niedziela, 23 sierpnia 2020

„Nieznajoma” (2006)

 

Irena, Ukrainka z tragiczną przeszłością, zawiązuje współpracę z podejrzanym konsjerżem domu mieszkalnego w północno-wschodnich Włoszech, który za spory udział w zyskach ma pozyskiwać dla niej zlecenia na sprzątanie różnych obiektów. Irenę jednak przede wszystkim interesuje praca u państwa Adacher, wychowującego kilkuletnią córkę Teę mającą rzadką chorobę neurologiczną. W końcu pojawia się długo wyczekiwana przez nią okazja do zbliżenia się do rzeczonej rodziny. Irena zostaje ich sprzątaczką i nianią początkowo wrogo nastawionej do niej dziewczynki, która jednak z czasem mocno się do niej przywiązuje. Zgodnie z sekretnym planem Ireny, kobiety najwyraźniej knującej przeciwko jej rodzicom. I być może chcącej skrzywdzić także ich niewinną córeczkę.

Giuseppe Tornatore, doceniany przez krytykę, obsypywany nagrodami włoski reżyser i scenarzysta, twórca między innymi uhonorowanego Oscarem dramatu z 1988 roku pod tytułem „Cinema Paradiso”. Wieloletni współpracownik legendarnego kompozytora Ennio Morricone, który stworzył również muzykę do jego „Nieznajomej” (oryg. „La sconosciuta”, międzynarodowy: „The Unknown Woman”), zrealizowanego za mniej więcej osiem milionów euro, poruszającego włosko-francuskiego (włoskojęzycznego) thrillera psychologicznego; zdobywcy pięciu statuetek David di Donatello (plus kolejne siedem nominacji) i Europejskiej Nagrody Filmowej: nagroda publiczności dla najlepszego filmu europejskiego. W 2008 roku „Nieznajoma” reprezentowała Włochy na Oscarach – zgłoszenie do kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny”. Scenariusz Giuseppe Tornatore napisał wespół z nieżyjącym już włoskim twórcą, Massimo De Ritą, a główną rolę powierzono rosyjskiej aktorce Kseniyi Rappoport, która nie znała języka włoskiego. Nauczyła się go w trakcie zdjęć.

Nieznajoma” Giuseppe Tornatore: blisko dwugodzinny, szarpiący nerwy thriller psychologiczny, bez wątpienia nakręcony przez prawdziwego geniusza kina. Tajemniczy, empatyczny, brutalny, przytłaczający obraz, któremu udało się nie wpaść w bezlitosne ręce cenzury. A mocnych momentów nie brakuje, aczkolwiek zdecydowanie nie jest to kino gore. Twórcy wprawdzie nie stronili od wizualnej przemocy fizycznej i seksualnej, ale podchodzili do tego od bardziej psychologicznej strony. Przejściowy wstręt wyraźnie ich nie interesował. „Nieznajoma” dociera głębiej, a paleta emocji, jakich dostarcza jest praktycznie nieograniczona. „Nieznajoma” szokuje, dręczy, autentycznie wyciska łzy z oczu i zostawia nas takich zmaltretowanych, zagubionych, samotnych w świecie, który nie zna litości. Pierwszoplanowa postać, Ukrainka Irena doskonale wykreowana przez Kseniyę Rappoport, przebywająca w fikcyjnym włoskim mieście o nazwie Velarchi, doskonale to wie. Na własnej skórze przekonała się, jak bezwzględni potrafią być ludzie. Ile udręki może zgotować człowiekowi człowiek. Irena bezdyskusyjnie jest ofiarą potwornej przemocy, ale wiele wskazuje na to, że teraz staje się również oprawcą. Kobietą być może chcącą pomścić swoją krzywdę. Za wszelką cenę. Również zdrowia i życia niewinnych. Scenariusz „Nieznajomej” długo trzyma nas w niepewności, co do intencji Ireny. Z przebłysków jej wspomnień, z krótkich retrospekcji, szybko wnosimy, że dawniej była wykorzystywana seksualnie. Traktowana jak bezwartościowy kawał mięsa przez obleśnych mężczyzn myślących penisami. Dowiadujemy się też, że udało jej się znaleźć bratnią duszę, swoją miłość, której jednak teraz przy niej nie ma. Teraz Irena jest sama w obcym państwie i wytrwale realizuje jakiś ukryty plan. Plan wymierzony w trzyosobową rodzinę Adacherów: niezbyt szczęśliwe małżeństwo Valerii i Donata (przekonujące występy Claudii Gerini i Pierfrancesco Favino) oraz ich kilkuletnią córeczkę Teę (wspaniała Clara Dossena). Jaki związek mają ci ludzie z przeszłością Ireny? O ile w ogóle jakiś mają... Pod tym, zasadniczym, względem scenariusz jest wielce tajemniczy. „Nieznajoma” przykuwa uwagę już na początku, a potem konsekwentnie podsyca ciekawość. Ani się człowiek obejrzy, jak zapomni o otaczającym go świecie. Będzie dla niego istniała tylko rzeczywistość Ireny. Kobiety, której nie będzie mógł obdarzyć pełnią zaufania, ale i jestem przekonana, że zachowa dla niej ogrom współczucia. Z lekka przybrudzone, nihilistyczne, depresyjne, momentami klaustrofobiczne zdjęcia Fabio Zamariona, zręczny montaż Massimo Quaglii oraz magiczna, melancholijna ścieżka dźwiękowa niedoścignionego Ennio Morricone, tworzą istne dzieło sztuki. Mistrzostwo techniki filmowej. Przygnębiający klimat prawdziwego świata. Świata, którego nie zobaczycie w kolorowych reklamach. Świata, którego wielu wolałoby nie dostrzegać. Udawać, że nie istnieje. Bo tak jest łatwiej, ale Giuseppe Tornatore widać nie jest artystą chcącym nam robić dobrze. W każdym razie nie w „Nieznajomej”. Ten film ma sprawić, że poczujemy się, jak struci. Potrząsnąć nami, zetrzeć nam uśmiechy z ust, zmaltretować psychicznie czymś, co czy chcemy w to wierzyć, czy nie, taką zupełną fikcją nie jest. Takie rzeczy dzieją się na świecie, twórcy istotnie czerpali inspirację z doniesień medialnych, ale formalnie „Nieznajoma” nie jest obrazem opartym na faktach. Irena jest postacią fikcyjną, ale w naszej „pięknej” rzeczywistości podobny los spotyka niejedną kobietę. Los seksualnej niewolnicy. Niewolnicy, która wreszcie wyrwała się na wolność. I albo rozpoczęła wendetę, albo skierowała swój słuszny gniew na zupełnie niewinną rodzinę. Przypadkowych ludzi mieszkających naprzeciwko bloku, w którym Irenie udało się wynająć niewielkie lokum. Dzięki nowo poznanemu mężczyźnie, dozorcy chętnie dorabiającemu sobie na boku. Mężczyźnie, z którym nasza nieznajoma zawiązuje współpracę, nazwijmy ją, biznesową. On szuka dla niej zleceń w charakterze sprzątaczki, a ona oddaje mu część wynagrodzeń. I czeka. Czeka na okazję, która pozwoli jej bardziej zbliżyć się do Adacherów. Rodziny, którą z jakiegoś sobie tylko znanego powodu obrała sobie za cel.

Akcja „Nieznajomej” przebiega dwutorowo. Umowna teraźniejszość przeplata się z retrospekcjami ze strasznego życia głównej bohaterki? antybohaterki? Ireny. Mieszkającej we Włoszech Ukrainki, która przeszła przez istne piekło, a teraz być może próbuje zgotować je innym. Zaniedbującym swoją kilkuletnią córkę, często kłócącym się Valerii i Donatowi Adacherom, w mieszkaniu których znajduje się coś, na czym Irenie bardzo zależy. Najwyraźniej zależy jej także na pozyskaniu zaufania ich dotkniętej rzadką chorobą neurologiczną (zablokowanie mechanizmów samoobrony – na przykład gdy pada, nie wyciąga instynktownie rąk, żeby chronić głowę) córki Tei. A kiedy już jej się to udaje traktuje ją... Cóż, z jednej strony mamy przepiękną przyjaźń dziewczynki z zawszą mającą dla niej czas nianią. Jedyną dorosłą osobą w jej życiu, która naprawdę się o nią troszczy. Daje jej miłość, której nieczęsto zaznaje od rodziców. Bo są zapracowani, bo szukają relaksu w gronie przyjaciół i tym podobne. W relacji Ireny i Tei pojawiają się jednakże pewne pęknięcia. Kontrowersyjne metody wychowawcze? Chwile zapomnienia, momenty, w których Irena zatraca się w swojej traumatycznej przeszłości i nieświadomie wyładowuje się na małej dziewczynce? A może robi to z premedytacją? Może zależy jej na tym, by dziecko znienawidzonych przez nią Adacherów cierpiało? Może chce by ta niewinna istota na własnej skórze odczuła choćby tylko ułamek tego, co i ona odczuwała? A może po prostu chce ją nauczyć czegoś, co bardzo jej się w życiu przyda? Nie dowiemy się tego, dopóki nie poznamy wszystkich faktów z przeszłości tytułowej postaci przerażającego filmu Giuseppe Tornatore. Paraliżującego, bezlitośnie raniącego spektaklu, od którego nie chce się nawet na chwilę oderwać oczu. W każdym razie ja jak zaklęta trwałam przed ekranem. Jak zaczarowana zanurzałam się coraz głębiej i głębiej w męczarnie nie tylko Ireny. W brutalny świat, w którym możliwe, że pojawił się promyk nadziei. Nadzieją tą może być dla Ireny jej mała podopieczna, ale równie dobrze Tea może być kolejną ofiarą tej przepełnionej gniewem kobiety. Tajemniczej jednostki, która szturmem wdziera się w życie przynajmniej na pozór zwyczajnej rodziny i... niszczy ją od środka? Czy na pewno? Bez wątpienia ma względem nich jakiej ukryte plany, ale są tak bardzo ukryte, że nie można odrzucić żadnej ewentualności. Nawet próby ratowania przez Irenę rozpadającej się rodziny. To mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe. Wszystko jest możliwe w takich filmach, jak „Nieznajoma”. Rzadkim towarze. Fenomenalnym okazie, który znać winien każdy miłośnik szeroko pojętego kina grozy. Przejść obok czegoś takiego obojętnie? Trudna sztuka. Nie wpaść w depresję? Też trzeba się nielicho postarać. Nie zalać się łzami? Próbujcie, ja nie dałam rady. Przekaz jest tak niesamowicie intensywny, zdjęcia bywają tak nielitościwe (brutalizm raniący na poziomach wyższych od chwilowego obrzydzenia), oprawa dźwiękowa tchnie tak straszliwym smutkiem, tak dotkliwą samotnością, że łatwo się rozkleić. Zamienić w trzęsące się z przerażenia dziecko, które nadziei na lepsze jutro Ireny wypatruje jedynie w małej dziewczynce. Dziewczynce, o którą jednocześnie się boi. Której życzy definitywnego uwolnienia się od niszczącego? wpływu Ireny, ale zarazem nie może oprzeć się poczuciu, że ta relacja tak naprawdę służy im obu. Tak, tylko czy po tym wszystkim, co już nam pokazano, powinno się czynić tak śmiałe założenie, że Giuseppe Tornatore i Massimo De Rita przewidzieli tak podnoszące na duchu rozwiązanie historii Ireny? Czy po tak bezlitosnym rozwoju można się spodziewać zbawczej przyjaźni dwóch wcześniej tak zagubionych, tak poruszająco osamotnionych w prawie bezuczuciowej rzeczywiści, istot? Powiem tyle: końcówka wcale nie będzie lżejsza. Przygotujcie się wręcz na uderzenie mocniejsze od wszystkiego, czego mieliście (nie)przyjemność doznać wcześniej. I zaskoczenie. Ja w każdym razie nie byłam gotowa na taki obrót spraw. Takie rozwiązanie skrupulatnie budowanej i tam, gdzie trzeba zaciemnianej intrygi. Tajemnicy budowanej praktycznie od początku tego wyjątkowego widowiska. Realistycznego, depresyjnego pokazu okropnej przemocy, straszliwej samotności i... bezrozumnej wściekłości? Tak czy inaczej wściekłość najprawdopodobniej będzie ogarniać Was, widzów bezsilnie patrzących na krzywdę zadawaną ludziom przez ludzi. Bo największym potworem zawsze był, jest i pozostanie człowiek. A motorami napędowymi okrucieństwa między innymi waluta i chory popęd seksualny. Dla pieniędzy i poczucia władzy bezwzględnej nad bliźnim wielu jest gotowych zrobić absolutnie wszystko. Absolutnie.

Wstyd mi, że „Nieznajoma” w reżyserii Giuseppe Tornatore dopiero teraz wpadła mi w ręce, że dopiero teraz rzecz obejrzałam. Wcześniej nawet nie słyszałam o tej pozycji. Dziwne, bo z pewnością nie jest to jeden z mniej rozchwytywanych obrazów. Bez wątpienia nie przeszedł bez echa. Ma mnóstwo fanów, także wśród krytyków. I trochę nagród. Moim zdaniem w pełni sobie na ten sukces zasłużył. A na nawet na dużo większy. Zdecydowanie więcej powinno się o tej kinematograficznej perełce mówić, ażeby wieść dotarła do wszystkich zainteresowanych. Wszystkich, którzy cenią sobie odważniejsze klimaty, którzy nie boją się mierzyć z bezkompromisowymi, grającymi na przeróżnych emocjach, wyrywającymi ze strefy komfortu produkcjami, których prawdopodobnie szybko z pamięci nie wyrzucą. Historia Ireny i jej małej podopiecznej przypuszczalnie będzie Was zadręczać jeszcze długo po seansie. Odważycie się wejść w ten potworny świat? Oby, bo moim zdaniem czegoś takiego nie wolno przegapić. Nie, jeśli przepada się za niepatyczkującymi się z widzem thrillerami psychologicznymi. I horrorami, bo „Nieznajoma” doprawdy potrafi przerazić.

1 komentarz:

  1. Też niedawno się na niego natknęliśmy i to tylko dlatego, że postanowiliśmy sobie oglądać po kolei to co jest na cda premium, rzecz jasna z pewnymi pominięciami. Baaardzo się nam podobał, świetny klimat, a zakończenie super.

    OdpowiedzUsuń