Mam mieszane uczucia względem tego filmu. Właściwie to powinnam zmieszać go z błotem, ponieważ jako horror nastrojowy, którym w zamyśle reżysera miał być, zawiódł na całej linii. Otóż atmosfery grozy prawie w ogóle w nim nie ma, a jeśli można ją wyczuć w niektórych scenach to niestety bardzo kuleje i pozbawiona jest jakiejkolwiek kulminacji, podczas której widz miałby okazję chociażby lekko podskoczyć. Dodajmy do tego nędzne efekty specjalne, których jedyną dobrą stroną jest to, że jest ich na szczęście bardzo mało. I dobrze, bo gdyby reżyser zdecydował się choćby na gram więcej „cudów nowoczesnej technologii” to moja recenzja wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak, mogę chociaż z czystym sumieniem powiedzieć, że znalazłam w tym obrazie parę interesujących scen, godnych horroru nastrojowego (np. robale pod prysznicem), czy chociażby efektywne sceny mordów (np. kawałek szkła wbity w usta). Z obsady warto nadmienić Charismę Carpenter, która mimo swego wątpliwego talentu aktorskiego znacznie podniosła morale filmu (choćby swoim wyglądem i dosyć znanym nazwiskiem) i muszę przyznać, że osobiście nawet lubię filmy z jej udziałem. Fabuła, oczywiście, schematyczna aż do bólu (ale mimo tego udało jej się wciągnąć mnie w akcję, co było dla mnie niebywałym zaskoczeniem), przewidywalna, powielająca znane sceny (włosy wyciągane z buzi wywołują słuszne skojarzenia z „The Ring”), a chwilami nawet nielogiczna (bohaterowie wysyłają prowadzącego program do szopy zamiast po pomoc). Zakończenie także nie powinno nikogo zwalić z nóg, ale oddając sprawiedliwość, muszę przyznać, że reżyser mógł to skończyć o wiele gorzej. Więc w ogólnym rozrachunku wybrnął całkiem nieźle. „Dom z kości” nie miał szans na oryginalność, ponieważ już sam pomysł na film jest zlepkiem scen w większości nam już znanych z innych tego typu produkcji. Więc już sam fakt, że nie wyłączyłam go po pierwszych piętnastu minutach działa na jego korzyść. W gruncie rzeczy filmowcom udało się stworzyć coś średniego z niczego. I choćby za to należą im się ukłony – nawet jeśli „Dom z kości” nie spełnia całkowicie wymagań „starych wyjadaczy” tego podgatunku horroru.
Nie mogę polecić tego filmu z czystym sumieniem, ponieważ jeśli chodzi o horrory nastrojowe mam całkowicie odmienne zdanie niż reszta. Mnie ten obraz w miarę zadowolił – na pewno nie żałuję, że go obejrzałam, ale też na pewno nie sięgnę po niego ponownie, bowiem jest to ten typ horroru, który można strawić tylko raz.