Reżyserka
teatralna Jeanine zostaje wybrana do ponownego wystawienia sztuki
„Salome” Richarda Straussa na podstawie tragicznej sztuki Oscara
Wilde'a w interpretacji jej już nieżyjącego mentora Charlesa,
opery powszechnie uważanej za jego najwybitniejsze osiągnięcie.
Jeanine pracowała przy oryginalnej produkcji i zawsze z podziwem
wypowiadała się o jej reżyserze, w zarządzie panuje więc
przekonanie, że wiernie będzie trzymała się wizji Charlesa. Co
prawda kobieta już na wstępie wprowadza parę drobnych zmian, ale
sytuacja robi się naprawdę napięta, gdy Jeanine przechodzi do
zasadniczych modyfikacji. Kierują nią traumatyczne wspomnienia,
przez lata zagrzebane głęboko w podświadomości i stopniowo
wypływające na powierzchnię pod wpływem wielkiego dzieła
człowieka, który okrutnie wykorzystał intymne zwierzenia swojej
uczennicy. Słynnego reżysera operowego, któremu Jeanine oddała
duszę i serce.
 |
Plakat filmu. „Seven Veils” 2023, Rhombus Media, Ego Film Arts, Téléfilm Canada |
W
pierwszym tygodniu lutego 2023 roku Canadian Opera Company otworzyła
sezon na „Salome” Richarda Straussa w interpretacji Atoma Egoyana
– wznowienie premierowo wystawionej w 1905 roku najpopularniejszej
opery na kanwie sztuki Oscara Wilde'a (pod tym samym tytułem)
pierwotnie opublikowanej w 1893 roku. Przygotowania do tego
wydarzenia z inicjatywy reżysera, toczyły się równolegle z
przygotowaniami do produkcji filmowej opartej na jego własnym
scenariuszu, thrillerem/dramatem psychologicznym będącym wariacją
na temat „Salome” Richarda Straussa i czerpiącym z autentycznej
historii, z którą Egoyan zderzył się w młodości. UWAGA
SPOILER Skomplikowany, patologiczny związek jego koleżanki z
„bardzo znanym artystą w mieście”, jej rodzonym ojcem,
który odnalazł w niej swoją muzę, uczynił tematem wielu swoich
obrazów... fetyszyzował ją, molestował seksualnie, obrzydliwie
wykorzystywał zaufanie własnego dziecka KONIEC SPOILERA.
„Seven Veils” jak dotąd jest najbardziej zdecydowanym podejściem
Atoma Egoyana do tego ciężkiego tematu – nieśmiałe próby
(ostrożne badanie terenu, subtelniejsze aluzje) podejmował już w
latach 90. XX wieku, w „Klubie Exotica” (1994) i w
„Słodkim jutrze” (1997) – z odniesieniami do opus magnum
Oscara Wilda, arcydzieła literatury światowej „Portretu Doriana Graya” oraz dorobku Alfreda Hitchcocka: opartych na twórczości
Daphne du Maurier „Rebece” i „Ptakach” oraz „Podejrzanych”
z Carym Grantem, adaptacji powieści Anthony'ego Berkeleya Coxa.
Atomowi
Egoyanowi bardzo zależało na ponownej współpracy z Amandą
Seyfried, odtwórczynią tytułowanej postaci w jego dobrze przyjętym
thrillerze psychologicznym z 2009 roku, przygotował się jednak na
odmowę, zważywszy na jej napięty harmonogram. Założył, że jest
wypełniony po brzegi, ale szczęśliwym trafem Seyfried miała małą
lukę w planie zajęć. I była bardziej niż zainteresowana
odnowieniem zawodowych kontaktów z twórcą „Chloe”. W lutym
2023 roku - parę dni po premierze wznowienia operowego arcydzieła
Richarda Straussa, tym razem pod dyrekcją artystyczną Atoma Egoyana
– do wiadomości publicznej podano informację o zbliżających się
zdjęciach do najnowszego filmu cenionego kanadyjskiego filmowca o
dręczonej mrocznymi wspomnieniami reżyserce teatralnej, w którą
wcieli się Amanda Seyfried. „Seven Veils” nakręcono w Toronto w
kanadyjskiej prowincji Ontario jeszcze w pierwszym kwartale 2023
roku, a obsadę zasilili artyści operowi i orkiestra z
superprodukcji Canadian Opera Company o nieszczęśliwie zakochanej
pasierbicy króla Heroda. Światowa premiera „Seven Veils” odbyła
się w drugim tygodniu września 2023 roku na Międzynarodowym
Festiwalu Filmowym w Toronto – film trafił do Canada's Top Ten
2023 (coroczna lista TIFF). Do marca 2025 roku to dziełko można
było zobaczyć jedynie na nielicznych festiwalach – dystrybucję
kinową, w ograniczonym zakresie (wybrane kina), jednocześnie
otwarto w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Scenariusz „Seven
Veils” powstał dzięki ograniczeniom w teatralnej działalności
Atoma Egoyana na rzecz „Salome” niemieckiego kompozytora muzyki
późnego romantyzmu (i dyrygenta) Richarda Straussa oraz
irlandzkiego dramatopisarza (też prozaika, poety i filologa
klasycznego), przedstawiciela modernistycznego estetyzmu Oscara
Fingala O’Flahertie'ego Willsa Wilde'a. Egoyan z różnych powodów
nie mógł sobie pozwolić na takie przetworzenie oryginalnego
scenariusza „Salome”, jakie wpadło mu do głowy. Nie mógł
wprowadzić zbyt daleko idących zmian, ale nic nie stało na
przeszkodzie, by podzielił się swoją wizją z miłośnikami kina.
Reinterpretacją „Salome”, którą przypisał fikcyjnej bohaterce
„Seven Veils”, artystycznego dramatu psychologicznego z
elementami dreszczowca, w którym Egoyan podejmuje jeden ze swoich
ulubionych tematów (patrz: „Niepamięć” z 2015 roku) i być
może najbardziej obszerny. Tajemnice pamięci. W „Seven Veils”
Egoyan bada psychologiczny mechanizm obronny zwany wyparciem lub
represją na przykładzie kobiety sukcesu, która nieświadomie
„wymazała”, stłumiła najgorsze wspomnienia z dwóch okresów
swego życia. Jeanine (niezwykle ekspresyjny występ Amandy Seyfried,
moim zdaniem wybitna kreacja laureatki Złotego Globu i Emmy za rolę
w miniserialu „Zepsuta krew” Taylor Dunn i Rebekki Jarvis)
poznajemy jako reżyserkę rozpoczynającą nowy etap w swojej
artystycznej karierze. Dotąd zajmowała się produkcjami na dużo
mniejszą skalę; spełniała się w małych regionalnych teatrach,
ale najwyraźniej w którymś momencie to przestało jej wystarczać.
Albo jakaś część Jeanine w wielkiej ofercie pod duchowym
patronatem potężnego Charlesa od początku widziała doskonałą
szansę na rozliczenie się z przeszłością. Tak czy inaczej,
zdecydowała się na tymczasowe rozstanie z rodziną: małoletnią
córką Lizzie (Maya Misaljevic), mężem Paulem (Mark O'Brien, m.in.
„Źle się dzieje w El Royale” Drew Goddarda, „Zabawa w pochowanego” Matta Bettinelliego-Olpina i Tylera Gilletta) i
cierpiącą na demencję starczą matką Margot (Lynne Griffin),
podejrzanie często odwiedzaną przez nietroskliwego zięcia.
Prawdziwym powodem tych nietradycyjnych wizyt Paula może być
prywatna pielęgniarka Margot, młoda kobieta Dimitra (Maia Jae
Bastidas).
 |
Plakat filmu. „Seven Veils” 2023, Rhombus Media, Ego Film Arts, Téléfilm Canada |
Psychodrama,
dramaterapia Jeanine. Slow burn movie w teatralnym
entourage'u. Przewidywalna podróż w głąb przeraźliwie
poranionego umysłu. Aluzyjna opowieść o dziewczynce tańczącej w
lasie z czarną opaską na oczach i młodej adeptce sztuki teatralnej
coraz głośniej, natarczywiej dopominających się uwagi od
zabieganej reżyserki makabrycznej opery. Niekonwencjonalna historia
miłosna Oscara Wilde'a wzorowana na tekście biblijnym – dla
jednych badaczy przedmiotu dosyć wierna kopia, dla innych raczej
swobodna interpretacja przypowieści z Nowego Testamentu Pisma
Świętego. Sensoryczny labirynt Atoma Egoyana, który nasuwał mi
lekkie skojarzenia z „Czarnym łabędziem” Darrena Aronofsky'ego
– zbliżona (nieidentyczna) wrażliwość. Muzyczna ekstaza
(niepierwsza owocna współpraca Egoyana z oscarowym kompozytorem
Mychaelem Danną; z udziałem orkiestry pod batutą Johannesa Debusa
i z wykorzystaniem wspaniałych utworów Richarda Straussa),
drażniąco rozproszona treść. Poboczne wątki, z których niewiele
wynika. W moim poczuciu tak zwane zapychacze czasu, drogi donikąd.
Na przykład wątek Rachel (Vinessa Antoine) i Luke'a (Douglas Smith,
m.in. „Zaraźliwi” Brandona Cronenberga, „Diabelska plansza Ouija” Stilesa White'a, „Bye Bye Man” Stacy Title) dublerów
odtwórców głównych ról w reinterpretacji „Salome” oraz
silnie powiązany z nim wątek głównej rekwizytorki, utalentowanej
i nieco roztrzepanej rzeźbiarki o imieniu Clea (Rebecca Liddiard).
Nie wspominając już o toksycznej relacji Ambur i Johana, po raz
wtóry odgrywających Salome i Jana Chrzciciela (Ambur Braid i
Michael Kupfer-Radecky, gwiazdy reedycji operowej, którą pokierował
Atom Egoyan we współpracy z zarządem Canadian Opera Company),
skandalicznym zachowaniu z nieodległej przeszłości naturalnie
przekładającym się na ich obecne partnerstwo sceniczne, sferę
stricte zawodową. Dziwnie przedstawiono też motyw romansu –
przykre podejrzenia Jeanine, których ewentualne potwierdzenie może
uruchomić dobrze znany jej mechanizm obronny. Znowu spuści kurtynę
zapomnienia? Mimowolnie usunie ze świadomości skrajnie niewygodne
fakty na temat swojego życiowego partnera? Marnego zastępcy
Charlesa? Tak czy owak, Jeanine swego czasu obdarzyła sławnego
reżysera teatralnego miłością bezgraniczną, ślepą i na swój
sposób obłąkaną. Miłością/obsesją, której nie pokonała
nawet Śmierć – duch Charlesa niezmiennie unosił się nad
Jeanine, jego obecność zawsze była tak intensywna, jak
zniewalająca energia Rebeki de Winter w Manderley. Największe
artystyczne wyzwanie Jeanine, „Salome”, może umocnić ten
destrukcyjny związek albo nareszcie uwolnić nieszczęsną
protagonistkę „Seven Veils” od złego ducha. Duchów. Legendarna
sztuka działająca jak egzorcyzm. Zakładając, że główna
bohaterka filmu nazwanego na cześć Tańca Siedmiu Zasłon -
pokrótce opisanego przez Oscara Wilde'a, a spopularyzowanego przez
Richarda Straussa - nie zawróci z obranej ścieżki. Wstąpiła na
tę okropnie wyboistą drogę z boleśnie znajomą, a przynajmniej
budzącą jakieś niejasne, ale na pewno nieprzyjemne skojarzenia,
czarną opaską na oczach, która wcześniej czy później musi
przecież opaść. Musi? UWAGA SPOILER W każdym razie punkt
kulminacyjny ta średnio zajmująca walka z wewnętrznymi demonami
osiąga w piorunującym „teatrze cieni”, Tańcu Siedmiu Zasłon -
jednym z najbardziej spektakularnych momentów (pierwszorzędna
sztuka minimalizmu) w głośnym wydarzeniu „bezczelnie”
(prawidłowo!) zakłóconym przez nieposłuszną członkinię zespołu
skompletowanego z myślą o upamiętnieniu, kategorycznym
unieśmiertelnieniu podłego Charlesa, rzekomo genialnego reżysera
operowego, który niewiele różnił się od współczesnego Heroda,
nieprzypadkowo nazwanego Haroldem KONIEC SPOILERA.
Przeintelektualizowany
utwór Atoma Egoyana, pogubione kino artystyczne i gatunkowe, nadęta
symfonia o niezbawiennym zapominaniu lub po prostu niedokończona
opowieść wielowątkowa. Z fenomenalną pierwszoplanową kreacją
aktorską i wyborną oprawą muzyczną. Tak muszę podsumować moje
spotkanie z „Seven Veils”, dramatem psychologicznym z niewielkim
dodatkiem thrillera (podobno hitchcockowskiego), który z jednej
strony nieźle mnie wymęczył, a z drugiej delikatnie zaczarował.
Osobliwe zjawisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz