Zajmujący się sztuczną inteligencją, szwedzki autorytet w swojej
dziedzinie, profesor Frans Balder, po latach decyduje się zając swoim
ośmioletnim synem, Augustem, przebywającym pod opieką matki związanej z
brutalnym aktorem. Chłopiec cierpi na autyzm, ale dopiero pobyt u ojca ujawnia jego
nadzwyczajne zdolności. August ma talent plastyczny i matematyczny, co
uświadamia Fransowi, że jego syn jest sawantem. Będąc pod wrażeniem niezwykłych
zdolności Augusta mężczyzna ignoruje kłopoty, w które wpadł przez swoje
badania, narażając się niebezpiecznym ludziom. Kiedy decyduje się ujawnić
wszystko Mikaelowi Blomkvistowi, borykającemu się z niemocą twórczą, znanemu
dziennikarzowi magazynu „Millennium”, zostaje zamordowany na oczach swojego
syna. Kiedy ludzie odpowiedzialni za śmierć Baldera uświadamiają sobie, że
talent chłopca może ich zdradzić rozpoczynają polowanie. Blomkvist tymczasem
odkrywa, że w całą sprawę zamieszana jest jego znajoma, hakerka Lisbeth
Salander. Łączą siły w walce z tajemniczą szajką przestępczą.
Kontynuacja osławionej trylogii szwedzkiego pisarza Stiega Larssona już
przed premierą wywołała spore kontrowersje. Niektórzy fani cyklu „Millennium”,
w skład którego wchodzą „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, „Dziewczyna,
która igrała z ogniem” i „Zamek z piasku, który runął” nie byli zadowoleni, że
po śmierci Larssona ktoś ośmielił się podczepić pod jego twórczość. Smaczku
całej sprawie dodawały niejasności w dziedziczeniu. Odnaleziono testament,
który nie miał mocy prawnej, a więc cały majątek Larssona przekazano jego ojcu
i bratu. Z takiego orzeczenia niezadowolona jest jego długoletnia partnerka,
Eva Gabrielsson, będąca w posiadaniu niedokończonej przez zmarłego pisarza czwartej
części „Millennium”, twierdząc, że najbliższa rodzina Larssona nie utrzymywała
z nim bliskich kontaktów. Innymi słowy: tam gdzie są pieniądze powstają spory.
W tym przypadku jednak kontrowersje w dziedziczeniu spuścizny po popularnym
pisarzu rzutowały na przyjęcie czwartej części „Millennium” w niektórych kręgach.
Dzięki uprzejmości spadkobierców Larssona szwedzki dziennikarz i autor
bestsellerów, David Lagercrantz mógł podjąć się zadania „wskrzeszenia” bohaterów
Larssona. Zamiast jednak kontynuować zamysł poprzednika Lagercrantz obmyślił
własną intrygę, co notabene rozwścieczyło ortodoksyjnych wielbicieli oryginalnej
trylogii równie mocno, jak sam pomysł jej kontynuowania.
„W
gruncie rzeczy to wszystko jest bardzo proste. Ten, kto nadzoruje naród, w
końcu sam znajdzie się pod nadzorem. Jest w tym fundamentalna demokratyczna
logika.”
Chciałabym żyć w kraju, w którym książek nie ocenia się po nazwiskach
autorów tylko po ich treści. Postawa, jaką prezentowali niektórzy wielbiciele
prozy Stiega Larssona jeszcze przed premierą „Co nas nie zabije”, oceniając
powieść bez przeczytania, nie jest żadną osobliwością. Często spotykam się z
równie powierzchownymi zachowaniami, co wcale nie oznacza, że potrafię je
zrozumieć. Również jestem fanką oryginalnej trylogii, ale nie widziałam niczego
złego w pomyśle kontynuowania „Millennium” przez innego pisarza. Byłam
przygotowana na gorszą formę, ale mimo wszystko postanowiłam dać książce szansę,
bez wyciągania pochopnych wniosków. I nie żałuję. Chociaż nie sposób
kompleksowo powtórzyć stylu Larssona w warsztacie Lagercrantza zauważyłam w
miarę udane dążenie do takiego efektu. Rzecz jasna, bez duszy pierwotnego
autora „Millennium”, ale i tak zadowalającego – wszak biorąc pod uwagę styl, co
poniektórych skandynawskich autorów kryminałów twórczość Larssona naprawdę mogła
trafić gorzej. Największe obawy budziły we mnie charakteryzacje głównych
bohaterów. Stieg Larsson stworzył iście nietuzinkowe postacie, które dzięki
maksymalnemu skupieniu autora na ich sylwetkach wręcz żyły własnym życiem. W skandynawskich
kryminałach raczej rzadko spotyka się taką dbałość o psychologię bohaterów,
dlatego też aż drżałam na myśl o kreacjach Mikaela Blomkvista i Lisbeth
Salander w „Co nas nie zabije”. Na szczęście kontynuator cyklu Larssona wiedział,
na co się porywa – zauważalnie zdawał sobie sprawę z oczekiwań wielbicieli „Millennium”
i kreśląc zarówno głównych, jak i pobocznych bohaterów zrobił naprawdę
wszystko, żeby sprostać ich wymaganiom. Blomkvist nadal jest idealistycznym
dziennikarzem, pragnącym demaskować oszustwa gospodarcze i polityczne. Na początku
powieści przeżywa kryzys twórczy, dzieląc smutny los magazynu „Millennium”,
które jest zmuszone się skomercjalizować, żeby przezwyciężyć problemy
finansowe. Jednak kiedy Mikael trafia na sprawę znamienitego profesora Fransa
Baldera, zajmującego się sztuczną inteligencją jego zła passa dobiega końca.
Przede wszystkim dzięki odnowieniu kontaktów z hakerką, Lisbeth Salander, która
nadal walczy z niesprawiedliwością tego świata z pogwałceniem litery prawa. Co
ciekawe Lagercrantz kładzie porównywalny nacisk na bohaterów pobocznych –
policjantów, innych dziennikarzy, agentów i czarne charaktery.
„Żyjemy
w chorym świecie […] W świecie, w którym paranoja jest oznaką zdrowia."
Właściwą akcję książki zawiązuje morderstwo profesora Fransa Baldera, który
nieopatrzenie wmieszał się w jakąś zakrojoną na szeroką skalę intrygę. Jego
autystyczny ośmioletni syn był świadkiem morderstwa, przez co staje się
kluczowym świadkiem i jednocześnie jednym z głównych celów szajki przestępców.
Podobny motyw widziałam już w filmie „Kod Merkury” z genialną kreacją Miko
Hughesa, ale brak oryginalności w najmniejszym stopniu mi nie przeszkadzał. Bo
Lagercrantz wtłoczył owy wątek w niezwykle wciągającą intrygę, w którą wmieszał
wysoko postawione persony, dbając jednocześnie o pesymistyczny wydźwięk
powieści. Czwarta część „Millennium”, podobnie jak dwie poprzednie, konfrontuje
czytelników ze skorumpowanym światkiem polityków i agentów. W dojrzały,
przenikliwy sposób autor przedstawia nam znajomą rzeczywistość, w której rządzą
pieniądze i władza, świat w którym tylko bogaci mogą liczyć na bezkarność, w którym
jesteśmy podsłuchiwani przez chciwe agencje rządowe i w którym kłamstwo lepiej
się sprzedaje niż prawda. Właśnie z tego ostatniego powodu „Millennium” nie prosperuje
dobrze – w końcu pismo konfrontujące społeczeństwo z nagą prawdą o realiach, w
jakich przyszło mu żyć nie ma szans w starciu z niedomówieniami, oszczerstwami
i plotkami z życia celebrytów. W takich czasach żyjemy, więc aby przetrwać
trzeba się dostosować, skomercjalizować. Tylko tak można sprostać oczekiwaniom
ogłupiałych mas. Blomkvist, jak można się tego spodziewać nie zgadza się z
takim porządkiem rzeczy, więc kiedy trafia na szeroko zakrojoną aferę bez
zastanowienia staje się jej częścią, sprowadzając nieprzyjemności na „Millennium”,
ale za to pozostając w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Na początku śledztwa
policji, agentów szwedzkich i amerykańskich oraz samego Mikaela Lagercrantz
poświęca troszkę miejsca nośnej problematyce sztucznej inteligencji – strachem
naukowców przed komputerem przewyższającym inteligencją człowieka, który
przypuszczalnie mógłby przejąć władzę nad światem. Właśnie pracy nad takim komputerem
oddawał się profesor Frans Balder, ściągając na siebie uwagę zarówno
amerykańskiej firmy, jak i Rosjan. Obawiałam się, że Lagercrantz snując swoje
wątki szpiegowskie i polityczne pójdzie w zwykły banał – rosyjska szajka
przestępcza to tak wyeksploatowany w tym gatunku temat, że aż nudny, ale na
szczęście jego intryga sięgnęła korzeni jednego z kluczowych bohaterów „Millennium”,
tym samym serwując mi znakomicie rozpisaną postać femme fatale. Oszałamiająco piękną manipulantkę, która bez problemu
zjednuje sobie śmiertelnie niebezpiecznych ludzi w walce ze swoim śmiertelnym
wrogiem. Zwroty akcji autor poprowadził wręcz po mistrzowsku tym samym tworząc
wielowarstwową, niezwykle intrygującą historię, w której dosłownie wszystko
może się wydarzyć. I pozostawił furtkę do kolejnej części „Millennium”.
Stieg Larsson nie zmartwychwstanie, żeby napisać kolejne części swojego
kryminalno-polityczno-szpiegowskiego cyklu. Już nigdy nie dane nam będzie
przeczytać książki, która w całości wyszłaby spod jego pióra, ale to wcale nie
oznacza, że jego koncepcja i przede wszystkim nietuzinkowi bohaterowie muszą
odejść w zapomnienie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby David Lagercrantz
kontynuował „Millennium”, szczególnie jeśli pozostanie przy stylu
zaprezentowanym w „Co nas nie zabije”. Myślę, że ten pisarz ma w sobie
potencjał, dzięki któremu może zapewnić nieortodoksyjnym wielbicielom serii
sporo rozrywki. Swojemu poprzednikowi pewnie nie dorówna, ale czy to ma go
deprecjonować? Moim zdaniem nie, bo zdecydowanie ma do zaoferowania coś od
siebie, nawet jeśli do tego celu miałby wykorzystywać uniwersum Stiega
Larssona.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
A ja mimo wszystko po tę książkę nie sięgnę, bo uważam, że każdy szanowany się człowiek powinien opierać się na własnej inwencji i tworzyć swoją markę od podstaw, bo ta książka - mimo iż napisana przez innego autora i jego pomysł - jest napisana w oparciu o coś, co już było, czyli jest żerowaniem na innym pisarzu, bo gdyby nie powstała "trylogia Millenium" to nie powstałoby za żadne skarby „Co nas nie zabije”. Ja rozumiem, że pobudki do napisania tej książki mogły być różne i wcale nie musiało chodzi o pieniądze, a o po prostu kontynuację przygód być może ulubionych bohaterów tego autora, ale dalej jest tu argument przeciwko niemu, że zaistnieje na znanej marce. ;) Nigdy nie popierałem odcinania kuponów przez innych autorów, popieram jedynie akcje w stylu Chritophera Tolkiena, który dokończył za ojca coś, czego ten nie zdążył, bo brakło niewiele, albo po prostu nie zdążył tego wydać za życia.
OdpowiedzUsuńPraktycznie zawsze chodzi o pieniądze. Gdybym miała czytać tylko to, co autor napisał za darmo to chyba nic bym nie czytała (albo prawie nic). Nie interesują mnie pobudki i profity pisarzy - patrzę co ja z tego mam, a dzięki Lagercrantzowi mogę znowu towarzyszyć jednym z moich ulubionych literackich bohaterów. W dodatku w całkiem zacnej fabule. To nie jest Larsson, zgadzam się, ale nie ograniczam się tylko do tego jednego autora.
UsuńNie chodzi o przymuszanie kogoś do przeczytania książki, czy też krytykowania pomysłu napisania kontynuacji "Millennium", ale o deprecjonowanie treści książki przez co poniektórych jeszcze przed przeczytaniem - wyłącznie po nazwisku pisarza (1/10 na znanym portalu literackim przed premierą). Jak ktoś nie chce nie musi czytać, ale żeby zaraz jeździć po książce, której się jeszcze nie przeczytało? Nie rozumiem tego fenomenu.
Ano nie, pod względem wartości literackiej nie zamierzam tej książki oceniać, bo jej nie czytałem i tu się z Tobą zgodzę, że bez sensu jest takie ocenianie, bo bardzo być może, że nawet i warsztat ma ten autor lepszy od Larssona. Ja się w każdym razie o tym nie przekonam, bo nie lubię takich akcji, podobnie jak z dużym dystansem podchodzę zawsze do marketingowych, szumnych i masowych haseł wszelkich bestsellerów. :)
UsuńMoim zdaniem warsztat dobry w porównaniu do innych skandynawskich pisarzy, ale nie w porównaniu do Larssona, który styl w moim odczuciu miał lepszy.
UsuńJa też rozumiem Twój wpis - to, że pomysł kontynuowania dzieła pisarza przez innego pisarza może rozwścieczyć fanów rozumiem (choć sama bym tak nie zareagowała nawet w przypadku podczepiania się pod Kinga, po jego śmierci, chyba że byłaby to profanacja - rynek literacki jest pojemny, zawsze znajdą się fani takiego konceptu, więc dlaczego nie?), ostracyzm względem takiej książki również rozumiem, ale nie mogę pojąć tego wystawiania ocen przed przeczytaniem książki. Właśnie taka postawa, co poniektórych fanów trylogii tak mnie zniesmaczyła.
No to takie ocenianie jest już głupie i też go nie rozumiem. Podobnie ma miejsce na filmwebie, gdzie film jest oceniany jeszcze przed pojawieniem się, bo Studio nie te, bo reżyser do dupy, bo aktor jakiś się nie spodobał, a film ten osobnik nawet urywka nie widział. No ale tak bywa z niektórymi.
UsuńJa się boję tego, co napisałaś o Kingu, i liczę, że jednak on z tego świata nie zejdzie za szybko. A co się potem stanie? To jest do przewidzenia. jeden z najpopularniejszych autorów, najbogatszych, najbardziej poczytnych. Mnóstwo książek. Ile będzie różnych kontynuacji tego nie zliczysz. Będę to akceptował tylko, jeśli synowie (Joe i Owen) się zdecydują wykorzystać jakiś pomysł (np. dopisać coś do Mrocznej Wieży). Ale każdy inny, nierodzinny przypadek takiego wykorzystania nie będzie przeze mnie akceptowalny.
Tak poza tym to ja się chyba nie przywitałem, a od razu zaczynałem wypowiadać, a więc może niech będzie skromne: Cześć. ;)
Hehe, cześć;)
UsuńJa tam z akceptacją problemów nie będę miała (jeśli przeżyję Kinga), o ile nie będą to kontynuacje bez zgody spadkobierców. Inna sprawa, jak to ocenię po przeczytaniu, bo to że coś akceptuję nie znaczy, że zaspokoi moje gusta. Poczekamy, zobaczymy, bo na pewno będzie tak jak mówisz - powstanie sporo kontynuacji prozy Kinga.
Dokładnie tak. I powiem Ci, że dzień zejścia Kinga do parku sztywnych (jak on to często mówi w odniesieniu do swoich bohaterów) będzie dla mnie dniem apokalipsy, bo trudno jest mi wyobrazić sobie rok, kiedy nie dostanę 2 książek spod jego ręki + licznych filmów na które ma mniejszy lub większy wpływ. Ale jako że nas, fanów Kinga, jest sporo, myślę że podtrzymuje go to na duchu na tyle, że nie zamierza schodzić z tego świata zbyt prędko. :P
UsuńChętnie będę sobie obserwował Twojego bloga, bo widzę, że fajnie piszesz i nie tylko o literaturze, ale i filmie. Tego + ten King nie mogłem zostawić bez echa. :) pozdrawiam
Z tego co czytałem o tej książce, to z pomysłem kontynuacji serii wyszło wydawnictwo i spadkobiercy Larssona (jego ojciec i brat) - albo pomysł był samego wydawnictwa, a spadkobiercy zgodzili się na taką kontynuację. Ale skoro partnerka Larssona jest jej przeciwna, to można zakładać, że ta kontynuacja jest wbrew woli samego Larssona.
OdpowiedzUsuńNie wiem nie znam osobiście partnerki (partnerki, nie żony) Larssona, dlatego nie wiem, czy powtarza wolę pisarza, czy mówi to, co jej pasuje. Nie oceniam, bo naprawdę nie znam tej rodziny osobiście;) W świetle prawa kontynuacja nie jest plagiatem, a w świetle woli Larssona nie wiem - nie znałam się z nim osobiście.
UsuńNo tak, ale ona (tzn. jego partnerka) się z nim znała osobiście i bardzo prawdopodobne, że wyraża jego wolę, ale z powodu tej niefortunnej sytuacji ze spadkiem nie może jej spełnić. Jest wiele takich sytuacji, w których pisarz albo jego najbliżsi tracą kontrolę nad swoimi dziełami z powodu różnych kontraktów, czy sytuacji prawnej, a to co się potem dzieje z tymi dziełami może i jest zgodne z prawem, ale słusznie budzi kontrowersje.
UsuńPewnie, że prawdopodobne - wszystko jest prawdopodobne, a ja wolę nie gdybać. To znaczy, nie chcę wnikać w tę sprawę i opowiadać się po którejś ze stron, bo mnie takie sprawy nie jarają. Rozumiem kontrowersje wokół tej sprawy, ale nie rzutują one na mój odbiór książki. Być może wolą Larssona nie było kontynuowanie tej serii - przypuśćmy, że tak. I to ma obniżyć moją ocenę książki? Skoro już się ukazała legalnie to przeczytałam i spodobała mi się, a niesnaski rodzinne pozostawiam rodzinie.
UsuńPs. W recce nie krytykowałam kontrowersji wokół spraw dziedziczenia tylko ocenianie książek po nazwiskach autorów, a nie treści. Napisałam, że ta sprawa w niektórych kręgach wzbudziła kontrowersje, bo tak jest, ale nie oceniałam tego konkretnego zjawiska. Sama nie widzę nic złego w pomyśle napisania kontynuacji, choć rozumiem, że może on irytować innych. Mnie nie, ale mnie mało rzeczy irytuje;)
Nie ma nic przeciwko temu, że przeczytałeś te książkę albo że ci się podobała. Prawdę mówiąc, z tego co czytałem o pomysłach jakie ten cały Lagercrantz ma na serię, to wydał mi się lepszym pisarzem od Larssona. Ale we wcześniejszym komentarzu napisałeś, że nie masz problemów z takimi kontynuacjami, o ile są za zgodą spadkobierców, a tu sprawa jest na tyle mętna, że w sumie dziwie się, że aż tak ją (tzn. książkę) akceptujesz.
UsuńNo, ale przecież jest zgodna z wolą spadkobierców...
UsuńNa tak, ale czy oni aby na pewno słusznie są spadkobiercami, to już takie pewne nie jest.
UsuńTego już się nie dowiemy. Co wcale nie oznacza, że partnerka Larssona w całości realizowałaby jego wolę. Moim zdaniem w ogóle mało kto realizuje wolę spadkodawcy, nie tylko dlatego, że nie chce, ale czasem również okoliczności zmuszają go do innych zachowań. Spadkobiercy Larssona mają pełne prawo dysponować jego majątkiem - jak jego partnerka coś wywalczy to też będzie miała prawo i też to zaakceptuję.
UsuńSkoro jest w posiadaniu manuskryptów do czwartej części, to co by nie zrobiła, pewnie byłoby bliższe woli Larssona. Spadkobiercy mają pełne prawo, ale wiele wskazuje, że na nie nie zasługują. Gdyby to wydawnictwo posiadało prawa do tych książek i gdyby robiło z nimi co chce - zgodnie z prawem, ale wbrew woli rodziny - to też byś to w pełni akceptowała?
UsuńAkceptowałabym to - a co mi da oburzenie i hejty? (Akceptowałabym, czyli w znaczeniu jak w istniejącym przypadku przyjęła istniejący stan rzeczy i przeszła nad tym do porządku dziennego, a nie w znaczeniu, że zakochałabym się w takim postanowieniu). Jak ktoś chce niech wyraża swoją złość, albo zwróci się do organów odpowiedzialnych za tę sprawę i wyrazi swoje przekonanie o niesprawiedliwości. Mnie to nie złości i co Ci na to poradzę? Już napisałam, że rozumiem, że ludzi może to irytować, ale to wcale nie znaczy, że muszę też się wściekać.
Usuń"ale wiele wskazuje, że na nie nie zasługują"
UsuńI nigdzie nie napisałam, że zasługują. Moralna ocena takiego wyroku to każdego indywidualna sprawa (jeśli interesują go sprawy bogaczy na tyle, żeby je oceniać). Ja jak już zaznaczyłam na początku rozmowy nie oceniam żadnej ze stron, bo nie znam tych ludzi. Jak ktoś się czuje pokrzywdzony niech walczy o sprawiedliwość i tyle.
Tak naprawdę to nie trzeba się wściekać, oburzać i pisać do kogoś swoich żali. Wystarczy, że nie kupisz i nie przeczytasz tej książki. W takich sytuacjach można wyrażać swoją opinię portfelem. Ale kiedy promujesz w ten sposób tę książkę i bagatelizujesz całą aferę z jej wydaniem, to wygląda jakbyś była po stronie wydawnictwa i spadkobierców.
UsuńByć może tak wygląda, ale kto by się przejmował ludźmi, którzy myślą, że inni czytają książki w wyrazie poparcia jakichś bogaczy?
UsuńA afery nie bagatelizuję tylko zwyczajnie mnie ona nie obchodzi. Zrozum, ja nie interesuję się życiem sławnych ludzi - po prostu mam swoje i ich problemy mnie nie ruszają. Kto chce niech się tym jara, ja wolę jarać się własnym życiem;)
Nie to, że uważam, że koniecznie musisz zmienić takie podejście, możesz czytać i robić co chcesz. Sam też wydaje pieniądze na różne rzeczy, które niekoniecznie sprawiedliwie i moralnie sobie powstały. Ale ci "sławni ludzie", którzy cię nie obchodzą, to prawdziwi ludzie, którzy są źle traktowani, a jeśli czytasz te książki tylko dla ich fikcyjnych postaci i świata przedstawionego, to przedkładasz konsumpcję produkty przy którym obcujesz z tymi fikcyjnymi postaciami i światem przedstawionym, nad tych prawdziwych ludzi.
UsuńW wolnych chwilach piszę dla biednych ludzi pisma do urzędów i pozwy do sądów, całkowicie za darmo. I spotkałam się z takimi sprawami, takim wdeptywaniem w ziemię przez urzędników i prywatne firmy biednych ludzi, że problemy bogaczy przestały mieć dla mnie znaczenie. Sprawa spadkowa? Oni mają się przynajmniej o co kłócić i mają prawników, którzy im w tej walce pomagają. Ja piszę tak jak potrafię (nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ale staram się) ludziom, którzy nie mają grosza. To zmienia perspektywę - takie zajęcie sprawia, że sprawy bogaczy z pierwszych stron gazet stają się nieistotne, bo o tych biednych nikt nie napisze i nikt się za nimi nie wstawi "bo nie są medialni". Stąd m.in. moje poglądy na problemy bogaczy - możesz je uważać za głupie, ale nie pisz proszę, że PRAWDZIWI ludzie mnie nie obchodzą. Obchodzą, tyle, że ja inne życie uważam za prawdziwe - te o którym nikt nie mówi.
UsuńTo bardzo fajnie, że pomagasz biednym ludziom, ale pomyślenie nad tym czy jesteś uczciwa wobec pisarza, którego lubisz i jego bliskich zajęłoby ci pewnie dużo mniej czasu i wysiłku niż pomaganie biednym, więc nie rozumiem dlaczego to ignorować - możesz robić to i to.
UsuńNie lubię pisarza tylko jego książki. Pisarza nie znam. Nie znam tych wszystkich ludzi, a nie mam w zwyczaju stawiać się za bogatymi ludźmi, którzy piorą swoje brudy w mediach, które na dodatek na ogół są stronnicze. Oni bez mojej pomocy sobie poradzą - jak się ta sprawa nie skończy żaden z nich nie skończy w rynsztoku, co grozi naprawdę poszkodowanym biednym ludziom, o których nikt nie mówi. Eva została niesprawiedliwie potraktowana? Być może, ale rozejrzyj się: niesprawiedliwość jest wszędzie, ale o niej nie mówisz, bo poszkodowani nie udzielają wywiadów i nie mają znanych nazwisk.
UsuńBojkot książki? Proszę bardzo - fajna forma protestu, lepsza niż demolowanie Warszawy;) Ale że ja mam się w to mieszać, bo Ty tak uważasz... Czytałam o wiele bardziej kontrowersyjne książki, o wiele bardziej zbrukane przez opinię publiczną i wierz mi, ani razu nie dlatego, że opowiadałam się za sytuacjami rodzin autorów, czy poglądami samych autorów. Czytam, bo lubię, ot cały powód;)
Tzn. nigdzie nie kazałem ci się w to mieszać - napisałem że możesz robić co chcesz. I całkiem możliwe, że ignoruje niesprawiedliwość, która nie jest nośna w mediach, ale ty w ogóle odrzucasz kategorie sprawiedliwość/niesprawiedliwość odnoszące się do czegoś o czym możesz się dowiedzieć - i w związku z czym możesz podjąć praktyczne decyzje - w przeciągu 30 minut siedzenia przed komputerem, bo może się to wiązać z odmówiłem sobie przeczytania książki.
UsuńJa nie kupiłam tej książki, ale i tak bym kupiła, gdybym egz. rec. nie dostała. Tyle, że poczekałabym, aż cena spadnie.
UsuńCzytałam o tej sprawie szerzej, tzn. te ogólniki medialne (poświęciłam się rano) i naprawdę nie potrafię sobie wyrobić jednoznacznego zdania na temat żadnej ze stron. Nie chcę nikogo z góry oceniać, po prostu. Naprawdę rozumiem, że może to ludzi bulwersować, angażować, rozumiem protesty, ale sama nie chcę nurzać się w życiu prywatnym bogaczy. Wiem, że zgrzeszyłam, bo przeczytałam książkę, wiem, że jestem złym człowiekiem, bo mi się spodobała. Wiem, spaczone mam poglądy, ale takie mam, być może kiedyś się zmienią, ale na zawołanie swoich przekonań zmienić niestety nie potrafię:/
Starałem nie nazywać cię tutaj złym człowiekiem, bo naprawdę nie uważam, że przeczytanie i lubienie tej książki jest równoznaczne z chodzeniem po ulicach i kopaniem szczeniaczków, czy coś takiego. Tak samo uważam, że możesz sobie zachować swoje poglądy i czytać co chcesz nie zważając na sytuacje i kontrowersje z tym związane. Ale weź przestań, sytuacja między wydawnictwem, spadkobiercami, a partnerką bardzo wyraźnie polega na tym, że ona chce kontynuować dzieło Larssona z bezwzględnym zachowaniem jego poglądów i połączeniem go (tzn. dzieła) z jego i jej pracą polityczną, a oni chcą kontynuować te książki, bo się dobrze sprzedają. Naprawdę tak trudno mieć jednoznaczne zdanie na temat tej sytuacji?
UsuńW jednym wywiadzie powiedziała, że żadnego tekstu Larssona nie opublikuje, bo "Millennium" ma pozostać trylogią. Przekonałoby mnie to, gdyby wcześniej nie głosiła innej ostatniej woli Larssona. Bo wielu pisarzy nie lubi, jak ktoś czyta nieukończone dzieła, więc jestem w stanie przyjąć, że on też tak miał (ale pewna na sto procent nie jestem). Z drugiej strony nie wiem, czy by tak zrobiła (politycy też dużo obiecują...) i nie wiem, czy to w porządku względem fanów i czy Larsson w tych okolicznościach nie wolałby sprostać ich oczekiwaniom.
UsuńO tym artykule piszę: http://www.spiegel.de/international/zeitgeist/widow-of-stieg-larsson-discusses-his-legacy-a-848564.html
Końcówka tekstu o tym, jak Eva zmienia zdanie.
Nie wiem, czy jest prawdziwy, ale skoro już komentujemy sprawę po doniesieniach prasowych to przyjmijmy, że tak (z góry przepraszam jeśli tak nie jest. Nie rozmawiałam z tą panią, więc na sto procent pewna nie jestem).
Nie podoba mi się (i to dotyczy obu stron) opowiadanie w mediach co kto powiedział w trakcie negocjacji i wyciąganie rodzinnych spraw na forum publiczne. Poważni ludzie rozwiązują spory osobiście, nie przez media. No, ale to tylko moje skromne zdanie - co Polak pewnie inne zapatrywanie na takie celebryckie rewelacje;)
Jako osoba, która współżyła z autorem przez ponad 30 lat, to pewne ona ma tutaj największe kompetencje, aby wiedzieć, co ten by chciał, albo nie chciał, zrobić. I ani Larsson, ani ona nie mają obowiązku być w porządku względem fanów i ich oczekiwań.
UsuńCo do mediów, to pewnie same (media) się do nich zgłaszają z takimi pytaniami i chociaż takie publiczne prowadzenie sporów raczej nie sprzyja ich rychłym rozwiązaniem, to daje też platformę dla obu stron konfliktu. To dzięki temu w ogóle możesz się dowiedzieć, że nie wszystko jest takie cacy i idealne przy wydawaniu tych książek.
Ja nie wiem, co ta pani chce zrobić, bo jak na razie dwie rózne wersje "ostatniej woli Larssona" przedstawiła:/ I nie chcę iść tak daleko, że ona wie na pewno, że Larsson olałby fanów.
Usuń"To dzięki temu w ogóle możesz się dowiedzieć, że nie wszystko jest takie cacy i idealne przy wydawaniu tych książek"
OK, to wcale nie będę czytać książek tylko zajmować się życiem celebrytów;)
Ponad 30 lat pożycia z autorem powinno też jej jak najbardziej dawać prawo do zmiany zdania co do jego "ostatniej woli".
Usuń"nie chcę iść tak daleko, że ona wie na pewno, że Larsson olałby fanów."
Na pewno wie lepiej niż ty.
"Na pewno wie lepiej niż ty."
UsuńOtóż to, cały czas powtarzam, że w tej sprawie nie wiem nic na pewno.
A co byś chciała wiedzieć więcej? Kobieta żyła, pracowała i dzieliła (bardzo wyraziste) poglądy z facetem przez całe jego dorosłe życie. Była praktycznie jego żoną. A kiedy nagle zmarł i okazało się, że będzie milionerem, to nikt nie powiedział: "Hej, ten facet miał taką jakby praktycznie żonę, która aktualnie dosyć mocno przeżywa jego śmierć, więc może dajmy sobie na razie na wstrzymanie z publikowaniem jego książek i sprzedawaniem praw do ekranizacji, i najpierw uporządkujmy z nią sprawy." Moralnie jedna strona wypada tu trochę lepiej, a jeśli Larsson rzeczywiście był takim bezkompromisowym, antyestablishmentowym idealistą, to pewnie raczej stanąłby po stronie swojej partnerki, a nie kapitalistycznej maszyny do robienia kasy.
UsuńAle to nie ja jestem ustawodawcą szwedzkiego prawa. To nie ja rozdysponowałam majątkiem Larssona i to nie ja odziedziczyłam jego majątek, więc cały czas się zastanawiam, dlaczego to JA mam się tłumaczyć za rodzinę Larssona. Przecież już powiedziałam, że poszkodowana powinna walczyć, jej fani również, ale może lepiej ze szwedzkim parlamentem, a nie ze mną, bo ja naprawdę nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia.
UsuńJedyna moja przewina w oczach fanów Evy to to że przeczytałam "Co nas nie zabije". Gdybym bojkotowała książkę to z kolei naraziłabym się fanom brata i ojca Larssona. Tak to już jest w Polsce, że co nie zrobisz to ktoś zawsze się czepi - przechodzę nad tym do porządku dziennego, bo gdybym słuchała każdego to nic bym nie robiła. Czytam co chcę, a to jakie książki czytam niekoniecznie wiąże się z tym jakie mam zapatrywania na ich autorów (tak "Biblię Szatana" też przeczytałam, ale satanistką nie jestem). Może Ci się to nie podoba, możesz tego nie akceptować, ale to raczej Twój problem nie mój. Ja tam nikomu nie mówię czym ma się interesować, co czytać i co oglądać.
To że przeczytałaś tę książkę tak naprawę nie jest znowu takie straszne. Kiedy czytasz Biblię Szatana, czy coś podobnego, to niekoniecznie musi znaczyć, że wspierasz jej autorów. Ale w przypadku tej recenzji i w komentarzach uznałaś kontrowersje wokół publikacji tej książki jako nie wartą zainteresowania kłótnie bogaczy o pieniądze i czepialstwo ortodoksyjnych wielbicieli, tym samym wspierasz metody i sposób w jaki wydawnictwo i spadkobiercy wykorzystują spuściznę Larssona. Oryginalna trylogia była ogromnym sukcesem komercyjnym i jeśli większość fanów potraktuje jej kontynuację tak jak ty, to ta nowa książka też będzie bardzo dochodowa i Eva pewnie nigdy nie wywalczy kontroli nad literackim dorobkiem swojego partnera. Szwedzki parlament chyba raczej za wiele tu nie zdziała.Tak jak wcześniej napisałaś, nikt nie złamał tu prawa, po prostu niektórzy się trochę nieładnie zachowali. Ale kiedy czytelnicy pokażą, że nie życzą sobie takiego zachowana poprzez odmowę nabycia produktu wydawnictwo będzie bardziej skłonne do ugody z Evą, bo dzięki temu odzyskają fanów i dochodowy produkt.
UsuńBoje się jej. Tak, to chyba dobre słowo. Uwielbiam Millenium i obawiam się, że po przeczytaniu tej książki to zniknie. Że to nie będzie to samo i przestane wielbić to co Larsson stworzył. Z drugiej strony mnie kusi. W końcu fajnie poznać dalsze losy bohaterów. I tak siedzę rozdarta nad tym czy jej chce czy nie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj. Jest inna, ale warto. Jak na kontynuację całkiem zadowalająca, moim zdaniem.
UsuńJa tam się nie buntuję. No niestety, sprawa wygląda jak wygląda, Larsson więcej nie napisze, a świat i bohaterów stworzył świetnych. Jestem przeciwny profanacji, pisania jakichś bzdur i promowania ich poprzez takie nazwisko jak Larsson, ale jeżeli książka daje radę, to bardzo chętnie. To wydawca powinien stać na straży i bronić dobrego imienia Larssona, jeśli przyjdzie ktoś z byle czym to absolutnie nie powinno być wydane, a wtedy napisałbym co myślę o wydawcy i ludziach, którzy męczą temat by nachapać się kasy. Ale - powtarzam - jeśli daje radę, to jak najbardziej i w planach mam.
OdpowiedzUsuń