Catherine Lelievre zatrudnia Sophie w charakterze pomocy domowej. Kobieta
ma zamieszkać w okazałym domostwie swoich bogatych pracodawców. Mąż Catherine,
Georges, już po pierwszym dniu pracy Sophie aprobuje decyzję żony, podobnie jak
dzieci, Gilles i Melinda. Służąca daje się poznać, jako w pełni kompetentna,
spokojna osoba, gotowa do wykonywania wszystkich poleceń, choć mocno skryta.
Sophie ukrywa przed Lelievre’ami, że jest analfabetką, wstydząc się swojej
ułomności, nie zdradzając im również faktów ze swojej przeszłości. Dopóki nie
zaprzyjaźnia się z pracownicą poczty, Jeanne, koncentruje się jedynie na
milczącym wykonywaniu swoich obowiązków. Towarzystwo przebojowej nowo poznanej
kobiety, znienawidzonej przez Georgesa, pomaga Sophie zrelaksować się, na
chwilę odciągnąć uwagę od pracowitej codzienności. Jeanne przekazuje jej plotki
krążące o Lelievre’ach i próbuje skłonić ją do przybrania mniej uległej postawy
względem nich, podobne rady ma dla niej Melinda. Znajomość Sophie z Jeanne
szybko się zacieśnia, do tego stopnia, że zaczyna zapraszać ją do domu swoich
pracodawców, mimo że doskonale zdaje sobie sprawę, iż Georges by tego nie
pochwalił.
Francusko-niemiecki thriller „Ceremonia” jest adaptacją powieści Ruth
Rendell zatytułowanej „Kamienny wyrok”. Scenariusz na jej kanwie spisał reżyser
filmu Claude Chabrol wspólnie z Caroline Eliacheff, a całość została bardzo
ciepło przyjęta przez autorkę, która zdradziła, że to jedna z niewielu
filmowych wersji jej utworów, z której jest w pełni zadowolona. Nie tylko ją zachwyciła
produkcja Claude’a Chabrola, pod wrażeniem byli również krytycy. Obok entuzjastycznych
recenzji „Ceremonia” mogła poszczycić się wieloma nagrodami i nominacjami do
prestiżowych statuetek (między innymi Złoty Lew, Złoty Satelita, Cezar), choć
nie szło to w parze ze spektakularnym komercyjnym sukcesem. I nie ma w tym
niczego dziwnego, bo minimalistyczna forma, jaką obrał Chabrol, w gruncie
rzeczy wpisuje tę produkcję do panteonu obrazów niszowych, skierowanych do
pewnej wąskiej grupy widzów, dla których najważniejszymi wyznacznikami dobrego dreszczowca
nie są zapierające dech w piersi efekty specjalne, czy porywająca akcja.
Scenariusz Chabrola i Eliacheff nawiązuje do głośnej sprawy mającej miejsce
w latach 30-tych XX wieku we Francji, która w niektórych kręgach poczytywana
jest, jako symbol walki klasowej. UWAGA
SPOILER Rzecz dotyczyła służących, sióstr Christine i Lei Papin, które
zamordowały żonę i córkę swojego pracodawcy KONIEC SPOILERA. „Ceremonii” najbliżej do thrillera, ale aż do
wstrząsającego zakończenia próżno szukać w niej elementów, które w dobitny,
oczywisty sposób wskazywałyby na obcowanie z reprezentantem właśnie tego
gatunku. Claude Chabrol bazuje na suspensie, ale jego subtelne podejście do
budowania napięcia i maksymalne skupienie na dramatycznej otoczce chwilami
usypiają czujność, każąc zapomnieć, że ma się do czynienia z thrillerem, co
zapewne było celowym zabiegiem mającym na celu spotęgować brutalny wydźwięk
finału. Scenarzyści dużą wagę przyłożyli do uwypuklania podziałów klasowych,
aczkolwiek klasyczny podział na złych bogaczy i dobrych ubogich ukazali bez
wyraźnych kontrastów. W swoich wynurzeniach unikali czerni i bieli, obrazując
raczej różne odcienie szarości w relacjach ludzi majętnych z jednostkami
ubogimi. Odbiór „Ceremonii” byłby łatwiejszy i zarazem mniej emocjonalny, gdyby
rodzina Lelievre’ów nadużywała swej pozycji w kontaktach z Sophie, jak to
zwykle w tego typu filmach bywa, pastwiła się nad nią i nieustannie
przypominała, że jest całkowicie od nich zależna. Ale w postawie Lelievre’ów
próżno szukać takich dobitnych akcentów (które wskazywałyby na szablonowe myślenie
scenarzystów), choć z paru ich konwersacji przebija nutka poczucia własnej
wyższości. Pierwszy wieczór Sophie (znakomita kreacja Sandrine Bonnaire)
finalizuje rozmowa całej rodziny skoncentrowana na jej osobie, z którą nawet nie
próbują się przed nią kryć. Tak jakby nie obchodziło ich, czy urażą kobietę
punktowaniem jej wad i zalet, albo wręcz uważali, że powinna to usłyszeć.
