niedziela, 19 lutego 2012

„Mother’s Day” (2010)

Trzech braci, chcąc ukryć się przed policją docierają do domu ich matki, gdzie odkrywają, że jest on zamieszkały przez nowych właścicieli, którzy imprezują tam wraz z przyjaciółmi. Z uwagi na to, że jeden z braci został poważnie ranny reszta przestępców decyduje się zostać w domu, zniewalając ludzi w nim przebywających. Nowi właściciele domu wraz z ich znajomymi stają się zakładnikami brutalnych oprawców z ich zdemoralizowaną matką na czele.
Darren Lynn Bousman, twórca drugiej, trzeciej i czwartej części „Piły” tym razem wyreżyserował film, którego jednoznaczna klasyfikacja do jednego gatunku jest dosyć trudna. Brutalna produkcja, posiadająca wszelkie znajomiona kina torture porn, ale równocześnie nie będąca horrorem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Pomimo sporej liczby krwawych scen obraz ten bez wątpienia stawia na psychologię postaci, aniżeli wywołanie uczucia zniesmaczenia u odbiorcy. Zdecydowanie bliżej mu do brutalnego, trzymającego w napięciu thrillera psychologicznego, aniżeli horroru.
Głównym założeniem twórców „Mother’s Day” z pewnością są relacje oprawca-ofiara, ze szczególnym wskazaniem na okrutne gry psychologiczne, którym poddawane są sterroryzowane jednostki. Idąc śladami „Funny Games” Bousman ze szczególną skrupulatnością prezentuje nam bezwzględnych oprawców (trzech braci, siostrę oraz ich matkę), którzy nie cofną się absolutnie przed niczym, aby osiągnąć swój cel, którym jak można się spodziewać są pieniądze. Po drugiej stronie barykady stoją ich zakładnicy, wśród których na uwagę zasługują jedynie kobiety – tylko ich śmiałe poczynania dają widzom nadzieję na szczęśliwe zakończenie, mężczyźni natomiast zdają się godzić ze swoją beznadziejną sytuacją. Agresorem całego zajścia jest matka przestępców – zręczna manipulantka, która bez trudu podporządkowuje sobie nie tylko swoich dorosłych synów, ale z początku również i zakładników. Kobieta, zastraszając i grając na uczuciach innych samymi słowami jest w stanie zapanować nad wszystkimi, za wyjątkiem córki, która stara się łagodzić sytuację, jak tylko może. Twórcy, co jakiś czas prezentują widzom psychologiczne gierki oprawców, które zmuszają ich ofiary do zwierzęcych wręcz zachowań – zgodnie z zasadą, że człowiek jest w stanie zrobić absolutnie wszystko, aby przeżyć. I to właśnie ich instynkt przetrwania przyczynia się do klasycznego motywu, zgodnie z którym to ofiary na krótko stają się oprawcami. Nasi przestępcy żerują na najniższych instynktach ludzkich, między innymi mówiąc: „Zabij koleżankę, a przeżyjesz – jeśli nie, zabiję was obie”, „Pojedynkujcie się – kobieta przegranego rozprawiczy mojego syna”, „Przejedź gliniarza, albo zabiję ciebie i twoich przyjaciół” – prosta zasada: albo ty, albo on.
„Mother’s Day”, stawiając przede wszystkim na idealnie zagranych bohaterów, pomimo wielu krwawych scen staje się widowiskiem iście psychologicznym - relacje międzyludzkie w niezwykle rozpaczliwej sytuacji zagrożenia życia sprawiają, iż przeciętnemu widzowi siłą rzeczy udzielają się ich emocje – z uwagi na wielowymiarową charakterystykę postaci niezwykle łatwo jest utożsamić się z pozytywnymi bohaterami filmu, a co za tym idzie przeżywać wszystkie okropieństwa, których padli ofiarami. Równocześnie jednak ich zachowanie niejednokrotnie irytuje odbiorcę, który możliwe, że postąpiłby tak samo na ich miejscu, jednak w zaciszu domowym, jako obiektywny obserwator na pewno będzie zawiedziony tchórzliwym postępowaniem mężczyzn oraz początkowymi zabiegami Beth, która może i walczy najzacieklej ze wszystkich zakładników, ale nie wykorzystuje szans, które sobie wypracowuje – ogłusza oprawców, zamiast od razu ich dobić, przechylając szalę na swoją stronę. Pod koniec, oczywiście, mamy istne powstanie zniewolonych kobiet, jednak doskonale zdajemy sobie sprawę, że mogły postawić się nieco wcześniej, a co za tym idzie ocalić życie wielu niewinnych osób.
Najbardziej rażącymi momentami filmu są sceny wystrzałów – nie wierzę, aby w zamkniętym pomieszczeniu, w dzielnicy mieszkalnej przestępcy mogli sobie tak swobodnie strzelać z broni bez tłumików, będąc niesłyszalnymi przez sąsiadów. Ponadto nie zauważyłam jakiś poważniejszych mankamentów. Natomiast, jeśli chodzi o krwawe sceny, to jeśli o mnie chodzi dodatkowo umilały mi seans, nie przebiły oczywiście psychologicznego wymiaru produkcji, ale zwróciłam uwagę na ich realistyczne wykonanie, które niejednokrotnie wywołało u mnie lekkie obrzydzenie.
„Mother’s Day” ze względu na pierwszoplanową psychologię postaci wiele zawdzięcza odtwórcom głównych ról. W końcu bez przekonującej obsady w tym przypadku cała produkcja nie zdałaby egzaminu. W roli despotycznej mamuśki nie kto inny, jak wspaniała Rebecca De Mornay, co już powinno zachęcić potencjalnych widzów do zapoznania się z tym obrazem – lepszej odtwórczyni najtrudniejszej roli w filmie reżyser nie mógł sobie chyba wymarzyć. Ponadto zobaczymy tutaj również gwiazdki odrobinę mniejszego kalibru, które nota bene, również dały z siebie wszystko – między innymi Jaime King, Briana Evigana, czy Shawn’a Ashmore’a. Bardzo przypadli mi również do gustu dwaj przystojniacy, brutalni maminsynkowie, których znakomite kreacje zaprezentowali nam Warren Kole oraz Patrick John Flueger.
Dla wytrawnego widza tego typu thrillerów zakończenie, niestety, może być nieco przewidywalne, aczkolwiek oddając twórcom sprawiedliwość muszę przyznać, że wybrali najlepszy z możliwych finał. Uczucie beznadziejności, które udziela nam się w trakcie seansu, obserwując poczynania zakładników osiąga apogeum podczas ostatniej sceny filmu, pozostawiając nas z konkluzją, do której być może dojdziemy już w połowie projekcji – cokolwiek zrobią ofiary i tak przegrają, każde ich staranie o ocalenie życia z góry skazane jest na niepowodzenie. Przygnębiający morał, ale jakże charakterystyczny w tego typu produkcjach.
„Mother’s Day” przeznaczony jest przede wszystkim dla wielbicieli kina psychologicznego. Przeciwnicy scen gore również nie powinni zrażać się do tej produkcji już na wstępie – owszem, jest to brutalne kino, ale krew nie odgrywa tutaj roli kluczowej, najważniejsi są bohaterowie, zarówno ci pozytywni, jak i negatywni, natomiast brutalność zauważalnie schodzi na plan dalszy, będąc jedynie kolejnym aspektem manipulowania ofiarami.

1 komentarz:

  1. Film bardzo mi się podobał do momentu nieszczęsnego zakończenia, które trochę zepsuło świetną atmosferę. To nie zmienia jednak faktu, że "Mother's day" jest udanym obrazem, pełnym brutalności i ciekawych obserwacji na temat ludzi. Niestety niektórzy są zdolni do wszystkiego, aby tylko uratować swój "tyłek".

    OdpowiedzUsuń