czwartek, 8 lipca 2010

„Kandydat” (2004) – znakomite dzieło o praniu mózgu

Raymond Shaw po powrocie z wojny zostaje odznaczony za uratowanie przed śmiercią kolegów z oddziału. Jako bohater narodowy ma ogromne szanse zostać wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych, na którą to funkcję kandyduje. Jednak jego dowódca z wojska, Ben Marco, zaczyna miewać sny, które wskazują, że Shaw nie jest żadnym bohaterem. Niedługo orientuje się, że cały jego oddział wraz z nim został poddany praniu mózgu, a fałszywe wspomnienia, które im wszczepiono miały pomóc Shawowi w objęciu ważnego politycznego stanowiska. Marco postanawia dowiedzieć się, kto za tym stoi, ale sprawa nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać, ponieważ żołnierze nadal mogą być sterowani przez swoich oprawców.

O tym filmie dowiedziałam się w dość nietypowy sposób. Najpierw przeczytałam książkę Deana Koontza pt. „Fałszywa pamięć”, w której to pisarz wspomina o powieści Richarda Condona zatytułowanej „Mandżurski kandydat”. Co więcej Koontza swoje dzieło w dość dużym stopniu oparł na tej pozycji, ale wspomniał także, że nakręcono film na jej podstawie. Z uwagi na to, że „Fałszywa pamięć” była świetną książką postanowiłam zapoznać się z ekranizacją „Mandżurskiego kandydata” z roku 1962 i wtedy odkryłam, że powstał remake tego filmu, więc zdecydowałam, że nowa wersja będzie dla mnie bardziej przystępniejsza.

Tak, więc obejrzałam thriller pt. „Kandydat” i… byłam pod wrażeniem. Ten film można przedstawić tylko w samych superlatywach, inaczej się po prostu nie da. Od początku do końca trzyma w napięciu, mimo tego, że trwa ponad dwie godziny. Tematyka prania mózgu jest tutaj ukazana w bardzo tragiczny sposób. Pomyślmy tylko: mamy żołnierzy, którzy dobrowolnie ryzykują życie dla kraju, a jacyś szaleńcy odbierają im własną tożsamość. Grzebią w ich głowach usuwając niektóre wspomnienia, a inne fałszywe dodając. Na domiar złego robią z nich osobistych robotów, gotowych na wykonanie każdego ich żądania, łącznie z morderstwem. Poza tym ci bezwzględni ludzie starają się umieścić na stanowisku wiceprezydenta USA jednego ze swoich robotów, co siłą rzeczy miałoby katastrofalne skutki dla narodu. Wszystko to jest tak bardzo przerażające z tego względu, że możliwe w realnym życiu, to mogło mieć miejsce w rzeczywistości, a film nie pozwala widzowi zapomnieć o tej strasznej ewentualności.

W roli głównej Danzel Waschington, jak zwykle profesjonalny. Poza tym mamy tu też takie gwiazdy, jak Meryl Streep, czy Liev Schreiber, więc na amatorskie wykonanie nie ma co liczyć:) Jest jeden minus, a mianowicie zakończenie, które niestety nie oferuje nam żadnej bomby, nie zwala z fotela, a nawet lekko rozczarowuje. Poza tym wielu może zniechęcić pierwsza połowa filmu, ze względu na to, że niewiele się wtedy dzieje, ale ja osobiście nie mam zastrzeżeń, ponieważ nie nudziłam się ani przez chwilę i podobało mi się takie powolne wchodzenie w akcję – znakomicie potęgowało atmosferę, było przedsionkiem do tego, co miało stać się później. Fabuła jest w tak dużym stopniu niebanalna, oryginalna i wciągająca, że nikt nie może powiedzieć, że wszystko to już widział w innych tego typu produkcjach. Ten obraz jest genialny w ścisłym znaczeniu tego słowa. Chwilami trochę skomplikowany, co tylko przyciąga uwagę widza, zmuszając go do uważnego oglądania i myślenia przez cały seans. Raczej dla nikogo nie powinien być niezrozumiały, jeśli tylko podejdzie do niego poważnie i skupi się nad wydarzeniami oglądanymi na ekranie.

Jeśli ktoś interesuje się tematyką prania mózgu oraz szuka jakiegoś oryginalnego thrillera, którego nie można umieścić w żadnych ramach, pozbawionego schematyczności i przewidywalności to może śmiało sięgnąć po „Kandydata”. Widzom, którzy nie przepadają za ambitnym kinem grozy stanowczo odradzam.

4 komentarze:

  1. Chyba tego nie oglądałam, ale bardzo lubię Denzela Waschingtona. Moim ulubionym filmem jej "Kolekcjoner kości" Muszę tego "Kandydata" koniecznie obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  2. też uwielbiam "Kolekcjonera kości" - jeden z najlepszych filmów o seryjnym mordercy i już tyle razy go widziałam, że pogubiłam się w liczeniu:) Ale mogę go oglądać w nieskończoność i nigdy mnie nie znudzi:) "Kandydat" jest na pewno trochę gorszy od "kolekcjonera kości", ale mimo to bardzo mi się ten film podobał i naprawdę polecam, bo warto.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam kilka takich filmów, które mogę oglądać bez końca i w ogóle mi się nie nudzą -"Kolekcjoner kości" (jak Ty, oglądałam niezliczoną ilość razy), "Azyl" (z Jodie Foster), "Purpurowe rzeki" (z Jeanem Reno) i "Firma" (z Tomem Cruisem). Pewnie jeszcze jakieś, ale te szczególnie - bardzo, bardzo lubię.
    A "Kandydata" na pewno obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też uwielbiam "Azyl" i "Firmę" - widzę, że mamy podobny gust filmowy.

    OdpowiedzUsuń