piątek, 17 lutego 2012

„Kobieta w czerni” (1989)

Recenzja na życzenie (IZOLDA)
Młody adwokat, Arthur Kidd, zostaje wysłany przez swojego szefa do małego angielskiego miasteczka w celu uporządkowania spraw majątkowych zmarłej niedawno wdowy. Gdy wprowadza się do jej domu ku swemu przerażeniu odkrywa, że zarówno z nim, jak i z życiem nieboszczki wiąże się mroczna tajemnica. Na domiar złego zaczyna prześladować go dziwna kobieta w czerni…
Telewizyjna produkcja Herberta Wise’a na podstawie powieści Susan Hill. Film cieszył się sporą popularnością zaraz po powstaniu, jednak obecnie prawie całkowicie odszedł w zapomnienie. Za parę dni światło dzienne w Polsce ujrzy jego kinowy remake, który być może przyczyni się do wzrostu zainteresowania pierwowzorem. Mam taką nadzieję, gdyż dzieło Wise’a zasługuje na uwagę wielbicieli ghost story - powiem nawet więcej: z pewnością jest to jedna z najlepszych produkcji gotyckich, jakie dane mi było obejrzeć i szczerze wątpię, aby remake choć zbliżył się do tego, co przed laty zaprezentował światu Wise.
Z uwagi na niski budżet filmu możemy liczyć na maksymalną oszczędność, jeśli chodzi o efekciarstwo. Tutaj nie ma kiczowatych efektów specjalnych, które to na ogół niszczą klimat zamiast go potęgować. Reżyser zdecydował się na minimalizację również w kontekście fabuły – zamiast wartkiej, porywającej akcji serwuje nam wolno rozwijającą się intrygę z jakże charakterystycznymi dla opowieści gotyckiej elementami: tajemniczy duch kobiety, posępny stary cmentarz, wielki dom na mokradłach, skąpany w gęstej mgle, z której od czasu do czasu dobywają się mrożące krew w żyłach krzyki dziecka wzywającego swoją matkę. Nasz bohater po przyjeździe do małego miasteczka przystępuje do systematycznego odkrywania tajemnicy starego domu oraz wdowy, która niegdyś go zamieszkiwała. W pracy rzecz jasna przeszkadzają mu paranormalne zjawiska, których jest świadkiem, a które tak znakomicie przyczyniają się do potęgowania przerażającego klimatu grozy. Właśnie, klimat jest najmocniejszym elementem tego filmu – rzadko zdarza się, aby twórcom udało się osiągnąć tak gęstą atmosferę z wykorzystaniem tak minimalnych środków przekazu. Właśnie w takim gotyckim klimacie gustuję, jeśli chodzi o horrory nastrojowe! Nawet postać tytułowej bohaterki mrozi krew w żyłach z uwagi na jej oszczędną kreację. Po co generować komputerowego ducha, skoro łatwiej jest przerazić widza stawiając na realizm? Nasza tajemnicza postać to blada kobieta z podkrążonymi oczami, cała odziana w czerń. A jeśli dodamy do tego fakt, że na ogół pojawia się w momentach szczytowej grozy, wyłaniając się z mgły lub przebywając na zniszczonym cmentarzu to wystarczy, aby jeśli nie przestraszyć to chociaż mocno zaniepokoić widza.
Do potęgowania klimatu grozy znacznie przyczyniła się również ścieżka dźwiękowa – łagodna, ledwo słyszalna muzyka, która z czasem, w miarę kumulowania się napięcia nabiera coraz bardziej agresywnego wymiaru. Mimo, że akcja posuwa się do przodu w niebywale powolnym tempie ma w sobie siłę, która wręcz zmusza odbiorcę do uważnego śledzenia postępów intrygującej zagadki wielkiego domostwa. Znacznie przyczynił się do tego odtwórca roli głównej, Adrian Rawlins, który praktycznie w pojedynkę zdołał zainteresować widzów swoją przerażającą przygodą. Seans może i nie straszy w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale na pewno nieustannie niepokoi widza, który doskonale zdaje sobie sprawę, że wcześniej, czy później zostanie skonfrontowany z prawdziwie przerażającą sceną. I rzeczywiście, taki moment następuje w drugiej połowie filmu, podczas której Arthur spędzając noc w gospodzie budzi się w nocy i rozmawia z niewidoczną z początku osobą, żeby za chwilę, kiedy klimat osiąga nieznośne wręcz apogeum kobieta w czerni z wrzaskiem zbliżyła się do naszego protagonisty. Nie tylko jej okropny krzyk wywołuje ciarki na plecach odbiorcy, ale również nienaturalnie wykrzywiona w złości twarz. W trakcie tej sceny dosłownie wbiło mnie w fotel, a to nieczęsto mi się zdarza, podczas obcowania z tego typu obrazami. Zakończenie, natomiast, stanowi znakomite zwieńczenie wszystkiego, co widzieliśmy wcześniej – lepszego finału po prostu nie można sobie wymarzyć.
Jeśli istnieją jeszcze jacyś widzowie gustujący w oszczędnej gotyckiej grozie to „Kobieta w czerni” jest pozycją idealną dla nich. Osoby zmęczone już tanim efekciarstwem we współczesnym horrorze, jak ja, powinni jak najszybciej zapoznać się z tą produkcją, gdyż takiego klimatu próżno szukać w jakimkolwiek obrazie z XXI wieku.

4 komentarze:

  1. Z recenzją jak najbardziej się zgadzam. Co do "Kobiety w czerni" to jedna z niewielu produkcji, które można uznać za udane ekranizacje. Początkowo bałam się, że zatrze mi dobre wrażenie po oryginale ale ostatecznie okazała się strzałem w dziesiątkę.
    A co do remake'u czekam z niecierpliwością na premierę, nie przekreślałabym go na starcie. Zwiastuny wyglądają naprawdę zachęcająco. Pewnie, zwiastuny zawsze wyglądają zachęcająco ;) Mimo to chętnie zobaczę co z tego wyszło.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Owca, ja też widziałam zwiastuny i to właśnie one mnie nastawiły odrobinę sceptycznie - mówię tutaj o kreacji kobiety w czerni. W oryginale najbardziej podobała mi się właśnie ta oszczędność w jej wyglądzie, która potęgowała realizm. Natomiast na zwiastunie remake'u zobaczyłam... oczywiście znienawidzone przeze mnie komputerowe wygenerowanie postaci. Nie chcę na razie wychylać się z opinią na temat remake'u, jednak przyznaję, że jestem nieco sceptycznie nastawiona. A co będzie, okaże się, mam nadzieję, że jednak film będzie dobry i że myliłam się oceniając go po zwiastunie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć, tu Gelu;

    Nie będę pisał od nowa swojej wypowiedzi, tylko przekopiuję ją do Ciebie. Nie wynika to z lenistwa, a raczej z faktu, że jest ona świeża i obszerna. Mam nadzieję, że się nie obrazisz :)

    (Jeszcze zaznaczę, że pierwszy raz wypowiadam się na Twoim blogu, aczkolwiek regularnie na niego zaglądam. Są tu filmu, z oceną których się zgadzamy, tak jak i są też takie, z oceną których bym polemizował:) wiem, że to Twój blog, więc nie mam zamiaru Ci niczego narzucać, ale można zawsze jakąś kulturalną konwersację nawiązać.)

    (a i jeszcze jedno, zawsze mnie dziwiło to, że w Twojej liście recenzji horrorów jest taki bałagan, trochę polskich tytułów, trochę oryginalnych, czy taki szczegół że nie ma roczników, zaznaczę raz jeszcze, nie mam w intencji obrażać ani Ciebie, ani Twojego bloga, to raczej przedstawienie mojej jakiejś tam wizji:))

    Co do samego filmu:

    O "Woman in Black" dowiedziałem się dopiero po tym, gdy zetknąłem się pierwszy raz z wiadomościami o remake'u. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nadchodzący film będzie właśnie remake'iem. Niestety nową wersję widziałem przed oryginalną, aczkolwiek mało z niej pamiętałem, bo było to na jednym z nocnych maratonów filmowych, gdzie najzwyczajniej przysnąłem i nie pamiętałem za bardzo o czym był ów film. Tak więc zasiadłem do zapoznania się z wersją z 1989 roku. Po seansie poszperałem w internecie, aby sprawdzić zdanie innych widzów i aż dziw bierze, że napotkałem prawie same bardzo pozytywne opinie. Powiem tak, nie był najgorszy, bo widziałem gorsze filmy, więc nie rozumiem zupełnie tych zachwytów.

    OK. Może w ten sposób:

    + ciekawa tajemnica wraz z jej rozwiązaniem.
    + miłe dla oka (z perspektywy horroromaniaka) lokacje; mieścina na peryferiach wraz z mieszkańcami, którzy między wierszami dają do zrozumienia, że coś jest na rzeczy. domostwo pani Drablow, jego lokalizacja.
    + wszechobecna mgła
    + posępna i przytłaczająca atmosfera
    + NIEKTÓRE ukazywanie się tytułowej postaci, np na cmentarzu
    + (z jednej strony) zakończenie, a dokładniej ostatnia scena


    - ten specyficzny gotycki klimat, którym wszyscy się zachwycają, a mi jakoś nie odpowiadał
    - wciąż to samo tragiczne 'nagranie' z bagien, które za pierwszym razem owszem, zaciekawiło i nadało klimatu, ale z każdym kolejnym razem już tylko irytowało.
    - w mojej opinii za dużo bzdurnych dialogów, a przynajmniej niedopracowanych
    - w wypowiedziach innych osób, widziałem pozytywne komentarze co do gry Adriana Rawlins'a i że to w dużej mierze on dźwignął prawie cały film. Dla mnie było dość przeciętnie, a w niektórych scenach tragicznie/komicznie, choćby scena zbiegania po schodach do drzwi, albo nawoływanie psa:) ogólnie jakoś jego ruchy/zachowania były nieadekwatne do tego co działo się w danym momencie na ekranie.
    - to co najbardziej mnie irytowało; scena, albo i sceny gdy główny bohater zapalał światło w bilionach pomieszczeń w całym domostwie, mogli pokazać ze dwa, trzy pomieszczenia, ale po co aż tyle?, pojawianie się żołnierzyka zabawki!, jako wisienka, scena, która pewnie z założenia miała u widza zjeżyć włosy na ciele, a wyszła komicznie - gdy nasza ubrana na czarno pani zjawia się nad łóżkiem głównego bohatera
    - (z drugiej strony) zakończenie, nie pamiętam czy ostatnia scena nad jeziorem jest rozgrywana gdzieś nieopodal Crythin, bo jeśli nie, to nie ma ona za dużo sensu.
    - ogólnie film strasznie nudzi, fabuła ciągnie się ślimaczym tempem, a na ekranie nie ma za wiele scen, które by nas postawiły na nogi w jakikolwiek sposób.


    Niby trochę tych plusów znalazłem, ale jak dla mnie to nie wystarczyło by film ten mógł mi się spodobać. Nie wiem czy to wina budżetu, czy specyfiki samego filmu, ale wiem, że nigdy do niego nie wrócę, bo podczas seansu za bardzo się wynudziłem, a w niektórych scenach wręcz irytowałem. Słabo. 4/10

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "(a i jeszcze jedno, zawsze mnie dziwiło to, że w Twojej liście recenzji horrorów jest taki bałagan, trochę polskich tytułów, trochę oryginalnych, czy taki szczegół że nie ma roczników, zaznaczę raz jeszcze, nie mam w intencji obrażać ani Ciebie, ani Twojego bloga, to raczej przedstawienie mojej jakiejś tam wizji:))"

      Już się tłumaczę:) Dążę do tego, żeby hiperłącze zawierało polskie tytuły, ale są ku temu pewne przeszkody:
      - czasem recenzuję filmy, które jeszcze nie doczekały się oficjalnych polskich tytułów, więc najpierw wpisuję angielski, a w wolnej chwili listę uaktualniam, jeśli jakieś tytuły doczekały się tłumaczenia (tak samo jak to robi Filmweb). Nie dotyczy to ocenialni horrorów, bo zwyczajnie nie mam czasu na przedzieranie się przez te wszystkie tytuły, ale tam są daty światowych premier, więc jeśli ktoś chce sprawdzić jak brzmi polski tytuł podanego przeze mnie angielskiego to zwyczajnie może sobie to przekopiować w Google:)
      - niektóre filmy w ogóle nie mają polskich tytułów, więc muszę pisać angielskie
      A dat zwyczajnie nie chce mi się pisać - dość się z tym naużeram w dziale "Ocenialnia horrorów".
      Ps. Dzięki wielkie za podglądanie bloga oraz obszerną wypowiedź na temat filmu - tego i jego remake'u. Pozdrawiam!

      Usuń