wtorek, 28 czerwca 2016

„Ceremonia” (1995)


Catherine Lelievre zatrudnia Sophie w charakterze pomocy domowej. Kobieta ma zamieszkać w okazałym domostwie swoich bogatych pracodawców. Mąż Catherine, Georges, już po pierwszym dniu pracy Sophie aprobuje decyzję żony, podobnie jak dzieci, Gilles i Melinda. Służąca daje się poznać, jako w pełni kompetentna, spokojna osoba, gotowa do wykonywania wszystkich poleceń, choć mocno skryta. Sophie ukrywa przed Lelievre’ami, że jest analfabetką, wstydząc się swojej ułomności, nie zdradzając im również faktów ze swojej przeszłości. Dopóki nie zaprzyjaźnia się z pracownicą poczty, Jeanne, koncentruje się jedynie na milczącym wykonywaniu swoich obowiązków. Towarzystwo przebojowej nowo poznanej kobiety, znienawidzonej przez Georgesa, pomaga Sophie zrelaksować się, na chwilę odciągnąć uwagę od pracowitej codzienności. Jeanne przekazuje jej plotki krążące o Lelievre’ach i próbuje skłonić ją do przybrania mniej uległej postawy względem nich, podobne rady ma dla niej Melinda. Znajomość Sophie z Jeanne szybko się zacieśnia, do tego stopnia, że zaczyna zapraszać ją do domu swoich pracodawców, mimo że doskonale zdaje sobie sprawę, iż Georges by tego nie pochwalił.

Francusko-niemiecki thriller „Ceremonia” jest adaptacją powieści Ruth Rendell zatytułowanej „Kamienny wyrok”. Scenariusz na jej kanwie spisał reżyser filmu Claude Chabrol wspólnie z Caroline Eliacheff, a całość została bardzo ciepło przyjęta przez autorkę, która zdradziła, że to jedna z niewielu filmowych wersji jej utworów, z której jest w pełni zadowolona. Nie tylko ją zachwyciła produkcja Claude’a Chabrola, pod wrażeniem byli również krytycy. Obok entuzjastycznych recenzji „Ceremonia” mogła poszczycić się wieloma nagrodami i nominacjami do prestiżowych statuetek (między innymi Złoty Lew, Złoty Satelita, Cezar), choć nie szło to w parze ze spektakularnym komercyjnym sukcesem. I nie ma w tym niczego dziwnego, bo minimalistyczna forma, jaką obrał Chabrol, w gruncie rzeczy wpisuje tę produkcję do panteonu obrazów niszowych, skierowanych do pewnej wąskiej grupy widzów, dla których najważniejszymi wyznacznikami dobrego dreszczowca nie są zapierające dech w piersi efekty specjalne, czy porywająca akcja.

Scenariusz Chabrola i Eliacheff nawiązuje do głośnej sprawy mającej miejsce w latach 30-tych XX wieku we Francji, która w niektórych kręgach poczytywana jest, jako symbol walki klasowej. UWAGA SPOILER Rzecz dotyczyła służących, sióstr Christine i Lei Papin, które zamordowały żonę i córkę swojego pracodawcy KONIEC SPOILERA. „Ceremonii” najbliżej do thrillera, ale aż do wstrząsającego zakończenia próżno szukać w niej elementów, które w dobitny, oczywisty sposób wskazywałyby na obcowanie z reprezentantem właśnie tego gatunku. Claude Chabrol bazuje na suspensie, ale jego subtelne podejście do budowania napięcia i maksymalne skupienie na dramatycznej otoczce chwilami usypiają czujność, każąc zapomnieć, że ma się do czynienia z thrillerem, co zapewne było celowym zabiegiem mającym na celu spotęgować brutalny wydźwięk finału. Scenarzyści dużą wagę przyłożyli do uwypuklania podziałów klasowych, aczkolwiek klasyczny podział na złych bogaczy i dobrych ubogich ukazali bez wyraźnych kontrastów. W swoich wynurzeniach unikali czerni i bieli, obrazując raczej różne odcienie szarości w relacjach ludzi majętnych z jednostkami ubogimi. Odbiór „Ceremonii” byłby łatwiejszy i zarazem mniej emocjonalny, gdyby rodzina Lelievre’ów nadużywała swej pozycji w kontaktach z Sophie, jak to zwykle w tego typu filmach bywa, pastwiła się nad nią i nieustannie przypominała, że jest całkowicie od nich zależna. Ale w postawie Lelievre’ów próżno szukać takich dobitnych akcentów (które wskazywałyby na szablonowe myślenie scenarzystów), choć z paru ich konwersacji przebija nutka poczucia własnej wyższości. Pierwszy wieczór Sophie (znakomita kreacja Sandrine Bonnaire) finalizuje rozmowa całej rodziny skoncentrowana na jej osobie, z którą nawet nie próbują się przed nią kryć. Tak jakby nie obchodziło ich, czy urażą kobietę punktowaniem jej wad i zalet, albo wręcz uważali, że powinna to usłyszeć. Jednak obok tych zuchwałych konwersacji twórcy obrazują zainteresowanie Lelievre’ów samopoczuciem Sophie. Najdobitniej ukazuje to gotowość Georgesa do opłacenia służącej kursu na prawo jazdy, tak aby nie musiała pieszo wędrować do znacznie oddalonego od ich domu miasta. Chcąc ukryć swój analfabetyzm Sophie raczy go kłamstwem, że ma problemy ze wzrokiem, na co pracodawca bez zastanowienia oferuje jej sfinansowanie wizyty u okulisty. W scenariuszu zawarto również nieco subtelniejsze oznaki łagodności Lelievre’ów w stosunku do służącej – pracodawcy nie wydają jej stanowczych, nieznoszących sprzeciwów rozkazów, czasami nawet pytając, czy sama sobie poradzi. Najbardziej nieszablonowe jest jednak podejście osiemnastoletniej córki gospodarzy, Melindy, która wręcz namawia ją do sprzeciwiania się bardziej wymagającym poleceniom rodziców, próbując jej uświadomić, że zbyt duża uległość może zaprocentować wykorzystywaniem jej. Sophie tymczasem zdaje się w ogóle nie przejmować ogromem obowiązków, jakie na nią spadły, milcząco wykonując wszystkie prace domowe, również te wymagające zdolności czytania, w czym pomagają jej proste fortele. Główna bohaterka w ogóle wydaje się być lekko oderwana od rzeczywistości – jej uległa, milcząca postawa sprawia wrażenie, jakby kobieta dobrze odnajdywała się w roli tła, nie uczestnika, a najwyżej biernego obserwatora wszystkich wydarzeń. Jakby funkcjonowała na autopilocie, zaprogramowanym do wykonywania domowych obowiązków. Ale wbrew pozorom Sophie nie jest robotem, co w pewnym momencie wprost artykułuje Melinda, ale dopiero przebojowa pracownica poczty, nieziemsko wykreowana przez Isabelle Huppert, pomaga jej „wyjść ze skorupy”.

Im bardziej introwertyczna Sophie zbliża się do Jeanne tym bardziej oddala się od swoich pracodawców. Już wcześniej w kilku przebłyskach można było dostrzec narastającą w niej frustrację, wywołaną nieumiejętnością czytania i pisania, ale dopiero przyjaźń z pracownicą poczty sprawiła, że tłumiona do tej chwili wściekłość na własną ułomność została ukierunkowana na Lelievre’ów. Sophie nadal pieczołowicie wykonuje swoje podstawowe obowiązki, ale nie ma już oporów przed kształtowaniem również własnej egzystencji, z dala od pracodawców i niesubordynacji w stosunku do poleceń, których nie aprobuje. I chociaż z postawy Lelievre’ów nie przebija czyste okrucieństwo w stosunku do służącej, nie widać bulwersującego nadużywania swojej pozycji, nie sposób potępić Sophie za takie zachowanie, tym bardziej, że największe nieposłuszeństwo wykazuje głównie, co do polecenia Georgesa, aby nie zapraszała Jeanne do jego domu. Mężczyzna jest przekonany, że nowa przyjaciółka jego pracownicy czyta listy adresowane do Lelievre’ów i wydaje się być oburzony jej niechlubną przeszłością, kiedy to ciążyło na niej podejrzenie o okrutną zbrodnię. Przeszłość Sophie również jest niepokojąca, aczkolwiek jest ona nieznana jej pracodawcom. Obie niemajętne kobiety znajdują więc jeden punkt wspólny, przy czym ich osobowości są zgoła odmienne. Podczas gdy Sophie stara się nie wyróżniać z tłumu, w ciszy kroczyć przez życie, Jeanne robi wokół siebie sporo zamieszania, uwielbiając zwracać na siebie uwagę ludzi, a nawet ich gorszyć. Ponadto w pewnym momencie Georges z przekąsem rzuca, że to piękny duet, gdyż jedna nie umie czytać, a druga czyta co nie powinna, co klaruje kolejną (już dowcipną) różnicę pomiędzy obiema paniami. Jednakże Sophie i Jeanne pomimo rozbieżności charakterów udało się znaleźć wspólny język, znaleźć przyjemność w przebywaniu we własnym towarzystwie, co twórcy nie omieszkali w podtekście wyłuszczyć z delikatną homoseksualną nutką. Te wszystkie złożone relacje międzyludzkie twórcy zobrazowali z mistrzowską dbałością o detale, samymi długimi najazdami kamer i coraz bardziej niepokojącymi dialogami z niezwykłym smakiem akcentując złożoność ludzkiej natury i komplikacje, jakie mogą wyłonić się z rozwarstwienia społecznego. Operatorzy, zapewne za podszeptem Chabrola, sprawili, że dosłownie każdy kadr, nawet zupełnie niewinny tchnął chłodem, zwiastując tragiczny finał mnożących się nieporozumień pomiędzy bohaterami. Choć nawarstwiające się różnice w światopoglądach bogaczy i ludzi uboższych nakreślono subtelnie, choć niesnaski pomiędzy nimi są bardziej odczuwalne, aniżeli widoczne, wrażliwy na detale widz powinien miejscami mieć poczucie nieuchronności tragedii. Chabrol unikał nachalności w budowaniu suspensu, a owa delikatność w potęgowaniu napięcia w długich fragmentach w mistrzowski sposób usypiała czujność, odzierała z mechanizmów obronnych po to, żeby brutalny, zimny finał uderzył ze zdwojoną siłą i pozostawił kompletnie nieprzygotowanego na to widza w kompletnym osłupieniu.

„Ceremonia” to niezwykły thriller w dojrzały sposób poruszający ważki problem różnic klasowych oraz spustoszenia, jakie podziały społeczne w połączeniu z innymi okolicznościami mogą wyrządzić w psychice jednostek. Forma, jaką obrał Claude Chabrol zapewne zachwyci koneserów emocjonalnego, maksymalnie skoncentrowanego na detalach niszowego kina, w którym napięcie gra nadrzędną rolę, ale paradoksalnie nie atakuje zewsząd odbiorcy. „Ceremonia” to jeden z tych wyjątkowych dreszczowców, które trzeba poczuć, zsynchronizować się z przekazem twórców i wyciągnąć własne wnioski. Minimalistyczna realizacja to ułatwia, aczkolwiek istnieje niebezpieczeństwo, że sympatycy dosłownego, dynamicznego, efekciarskiego kina nie podejdą do propozycji Chabrola tak emocjonalnie jak ja.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz