Recenzja na życzenie
Grupa przyjaciół wyjeżdża do irlandzkich lasów, celem zakosztowania tutejszych grzybów halucynogennych. Przewodnik opowiada im o stojącym nieopodal ich obozu tzw. Zakonie, w którym przed laty miała miejsce rzeź, rzutująca na późniejsze losy turystów – kilka osób zaginęło w tutejszych lasach. Młodzi ludzie, niezrażeni miejską legendą, spożywają grzybki halucynogenne, po czym stają się celem zakapturzonego mordercy. Pytanie tylko, czy to rzeczywistość, czy raczej omamy wywołane przez narkotyk?
Koprodukcja Danii, Irlandii i Wielkiej Brytanii, wyreżyserowana przez Irlandczyka Paddy’ego Breathnacha, będąca świeżym spojrzeniem na rozsławiony przez Amerykanów nurt teen-slasherów. Mówiąc „świeży” nie mam na myśli fabuły, która już bardziej konwencjonalna być nie mogła, a raczej umiejętny montaż, dający widzom złudzenie obcowania z projekcją umysłu, podczas koszmarnego snu bądź niepokojących omamów, wywołanych spożyciem narkotyku. Metaliczna kolorystyka obrazu i rozległe lasy skąpane w skrywającym zagrożenie cieniu pozwoliły twórcom osiągnąć całkiem przyzwoity (jak na standardy XXI-wiecznych horrorów) klimat całkowitego odcięcia od cywilizacji, zagubienia protagonistów wśród bezkresu nieubłaganej natury i śmiertelnego niebezpieczeństwa, symbolizowanego przez zakapturzonego mordercę, obdarzonego nadprzyrodzonymi zdolnościami, które między innymi pozwalają mu znikąd pojawiać się w pobliżu ofiar. Już sam fakt tak umiejętnie budowanej atmosfery grozy powinien zachęcić wielbicieli horrorów do seansu, ale ten gatunek nie opiera się tylko i wyłącznie na tym jednym aspekcie, a pozostałe, niestety wypadają nadzwyczaj blado.
W teen-horrorach rzadko, kiedy spotykamy się z bohaterami, do których możemy zapałać jakąś większą dozą sympatii. Nie licząc potencjalnej final girl, która w przeciwieństwie do swoich towarzyszy (nastawionych głównie na dobrą zabawę, zakrapianą alkoholem, doprawianą narkotykami i urozmaicaną przygodnym seksem) od początku seansu musi odznaczać się zdroworozsądkowym myśleniem. Tak też jest w przypadku Tary, jednakże mało przekonująca Lindsey Haun, z wiecznie zamglonym wyrazem twarzy skutecznie odrzuciła mnie od kreowanej przez siebie postaci. To już pozostała część obsady, z Jackiem Hustonem na czele odznacza się większym talentem aktorskim, co wcale nie znaczy, że do któregokolwiek protagonisty uda się nam w pełni przekonać, a co za tym idzie dopingować jego walce o przetrwanie. Właściwie cała konstrukcja fabularna „Lęku” opiera się na ciągłych ucieczkach bohaterów po bezkresnym lesie (głównie w pojedynkę, bo rozdzielanie się w sytuacjach kryzysowych to domena tego nurtu horroru), byle z dala od tajemniczego zabójcy, który w szybkim tempie eliminuje przerażonych młodych ludzi. Z wszystkich tych nastawionych na straszenie scen na uwagę zasługuje jedynie moment kastracji napalonego chłopaka oraz końcowe błądzenie dziewczyny po bagnie, kiedy to twórcom udało się osiągnąć wyżyny zagubienia jednostki: samotnie rozglądającej się wokoło oraz przeświadczyć widza o jej rychłej zgubie w jakże niepokojącej scenerii. Tymczasem pozostałe wydarzenia, łącznie z wejściem do „przeklętego domu” oraz spotkaniem z dwójką miejscowych dziwaków oprócz okazyjnego eksperymentowania z montażem (zamazywanie konturów przy niektórych ruchach protagonistów) nie odznaczały się niczym szczególnym, prędzej mnie nużąc aniżeli trzymając w jakimś większym napięciu emocjonalnym.
Przez cały seans twórcy sugerują odbiorcom, że mają do czynienia z przywidzeniami po lekkomyślnym zażyciu grzybków halucynogennych przez protagonistów. Takie przeświadczenie narasta w widzach szczególnie dzięki montażowi, mającemu zasugerować obcowanie z naćpanymi umysłami młodych ludzi. UWAGA SPOILER I kiedy już odbiorca nabierze pewności, że udało mu się przewidzieć finał, reżyser odwraca całą fabułę do góry nogami, pokazując nam, że nic nie było tym, na co wyglądało. Owszem, okaże się, że byliśmy świadkami imaginacji chorego umysłu, ale nie wszystkich protagonistów tylko samej głównej bohaterki – Tary, która niczym Marie z „Bladego strachu” pozabijała swoich przyjaciół, po czym zastąpiła te bestialskie czyny wyimaginowanymi sytuacjami. Zakończenie zaskakuje (a jakże!), ale co z tego, skoro jest niemalże dokładną kopią zamysłu Alexandre Aja z 2003 roku? KONIEC SPOILERA.
Ciężko jest mi jednoznacznie ocenić „Lęk”, bo z jednej strony charakteryzuje się nadzwyczajnie mrocznym klimatem, tak poszukiwanym przeze mnie w tym gatunku oraz oryginalnym montażem, a z drugiej żeruje na ogranych motywach, których nachalna powtarzalność niejednokrotnie mocno mnie znużyła, a w przypadku finału zwyczajnie zirytowała. Najbezpieczniej chyba będzie, jak w podsumowaniu orzeknę, że miałam do czynienia ze zwykłą średniawką, przeznaczoną głównie dla osób, poszukujących słabych fabuł, okraszonych mocnym klimatem.
Chyba nie mam ochoty na ten film.
OdpowiedzUsuńOglądałem go kilka lat temu. Pamiętam że to średniak straszny, nawet z ich dolnej półki. Nic nadzwyczajnego i marne powielanie ogranych schematów.
OdpowiedzUsuńGelu
Ogladałam. Ogólnie film taki sobie, ale zakończenie mnie zaskoczyło mimo wszystko. Chociaż podejrzewałam, ze coś będzie nie tak po tym naćpaniu ;)
OdpowiedzUsuńWiem, że na pewno widziałam ten film, ale chyba nie zrobił na mnie wrażenia mocniejszego z tego co pamiętam.
OdpowiedzUsuńByłam strasznie rozczarowana tym filmem. Nie spodziewałam się wspaniałej produkcji, trzymającej w napięciu z dobrą grą aktorską itp, ale to co zobaczyłam to była porażka. Nie polecam.
OdpowiedzUsuńBardzo brakuje mi Twojego podsumowania pod filmami (straszność, zaskoczenie, itd) - które w syntetyczny sposób dawało informację o filmie.
OdpowiedzUsuńNigdy czegoś takiego nie robiłam. Pomyliłeś/aś chyba z tym blogiem
Usuńhttp://horrorsandscaryshits.blox.pl/html
Jak na europejską produkcję to naprawdę dobry horror.
OdpowiedzUsuńJarek KG