Rok 2014, Jakobsberg, Sztokholm. Camilla Eriksson, posługująca
się imieniem Charlie, najprawdopodobniej popełnia samobójstwo wyskakując z
balkonu. Jej siostra, Helene Bergman, nie utrzymywała z nią bliskich kontaktów,
cały swój czas poświęcając mężowi, dwójce dzieci i pracy w charakterze
architekta. Po jej śmierci natrafia na tropy każące jej podejrzewać, że wbrew
temu, co mówi policja Charlie mogła zostać zamordowana. Odkrywa, że jej siostra
w ostatnim okresie swojego życia podążała śladami ich biologicznej matki,
Ing-Marie, zaginionej pod koniec lat 70-tych XX wieku, najprawdopodobniej przy
okazji wplątując się w jakąś grubszą aferę. Ing-Marie w czasach studenckich
wyjechała do Buenos Aires, gdzie słuch po niej zaginął. Helene pogodziła się z
myślą, że matka ich porzuciła i zaakceptowała nową partnerkę ojca, która
starała się stworzyć dziewczynkom właściwe warunki do życia, nawet po rozstaniu
z ich ojcem, po którym stał się bezdomny. Charlie nigdy nie zaaprobowała
nieformalnej zastępczej matki, trwając w nadziei, że Ing-Marie wkrótce do nich
wróci. Choć Helene odcięła się od własnych korzeni zaczyna odczuwać silną
potrzebę rozwikłania rodzinnej zagadki i poznania wszystkich okoliczności
śmierci jej siostry.
Tove Alsterdal jest szwedzką dziennikarką, powieścio i dramatopisarką,
która uwagę międzynarodowej opinii publicznej zwróciła na siebie w 2009 roku
kryminałem „Kobiety na plaży”. Kolejny reprezentant rzeczonego gatunku
autorstwa Alsterdal, „Grobowiec z ciszy”, również cieszył się dużym
zainteresowaniem czytelników, a jej trzecia powieść „Weź mnie za rękę” przez
Svenska Deckarakademin została uznana za najlepszą szwedzką powieść kryminalną
2014 roku. Wielu czytelników zdaje się w pełni aprobować tę decyzję –
entuzjastyczne recenzje zarówno zwykłych odbiorców, jak i krytyków, wskazują,
że oto Szwecja zyskała nowego mistrza literatury kryminalnej, ściślej
mistrzynię, władającą znakomitym warsztatem i mogącą poszczycić się doskonałymi
pomysłami na fabuły swoich książek. „Weź mnie za rękę” to pierwsza powieść Tove
Alsterdal, z którą się zapoznałam, ale z pewnością nie ostatnia, bo jak się przekonałam
pochlebne recenzje nie były nawet w ułamku przesadzone. Powiedziałabym nawet,
że „Weź mnie za rękę” jakościowo nie odbiega od dokonań Stiega Larssona, choć
wyrządziłabym Alsterdal wielką krzywdę doszukując się w jej prozie wyraźnych
wpływów Larssona, bo pisarka posiada własny, unikalny styl, który odróżnia ją
od innych skandynawskich twórców literatury kryminalnej.
„Weź mnie za rękę” to powieść oddana na kilku płaszczyznach czasowych i
terytorialnych. Wątki retrospektywne odgrywają ważną rolę w amatorskim
śledztwie głównej bohaterki, Helene Bergman, mającym miejsce przeszło
trzydzieści lat później. Kobieta stara się rozwikłać zagadkę śmierci swojej
starszej siostry, Charlie, przy czym przez jakiś czas Alsterdal daje
czytelnikom do zrozumienia, że okoliczności jej zgonu nie są najważniejsze.
Dużo bardziej elektryzująca historia klaruje się w retrospekcjach,
przybliżających nam dzieje wówczas dwudziestoparoletniej matki Helene i
Charlie, Ing-Marie. Początkowo, bo jak z czasem się okazuje Tove Alsterdal jest
autorką, która posiadła w gruncie rzeczy rzadką zdolność idealnego równoważenia
wszystkich portretowanych przez siebie wątków, łącząc je w taki sposób, że
stopniowo wyłania się przed nami nowa jakość literatury kryminalnej, czy raczej
dreszczowca, bo odnoszę wrażenie, że książce najbliżej do tego gatunku. Kluczem
do sukcesu moim zdaniem była inspiracja prawdziwymi wydarzeniami, a ściślej
historyczne tło fikcyjnych incydentów mających miejsce pod koniec lat 70-tych
XX wieku w Argentynie. Pod płaszczykiem wyimaginowanej opowieści kryminalnej
Alsterdal przybliżyła czytelnikom mrożący krew w żyłach obraz Argentyny pod dyktaturą
Jorgego Rafaela Videli, który wykorzystując służby terroryzował obywateli stojących
w opozycji do jego rządów i starających się doprowadzić do zmiany systemu. W
czasach studenckich Ing-Marie za namową nowo poznanego chłopaka, Ramóna,
postanowiła na jakiś czas opuścić swoją rodzinę i przybyć do Buenos Aires, aby
dopomóc koledze w walce z reżimem. Młoda kobieta była wówczas idealistką,
pragnącą zmienić świat, nieco naiwnie patrzącą na realia i szaleńczo zakochaną
w Ramónie. Była przekonana, że jest władna poprawić byt uciśnionych Argentyńczyków,
przyczynić się do obalenia potwornego ustroju, pozwalającego służbom torturować
obywateli. Idealistyczne przekonania były dla niej ważniejsze od własnej
rodziny, choć oczywiście ufała, że niedługo wróci do Sztokholmu. Realia okazały
się jednak bardziej brutalne niż to sobie wyobrażała – krok, na który
zdecydowała się w czasach swojej młodości zmienił jej życie, a przeszło
trzydzieści lat później zaczął rzutować na egzystencję jej córek. Tove
Alsterdal posiada hipnotyzujący dar aktywowania wyobraźni czytelnika, głównie
przez swoje zamiłowanie do szczegółowych, acz w żadnym razie nierozwlekłych
opisów miejsc, sytuacji i myśli swoich bohaterów. To tym bardziej zdumiewające,
jeśli weźmie się pod uwagę w większości charakterologicznie zwyczajne postacie,
niewyróżniające się jakimiś chwytliwymi cechami oraz kilkutorową narrację
niesprzyjającą ciągłości, a tym samym stwarzającą niebezpieczeństwo
rozproszenia uwagi odbiorcy i osłabienia siły przekazu. Czołowe bohaterki „Weź
mnie za rękę”, Helene Bergman i jej matka Ing-Marie, istotnie nie wyróżniają
się nośnymi z perspektywy literatury kryminalnej cechami. Pierwsza jest
realizującą się zawodowo przedstawicielką klasy średniej, spokojną panią
architekt, w życiu której najważniejsze miejsce zajmują dzieci, i która
doskonale odnajduje się w szarej codzienności, nie wymagając zbyt wiele od
życia. Młoda Ing-Marie odznacza się nieco wymyślniejszą osobowością, ponad
rodzinę wynosząc swoje przekonania polityczne, pragnienie naprawiania świata,
przy czym jej działalność w Buenos Aires charakteryzuje się dużą naiwnością,
wręcz bezmyślnością, czym zapewne nie zjednałaby sobie mojej sympatii, gdyby
nie styl Alsterdal. Bo pomimo wszystkich wad głównych bohaterek, mało
atrakcyjnych cech, w pełni zaangażowałam się w ich losy, gorąco kibicując im w
niebezpiecznych przedsięwzięciach, w które się zaangażowały. Działalność obu
kobiet ma zgoła odmienny charakter, aczkolwiek oba wątki (kryminalny i
polityczny) z czasem zaczynają się ze sobą zazębiać, tym samym odmalowując w
wyobraźni czytelnika naprawdę niepokojący obraz rodzinnych tajemnic oraz
okrutnych czynów, do jakich zdolni są ludzie pozostający na usługach rządu i to
w dodatku poczynionych na swoich współobywatelach.
Tove Alsterdal w „Weź mnie za rękę” pokazała, że snucie historii na kilku
płaszczyznach, w dwóch perspektywach czasowych, z punktu widzenia paru
bohaterów, przebywających w różnych częściach świata wcale nie musi generować
rozproszenia, dezorientować czytelników coraz to nowymi, szczątkowo
zarysowanymi wątkami i denerwującymi przeskokami w akcji. Szwedzka pisarka
zdaje się w ogóle nie wiedzieć, czym jest wycinkowość - irytująca maniera wielu
współczesnych pisarzy, znajdujących umiłowanie w bezwładnym przeskakiwaniu z
jednej sekwencji w drugą, bez poszanowania związków przyczynowo-skutkowych, o
plastycznych opisach już nie wspominając. Alsterdal w „Weź mnie za rękę”
znalazła idealną równowagę pomiędzy wszystkimi wątkami, a jej szczegółowe opisy
sprawiły, że czułam się, jakbym stała obok bohaterów, dosłownie uczestnicząc w
ich losach. Autorka nieco odbiegła od konceptu dokładnego wyłuszczania
poszczególnych wydarzeń jedynie w chwilach przybliżania czytelnikom tortur,
jakim poddawano opozycjonistów Jorgego Videli, przy czym już sam zarys tego
potwornego procederu wystarczył, aby poruszyć moją wyobraźnię do tego stopnia,
że autentycznie cierpła mi skóra. Wystarczyły wzmianki o przetrzymywaniu ofiar
w ciasnych celach, wielokrotnych gwałtach na skatowanych kobietach, wsadzaniu w
ich pochwy kabli elektrycznych, krojeniu skóry na podeszwach stóp, czy
wyrzucaniu ich z samolotu, żeby odmalować w mojej wyobraźni ogrom cierpienia
tych ludzi i poziom ludzkiego zezwierzęcenia, żeby jasno dać do zrozumienia, że
czasami przedstawiciele twojego własnego państwa są gotowi wyrządzić ci większą
krzywdę od najeźdźców z innych krajów. Jeśli zestawi się te doprawdy mrożące
krew w żyłach wątki z toczącym się przeszło trzydzieści lat później śledztwem,
mającym wyjaśnić okoliczności śmierci młodej kobiety początkowo można mieć
wrażenie przerostu jednej treści nad drugą, z czasem jednak okazuje się, że
wątek kryminalny rozpisano w równie interesujący sposób, bo nawet jeśli przekaz
nie był tak drastyczny, jak w retrospekcjach to nieustannie akcentowana przez
Alsterdal aura mrocznej rodzinnej tajemnicy sprawiała, że bez przerwy trwało
się w stanie wzmożonej czujności. Camilla „Charlie” Eriksson jest zdecydowanie
najbardziej wyróżniającą się postacią „Weź mnie za rękę”, przy czym jej
osobowość poznajemy z punktu widzenia osób, które ją znały, głównie jej siostry
Helene Bergman. Kobieta pamięta, że Charlie zawsze potrafiła zjednywać sobie
ludzi, co wykorzystywała do własnych celów, nie licząc się w ogóle z ich
uczuciami. W przeciwieństwie do Helene prowadziła rozwiązły tryb życia,
zażywała narkotyki i borykała się z problemami psychicznymi, które
niejednokrotnie popychały ją do autoagresji. Jednak to nie mnogość przygodnych
partnerów i brutalne obchodzenie się z ludźmi postawiło ją w sytuacji
zagrożenia – bezpośredniej przyczyny jej śmierci należy upatrywać w przeszłości
Erikssonów, a ściślej rzutującej na psychikę Charlie świadomości, że matka
porzuciła ją w dzieciństwie, od tego czasu nie dając żadnego znaku życia, która
przyczyniła się do zasiania w niej obsesyjnego pragnienia poznania historii
rodzicielki. Gdy w Helene zaczyna kiełkować myśl, że jej siostra nie popełniła
samobójstwa tylko padła ofiarą jakiegoś niezidentyfikowanego mężczyzny Tove Alsterdal
przystępuje do podrzucania doprawdy trudnych do właściwego zinterpretowania
tropów, wskazujących na różne ewentualności, które jednak w jakiś sposób łączą
się z przeszłością Ing-Marie. W sposób tak druzgocący i wiarygodnie zespalający
się z wcześniejszymi wydarzeniami, że właściwie nie pozostaje mi nic innego,
jak pogratulować odwagi Tove Alsterdal i oddać jej talent do wyłuszczania
skomplikowanej intrygi pozbawionej zbiegów okoliczności i naciągania faktów,
celem zaskoczenia czytelnika.
Po lekturze „Weź mnie za rękę” dopisuję się do grona osób aprobujących
decyzję Svenska Deckarakademin, która uznała tę pozycję za najlepszy szwedzki
kryminał 2014 roku (choć to bardziej thriller), bo w sumie od czasu lektury
trylogii Stiega Larssona nie natrafiłam na książkę wywodzącą się z tego kraju,
która tak dalece by mnie zachwyciła. Powiedziałabym nawet, że „Weź mnie za
rękę” to dreszczowiec wybitny – takie dzieło trafia się raz na kilka lat i
raczej wątpię, żeby jakikolwiek współczesny skandynawski pisarz, przy całej
mojej sympatii dla książek z tego regionu Europy, w najbliższych latach choćby
zbliżył się do poziomu tej pozycji. Oczywiście w moim subiektywnym pojęciu, bo
nie wykluczam, że znajdą się czytelnicy, którzy zgoła inaczej będą zapatrywać
się na utwór Tove Alsterdal, którzy będą dalecy od uznania „Weź mnie za rękę”
za dzieło wyjątkowe. Ale cóż, ja nie mam żadnych oporów, żeby za takowe je
uznać.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz