Jill, dziewczyna, która przed rokiem cudem uniknęła śmierci z rąk psychopaty, pewnego dnia odkrywa, że jej siostra, Molly, zniknęła. Dziewczyna udaje się na posterunek policji, aby bezzwłocznie zgłosić zaginięcie wraz ze swoją teorią, że winnym porwania jej siostry jest ten sam człowiek, który przed laty skrzywdził również ją. Policjanci jednak nie dają wiary słowom Jill – są przekonani, że Molly zrobiła sobie krótkie wakacje, a jej siostra, biorąc pod uwagę jej niedawne problemy psychiczne, wszystko sobie wymyśliła. Zdesperowana dziewczyna postanawia sama odnaleźć Molly.
Głośny thriller Heitora Dhalia, który przy okazji wyświetlania w polskich kinach mógł poszczycić się niemałą reklamą, zarówno za pośrednictwem telewizji, jak i Internetu. Z zasady nie przepadam za rozreklamowanymi obrazami, jednak w tym przypadku muszę przyznać, że w kategoriach trzymającego w napięciu thrillera „Zaginiona” wypada całkiem przyzwoicie. Fabuła, choć naznaczona pewną dozą schematyczności przyciąga uwagę widza, zmuszając do myślenia i choć pozbawiona jest wartkiej akcji i efektów specjalnych (co może zrazić niejednego współczesnego widza) intryguje dobrze przemyślaną zagadką kryminalną, śledztwem, które krok po kroku prowadzi naszą bohaterkę nie tylko w stronę zaginionej siostry, ale również w głąb niej samej – konfrontuje Jill z jej własnymi lękami, wynikłymi z traumatycznej przeszłości.
Żmudne, choć równocześnie intrygujące śledztwo jest integralnym elementem tego obrazu. Jill wykonuje prawdziwie detektywistyczną robotę. Najpierw rozmawia z sąsiadem, cierpiącym na bezsenność. Okłamując go, że w nocy skradziono jej rower dowiaduje się, że mężczyzna widział w nocy przed jej domem charakterystycznego busa. Rozmawiając z właścicielem tego środka lokomocji znowu kłamie, twierdząc, że jej babci ukradziono samochód, a z uwagi na fakt, że jego wóz stał przed jej domem kierowca mógł być świadkiem przestępstwa. W ten sposób wpada na kolejny trop i tak krok po kroku, niczym wykwalifikowana śledcza, w pojedynkę rozwiązuje sprawę kryminalną. Najbardziej zaimponowała mi bogata wyobraźnia Jill – w końcu każdemu napotkanemu świadkowi zdarzenia przedstawiała inną bajeczkę i była przy tym na tyle przekonująca, że wszyscy bez oporów wyjawiali jej to, na czym akurat jej zależało:) W międzyczasie w retrospekcjach dowiadujemy się, jakie piekło przeszła niegdyś Jill. Przetrzymywana pod ziemią przez psychopatę, bez możliwości ucieczki, praktycznie skazana na śmierć. Twórcy dawkują nam owe retrospekcje w małych ilościach, nie zdradzają wszystkiego od razu – w ten sposób wyrwanie się dziewczyny z rąk psychopaty widzimy dopiero pod koniec projekcji. Tymczasem policja rusza tropem Jill. Mundurowym nie bardzo podoba się fakt, że niegdyś leczona psychiatrycznie kobieta, biega sobie po mieście z bronią i przepytuje ludzi na temat, ich zdaniem, wyimaginowanego porwania.
W pewnym momencie seansu miałam wrażenie deja vu. Przed laty, oglądając film Chrisa Sivertsona zatytułowany „Wiem kto mnie zabił” byłam tak samo zdezorientowana, jak w tym przypadku. Podobnie, jak wówczas, również i tutaj zastanawiałam się, czy aby ta cała sprawa z porwaniem Molly nie wyklarowała się tylko w głowie Jill, a nawet przemknęło mi przez myśl, że jej siostra w ogóle nie istnieje. Śmiem podejrzewać, że takiej reakcji widzów na przedstawioną oś fabularną oczekiwali twórcy „Zaginionej”. Liczne insynuacje, co do zachwianej psychiki głównej bohaterki wysnuwane przez policjantów oraz leki, które zażywa na chwilę skierowały moje podejrzenia na jej osobę. Na pewno nie uświadczymy tutaj uczucia paranoi i rozbicia interpretacyjnego na miarę „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego, ale możemy spodziewać się przynajmniej lekkiej dezorientacji. Z czasem obsesja Jill znacznie się pogłębia – dziewczyna nie tylko podejrzewa porwanie siostry, ale jest również przekonana, że dopuścił się go ten sam człowiek, który przed rokiem schwytał ją samą. A widz zastanawia się nad stopniem prawdopodobieństwa takiej teorii, po czym zapewne dochodzi do wniosku, że Jill całkowicie postradała rozum.
Opinie widzów na temat zakończenia są mocno zróżnicowane – balansują pomiędzy całkowitym absurdem a dokładnie przemyślanym finalnym akcentem. W moim mniemaniu twórcy poszli po najmniejszej linii oporu – nie zależało im na pozostawieniu widza z mnóstwem pytań bez odpowiedzi, czy też wbijającym się w pamięć, dającym do myślenia akcencie. Zwyczajnie zaserwowali nam coś tak schematycznego, że aż trudno w to uwierzyć. Moim zdaniem finał oraz mało przekonująca kreacja głównej bohaterki są jedynymi minusami tego obrazu, aczkolwiek na tyle znaczącymi, że mocno zaniżają ogólny poziom tej produkcji. Cała oś fabularna oparta jest na postaci Jill, wykreowanej przez popularną ostatnio, aczkolwiek w moim mniemaniu niezbyt utalentowaną Amandę Seyfried. Tutaj niestety irytowała mnie jeszcze mocniej niż w „Zabójczym ciele” i „Przesileniu”. Nie wiem, czy kino grozy jest kierunkiem, w którym powinna podążać ta konkretna aktorka.
„Zaginiona” ma szansę przypaść do gustu osobom, którym zależy na ciekawej fabule, zamiast widowiskowych efektach specjalnych i wartkiej akcji. Jako rozrywka na przysłowiowy „jeden raz” ma szansę zaintrygować pewną grupę odbiorców, choć jak większość współczesnych obrazów wymagający widz dostanie również kilka słabszych momentów, na które warto przymknąć oko, aby nie zepsuć sobie zanadto seansu.
Szczerze mówiąc, natknęłam się na kiepską opinię o tym filmie (że schematyczny i nieciekawy), ale Twoja recenzja zachęciła mnie do dania mu szansy. Nie wiem już czemu sama się w ogóle zniechęciłam ;)
OdpowiedzUsuńja na pewno dam mu szansę :) zapowiada się interesująco :)
OdpowiedzUsuńWidzę że co do zakończenia to faktycznie mamy takie same odczucie.
OdpowiedzUsuńCzytając o tym jak Jil zdobuwała informacje miałam wrażenie że czytam solucje jakiejś gry przygodowej, co powiedzieć żeby przejść dalej :D
Co chwilę widzę gdzieś ten film, więc będę musiała w końcu to nadrobić i obejrzeć. Dzięki za recenzję, zobaczymy jak na mnie zadziała :-) Pzdr
OdpowiedzUsuń