Dwie zaprzyjaźnione nastolatki, Linda i Patty, oglądają w kinie film
zatytułowany „The Mommy”. Produkcja traktuje o mieszkającym z matką Alice, asystencie
okulisty Johnie Pressmanie, który przez postępującą chorobę najprawdopodobniej
niedługo straci wzrok. Kiedy zaczyna mieć problemy w pracy przez skargę
niezadowolonej pacjentki Alice hipnotyzuje go i nakłania do zamordowania
wymagającej pacjentki i wydłubania jej oczu. Oglądająca to Patty odczuwa coraz
większy dyskomfort emocjonalny, ale Linda nie chce ulec jej błaganiom i opuścić
kino. Z czasem sugestie hipnotyczne Alice zaczynają oddziaływać na Patty. Nie
mogąc dłużej tego znieść przerażona dziewczyna wychodzi z sali i udaje się do
toalety, gdzie zaczyna nabierać przekonania, że wydarzenia rozgrywające się na
ekranie wkrótce znajdą odbicie w rzeczywistości.
„Udręka” to hiszpański horror wyreżyserowany przez Bigasa Lunę, na podstawie
jego własnego scenariusza. Efekty specjalne wykorzystane w filmie zostały uhonorowane
Goya Award, do tej samej statuetki nominowano reżysera, ponadto „Udręka”
zdobyła Sant Jordi Award w kategorii „najlepszy film”. Przedsięwzięciu Luny
najbliżej do slashera, choć narracją
fabuła nieco wyłamuje się ze zwyczajowej konwencji owego nurtu. Pomysł na film
w filmie zdaje się być najbardziej charakterystycznym i docenianym również
przez krytykę elementem „Udręki”, aczkolwiek nie tylko on natchnął swoistą świeżością
slasherową konwencję. Drugim ciekawym
zabiegiem okazały się sugestie hipnotyczne oddziaływujące zarówno na bohaterów „The
Mommy”, jak i część publiczności przebywającej w kinie.
Na początku scenariusz koncentruje się na asystencie okulisty, Johnie
Pressmanie, dorosłym mężczyźnie uzależnionym od swojej matki, Alice. Przez
kilka pierwszych sekwencji Luna utrzymuje widza w przekonaniu, że wydarzenia,
którym właśnie świadkuje składają się na właściwy film, przez co lepiej zasiąść
do seansu nie znając konstrukcji jego dzieła. Śledząc losy maminsynka wprost
niepokojąco wykreowanego przez Michaela Lernera i jego władającej zdolnością
hipnotyzowania ludzi rodzicielki, fenomenalnej Zeldy Rubinstein, której
naturalny, dziecięcy głosik wydawał się wprost stworzony do tej roli, miałam
wrażenie, że Luna proponuje mi celowo przejaskrawiony, psychodeliczny obraz o
dwóch zwyrodnialcach, w pewnym sensie fascynujących swoimi osobliwymi cechami.
Alice poza zdolnością hipnotyzowania ludzi posiadła dar odbierania na odległość
różnych wydarzeń, myśli i konwersacji oraz rozmawiania ze swoim przebywającym z
dala od niej synem. Ponadto oboje hodują ptaki (co nie jest aż takie dziwne)
oraz ślimaki (co już jest odrobinę dziwaczne) oraz dają dowody swoistej obsesji
na punkcie oczu. W przypadku Johna jest to nawet zrozumiałe, wszak sam niedługo
może stracić wzrok, ale wydaje się, że tak chorobliwą fascynację oczami uwarunkowała
w nim matka, poprzez sugestie hipnotyczne zaszczepione w jego podświadomości.
Prawdziwa psychodela i potwierdzenie poprzedniego zdania ma miejsce z chwilą
poddania Johna hipnozie, celem przymuszenia go do zamordowania niedawnej pacjentki.
Twórcy efektów specjalnych, zresztą słusznie docenieni Goya Award za trud
włożony w „Udrękę”, sugestywnymi obrazami i dźwiękami poprzez symbole
akcentujące wnikanie w umysł Johna, rozchwiane, niemalże wzbudzające mdłości
wręcz oniryczne wstawki w mistrzowski, nadzwyczaj klimatyczny sposób
zobrazowali siłę sugestii - dali dowody na to, jak potężnym narzędziem włada
Alice, gotowa pomścić krzywdę swojego syna. Kochająca mamusia, rzec by można,
gdyby nie fakt, że świadomie bądź nie, naraża swoją latorośl na reperkusje
prawne i psychiczne. Robiąc z niego bezwzględnego mordercę Alice tak naprawdę karmi
własne obsesje, być może w imię źle pojmowanej matczynej miłości, ale na pewno
celem połechtania swojego oczarowania ludzkimi oczami. Pierwszy mord
nacechowano swoistym artystycznym sznytem, korzystając z licznych zbliżeń na
zakrwawioną szyję ofiary, uderzając kontrastującą z posoką, wręcz rażącą bielą
otoczenia i pobudzając wyobraźnię skrytą przed wzrokiem widza odstręczającą
czynnością wydłubywania oczu z martwego ciała. Niniejszy mord stanowi zapowiedź
umiarkowanie krwawej, acz nakreślonej z wielkim smakiem rozrywki portretującej
coraz to bardziej postępujące szaleństwo Johna Pressmana w dalszej części
seansu, ale jak się okazuje koncepcja Bigasa Luny jest nieco bardziej złożona.
Sekwencja pierwszych dwóch morderstw jest zarazem momentem pierwszego zwrotu
w osi fabularnej. Scenarzysta zdradza nam, że wszystko, co widzieliśmy wcześniej
składało się na film aktualnie wyświetlany w kinie. Od tej chwili naprzemiennie
będzie koncentrował się zarówno na losach Alice i Johna, jak i publiczności
śledzącej ich dzieje na dużym ekranie. Sam zamysł poraża pomysłowością, udowadniając,
że Luna nie pragnął kręcić kolejnego, sztampowego slashera tylko spojrzeć na ten nurt w dużo bardziej wizjonerski
sposób, ale przewrotność scenariusza nie zasadza się tylko na tym jednym
akcencie. Wykorzystując proste, nieprzekombinowane środki przekazu, celując w
minimalizm twórcy parę kolejnych minut poświęcili na zaznaczanie siły
oddziaływania filmu na ludzką psychikę. Najbardziej skupili się na nastoletniej
Patty, z narastającym przerażeniem i niesmakiem obserwującej zbrodnicze
poczynania Johna. Towarzysząca jej przyjaciółka, Linda, ze skupieniem wpatruje
się w ekran, stanowiąc chyba modelową fankę kina grozy, odporną na okropieństwa
na nim wyświetlane i zirytowaną panicznymi reakcjami Patty. Przerażenie tej
drugiej wkrótce zaczyna przekształcać się w coś zgoła poważniejszego, co można
zaobserwować również u paru innych widzów. Luna wyraźnie daje do zrozumienia,
że sugestie zaszczepiane przez Alice jej synowi trafiają do publiczności,
wprawiając ich w nader chorobliwy dyskomfort emocjonalny. Tak jakby „The Mommy”
zrealizowano z myślą o hipnotyzowaniu publiczności i dzięki temu naginaniu ich
do woli twórców, ale myślę, że Bigasowi Lunie bardziej zależało na doszukiwaniu
się w tym wątku podtekstu, zamiast odczytywaniu go dosłownie. Wszak nietrudno
dostrzec tutaj przestrogę przed kinematografią, ostrzeżenia bazującego na
hipotezie, że bardziej podatne na sugestię jednostki w zderzeniu ze szczególnie
sugestywnym obrazem mogą zatracić poczucie rzeczywistości – przestać odróżniać
fikcję od prawdziwego życia. Przy czym zachowanie Lindy zdaje się wskazywać, że
to ryzyko nie dotyczy wszystkich, że są ludzie uodpornieni na w tym przypadku krwawe
obrazy, w domyśle między innymi wielbiciele gatunku. Ciekawe, bo na ogół fanów
horrorów uważa się za jednostki potencjalnie niebezpieczne dla społeczeństwa,
nie osoby takie, jak Patty: kompletnie nieobyte z krwawymi produkcjami… W
każdym razie wydarzenia mające miejsce tuż po wyjawieniu właściwej konstrukcji
fabuły koncentrują się na swoistym przenikaniu się fikcji z rzeczywistością,
nie dosłownym, raczej uwidaczniającym zgubny wpływ filmu na psychikę
oglądających. Szczególnie pewnego mężczyzny, który tak dalece zatracił poczucie
rzeczywistości, że zaczęło mu się wydawać, iż jest Johnem Pressmanem, co jak
można się spodziewać będzie miało opłakane skutki dla pozostałych widzów. Czyli
z czasem „Udręka” przewodnią płaszczyzną twardo osiądzie w stylistyce slashera, jednakże serwując odbiorcom ogromne
smaczki za pośrednictwem pokazywanych co jakiś czas wydarzeń rozgrywających się
w „The Mommy”, które znajdują odzwierciedlenie w równolegle toczącej się rzezi
w kinie. Choć prawdę powiedziawszy rzeź jest nieco przesadnym określeniem, bo
choć trochę krwi się leje Luna większy nacisk kładzie na stopniowanie napięcia
i kreślenie chwytliwej klaustrofobicznej atmosfery z równoczesnym silnym
akcentowaniem zdefiniowanego zagrożenia. Bardziej poszalał podczas
portretowania morderczych poczynań Johna na dużym ekranie, zwłaszcza podczas
długich zbliżeń na zakrwawione oczodoły, ale poczucia niedosytu nie miałam,
nawet cieszyłam się, że większą wagę przyłożono do stworzenia gęstego klimatu
grozy, aniżeli standardowej makabry. Na pochwałę zasługuje również końcówka,
pozostawiająca widza w niepewności i po raz kolejny próbująca uświadomić nam,
jakie niebezpieczeństwo stwarza obcowanie co poniektórych jednostek z krwawymi
obrazami, choć akurat w tym przypadku w zestawieniu z traumatycznymi wydarzeniami,
mającymi miejsce w rzeczywistości.
Niestety nieżyjący już Hiszpan, Bigas Luna, stworzył naprawdę
nietuzinkowego reprezentanta kina slash,
który udowodnił, że w zdawać by się mogło ciasnej konwencji owego podgatunku
tak naprawdę jest miejsce na pomysłowe rozwiązania oraz że można z wprawą bawić
się ogranym schematem i dzięki temu natchnąć go nową jakością. „Udręka” wydaje
się więc być idealną propozycją nie tylko dla wielbicieli slasherów, ale również widzów łaknących ciekawych rozwiązań
fabularnych, podanych w naprawdę gęstym klimacie grozy. Dlatego też polecam ten
obraz sympatykom wszystkich odłamów kina grozy, nie tylko wspomnianego jednego
nurtu.
Horrory oglądam prawie nigdy, zwykle jak ktoś mnei zmusi, a jak ktoś mnie zmusi to i tak połowy nie oglądam, bo palce mi zasłaniają. Ja sie tak strasznie strasznie boję i podziwiem ludzi, którzy czerpią z tego przyjemnośc
OdpowiedzUsuńhttp://ksiegoteka.blogspot.com/2016/06/najgorszy-booktuber-na-swiecie-pawe.html
mega zależy mi na tym, żeby ten post zobaczyło jak najwięcej osób super super ważne
Doskonała rzecz , pod każdym względem , a do tego meta-filmowy szmonces nad szmoncesy :D. Aż sobie przypomnę .
OdpowiedzUsuń