nam kolejna kultowa bohaterka literacka? Kolejna
kobieta dzielnie stawiająca czoło wszelkiej maści oprawcom?
Specjalistka od portretów psychologiczny sprawców, gotowa podjąć
każde ryzyko, byle tylko dopaść takiego czy innego niebezpiecznego
osobnika? To bardzo prawdopodobne. Profilerka Ziba MacKenzie
stworzona przez zamieszkałą w Londynie Victorię Selman jest na
tyle intrygującą i złożoną postacią, że ma naprawdę duże
szanse na zdobycie licznego grona wiernych fanów. „Krew za krew”
to jej pierwszy występ, ale nie ostatni. Dwie kolejne części
mrocznych przygód tej niezwykle zdeterminowanej i bardzo
doświadczonej psycholog policyjnej na świecie już się ukazały i
podejrzewam, że tylko kwestią czasu jest aż pojawią się również
polskie wydania. Będę ich wypatrywać, choć w czysty zachwyt
pierwsza odsłona serii z Zibą MacKenzie mnie nie wprawiła. Ale
taka zachęta wystarczy. I jestem pewna, że wielu miłośników
powieści spod znaku serial killer też będzie miało apetyt na
więcej po zapoznaniu się z tym debiutanckim utworem Victorii
Selman. Oby były to dobre lepszego początki. Chociaż mam pewność,
że niejeden odbiorca „Krew za krew”, w przeciwieństwie do mnie,
uzna, że lepiej już nie można.
Za
książkę bardzo dziękuję wydawnictwu