Anglik John Wyndham w latach 50-tych był najbardziej cenionym pisarzem science-fiction w Wielkiej Brytanii i Australii. Dzisiaj jego książki należą już do kanonu klasyki i nadal cieszą się ogromnym zainteresowaniem wśród entuzjastów fantastyki literackiej.
„Kukułcze jaja z Midwich” wydane po raz pierwszy w 1957 roku to historia pewnego małego miasteczka w Anglii, które pewnego dnia zasypia. Zarówno ludzie, jak i zwierzęta znajdujący się w Midwich przez pewien czas znajdują się w pewnego rodzaju śpiączce, aby wkrótce jakby nigdy nic po prostu się obudzić. Podczas gdy armia Stanów Zjednoczonych bacznie obserwuje mieszkańców, którzy wedle wszelkich prawdopodobieństw zostali uśpieni przez przybyszów z kosmosu, społeczeństwo Midwich powoli przechodzi nad tym wydarzeniem do porządku dziennego. Jednak niedługo potem wszystkie kobiety w wieku rozrodczym zachodzą w ciążę. Postanawiając urodzić kosmiczne dzieci, jeszcze nie wiedzą, że stają do walki dwóch gatunków o przetrwanie na Ziemi.
Tytuł książki nawiązuje do osobliwego zwyczaju kukułek, które podrzucają swoje jaja do cudzych gniazd, pod opiekę innych ptaków. Tutaj takimi kukułczymi jajami są niepokojące blondwłose dzieci ze świecącymi, złotymi oczami. Zapłodnione przez pozaziemską siłę mieszkanki Midwich nosząc ich pod sercem są jedynie żywicielkami, okrutnie wykorzystanymi kobietami, które służą jedynie za naczynie niezbędne do przyjścia na świat demonicznych istot. A owe istoty, z zewnątrz sprawiające tak niewinne wrażenie, wkrótce dzięki swoim nadzwyczajnym zdolnościom kontroli umysłów ludzkich oraz zbiorowej świadomości postarają się przejąć kontrolę nie tylko nad Midwich, ale również całą ludzkością. Starcie, pomiędzy dwoma gatunkami zdaje się być nieuniknione, gdyż jak słusznie zauważa autor obie rasy pragną dominować na Ziemi, żadna przez wzgląd na swoją władczą naturę nie jest w stanie usunąć się w cień. Wyndham zawarł w tej powieści kluczowe prawdy dotyczące naszego gatunku, które choć okrutne w swej wymowie zdają się sięgać w samo setno problemu.
Pod kątem socjologii i psychologii autor wypadł wręcz idealnie, to samo można z pewnością powiedzieć o oryginalnej fabule powieści, która siłą rzeczy wzbudza niesłabnące zainteresowanie czytelnika, a nawet daje mu odczuć odrobinę grozy, poprzez koszmarne wydarzenia, których jest świadkiem. Jednak autor nie ustrzegł się również kilku słabszych aspektów, które w latach 50-tych pewnie zdawały egzamin, ale współczesnego odbiorę mogą nico zirytować. Zacznijmy od bohaterów, których niestety praktycznie nie jesteśmy w stanie lepiej poznać. Wyndham zdaje się nie interesować ich psychologią, nie tłumaczy nam motywów ich postępowania. Nawet narrator, jeden z bohaterów powieści, niejednokrotnie sprawia wrażenie, aż nazbyt papierowego. Takie pobieżne przedstawienie postaci w tego rodzaju literaturze odrobinę irytuje, w końcu przyzwyczailiśmy się już do drobiazgowych opisów małomiasteczkowego społeczeństwa autorstwa Stephena Kinga. Wyndham zaproponował nam króciutką powieść (choć jej tematyka, aż prosiła się o znaczne rozbudowanie) pełną akcji i dialogów, pozbawioną sugestywnych opisów sytuacyjnych i szczegółowej charakterystyki zarówno protagonistów, jak i antagonistów. Wielbiciele dynamicznej akcji na pewno będą zadowoleni, ale czytelnicy poszukujący czegoś sugestywniejszego mogą czasem odczuć lekki niedosyt.
„Kukułcze jaja z Midwich” to bez wątpienia klasyka literatury science-fiction, z którą każdy wielbiciel tego gatunku powinien być za pan brat. Szkoda tylko, że w Polsce wydawnictwa tak rzadko wznawiają nakłady klasycznych dzieł – dlatego też ta pozycja, jak i całe mnóstwo innych wspaniałych lektur sprzed lat na naszym rynku jest praktycznie nie do zdobycia. W 1960 roku Wolf Rilla zaproponował filmową wersję historii Wyndhama, a w 1995 roku światło dzienne ujrzała jej uwspółcześniona wersja wyreżyserowana przez samego Johna Carpentera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz