piątek, 7 czerwca 2013

„Motel” (2007)

Samochód małżeństwa, Davida i Amy, psuje się na mało uczęszczanej drodze w środku nocy. W poszukiwaniu pomocy docierają pieszo do odludnego motelu, w którym decydują się przenocować. W wynajętym zapuszczonym pokoju znajdują kasety VHS z filmami, obrazującymi daleko posuniętą przemoc względem niewinnych ludzi. Gdy David odkrywa, że owe niskobudżetowe produkcje zostały nagrane w ich aktualnym miejscu pobytu zamaskowani oprawcy, czający się w okolicach motelu, przechodzą do ataku. Ich celem jest nakręcenie kolejnego snuffa.
Film Nimróda Antala, wpisujący się do grona moich ulubionych thrillerów ostatnich lat, absolutnie nieprzeznaczony dla osób poszukujących w kinie daleko posuniętej oryginalności, a raczej znajdujących przyjemność w odnajdywaniu licznych „oczek puszczanych do widza”, zaznajomionego z motywami, często przewijającymi się w horrorach. Tak, „Motel” jest thrillerem, ale trudno zaprzeczyć inspiracji konwencji, przypisywanej slasherom, która w najmniejszym stopniu nie wzbudziła we mnie skojarzeń z bezmyślnym kalkowaniem, mającym pokryć brak pomysłu na rozwinięcie fabuły, a raczej stanowiła ukłon w stronę wielbicieli filmów slash, odnajdujących przyjemność w powtarzalności eksplorowanych w nich, znanych motywów.
Jednym z największych plusów tej produkcji są protagoniści. Luke’a Wilsona i Kate Beckinsale w żadnym razie nie można uznać za przeciętnych, mało utalentowanych aktorów – akurat oni w pełni zapracowali sobie na swój sukces, co podkreślili w niniejszej produkcji, choć nie ukrywam, że jak dla mnie Beckinsale kilkukrotnie przyćmiła swoją kreacją kolegę z planu. Oczywiście, przekonujące aktorstwo to nie wszystko – kluczem do zdobycia sympatii widza jest charakterystyka ich postaci, zarysowana w scenariuszu Marka L. Smitha, która sprawia, że odbiorca praktycznie już od pierwszych minut seansu całym sobą stoi po ich stronie. Davida i Amy poznajemy w samochodzie, w trakcie drogi powrotnej z rodzinnej imprezy i niemalże od razu zostajemy poinformowani, że ich małżeństwo przeżywa kryzys, który najprawdopodobniej doprowadzi do rychłego rozwodu. Podczas, gdy David jawi się nam, jako rozpaczliwie walczący o uratowanie swojego związku mężczyzna, na wszelkie sposoby próbujący udobruchać nieprzejednaną żonę, ją charakteryzuje daleko posunięta upierdliwość i ostentacyjna, jak się później okaże udawana nienawiść do męża. Pierwszym sygnałem dla widza, sugerującym rychły koszmar, z którym nasi bohaterowie będą zmuszeni się zmierzyć jest skrót (klasyczny motyw slasherów), na który decyduje się David, oczywiście bez konsultacji z żoną, która z kolei, jak to często w kinie grozy bywa w przypadku kobiet odznacza się większą dozą ostrożności, dyktowanej przez intuicję, co sprawia, że wszystkie jej rady, zarówno te dotyczące zjechania z autostrady, jak i późniejsze, dotyczące kierownika motelu okazują się być słuszne, choć niesłyszalne dla przekonanego o swojej nieomylności Davida. Kolejnym „oczkiem do widza” będzie przybycie naszych protagonistów do odludnego, zapuszczonego motelu, zarządzanego przez ekscentrycznego kierownika, na widok którego w głowach odbiorców, znających konwencję slasherów rozdzwonią się przysłowiowe dzwonki alarmowe – oto, na horyzoncie pojawi się podejrzany typ, kierujący Amy i Davida na drogę ich zguby.
W ostatnich latach kino odnajduje przyjemność w eksplorowaniu legendarnych filmów snuff (tzw. „filmów ostatniego tchnienia”). Rzecz jasna, nie ma zbyt wielu dowodów na rozwijający się tego rodzaju biznes w rzeczywistości, aczkolwiek biorąc pod uwagę nieokiełznaną rządzę pieniądza człowieka nie zdziwiłabym się, gdyby gdzieś na świecie nagrywano sceny tortur, gwałtów i mordów, ku uciesze bogatych psychopatów, słono płacących za takowe taśmy. Właśnie w tym kierunku skłania się scenariusz „Motelu” – obrazuje widzom kolebkę snuff’owego biznesu, gdzie Bogu ducha winni ludzie padają ofiarami zamaskowanych sprawców, poddających ich wyrafinowanym gierkom, aby wkrótce przejść do okrutnych mordów pod okiem wszystkowidzących kamer. Dosłownie cały seans utrzymany jest w mrocznych barwach, okraszonych nutką zieleni, pomarańcza i żółci, których eksperymentalne wykorzystanie jeszcze mocniej wprawia widza w pełen napięcia i obaw o życie tych ciekawych bohaterów, nastrój. Dosłownie każda jump scena jest niemożliwa do przewidzenia, począwszy od z nagła rozlegającego się dzwonka telefonicznego po łomoty do drzwi ich pokoju. Z chwilą, gdy Amy i David dowiadują się z nagrań, celowo zostawionych w ich pokoju o rzeczywistym przeznaczeniu tego miejsca mają dwa wyjścia: uciec z motelu, wprost w łapy, czających się w cieniu zamaskowanych oprawców, albo zabarykadować się w pokoju, który nie został stworzony z myślą o schronieniu, a śmiertelnej pułapce, w której o jakimkolwiek bezpieczeństwu nie może być mowy. Kolejną niespodzianką jest w pełni logiczne zachowanie protagonistów – bardzo starałam się dostrzec w ich rozpaczliwych posunięciach, jakieś potknięcia, ale ku mojemu zadowoleniu nie było takowych. Pomimo ograniczonego pola manewru, robili dosłownie wszystko, co w ludzkiej mocy, aby ocalić życie, a nie jak to często w tego typu filmach bywa tylko dodatkowo się narazić. Z kolei o antagonistach można powiedzieć jedno: najpewniej wybrali snuff biznes, bo natura nie obdarzyła ich większą inteligencją, o czym świadczy na przykład scena z fortelem Davida, który ukrywa żonę na stryszku, uprzednio sugerując oprawcom, że uciekła przez maleńkie okienko w łazience. Już sam fakt, że uwierzyli, iż dorosła kobieta zdołała przecisnąć się przez tak mały otwór wskazuje na ich niemożność pobudzania szarych komórek, ale bardziej poraża fakt, iż nawet jeden z nich nie został w pokoju motelowym, aby poddać go dokładnym oględzinom, podczas gdy reszta rzuciła się na poszukiwanie „zbiegłej” Amy. W końcu to był ich teren, więc z pewnością zdawali sobie sprawę z obecności stryszku. Cóż, twórcy musieli w jakiś sposób rozwiązać impas, w jakim znaleźli się nasi bohaterowie, aby dać im jakąkolwiek szansę przeżycia, a mniej rażąco wyglądało obdarzenie debilizmem oprawców, niż miałoby to miejsce w przypadku protagonistów.
Choć końcówka bardzo przypadła mi do gustu to już finał woła o pomstę do nieba. UWAGA SPOILER Łomot, jaki Amy ostatecznie sprawiła psychopatom, bardziej oparty na szczęściu niż wrodzonej sile, mocno mnie ukontentował – uczucie katharsis murowane. I wszystko byłoby dobrze, gdyby to tylko ona uszła z życiem, bowiem w momencie otworzenia oczu przez rzekomo zamordowanego Davida przemknęło mi przez myśl „no nie, happy end w thrillerze. Jeszcze tylko brakuje najbardziej oklepanego w kinie finalnego pocałunku” – i… ku mojemu przerażeniu, właśnie to nastąpiło. Bardziej słodko już tego zakończyć nie można było KONIEC SPOILERA.
Pomijając nieudany finał „Motel” to kawał naprawdę mrocznego kina, pełnego napięcia i nieprzewidywalnych jump scenek z sympatycznymi, dającymi się lubić bohaterami w rolach głównych. Ale podkreślam: tylko dla ludzi uwielbiających powtarzalność niektórych znanych w kinie grozy motywów. Jak dla mnie to kawał znakomitej rozrywki, ale głównie, dlatego, że konwencjonalność w ogóle mi nie przeszkadza – o ile twórcy dają również coś od siebie, a tego nie można „Motelowi” odmówić.

9 komentarzy:

  1. Oglądałam kilka lat temu ten film i muszę przyznać, że zrobił na mnie dobre wrażenie. Momentami sama odczuwałam niepokój patrząc na poczynania głównych bohaterów. Jedynie ie podobało mi się banalne zakończenie, o którym jak widzę ty również wspominasz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh. Torrenty, szukaj. Chyba trza, mimo wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A chyba go kiedyś w telewizji widziałam :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam nic przeciwko powtarzalnym motywom, więc na pewno zainteresuje się tym filmem. Bardzo zachęciła mnie wzmianka o logicznym postępowaniu bohaterów, to się tak rzadko zdarza!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też bym się wcale nie dziwiła, gdyby naprawdę istniał taki "biznes". Ludzie są zdolni do wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznamy, że "Motel" bardzo pozytywnie nas zaskoczył: film nie miał dobrej prasy, oceny na portalach filmowych też nie napawały optymizmem, toteż jakież było zdziwienie, kiedy okazało się, że to bardzo porządny thriller! Fakt, końcówka mogłaby być mniej ckliwa, ale - w świecie filmu wiele rzeczy się wybacza, a jeśli rzemieślnicza robota wskazuje na znajomość konwencji i jej nie dekonstruuje - to tylko przymknąć oczy i place lizać! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Film został mocno skrytykowany przez większość widzów, co według mnie jest niesłuszne, bo "Motel" to kapitalny thriller. Nie można mu zarzucić braku klimatu i co najważniejsze dla dreszczowca, trzymania widza w napięciu. Wielkim plusem jest potencjalna realność przedstawionych zdarzeń, które mogą się wydarzyć w świecie rzeczywistym, nie mamy tutaj jakiś nadnaturalnych zjawisk itd.
    Najbardziej przerażajace dla mnie były maski oprawców w tym filmie ;)
    I jeszcze jedno,"Motel" jest dużo lepszy od przereklamowanych "Nieznajomych" z drętwą Liv Tyler, którego pomysł został niemalże bezczelnie "zerżnięty" z "Motelu".

    P.S. Jeśli chodzi o tematykę filmów snuff to polecam także inny mocny thriller, "8mm" z Nicolasem Cagem.

    Jarek KG

    OdpowiedzUsuń
  8. A wzięłaś pod lupę "Prześladowca"? To całkiem ciekawy thriller, przynajmniej jedynka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam. Świetny film! Może niedługo go zrecenzuję;)

      Usuń