piątek, 8 marca 2024

„Dobry piesek!” (2022)

 
Aspołeczny młody multimilioner Christian przez aplikację randkową poznaje towarzyską studentkę Sigrid. Kobieta spędza u niego noc, a rano doznaje szoku na widok dorosłego mężczyzny w kostiumie psa grzecznie siedzącego obok łóżka swego pana. Christian próbuje wyjaśnić, ale dziewczyna upiera się przy natychmiastowym powrocie do akademika. Po rozmowie z przyjaciółką Sigrid postanawia dać szansę ekscentrycznemu dziedzicowi fortuny mieszkającemu z człowiekiem zachowującym się jak pies. Najlepszy przyjaciel Christian ma na imię Frank i według bohatersko opiekującego się nim wyobcowanego bogacza, chce być traktowany jak zwierzę. Sigrid szybko przyzwyczaja się do tego nietypowego układu, pozytywnie zaskakując nowego partnera nawiązaniem więzi z jego „pupilem”. Wszystko wskazuje na to, że „dobry piesek” polubił dziewczynę swego właściciela, że boleśnie samotny przedstawiciel norweskiej klasy najwyższej wreszcie znalazł swoją drugą połówkę, idealną kandydatkę na życiową towarzyszkę. Lepszego obrotu spraw nie mógł sobie wymarzyć... żadna idylla nie trwa jednak wiecznie.

Plakat filmu. „Good Boy” 2022, Fredagsfilm AS, The Norwegian University of Science and Technology (NTNU)

W 2018 roku aspirującego filmowca z Norwegii Viljara Bøe nawiedziła myśl o dorosłym człowieku przebranym za psa. Stwierdził, że to doskonały pomysł na scenariusz i miał silne przeczucie graniczące z pewnością, że zrodził się pod wpływem „Pięćdziesięciu twarzy Greya” E.L. James, ewentualnie jej filmowej adaptacji w reżyserii Sam Taylor-Johnson oraz „Pięknej i Bestii” Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve bądź opartego na rzeczonej starej baśni filmu animowanego ze stajni Walta Disneya w reżyserii Kirka Wise'a i Gary'ego Trousdale'a lub filmu fabularnego w reżyserii Billa Condona. Rozpoczęcie prac nad scenariuszem „Dobrego pieska!” (oryg. „Good Boy” aka „Meg, deg & Frank aka „Me, You & Frank”) musiało jeszcze trochę poczekać, gdyż Bøe woli jak historie dojrzewają w nim w swoim, choćby nawet niemiłosiernie wolnym tempie – artysta, który niczego nie chce robić na siłę. Zarzeka się, że wcześniej nie słyszał o fetyszu „puppy style”, przyznał jednak, że stronę wizualną jego specyficznego obrazu inspirowały filmowe dokonania Larsa von Triera i styl Dogme 95 (manifest artystyczny wydany między innymi przez wspomnianego duńskiego skandalistę w 1995 roku). Norweskiego thrillera psychologicznego - przy czym pierwszy „akt” był konstruowany z myślą o komedii romantycznej - częściowo zrealizowanego w prywatnym domku reżysera i scenarzysty. Po raz pierwszy pokazany we wrześniu 2022 roku na amerykańskim Beyond Fest – polska premiera odbyła się w sierpniu 2023 na Octopus Film Festival – a szeroka dystrybucja (internet, kino) ruszyła we wrześniu 2023.

Viljara Bøe zawsze ciekawiła relacja człowieka i psa. Nazywani najlepszymi przyjaciółmi, ale tak naprawdę niemający wyboru – stworzenia tresowane, czasami boleśnie karane za zachowania odbiegające od oczekiwań istot, nie wiedzieć czemu, przekonanych, że ubezwłasnowolnione czworonogi darzą ich bezgraniczna miłością. W każdym razie czołowy twórca „Dobrego pieska!” nie jest pewien, czy przedstawiciele jego gatunku dobrze interpretują sygnały wysyłane przez swoich pupili. A jeśli mylą nienawiść z miłością? Może bycie czyjąś własnością nie podoba im się tak bardzo, jak wielu myśli? Pan/pani, właściciel/właścicielka – czy tak powinni się tytułować nasi przyjaciele? Nasi nie, ale o najlepszych przyjaciołach człowieka jak najbardziej wypada wyrażać się jak o rzeczach... albo niewolnikach. Ryzykowny eksperyment myślowy Viljara Bøe, który miał świadomość, że jego film może wywołać małą burzę, a już na pewno spodziewał się kontrowersji wokół zakończenia „Dobrego pieska!”. Tak czy inaczej, trudno nie doszukiwać się tutaj próby zrewolucjonizowania myślenia o czworonożnych „członkach ludzkich rodzin”. Skoro tak trudno wczuć się w stan wewnętrzny zwierząt, „stańmy się nimi”. Umówmy się, że to nie jest człowiek, tylko pies. Dehumanizacja stymulatorem empatii? Broń obosieczna. Ulubione narzędzie opętanych żądzą władzy, można zwrócić przeciwko nim. Wykorzystać jedną z pewniejszych metod budowania kapitału politycznego - Divide et impera! - do rozwijania umiejętności, która sojuszniczką pazernych na władzę na pewno nie jest. Współczującym społeczeństwem trudniej się rządzi. Tylko czy Christian (perfekcyjna kreacja Garda Løkke'a) chce być „na szczycie łańcucha pokarmowego” w najmniejszej komórce społecznej, jaką najwidoczniej szczerze pragnie zbudować? Rola pana czyniąca zeń niewolnika? Nieakceptowalny społecznie komfort życiowy długoletniego przyjaciela przeszkodą do uzyskania komfortu własnego. Współczesny altruista najwyraźniej rozczarowany tempem przemian obyczajowych na świecie. Już na pierwszej randce Christian daje Sigrid (zadowalający występ Katrine Lovise Øpstad Fredriksen) do zrozumienia, że nie podziela jej pozytywnego postrzegania rzeczywistości. W przeciwieństwie do tej zdumiewająco tolerancyjnej dziewczyny, Christian pewnie bez wahania podpisałby się pod „obwieszczeniem” Rocky'ego Balboa: „Świat to nie samo słoneczko i tęcze. To podłe i okrutne miejsce [...]”. Wychowany w dobrobycie materialnym przystojny kawaler z potencjalną i w ocenie Sigrid zupełnie niegroźną, wręcz uroczą obsesją na punkcie kontroli (to jego liczenie spożytych kalorii), mentalnie przygotował się na kolejne definitywne pożegnanie z sympatyczną dziewczyną, a ta nagle zgłasza gotowość do zacieśniania więzi z mężczyzną i jego „psem”. Nietradycyjny model rodziny. Instynkt nakazał Sigrid ucieczkę, ale po rozmowie z najlepszą przyjaciółką i współlokatorką Aurorą (niewielka rola Amalie Willoch Njaastad) zawstydziła się tą rejteradą. Deklarowała pełne poparcie dla systemowego wsparcia mniejszości społecznych (tj. zrównanie mniejszości w prawach), a kiedy los powiedział „sprawdzam”, zachowała się jak zdecydowana zwolenniczka „jedynego słusznego modelu życia”. Wylazła z niej hipokrytka. Wróciła, żeby odzyskać szacunek do samej siebie? Człowiek identyfikujący się z psem nie zaszokował jej tak, jak „spojrzenie w twarz” Sigrid, jakiej nie jest w stanie polubić? Albo poleciała na kasę.

Plakat filmu. „Good Boy” 2022, Fredagsfilm AS, The Norwegian University of Science and Technology (NTNU)

Dopieszczona sztuka minimalizmu w typowo skandynawskim - chłodnym - klimacie. Niedrogi spektakl filmowy, wystawiony przez człowieka, który wbrew obiegowej opinii nie uważa, że im większe zaplecze finansowe, tym większa wolność artystyczna. Viljar Bøe podejrzewa, że jego „Dobry piesek!” wyglądałby inaczej, gdyby „wyszedł” z jakiejś nieszczędzącej na niego pieniędzy wielkiej firmy producenckiej. Ograniczenia narzucane przez budżet bywają nieporównywalnie mniejsze od ograniczeń narzucanych przez producentów wykładających naprawdę grubą gotówkę w nadziei na naprawdę gruby zysk. Autor bezkompromisowej opowieści o jednostce psychicznie zwichrowanej przypuszczalnie musiałby przyciąć pazurki tego „pieska”, ażeby nie odstraszyć szerszej publiki (maksymalizacja stopy zwrotu z inwestycji). I zapomnieć o Dogme 95? Może tylko uwzględnić więcej rekwizytów (punkt pierwszy manifestu) i „elementów sztucznie wzbogacających akcję” (punkt szósty manifestu), koniecznie w „akcie” pierwszym, bo niepopularnie się wlecze. Slow burn romance z ociąganiem przechodzący w rasowy psychothriller z bohaterką slasherową - widać nie przyswoiła sobie wiedzy Randy'ego Meeksa. Toksyczny trójkąt, jakiego w kinie raczej się nie spotyka. Nowatorska wizja artystyczna, którą spokojnie mogło - ale według Viljara Bøe tak nie było - zainspirować samo życie. Ona, on i Frank: chodzący jak pies, jedzący i pijący jak pies, śpiący jak pies, szczekający, obwąchujący i radośnie „merdający ogonem” (trzęsący pośladkami) jak pies, ale formalnie rzecz biorąc to człowiek przebrany za psa. Przynajmniej dopóki nie zyska się pewności, że identyfikuje się jako pies. Pewnie nieprzypadkowo noszący imię Christian (patrz: inspiracyjne źródełko Viljara Bøe) współlokator tytułowej postaci, przekonuje, że wbrew pozorom, całkowicie nie przyzwyczaił się do tej sytuacji. Stwarza wrażenie niedostrzegającego jej wyjątkowości, a wręcz lekko zdziwionego zmieszaniem bliźnich na widok człowieka zachowującego się jak pies, ale zapewnia Sigrid, że po latach spędzonych z Frankiem nadal postrzega ich układ jako dziwactwo. Mimo starań nie udało mu się wmówić sobie, że przyjaciel z dzieciństwa jest przedstawicielem innego gatunku. Stara się dla Franka i nikt nie jest w stanie zawrócić go z tej drogi. Prędzej zrezygnuje z realizacji marzenia o założeniu rodziny, niż porzuci swoją życiową misję? Przyjaźń ważniejsza od miłości? Przez jego skromną posiadłość – Sigrid jest zachwycona, ale jak się dowie, ile chłopak ma na koncie, może dojść do wniosku, że to życie mocno poniżej jego możliwości finansowych – podobno przewinęła się już niejedna kobieta zainteresowana uwolnieniem Christiana od niewygodnego dla niego statusu singla i żadna nie zdecydowała się powtórzyć tej wizyty. Mówią, że szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów, a Christian konsekwentnie przedstawiał Franka niedoszłym narzeczonym, zamiast pozbyć się czynnika odstraszającego. Wreszcie postawić dobro własne nad dobrem przyjaciela? Tak czy inaczej, cierpliwość się opłaciła – okładany matrymonialnymi ciosami książę z bajki znalazł swoją księżniczkę. Introwertyk i ekstrawertyczka. Pesymista i optymistka. Pedant i bałaganiara. Planista i niezorganizowana. Klejem „przyjaźń międzygatunkowa”, czy jak kto woli umiejętność radykalnej akceptacji. Przystosowanie do życia w niepodręcznikowej rodzinie. Misterna pułapka doświadczonego duetu przestępczego? Metoda na mężczyznę identyfikującego się jako pies? A może oryginalne podejście do podgatunku animal attack (neo-animal attack)? Zbrodnia z zazdrości? Niewolnik czuje się zaniedbywany przez pana? Zmuszany do dzielenia przestrzeni z kobietą, która dla Franka w gruncie rzeczy jest obca? Nieważne, że poznał jej zapach, nieistotne, że Sigrid dobrze go traktuje, „pupilowi” Christiana mimo wszystko bardziej mógł odpowiadać poprzedni ustrój w domu. Wszystko rozstrzygnie się na odludziu. Z inności w swojskość. Gatunkowe klisze wątpliwym ratunkiem dla skołowanego odbiorcy. Ryzykowny rozwój innowacji. Efekt nowości wymieniony na efekt powtarzalności. Interesująca struktura - skuteczne odwrócenie kota ogonem – trzymająca w napięciu rozgrywka na dobrą sprawę konwencjonalna, dynamicznie rozwijająca się opowieść mroczna z mocną puentą - albo zmarnowanie dobrego pomysłu ucieczką w wyświechtane rozwiązania fabularne. Zdania są podzielone.

Charyzmatyczny urwis z Norwegi. Przekorna produkcja wyreżyserowana przez niezbyt doświadczonego filmowca Viljara Bøe w oparciu o jego własny scenariusz. Dająca do myślenia tragiczna historia miłosna. Niemoralna propozycja, jakiej można było się spodziewać po miłośniku twórczości Larsa von Triera;) Burzyciel porządku publicznego dla niepoznaki nazwany „Dobrym pieskiem!”. Potwór Gender lub podobne stworzenie, od którego prawomyślni obywatele powinni trzymać się z dala. I po co tak straszyć? Nie histeryzujmy, tylko czym prędzej przytulmy tę nieprzesadnie krnąbrną istotkę. Potrafi się odwdzięczyć.

3 komentarze:

  1. niedobra ta psina!

    OdpowiedzUsuń
  2. Paweł: jestem w szoku. Jeden z najgorszych filmów, jakie w życiu oglądałem a kino norweskie znam na wylot. Do tego stopnia jestem rozczarowany, że komentuję czego w zwyczaju nie mam. Pomysł w kontekście tradycji kina skandynawskiego, interesujący. I gargantuicznie nie dźwignięty. To zwyczjanie głupi film. Głupia fabuła, głupia gra, głupie wszystko. Zakończenie totalnie głupie. Kilkanaście lat temu podobne odczucia miałem po seansie `horroru` "Syn Ducha". Myślałem, że podobnego zażenowania już nie uświadczę. Jakże rozczarowująco się myliłem. Czekałem na ten film i jestem zupełnie po ludzku wku*wiony!
    Ludzi brnących z satysfakcją przez piękne kino skandynawskie stanowczo namawiam, by nawet nie próbowali dać się nabrać na zwiastuny.

    P.S. Pani Aniu, od wielu, wielu lat śledzę Pani blog. Często nie zgadzałem się po seansie sugerowanych w nim filmów z Pani entuzjazmem bądź krytyką i zdrowo zachowywałem to dla siebie. Ale ten film jest tak dramatycznie słaby, tak "skandynawsko oszukujący", że to iż proponuje Pani go "przytulić" w swej recenzji każe mi ostrzec entuzjastów nurtu przed koniecznością wydłubania sobie oczu i ślizgania się w moczu zażenowania.

    OdpowiedzUsuń