piątek, 2 lipca 2010

„Torture Room” (2007), czyli niskobudżetówka w najgorszym wydaniu

Grupa zwyrodniałych ludzi porywa kobietę i zamyka ją w małym pokoju. Od tego momentu zostaje ona poddawana najwymyślniejszym torturom oraz praniu mózgu, a motywy oprawców, które na początku są skądinąd idiotyczne wkrótce stają się całkiem sensowne, na nieszczęście zniewolonej kobiety.

Jedyne określenie tego filmu, które przede wszystkim ciśnie mi się na usta to: OBRZYDLIWY. Lubię torture-porn, ale na pewno nie w takim wydaniu. Mały nakład pieniężny, aż bije z ekranu. Gra aktorska jest jednym wielkim żartem – mimika twarzy głównej bohaterki pobiła wszelkie rekordy całkowitego beztalencia. Fabuła jest dziurawa jak durszlak, a co najważniejsze kompletnie nielogiczna (przynajmniej ja nie widzę w niej większego sensu). Całość obrazu skupia się głównie na makabrycznych próbach „złamania” kobiety, zmuszając ją do mówienia – do wydania tożsamości swoich arabskich znajomych. I chociaż to torture-porn to drastycznych scen jest tutaj jak na lekarstwo – w tej kwestii przychodzi mi na myśl tylko obraz obcinania sutka, którego tak na marginesie ciężko będzie mi się pozbyć z głowy. I jeśli chodzi o sceny okaleczeń to film nie oferuje nam już niczego godnego uwagi – wszystko inne jest oklepane i mało widowiskowe. Ale moim zdaniem obrzydliwość tej produkcji polega przede wszystkim na scenerii (zapuszczony, zbryzgany krwią i wymiotami pokoik) oraz niczym nieuzasadnionej przemocy psychicznej wobec bogu ducha winnej kobiety. Muszę podkreślić, że ten obraz nie jest przeznaczony dla każdego – nie chcę mówić, że skierowany jest do psychopatów, bo to byłaby lekka przesada, ale dla ludzi o słabych nerwach na pewno też nie jest przeznaczony. Z całą pewnością też „Torture Room” nie spodoba się koneserom kina, którzy oczekują od filmu przede wszystkim profesjonalizmu, bo tutaj nie ma go ani grama. Zakończenie jest debilne (podobnie jak całość produkcji), ale też rewelacji się nie spodziewałam po przebrnięciu przez całość tego nadzwyczaj słabego filmiku.

Podsumowując, powiem tylko, że ciężko jest mi polecić to COŚ komukolwiek z czystym sumieniem, więc wybór pozostawiam każdemu do indywidualnej oceny. Żeby pomóc w podjęciu decyzji mogę przyrzec, że ja osobiście drugi raz nie sięgnę już po ten obraz, bo nawet jak dla mnie (a nie mam zbyt wygórowanych wymagań) jest ciut za bardzo amatorski i oczywiście odstręczający, żeby nie rzec wywołujący wymioty. Co tu dużo gadać? Szkoda czasu i nerwów na tego typu filmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz