Stronki na blogu

wtorek, 6 września 2011

"Oni żyją" (1988)

Nada z pomocą specjalnych okularów odkrywa, że w całym Los Angeles ukrywają się Obcy pod przykrywką ludzkiej skóry. Niemalże wszyscy mieszkańcy miasta w ogóle nie zdają sobie sprawy z ich obecności, a ci co o nich wiedzą spełniają ich żądania w zamian za bogactwa. Nada wraz z grupką ruchu oporu stara się powstrzymać kosmitów przed przywłaszczeniem sobie naszej planety.

John Carpenter bez wątpienia najlepiej radził sobie w latach 80-tych. To wtedy powstały takie jego dzieła jak: "Mgła", "Coś" i "Christine". Horror science fiction "Oni żyją" powstały pod koniec tej wspaniałej dla gatunku dekady prezentuje nam fenomenalnego Johna Carpentera w całej jego okazałości. Scenariusz oparto na noweli Raya Nelsona pt. "Ósma rano", której oczywiście nie miałam okazji przeczytać, ale po tym, co zobaczyłam na filmie mam na to ogromną ochotę. Początkowo obraz ten może nieco zdezorientować, żeby nie rzec znudzić. Mamy grupkę ludzi zaatakowanych przez policję. Wybucha zamieszanie, wszyscy uciekają gdzie tylko się da. Jest wśród nich Nada, w którego ręce dostaną się nieco później tajemnicze okulary, dzięki którym odkrywa przerażającą konspirację. Pierwsze co Nada widzi przez owe okulary to subliminale - wiadomości zakodowane w obrazach i tekstach, które rejestruje nasza świadomość. Tymczasem podświadomość styka się z owymi subliminalami, które głoszą m.in aby być posłusznym i aby konsumować (więcej na ten temat przeczytacie u
Cat). Następnie Nada odkrywa, że sporo ludzi, których mija na ulicy w rzeczywistości nie są tymi, za których się podają. Pod normalną skórą ukrywają swoje prawdziwe, odrażające oblicze. Obraz widoczny przez okulary zarówno widzowie jak i bohaterowie filmu będą mieli okazję oglądać w barwach czarno-białych.

Przechodząc do konkretów "Oni żyją" nie jest czystym horrorem science fiction. Carpenter zdecydował się również na sporą dawkę komizmu, który o dziwo nie psuje ogólnego przekazu. Oczywiście, na tym filmie na pewno bać się nie będziemy, ale to nie zmienia faktu, że film wciąga jak mało który, a co więcej mimo jego już leciwego wieku w ogóle nie widać, żeby nakręcono go w latach 80-tych. Zasługą tego na pewno jest spory budżet, ale przede wszystkim profesjonalna realizacja, która rzuca się w oczy już od pierwszych minut seansu. Rzecz jasna jest kilka mankamentów. Znalazłam dwa, które może i nie zepsuły mi ogólnego odbioru tej produkcji, ale myślę, że lepiej byłoby nad nimi popracować. Zacznijmy od walki Nada i Franka. Jak na mój gust ta scena ciągnęła się w nieskończoność - ok, była przekomiczna i pewnie o to chodziło reżyserowi, jednakże początkowo miała trwać tylko 20 sekund (co byłoby o wiele lepszym rozwiązaniem), ale Carpenter postanowił ją przedłużyć ze względu na to, iż
aktorzy odgrywający te role męskie zdecydowali się walczyć naprawdę (nie licząc ciosów w twarz). Widać reżyser uwielbia walki wręcz:) Druga sprawa to postać Holly. UWAGA SPOILER Od kiedy dołączyła do ruchu oporu byłam pewna, że stoi po stronie Obcych. I właśnie przez tę przewidywalność finałowa scena sporo traci KONIEC SPOILERA.

Do aktorów także nie można się przyczepić. Zarówno odtwórca głównej roli Roddy Piper, jak i postacie poboczne radzą sobie całkiem nieźle - jak na tamte czasy wręcz doskonale. Muzyka w tym obrazie nie odgrywa chyba najważnejszej roli - słychać ją, ale nic poza tym. Może powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, iż Carpenter nie skupiał się na klimacie tej produkcji, ale na oryginalnej fabule i mocnym przesłaniu. W każdym bądź razie stworzył dzieło, które ogląda się wprost wyśmienicie, a przy okazji można z niego wyciągnąć całkiem intrygujące wnioski.