Jednak obok tych zuchwałych konwersacji twórcy obrazują zainteresowanie Lelievre’ów
samopoczuciem Sophie. Najdobitniej ukazuje to gotowość Georgesa do opłacenia
służącej kursu na prawo jazdy, tak aby nie musiała pieszo wędrować do znacznie
oddalonego od ich domu miasta. Chcąc ukryć swój analfabetyzm Sophie raczy go
kłamstwem, że ma problemy ze wzrokiem, na co pracodawca bez zastanowienia
oferuje jej sfinansowanie wizyty u okulisty. W scenariuszu zawarto również
nieco subtelniejsze oznaki łagodności Lelievre’ów w stosunku do służącej –
pracodawcy nie wydają jej stanowczych, nieznoszących sprzeciwów rozkazów, czasami
nawet pytając, czy sama sobie poradzi. Najbardziej nieszablonowe jest jednak
podejście osiemnastoletniej córki gospodarzy, Melindy, która wręcz namawia ją
do sprzeciwiania się bardziej wymagającym poleceniom rodziców, próbując jej
uświadomić, że zbyt duża uległość może zaprocentować wykorzystywaniem jej.
Sophie tymczasem zdaje się w ogóle nie przejmować ogromem obowiązków, jakie na
nią spadły, milcząco wykonując wszystkie prace domowe, również te wymagające zdolności
czytania, w czym pomagają jej proste fortele. Główna bohaterka w ogóle wydaje
się być lekko oderwana od rzeczywistości – jej uległa, milcząca postawa sprawia
wrażenie, jakby kobieta dobrze odnajdywała się w roli tła, nie uczestnika, a
najwyżej biernego obserwatora wszystkich wydarzeń. Jakby funkcjonowała na
autopilocie, zaprogramowanym do wykonywania domowych obowiązków. Ale wbrew pozorom
Sophie nie jest robotem, co w pewnym momencie wprost artykułuje Melinda, ale
dopiero przebojowa pracownica poczty, nieziemsko wykreowana przez Isabelle
Huppert, pomaga jej „wyjść ze skorupy”.
Im bardziej introwertyczna Sophie zbliża się do Jeanne tym bardziej oddala się
od swoich pracodawców. Już wcześniej w kilku przebłyskach można było dostrzec
narastającą w niej frustrację, wywołaną nieumiejętnością czytania i pisania,
ale dopiero przyjaźń z pracownicą poczty sprawiła, że tłumiona do tej chwili
wściekłość na własną ułomność została ukierunkowana na Lelievre’ów. Sophie
nadal pieczołowicie wykonuje swoje podstawowe obowiązki, ale nie ma już oporów
przed kształtowaniem również własnej egzystencji, z dala od pracodawców i niesubordynacji
w stosunku do poleceń, których nie aprobuje. I chociaż z postawy Lelievre’ów nie
przebija czyste okrucieństwo w stosunku do służącej, nie widać bulwersującego
nadużywania swojej pozycji, nie sposób potępić Sophie za takie zachowanie, tym
bardziej, że największe nieposłuszeństwo wykazuje głównie, co do polecenia
Georgesa, aby nie zapraszała Jeanne do jego domu. Mężczyzna jest przekonany, że
nowa przyjaciółka jego pracownicy czyta listy adresowane do Lelievre’ów i wydaje
się być oburzony jej niechlubną przeszłością, kiedy to ciążyło na niej
podejrzenie o okrutną zbrodnię. Przeszłość Sophie również jest niepokojąca, aczkolwiek
jest ona nieznana jej pracodawcom. Obie niemajętne kobiety znajdują więc jeden
punkt wspólny, przy czym ich osobowości są zgoła odmienne. Podczas gdy Sophie stara
się nie wyróżniać z tłumu, w ciszy kroczyć przez życie, Jeanne robi wokół siebie
sporo zamieszania, uwielbiając zwracać na siebie uwagę ludzi, a nawet ich gorszyć.
Ponadto w pewnym momencie Georges z przekąsem rzuca, że to piękny duet, gdyż jedna
nie umie czytać, a druga czyta co nie powinna, co klaruje kolejną (już dowcipną)
różnicę pomiędzy obiema paniami. Jednakże Sophie i Jeanne pomimo rozbieżności
charakterów udało się znaleźć wspólny język, znaleźć przyjemność w przebywaniu
we własnym towarzystwie, co twórcy nie omieszkali w podtekście wyłuszczyć z
delikatną homoseksualną nutką. Te wszystkie złożone relacje międzyludzkie
twórcy zobrazowali z mistrzowską dbałością o detale, samymi długimi najazdami
kamer i coraz bardziej niepokojącymi dialogami z niezwykłym smakiem akcentując
złożoność ludzkiej natury i komplikacje, jakie mogą wyłonić się z
rozwarstwienia społecznego. Operatorzy, zapewne za podszeptem Chabrola,
sprawili, że dosłownie każdy kadr, nawet zupełnie niewinny tchnął chłodem,
zwiastując tragiczny finał mnożących się nieporozumień pomiędzy bohaterami.
Choć nawarstwiające się różnice w światopoglądach bogaczy i ludzi uboższych nakreślono
subtelnie, choć niesnaski pomiędzy nimi są bardziej odczuwalne, aniżeli
widoczne, wrażliwy na detale widz powinien miejscami mieć poczucie nieuchronności
tragedii. Chabrol unikał nachalności w budowaniu suspensu, a owa delikatność w
potęgowaniu napięcia w długich fragmentach w mistrzowski sposób usypiała
czujność, odzierała z mechanizmów obronnych po to, żeby brutalny, zimny finał
uderzył ze zdwojoną siłą i pozostawił kompletnie nieprzygotowanego na to widza
w kompletnym osłupieniu.
„Ceremonia” to niezwykły thriller w dojrzały sposób poruszający ważki
problem różnic klasowych oraz spustoszenia, jakie podziały społeczne w
połączeniu z innymi okolicznościami mogą wyrządzić w psychice jednostek. Forma,
jaką obrał Claude Chabrol zapewne zachwyci koneserów emocjonalnego, maksymalnie
skoncentrowanego na detalach niszowego kina, w którym napięcie gra nadrzędną
rolę, ale paradoksalnie nie atakuje zewsząd odbiorcy. „Ceremonia” to jeden z
tych wyjątkowych dreszczowców, które trzeba poczuć, zsynchronizować się z
przekazem twórców i wyciągnąć własne wnioski. Minimalistyczna realizacja to
ułatwia, aczkolwiek istnieje niebezpieczeństwo, że sympatycy dosłownego, dynamicznego,
efekciarskiego kina nie podejdą do propozycji Chabrola tak emocjonalnie jak
ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz