Po
ucieczce z domu Laura poznaje fanatyka religijnego Tye'a McGratha,
który podnosi jej samoocenę poprzez bezpodstawne oskarżenia jej
rodziców. Mężczyzna przekonuje, że wyłączną winę za jej
osobiste problemy ponoszą zdemoralizowani rodzice. Laura zakochuje
się w swoim wybawcy i wkrótce staje z nim na ślubnym kobiercu. A
po latach niewzbudzający niczyich podejrzeń dom McGrathów w
urokliwej okolicy staje się więzieniem dla sześciorga ich dzieci.
Ofiar przemocy fizycznej i psychicznej, trwających w przekonaniu, że
w ten sposób rodzice chronią ich nieśmiertelne dusze. Ale są
wśród nich wątpiący, kwestionujący ekstremalnie surowe metody
wychowawcze wymyślone przez rzekomo głęboko religijnego człowieka,
despotycznego ojca i męża.
|
Plakat filmu. „House of Chains” 2022, Lifetime, 1Department Entertainment Services, MarVista Entertainment
|
Produkcja
telewizji Lifetime zainspirowana autentyczną zbrodniczą
działalnością Davida i Louise Turpinów, wychowujących
trzynaścioro swoich dzieci w nieludzkich warunkach. Ich wieloletni
proceder został odkryty w 2018 roku w Perris w Kalifornii –
policję zawiadomiła jedna z ofiar. Sprawę opisał między innymi
John Glatt - amerykański pisarz specjalizujący się w non-fiction -
w książce „Rodzina z domu obok” (oryg. „The Family Next Door:
The Heartbreaking Imprisonment of the Thirteen Turpin Siblings and
Their Extraordinary Rescue”). Thriller „W zamknięciu” (oryg.
„House of Chains”) to niskobudżetowy amerykański obraz luźno
oparty na wstrząsających dziejach Turpinów, który swoją
(telewizyjną) premierę miał w pierwszej połowie września 2022
roku. Scenariusz i reżyseria: Stephen Tolkin, który pracował
między innymi przy miniserialu Stephena Kinga pt. „Złote lata”, miniserialowej ekranizacji powieści „Intensywność” Deana Koontza powstałej
pod artystyczną dyrekcją Yvesa Simoneau, „Internetowym zabójcy”
Stephena Kaya i „Potworze z Cleveland” Alex Kalymnios.
Niewidzialna
komnata tortur w malowniczym zakątku Stanów Zjednoczonych. Spokojna
dzielnica siedliskiem „demonów w anielskich przebraniach”. Albo
tylko jednego. Z filmu Stephena Tolkina jasno bowiem wynika, że
głównym architektem terroru rodzinnego jest ojciec i mąż, co
niektórzy mogą uznać za największe odstępstwo od prawdziwej
historii Turpinów. Fikcja moim zdaniem nie dogoniła rzeczywistości
- „W zamknięciu” to coś w rodzaju łagodniejszej wersji
zatrważająco długiej gehenny zgotowanej przez własnych rodziców.
Tye McGrath (całkiem udana, dostatecznie diaboliczna, kreacja
Greystona Holta, którego fani kina grozy w pierwszej kolejności
mogą bezbłędnie powiązać ze „Straconymi chłopcami 2” P.J.
Pesce'a), podobnie jak David Turpin, działa jak niejeden przywódca
sekty, można wręcz powiedzieć, że stosuje podręcznikowe metody
podporządkowywania sobie bliźnich, włącznie z małżonką Laurą
(w tej roli Mena Suvari, prawdopodobnie najsilniej kojarzona z
„American Beauty” Sama Mendesa, ewentualnie komediową marką
„American Pie”, czyli głośną filmową serią zapoczątkowaną
w 1999 roku. Wystąpiła też między innymi w „Kolekcjonerze”
Gary'ego Fledera, na podstawie powieści Jamesa Pettersona wchodzącej
w skład poczytnego powieściowego cyklu z Alexem Crossem oraz w
„Furii: Carrie 2” Katt Shea i Roberta Mandeli). Myślę, że
wystawili się twórcy „W zamknięciu” na niebezpieczeństwo
oskarżeń o próbę zrzucenia całej winy na Davida Turpina,
usprawiedliwianie, według sądu, nie mniej (a może nawet bardziej?)
okrutnej Louise, nawet jeśli celem Stephena Tolkina nie było
nakręcenie typowej true crime story. Jeśli podejść do tego
jak do fikcyjnej opowieść spłodzonej pod lekkim natchnieniem
prawdziwego domowego koszmaru, czegoś w rodzaju wariacji na temat
dziejów Turpinów, to „W zamknięciu” może pozytywnie
zaskoczyć. Bo współczesne dreszczowce telewizyjne chyba nieczęsto
uderzają w tak mroczne struny? Tak czy inaczej, ekipa Stephena
Tolkina w mojej ocenie wychodzi z całkiem klimatyczną ofertą
gatunkową: ponurą opowieścią w większości, nomen omen,
zamkniętą w klaustrofobicznym piętrowym domu, cichutko stojącym w
tłumie - z zewnątrz - podobnych. W Domu Grozy zarządzanym przez
ortodoksyjnego niepraktykującego chrześcijanina. To znaczy
praktykującego, ale w czterech ścianach własnego domu. Sekretna
„świątynia” Tye'a McGratha, wspólnota niby religijna dostępna
tylko dla rodziny. Przewodnictwo duchowe „wspaniałomyślnie”
zapewniane żonie i potomstwu. Tye McGrath najwyraźniej preferuje
Stary Testament – z pamięci cytuje starannie wybrane fragmenty,
które mają tłumaczyć jego bestialskie czyny. Typowe wyrywkowe
czytanie Pisma Świętego, czy jak kto woli interpretacja własna
jednostki niekoniecznie wyrachowanej. Mężczyźnie naprawdę może
się wydawać, że bohatersko walczy o nieśmiertelne dusze swoich
najbliższych, że to on jest tym, który poświęca się dla
rodziny, że miewa wizje przesyłane bezpośrednio przez Boga
Wszechmogącego. Może być też tak, że Tye w pełni świadomie
manipuluje swoją trzódką, z premedytacją wykorzystuje wiarę do
własnych celów, do zaspokajania swoich sadystycznych apetytów,
swobodnego spełniania chorych pragnień, budowania własnego
American Dream. Paskudne królestwo Tye'a McGratha, monarchia
absolutna ukryta na widoku w państwie demokratycznym. Rzeź
niewiniątek w najbliższym sąsiedztwie.
|
Plakat filmu. „House of Chains” 2022, Lifetime, 1Department Entertainment Services, MarVista Entertainment |
„W
zamknięciu” Stephena Tolkina - podobnie jak choćby zainspirowana
autentyczną sprawą z lat 60. XX wieku „Dziewczyna z sąsiedztwa”,
najgłośniejsza powieść Jacka Ketchuma, jej filmowa wersja w
reżyserii Gregory'ego Wilsona oraz niepowiązana ze wspomnianym
utworem literackim, ale mająca ten sam punt wyjścia, wierniejsza
faktom „Amerykańska zbrodnia” Tommy'ego O'Havera – pokazuje,
że zło może spokojnie rozkwitać w domu obok. Całymi latami.
Meadow, Rain, Prairie i wreszcie główna bohaterka filmu River do
szkoły zaczęli uczęszczać, gdy ich rodzice spodziewali się
piątego dziecka, pasterza Foresta, który w przeciwieństwie do
starszego rodzeństwa i tak jak najmłodsza Summer, nigdy nie
uczęszczał do szkoły. A przynajmniej nie dopóki mieszkał w
przerażająco hermetycznym „państewku” Tye'a McGratha.
Mężczyzna bardzo szybko pożałował, że uległ błaganiom żony i
zapisał pierwszą czwórkę do podstawówki – skończyło się na
jednym dniu zajęć szkolnych i kategorycznym zakazie wychodzenia z
domu, naturalnie nieobowiązującym rodziców. Nie żeby to był
jakiś przywilej, raczej podejmowanie ogromnego ryzyka przede
wszystkim z myślą o dzieciach. Ktoś musi zarabiać, robić zakupy
i tak dalej. Codziennie ryzykować diabelskie ataki. Na świecie aż
roi się od szatańskich węży, które niechybnie wnikną w
bezbronne ciałka dzieci McGrathów, jeśli te poważą się choćby
otworzyć okno bez pozwolenia pana i władcy, który rzadko ucieka
się do przemocy fizycznej – zmusza do tego Laurę, która spotkała
swoją miłość na jednym z życiowych zakrętów. W domyśle
ostatnia ucieczka z domu; ucieczka dziewczyny, której według tego
czarnego rycerza w brudnej zbroi, wmówiono, że to ona jest
problemem, aby zatuszować swoje bezeceństwa. Jedna z zagubionych
owieczek wypatrywanych chyba przez wszystkie sekty tego świata.
Niepewna siebie, może nawet pogrążona w depresji, na pewno
udręczona dusza, która chętnie odda się niekoniecznie w dobre
ręce. Z ulgą przyjmuje znalezienie osoby, która chce wziąć jej
życie w swoje ręce. Laura wygląda mi na osobę, która panicznie
boi się usamodzielnienia, która woli, gdy ktoś inny nią kieruje.
Daleko jej do szczęścia, ale wszystko wskazuje na to, że życia
bez przewodnika wydaje jej się dalece gorszą opcją. Tye to więc
mniejsze zło, według biologicznej matki szóstki maltretowanych
dzieci. Głodzonych – żeby zrobić miejsce dla ducha –
chłostanych, krępowanych. Zamykani w ciasnych pomieszczeniach,
przywiązywani między innymi do własnych łóżek - nie tyle
godziny, ile dnie (doba za dobą) spędzane w jednej pozycji, bez
możliwości wyjścia do toalety, bez jedzenia nawet bez wody.
Rekordzistą jest Prairie, zupełne przeciwieństwo jego starszego
brata Raina, nad którym Tye chyba najmniej się napracował, który
jeszcze przed narodzinami Foresta i Summer brał stronę ojca. Jeśli
Tye jest dumny z któregoś ze swoich dzieci to z Raina i Meadow.
Prairie już w dzieciństwie „pokazywał rogi”, a potem było
tylko gorzej, oczywiście z perspektywy Tye'a, bo w oczach odbiorcy
chłopak prędzej przedstawi się jako ten, który nie uległ
wstrętnej propagandzie obłąkanego(?) ojca. Wiara w to, że na
zewnątrz grasują najprawdziwsze demony to jedno, a strategia Tye'a
to drugie – Prairie wierzy w wężowe opętania i inne takie, ale
nie zamierza pokornie znosić nieludzkiej dyscypliny wprowadzonej
przez ojca. Zamknięcie w domu może jeszcze by zrozumiał, ale takie
umiarkowanie w jedzeniu, piciu i kąpieli, to już stanowcza
przesada. Tym bardziej, że to nie dotyczy rodziców. Podobnie jak
niekorzystanie z telewizora, diabelskiego narzędzia wiszącego w ich
sypialni, gdzie dzieciom wchodzić nie wolno. Mniej groźny jest
laptop Tye'a, ale bez pozwolenia właściciela najpewniej nikomu nie
wolno z niego korzystać, natomiast smartfony spokojnie można
wręczyć najpotulniejszym owieczkom. River nie jest jedną z nich –
kiedyś może i była, ale od jakiegoś czasu mąci do spółki z
Forestem. Chłopak miał być ich pasterzem, a został... zdrajcą?
Dobrze by było. Cierpienia, które na pozór łatwo zakończyć.
Łatwo dla człowieka, który odebrał inne wychowanie, w którym nie
pielęgnowano paraliżującego lęku przed światem zewnętrznym, nie
wyhodowano fobii przed demonami przebranymi za choćby policjantów,
lekarzy, duchownych i latającymi wężami zsyłanymi przez Księcia
Piekieł. Zrozumienie tej psychicznej blokady, bierności umęczonych
istot ludzkich, torturowanych przez własnych rodziców, to klucz do
należytego przeżywania tej historii. To znaczy takiego, na jakim
zależało Stephenowi Tolkinowi, co wnioskuję z częstego ubierania
w słowa myśli kłębiących się w tych nieopisanie skrzywdzonych
umysłach. Uwięzionych w nadspodziewanie obskurnym domu (bo XXI wiek
mnie zdecydowanie nie rozpieszcza pod tym względem, co innego filmy
z poprzedniego stulecia) bardzo twardą ręką rządzonym przez
„nazbyt grubo ciosanego fanatyka religijnego”, że tak to ujmę,
do znudzenia przypominającego, iż fanatykiem jest. Do tego
zagranie, które mocno i brzydko pachniało mi Hollywoodem –
iskierka nadziei w strefie mroku, przyjazna twarz na małym ekranie,
a i nie mogło zabraknąć dobrej wróżki z sektora publicznego.
Żeby tylko za bardzo nie uczulić opinii publicznej na ułomność
systemu, żeby nikomu nie przeszło przez myśl, że od czasu
męczarni Sylvii Likens w Stanach Zjednoczonych nic się nie
zmieniło? Nie dla ofiar przemocy domowej?
Chciałoby
się, żeby twórcy bardziej się nade mną poznęcali:) Naprężyli
tę depresyjną strunę... ale to i tak więcej nic się spodziewałam
po współczesnym thrillerze telewizyjnym. Nie tyle true crime
story, ile fikcyjna opowieść zainspirowana autentyczną sprawą.
Owoce wyobraźni zerwane ze zgniłego drzewa małżeństwa Turpinów.
To może być najmroczniejsza produkcja kanału Lifetime, jaką
obejrzysz. A nawet jeśli nie, to jest spora szansa, że docenisz nie
tylko klimat, ale i fabułę tego skromnego dziełka. Dreszczowca „W
zamknięciu” - kwiatów na poddaszu Stephena Tolkina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz