środa, 9 maja 2012

„Stracone dusze” (2000)

Maya Larkin jest nauczycielką w katolickiej szkole. W przeszłości opętana przez demona teraz pomaga egzorcyście przy ich wypędzaniu. Po nieudanych egzorcyzmach pewnego mordercy Maya przystępuje do rozszyfrowywania jego dziennika. Dzięki temu dowiaduje się, że pewien autor książek o seryjnych zabójcach, Peter Kelso, w dniu swoich 33 urodzin stanie się bezpośrednim naczyniem, przez które Szatan zstąpi na Ziemię. Dziewczyna przekazuje mężczyźnie, co odkryła, jednak Kelso wykazuje daleko idący sceptycyzm, który zostaje zachwiany przez późniejsze, niepokojące wydarzenia.
Horror satanistyczny polskiego reżysera Janusza Kamińskiego. Z uwagi na wysoki budżet produkcji oraz doborową obsadę można by się spodziewać pełnego zwrotów akcji, efekciarskiego obrazu. Nic bardziej mylnego. Twórcy postawili raczej na subtelną grozę ewokowaną przez tajemniczy klimat, który zagęszcza się proporcjonalnie ze zbliżającymi się 33 urodzinami przyszłego Antychrysta. Widzowi dano możliwość zagłębienia się w psychikę głównych bohaterów. Poznajemy Mayę, która na pierwszy rzut oka zdaje się borykać z niepokojącymi przywidzeniami, które nijak się mają do rzeczywistości. Oczywiście nikt jej nie wierzy – ani Kościół, ani Peter Kelso. Uparta dziewczyna, ani myśląc się poddać przystępuje do dostarczania Peterowi kolejnych dowodów, odnośnie jego mrocznego przeznaczenia. Równocześnie widzowie będą mieli okazję zapoznać się z rozdarciem wewnętrznym Kelso, który rzecz jasna nie chce dać wiary słowom dziewczyny, jednak kolejne fakty dostarczane przez nią oraz niewytłumaczalne zjawiska, których jest świadkiem wręcz zmuszają go do zmiany poglądów. Te wszystkie akcenty psychologiczne, co jakiś czas urozmaicane są przez tzw. „mocniejsze sceny” charakterystyczne dla horrorów satanistycznych. Twórcy zgrabnie łączą motyw Antychrysta z egzorcyzmami. Kino zdążyło już nas przyzwyczaić do widowiskowych, często przerażających opętań przez demony, jednakże w tym przypadku radzę nie spodziewać się niczego tak dosłownego – także w tym aspekcie postawiono na całkowity minimalizm, w którym groza została jedynie lekko zasugerowana, większość pozostawiając wyobraźni odbiorcy.
Zdecydowanie najlepsza scena filmu ma miejsce w trakcie, na pierwszy rzut oka, monotonnej pierwszej połowy. Przebywając w łazience Maya jest świadkiem przerażającego przekształcania się rzeczywistości, w której żyje. Widzi nieczystości wypływające z toalet, czerniejące ściany oraz samoistnie pojawiający się napis na drzwiach kabiny, a na domiar złego tuż przed nią pojawia się mężczyzna, dzierżący w ręku nóż, który niebezpiecznie zbliża się do twarzy naszej bohaterki. Spece od efektów komputerowych wykazali się tutaj niesamowitym wyczuciem estetycznym – uniknęli przesady, która z pewnością zniszczyłaby cały realizm sytuacyjny.
W rolach głównych zobaczymy samą Winonę Ryder, której towarzyszy Ben Chaplin. Aktorzy z pewnością nie mieli łatwego zadania z kreacją tych konkretnych postaci, przez wzgląd na sporą dozę elementów psychologicznych uwzględnionych w scenariuszu. O panią Ryder byłam całkowicie spokojna, w końcu w pełni zasłużyła sobie na prestiż, z którym kojarzone jest jej nazwisko. Jednak miałam pewne obawy, co do Bena Chaplina, który miał „cięższy orzech do zgryzienia” od swojej koleżanki. Jednak również w tym przypadku zostałam zaskoczona pełnym profesjonalizmem aktorskim.
Film „Stracone dusze” jest pozycją idealną dla wielbicieli minimalistycznych obrazów satanistycznych z dogłębną psychologią postaci. Klimat grozy obecny jest niemalże bez przerwy, a ścieżka dźwiękowa skomponowana przez kolejnego Polaka Jana Kaczmarka znakomicie go podkreśla. Jednak z drugiej strony mam wrażenie, że czegoś tutaj zabrakło. Oczywiście, najgorsze okazało się zakończenie, jednak wydarzenia przedstawione wcześniej również nie mają szansy wbić się na dłużej w pamięć widza. Ten minimalizm, który z jednej strony należy odnotować na plus, przez wzgląd na osiągnięcie pełnego realizmu sytuacyjnego działa również na niekorzyść filmu. Obawiam się, że brak jakichkolwiek mocniejszych scen ewokujących grozę sprawi, że widz zaraz po skończonym seansie zapomni, czego był świadkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz