raz z żoną i dwójką małych dzieci przeprowadza się do miłego domku w Ludlow. Od razu zaprzyjaźnia się ze swoim nowym sąsiadem Judem Crandallem, który to wiele przeżył i wiele może mu opowiedzieć. Między innymi to, że za domem Luisa znajduje się uroczy Cmętarz zwieżąt, a jeszcze dalej przerażające, kryjące wielką tajemnicę stare cmentarzysko Micmaców. Wrótce Luis wpadnie w sam środek tej tajemnicy i na własnej skórze przekona się, że nie należy ona do przyjemnych. "Cmętarz zmieżąt" był pierwszą powieścią Stephena Kinga, jaką przeczytałam i cieszę się, że akurat tak się złożyło - każda inna książka tego pisarza mogła mnie odrobinę zniechęcić do jego twórczości. W każdym razie ta powieść zawsze była i będzie moją ulubioną i wątpię, żeby znalazło się jeszcze coś, co mogłoby ją przebić. Do tego czasu przeczytałam ją już kilkanaście razy, więc myślę, iż znam ją na tyle, aby spłodzić, jakąś interesującą recenzję. Zaczynamy!
Pomysł
Sporo wydarzeń opisanych w książce zdarzyło się naprawdę. Stephen King przyznaje, że mieszkał kiedyś z rodziną przy ruchliwej ulicy, przez którą bez przerwy przejeżdża
ły ciężarówki. A za domem znajdował się uroczy Cmętarz Zwierząt. Pewnego dnia jego mały wówczas synek, Owen, puścił się biegiem w stronę drogi wprost w kierunku nadleżdżającej ciężarówki. King, na szczęście, w porę złapał syna, ale przeszło mu przez myśl pytanie: Co by było gdybym nie zdążył? Oczywiście, to zapoczątkowało powstanie powieści, która po ukończeniu wydała się pisarzowi do tego stopnia ohydna, że postanowił jej nie wydawać. Ale tak się złożyło, że King musiał sprzedać wydawnictwu, jakąś książkę, a jedyną powieścią, którą ukończył był właśnie "Cmętarz zwieżąt". Chcąc nie chcąc wydał ją i czekał z przerażeniem na reakcję czytelników. Jak wiadomo opinia publiczna była zachwycona tą powieścią i słusznie. Kiedy pierwszy raz czytałam tę książkę pomyślałam, że taki pomysł mógł zrodzić się tylko w umyśle szaleńca lub człowieka o niezmierzonych pokładach wyobraźni. Teraz już wiem, że jeśli chodzi o Kinga to bardziej pasuje do niego to drugie określenie.
Styl
"Cmętarz zwieżąt"
opisany jest bardzo prostym, nieskomplikowanym językiem. Szczerze mówiąc nie znajdziecie drugiej książki tego pisarza, która prezentowałaby sobą tak banalny styl. Ale ta banalność w tym przypadku jest akurat zamierzona i myślę, że całkowicie zdaje egzamin. Słowa z niebywałą siłą trafiają do wyobraźni czytalnika, wzruszając go, bawiąc, a najczęściej po prostu raniąc. Pierwsza połowa powieści ma przede wszystkim na celu zapoznać czytelnika z bohaterami. Przy okazji King podrzuca nam też małe strzępki informacji, które mogą wzbudzić jedynie złe przeczucia. Od początku podejrzewamy, że obeność Cmętarza zwieżąt i tego, co znajduje się za nim, za wiatrołomem nie wróży dobrze rodzinie Creedów. Za to druga połowa książki to już kompletna jazda bez trzymanki. Tutaj przeplatają się rzeczy nizmniernie smutne, przerażające, a przede wszystkim odrażające. Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek przeczytał te fragmenty książki beznamiętnie, a potem szybko o nich zapomniał. Tego po prostu nie da się szybko zapomnieć i chyba właśnie ten fakt jest najbardziej przerażający, ale równocześnie to największy atut tej powieści.
Bohaterowie
Luis Creed, główny bohater powieści, już od pierwszych stron książki nie wywołuje w czytelniku pozytywnych emocji. Pozornie kochający ojciec, który z myślą o rodzinie (i swojej pracy) kupuje piękny dom w uroczej mieścinie. Ale po głowie Luisa chodzą także mniej pozytywne myśli. Bowiem mężczyznie w pewnym momencie przemyka przez myśl, aby zostawić rodzinę na środku drogi i po prostu odjechać. Jest to pierwszy sygnał dla czytelnika, aby baczniej p
rzyglądał się tej postaci. UWAGA SPOILER No i w końcu to właśnie Luis jest sprawcą wszystkich nieszczęść. Opętany przez cmentarzysko Micmaców wykopuje z grobu swojego małego synka Gage'a, przenosi go za wiatrołom i zakopuje w kamienistej ziemi. Malec powraca, aby zabić jego sąsiada i swoją matkę. W efekcie Luis go zabija, a na cmentarzysko zanosi z kolei swoją żonę. Jego zachowanie można interpretować w dwojaki sposób - z jednaj strony Creed może być opętany, ale pozostaje też druga możliwość, która mówi, że Lusi po prostu oszalał po stracie ukochanego synka KONIEC SPOILERA. Rachel Creed wzbudza w czytelniku mieszane odczucia. Z jednej strony współczujemy jej przez wzgląd na tragedię, jaka spotkała ją w dzieciństwie, ale z drugiej nienawidzimy jej fobii na punkcie śmierci i wszystkiego, co się z nią wiąże. Jud i Norma Crandall to całkowicie pozytywne postacie. Już od pierwszych stron darzymy ich sympatią i nawet jesteśmy w stanie wybaczyć Judowi poważny błąd, który skończył się tragicznie dla Creedów. W końcu starzec był opętany przez cmentarzysko, prawda? Ellie Creed normalna dziewczynka, która później zostaje obdarzona wizjami. Szczerze mówiąc przez większą część książki nie odgrywa zbyt znaczącej roli, ale na pewno jest postacią całkowicie pozytywną. Podobnie jak jej brat Gage, który wywoła w czytelniku najwięcej emocji - przede wszystkim tych dołujących. To właśnie dzięki tej postaci King tak zręcznie może bawić się naszymi uczuciami, które głównie doprowadzą nas do płaczu i ogólnej rozpaczy.
Przesłanie
Głównym przesłaniem książki jest to, że istnieją rzeczy gorsze od śmierci. W ogóle cała powieść przewija się w temacie śmierci i jej następstw. Myślę, że King bardzo zręcznie zaznajamia nas tutaj z tym zjawiskiem i łagodnie tłumaczy nam, że w ogólnym rozrachunku śmierc nie jest aż taka zła. Powiem tak, gdy pierwszy raz przeczytałam tę powieść przesłanie dotarło do mnie natychmiast, gdyż jest ono tak wymowne, iż nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł je przegapić. Ale równocześnie zastanawiałam się, co ja zrobiłabym na miejscu Luisa i powiem szczerze, że dla osoby, którą kochałabym tak mocno, jak on zrobiłabym dokładnie to samo. Znając przesłanie powieści i tak wybrałabym drogę, którą podążał Luis, choć przez cały czas miałam go za głupca, że porywa się na coś takiego. Fajny paradoks, prawda?
Podsumowując mogę tylko szczerze polecić tę powieść każdemu, absolutnie każdemu miłośnikowi literatury. Mogę szczerze obiecać, że na pewno nikt nie pożałuje tego wyboru, a przy okazji na pewno przeżyje elektryzującą przygodę z dreszczykiem. Polecam także ekranizację, której recenzja znajduje się tutaj.







"Śmiertelna gorączka 2" jest horrorem komediowym. Trochę szkoda, że w sequelu zrezygnowano z poważnego tonu jedynki. W końcu Eli Roth zostawił dogodną furtkę dla udanej kontynuacji, więc bądź co bądź dwójka miała idealną szansę na pójście w ślady swojego pierwowzoru. Można było stworzyć kawał klimatycznego, krwawego i co najważniejsze apokaliptycznego horroru. A tak mamy tylko lekko pikantną komedyjkę z nastolatkami w rolach głównych (a la "American Pie") ze sporą dawką drastycznych scen, gdzie przede wszystkim rzuca się w oczy mało przekonująca, zbyt jasna krew. No właśnie, skoro mowa o drastycznych scenach powinnam wspomnieć, że większa ich część jest często spotykanym w kinie gore pomieszaniem humoru z obrzydliwością. UWAGA SPOILER 1) Chłopak wyciąga ze spodni swojego penisa i wyciska z niego jakąś białą wydzielinę. 2) Koleś odcina sobie dłoń na pile tarczowej, dziewczyna przypala mu kikut palnikiem i zakleja go taśmą samoprzylepną... Cała ta obrzydliwa sekwencja kończy się namiętnym pocałunkiem. Co ciekawe, chłopak poddany tej nowatorskiej operacji, ani na chwilę nie stracił przytomności, no i rzecz jasna nie przeszła mu ochota na małe lizanko. 3) Striptizerka pokazuje widzom zaropiałe, zainfekowane piersi, a faceci obserwujący to stw





"Złe domy sprawiają, że musimy paść na kolana. Złe domy nienawidzą naszego ciepła, naszego człowieczeństwa. Ta ślepa nienawiść do naszego człowieczeństwa to jest to, co my mamy na myśli używając słowa NAWIEDZONY. [...] Mówimy NAWIEDZONY, ale mamy na myśli to, że dom oszalał."
Tym razem "czarnymi charakterami" okażą się Ellen Rimbauer oraz Sukeena (zagrana przez tą samą aktorkę, co w prequelu), które zarówno w książce jak i prequelu reprezentują pozytywne osobowości, które doprowadzone do ostateczności poprzez dom, jak i Johna Rimbauera, potwora w ludzkiej skórze, dokonują rzeczy zarówno strasznej, jak i wyzwoleńczej dla nich samych. Nie będę streszczać tutaj wszystkich zawiłości fabularnych, ponieważ "Czerwona Róża" przy okazji rzeczywistej akcji przenosi nas także do świata Ellen i Johna Rimbauerów z wykorzystaniem licznych retrospekcji. Zaznaczę tylko, że w tym filmie z osobowiści Ellen i Sukeeni ostało się tylko zło oraz rzecz jasna obsesja na punkcie rozbudowywania domu. A czoło ma im stawić piętnastoletnia autystyczna dziewczynka obdarzona niezwykłymi mocami. Ciekawą postacią jest także główna bohaterka, Joyce Reardon, która raczej nie wzbudza sympatii widza. To kobieta, której siłą napędową jest obsesja w najczystszej postaci - obsesja na punkcie domu, na punkcie Rose Red. Jak można się spodziewać to uzależnienie wkrótce zamieni się w szaleństwo, które okaże się tragiczne w skutkach dla pozostałych członków "parapsychicznej ekspedycji". Akcja może dla niektórych widzów być chwilami nużąca, ponieważ ciągnie się nadzwyczaj długo, ale nie jest to filmu z rodzaju tych, gdzie będziemy mogli zaobserwować tylko jakieś przemykające cienie. Twórcy cały czas starają się rzucać nam jakieś perełki w postaci duchów - tak widzimy duchy, a nie jak to ma miejsce w wielu horrorach nastreojowych tylko ich kontury. Ten fakt nie pozwoli nam się zbyt długo nudzić. Może na chwilę nasza czujność zostanie uśpiona, ale możecie być pewni, że szybko się obudzi. 

