Rodzice nastoletniego Antona Tobiasa zostają zamordowani we własnym domu w
noc poprzedzającą Halloween. Rano chłopak nie zauważa żadnych śladów zbrodni i
nie przykłada żadnej wagi do nieobecności rodziców. Odwiedza przyjaciół, Micka
i Pnuba, mając nadzieję, że zostało im trochę marihuany, potem próbuje nawiązać
kontakt z dziewczyną z sąsiedztwa, Molly, w której się podkochuje, a na końcu
wybiera się do sklepu. Dopiero wieczorem znajduje w swoim domu zwłoki rodziców.
Mniej więcej w tym samym czasie jego prawa ręka odmawia mu posłuszeństwa. Anton
stara się nad nią zapanować, jednak niesfornej kończynie udaje się zabić Micka
i Pnuba. Niedługo potem jego przyjaciele powstają z martwych, ale nie mają mu
za złe, że pozbawił ich życia. Postanawiają ukryć się w jego mieszkaniu i oddać
ulubionym zajęciom: oglądaniu telewizji i popalaniu trawki. Anton tymczasem
rozpaczliwie poszukuje sposobu na odzyskanie władzy nad prawą ręką, będąc
przekonanym, że kończyna zabije każdego, do kogo się zbliży.
„Zręczne ręce” to horror komediowy wyreżyserowany przez Rodmana Flendera,
twórcę między innymi „Nienarodzonego” (1991) i drugiej części „Karła” oraz
współtwórcę choćby takich seriali, jak „Opowieści z krypty” i „Scream”. Szacuje
się, że na realizację „Zręcznych rąk” przeznaczono aż dwadzieścia milionów
dolarów, przy czym film okazał się klapą finansową, nie zarabiając nawet jednej
czwartej tej sumy. Krytycy dosłownie zmiażdżyli przedsięwzięcie Flendera, ale zwykli
widzowie z czasem zaczęli się do niego przekonywać. Potrzeba było kilku lat,
żeby opinia publiczna zaczęła dostrzegać w nim swoisty urok, w niektórych kręgach
można nawet obecnie usłyszeć opinie, że „Zręczne ręce” to kultowe, prześmiewcze
spojrzenie na krwawe kino grozy, które tchnie ogromną miłością do stylistyki gore. Scenariusz napisali realizujący
się głównie w serialach, Terri Hughes i Ron Milbauer, zauważalnie rozbudowując
myśl rzuconą przez Sama Raimiego w „Martwym złu 2”, co można poczytywać, jako
swoisty ukłon w stronę tego kultowego horroru.
Hughes i Milbauer osadzili fabułę „Zręcznych rąk” w lekko pastiszowej konwencji,
a Rodman Flender postarał się, aby wydźwięk komediowy wybrzmiewał najdonośniej.
Liczne i w gruncie rzeczy całkiem pomysłowe krwawe ujęcia złagodzono dowcipnym
sznytem, przez co nie miały najmniejszych szans zniesmaczyć zaprawionych w gore odbiorców. Twórcy chyba nawet tego
nie chcieli – poprzestali na zdumiewaniu widza coraz to wymyślniejszymi
krwawymi incydentami, przez zamierzenie przejaskrawioną formę niepretendujących
do miana standardowego szokera. W końcu „Zręczne ręce” sposobem oddziaływania
na opinię publiczną miały wyraźniej wpisywać się w poczet czarnych komedii,
aniżeli podręcznikowych horrorów, bo choć elementów kojarzonych z kinem grozy
pojawiło się tutaj całe mnóstwo to jednak nie miały za zadanie zniesmaczać, czy
szokować oglądającego - już prędzej bawić. Główną rolę powierzono Devonowi
Sawie, znanemu z między innymi późniejszego „Oszukać przeznaczenie”, za aktorski
popis w „Zręcznych rękach” nominowanego do Saturna. Partnerowali mu Seth Green,
Elden Henson i Jessica Alba, ale nie da się ukryć, że główny bohater dosłownie
skradł ten obraz, nie tylko przez niezwykły charakter swojej postaci, ale
również niemały talent. Fabuła, jak na uderzający w pastiszową stylistykę horror
komediowy przystało, jest wielce kuriozalna, żeby nie rzec głupkowata. Ale w
tej bzdurności jest metoda, paradoksalnie właśnie w niej tkwi największa siła „Zręcznych
rąk”. Pamiętamy, jak w „Martwym złu 2” Bruce Campbell toczył długi bój ze swoją
własną dłonią, którą w końcu sobie odciął. Bardzo charakterystyczny motyw
chociaż zdecydowanie ta osobliwa potyczka nie była tematem przewodnim filmu
Raimiego. W filmie Rodmana Flendera rozwinięto owy wątek, budując na nim cały
scenariusz – wszystkie dziwaczne wydarzenia były następstwem opętania prawej
kończyny Antona Tobiasa (którego imię najprawdopodobniej miało nawiązywać do
Antona Szandora LaVeya). „Częściowe opętanie” chłopaka scenarzyści tłumaczą prawdopodobnym
następstwem próżniaczego trybu życia – brak konstruktywnych zajęć mógł
zaprocentować wyrwaniem się kończyny spod władzy głównego bohatera, co może
stanowić przestrogę dla wszystkich leni;) Już podczas wstępnych scen twórcy
dają nam szeroki ogląd osobowości Antona – beztroskiego nastolatka, rzadko
zaszczycającego szkołę swoją obecnością, często przesiadującego przed
telewizorem ze skrętem w dłoni. Nawet wychodząc do kolegi mieszkającego w
sąsiedztwie chłopak nie uznaje za stosowne włożyć spodni, najpewniej nie chcąc
się niepotrzebnie męczyć. Bez skrępowania paraduje po osiedlu w bokserkach,
myśląc głównie o zdobyciu skręta. Nie interesuje go nawet przedłużająca się
nieobecność rodziców, fakt, że od jakiegoś czasu ich nie widział nie jest dla
niego alarmujący, nawet gdy dowiaduje się, że w miasteczku grasuje seryjny
morderca. Jego przyjaciele, Mick i Pnub, mają identyczne podejście do życia,
nawet po swojej śmierci. Stosunkowo szybko okazuje się, że wszystkie krwawe
mordy mające miejsce tuż przed Halloween w okolicy są dziełem Antona Tobiasa, a
ściślej jego prawej ręki. Wcześniej chłopak nie zdawał sobie sprawy, co jego
kończyna wyrabia nocami (scenarzyści nie wyjaśniają, jakim cudem, ale osobiście
opowiadałabym się za somnambulizmem), dopiero dowody znalezione przy zwłokach
rodziców sprawiają, że niesforna ręka „postanawia się ujawnić”. Mordując jego
przyjaciół, co jak się z czasem okazuje nie powstrzymuje ich przed kontynuowaniem
ulubionego spędzania czasu. Chłopcy oczywiście powstają z grobów w takim
stanie, w jakim odeszli z tego świata – w głowie Micka tkwi szklana butelka, a
Pnub powraca w dwóch częściach: głowa i reszta ciała. Charakteryzacja pierwszego
żywego trupa zwraca uwagę pomysłowością i biorąc pod uwagę przejaskrawioną
formę filmu całkiem dużą wiarygodnością, natomiast stan Pnuba generuje kilka
humorystycznym akcentów, jak na przykład czekolada wyciekająca z szyi, czy
prowizoryczne połączenie jego ciała za pomocą sprzętu kuchennego i taśmy klejącej.
Jednak o wiele ciekawsze i bądź co bądź widowiskowe rzeczy dzieją się jednak z
Antonem Tobiasem, coraz bardziej przytłoczonym mocą swojej prawej ręki.
W „Zręcznych rękach” pojawia się całkiem sporo dosyć krwawych sekwencji,
przy czym uwagę zwracają głównie pomysłowością, bo jak już wspomniałam ich
humorystyczny wydźwięk i celowo przejaskrawiona forma (swoją drogą mająca chyba
wykpić przesadzony sznyt wielu reprezentantów nurtu gore) właściwie uniemożliwiają odczucie jakiegoś niesmaku, a
przynajmniej w kręgach długoletnich fanów gatunku. Poza charakteryzacją Micka i
Pnuba uwagę zwracają takie ujęcia, jak chociażby kotek bawiący się gałką oczną
zamordowanej matki Antona, obcięcie głowy ostrzem do piły tarczowej, zmielenie
dziewczyny w wentylatorze, akcja z drutami do robótek ręcznych (którymi Anton
stara się zająć nudzącą się prawą rękę), czy plastyczne skalpowanie, ale
najbardziej spektakularna jest sekwencja pozbywania się nieposłusznej kończyny,
najpewniej również nawiązująca do kultowego obrazu Sama Raimiego, przy czym
dużo bardziej dowcipna. Kiedy Antonowi nie udaje się odciąć dłoni krajalnicą do
bułek próbuje z tasakiem, ale przez wzgląd na nadmierną ruchliwość ręki musi
skorzystać z pomocy zębów tkwiących w leżącej na blacie głowie Pnuba. Tą sceną
Rodman Flender rozbawił mnie do łez, umiejętnie uwypuklając prześmiewcze
elementy w umiarkowanie makabrycznym incydencie, który śmieszyć nie powinien.
Ale jak to zazwyczaj bywa z czarnymi komediami, tak i tutaj twórcy zrobili wiele,
żeby rozbawić odbiorcę rzeczami na ogół wywołującymi zgoła odmienne reakcje.
Kiedy już dłoń najsilniej kojarząca się z „Rodziną Addamsów” wbrew sobie pozbywa się balastu
w postaci reszty ciała nastolatka zaczyna jeszcze śmielej sobie poczynać.
Anton, co prawda usiłował upiec ją w mikrofali, czemu operatorzy pozwolili się
dokładnie przyjrzeć (krew bryzgająca po ściankach kuchenki, roztapianie się skóry),
ale niefrasobliwość jego powstałych z martwych kolegów ostatecznie sprawiła, że
okaleczona dłoń wyrwała się na wolność. Poza stylistyką i pomysłem na temat
przewodni „Zręczne ręce” nawiązują do tradycji krwawego kina grozy choćby
sekwencją obrazującą seans „Świtu żywych trupów” George’a Romero w salonie
Antona, motywem niewiasty znajdującej się w wielkim niebezpieczeństwie, rzezią
na szkolnym balu nasuwającą skojarzenia choćby z „Carrie” i „Balem maturalnym”
i oczywiście postacią kobiety od lat walczącej z czystym złem. Takie wątki są
nader często poruszane w kinie grozy, ale w przeciwieństwie do tychże twórcy „Zręcznych
rąk” nie posłużyli się nimi w celu dynamizowania akcji, czy nadania jej
złowieszczego posmaczku. Ubrali rzeczone motywy w stricte satyryczną konwencję,
poprzez humorystyczne uwypuklenie detali składających się na nie, czytelnie
wykpili ich absurdalny charakter, równocześnie choć w mniej oczywisty sposób na
pewnym poziomie gloryfikując je. I psując zakończenie, tak kompleksowo, że aż
człowiek się zastanawia, jak to możliwe, żeby ci sami scenarzyści, którzy
rozpisali dotychczas tak niebywale przyjemne widowisko mogli zaserwować tak
dalece rozczarowujący finał – mowa o perypetiach w szpitalu, bo wieść niesie,
że istnieje alternatywne zamknięcie owej historii.
Wyłączając moim zdaniem nieudane zakończenie „Zręczne ręce” to iście
odprężający spektakl z dużym wyczuciem obśmiewający i na pewnym poziomie gloryfikujący
stylistykę kina gore oraz kilka motywów
często poruszanych w horrorach. Wysoki budżet umożliwił twórcom stworzenie
naprawdę zdumiewających całkiem krwawych, acz celowo przejaskrawionych sekwencji
oraz zaangażowanie znanych aktorów, którzy znakomicie wywiązali się ze swojego
zadania, zwłaszcza Devon Sawa, którego uciążliwe potyczki z własną dłonią
podobnie, jak to ma miejsce w przypadku Bruce’a Campbella zapewne na stałe osiądą
w mojej pamięci. Fanom horrorów komediowych z pastiszowym zacięciem oczywiście
gorąco polecam tę produkcję, bo w moim odczuciu wyróżnia się na tle innych tego
rodzaju pozycji.
Bardzo ciekawe połączenie horroru i komedii. Prosta fabuła i bardzo dobre sceny gore. Oglądało się bardzo przyjemnie. Muszę go sobie odświeżyć bo widziałem go tylko raz dawno temu.
OdpowiedzUsuń