sobota, 23 marca 2019

Natasha Bell „Oczami Alexandry”

Alexandra i Marcus Southwoodowie od kilkunastu lat są szczęśliwym małżeństwem. Wychowują dwie córki, Elizabeth i Charlotte i wykładają na Uniwersytecie w Yorku. Pewnego wieczora Marc wraca do domu nie zastaje w nim swojej żony. Wiedziony złymi przeczuciami nie zwleka długo z zawiadomieniem policji, która wkrótce potem wszczyna oficjalne śledztwo w sprawie zaginięcia Alexandry Southwood. Po odnalezieniu znacznej ilości krwi kobiety zarówno śledczy, jak i znajomi Marca nabierają przekonania, że Alex nie żyje. Mąż domniemanej denatki nie jest jednak w stanie przyjąć tego do wiadomości. Mężczyzna cały czas trzyma się nadziei, że jego ukochana nadal jest pośród żywych, chociaż jego wiara w to, że bardzo dobrze znał Alexandrę z czasem słabnie. Marc odkrywa fakty z życia swojej żony, które kobieta skrzętnie przed nim ukrywała.

Natasha Bell dorastała w Somerset. Wyższe wykształcenie odebrała na Uniwersytecie w Yorku i w Chicago. Przez jakiś czas pracowała jako baristka i pisała programy telewizyjne w Yorku, a teraz mieszka w Londynie, gdzie oddaje się pisaniu. „Oczami Alexandry” to pierwsza powieść Natashy Bell. Pierwotnie wydany w 2018 roku thriller psychologiczny początkującej brytyjskiej pisarki ogólnie rzecz biorąc spotkał się z pozytywnym odzewem czytelników. W utworze tym nie znać ręki debiutantki, w warsztacie Bell nie widać takich niedoróbek, jakich niektórzy spodziewają się po stawiających swoje pierwsze kroki w światku literackim autorach. Natasha Bell wyedukowała się w paru dziedzinach: w literaturze angielskiej, teatrze, naukach humanistycznych i... w pisarstwie. Chyba mamy więc odpowiedź na to, jakim cudem początkującej powieściopisarce udało się spłodzić tak dojrzałe dzieło. To nie jest autorki pisarki, która bez żadnego przygotowania przelała na papier tak dojrzałą historię, jakiej mało kto spodziewa się po debiutantce.

Powinnam się wam do czegoś przyznać. Wiele rzeczy, o których piszę, prawie na pewno się nie wydarzyło [...] Jeśli nawet nie jest to prawda obiektywna, to na pewno bardzo ludzka.” Na taką oto uwagę pozwala sobie narratorka debiutanckiej książki Natashy Bell w jej wstępnej partii. Alexandra Southwood, bo o niej mowa, odnosi się tutaj do wydarzeń, które rozgrywają się w Yorku po jej zaginięciu. To ona je relacjonuje, chociaż nie była ich świadkiem. Niektóre fakty zna choćby z mediów, ale większości jedynie się domyśla, wyobraża sobie w oparciu o to, co wie na temat swojej rodziny i znajomych. Tą wielce subiektywną opowieścią dzieli się z człowiekiem, który ją odwiedza. Kobieta tkwi w zamknięciu, a jedyną osobą, którą co jakiś czas widuje jest ten oto tajemniczy mężczyzna. Człowiek, który czegoś od niej chce, ale Alexandra zdaje się nie mieć bladego pojęcia, o co tak naprawdę mu chodzi. Nie ma za to żadnych wątpliwości, że nie jest on osobą, z którą można zadzierać, którą trudno wyprowadzić z równowagi. Ta świadomość nie powstrzymuje jednak Alexandry przed stawianiem mu oporu. Fizycznym i słownym atakowaniem go, prowokowaniem, które zazwyczaj nie kończą się dla niej dobrze. Fragmenty opisujące aktualne życie Alexandry w zamknięciu przeplatają się z dużo dłuższą relacją Alexandry, której centralną postacią jest jej mąż Marc, z listami od jej długoletniej przyjaciółki Amelii, mieszkającej w Nowym Jorku popularnej artystki i retrospekcjami z życia Alexandry. Te dwa ostatnie, tak samo jak egzystencja tytułowej bohaterki w niewoli przedstawiają prawdę obiektywną. To znaczy w świecie przedstawionym przez Natashę Bell kwestionowane być nie mogą. Ale nie można tego samego powiedzieć o wątkach skoncentrowanych na Marcu po zaginięciu jego żony. Czy świadomość tego, że w tym ostatnim przypadku wrzuca się nas w sferę wyobrażeń Alexandry, znacząco obniża ich wiarygodność? Czy wszystkie te arcytrudne przejścia Marca tracą na znaczeniu przez to, że praktycznie od początku wiemy, iż „prawie na pewno się nie wydarzyły”? Tak? To teraz weźmy jakikolwiek utwór literacki, fikcyjną historię wymyśloną przez dowolnie wybranego pisarza i odpowiedzmy sobie szczerze, czy podczas zapoznawania się z jego treścią przez cały czas towarzyszyła nam świadomość, że to jedynie wymysł jakiegoś artysty? Że nic z tego, co tam opisano nie wydarzyło się naprawdę? Nie sądzę, by jakikolwiek miłośnik beletrystyki tak to odbierał. Dobry pisarz do czasu zakończenia lektury jego dzieła zmusza nas do brania wszystkiego na wiarę, do czasowego uznania jego świata za swój własny, wniknięcia w niego tak dalece, że zapomina się o tym, że nic z tego nie jest i nigdy nie było prawdziwe. Alexandra Southwood też jest artystką. Postać ta jak każdy pisarz poruszający się w sferze fikcji literackiej, tworzy swoją własną historię. Historię, której głównym bohaterem jest jej własny mąż. Historię, której autorką tak naprawdę jest Natasha Bell, w przeciwieństwie do Alexandry osoba egzystująca w naszym świecie. W samej konstrukcji „Oczami Alexandry” widać nawiązanie do jednej z szerzej omówionych tutaj przez Bell myśli, do tematu, nad którym bardzo nisko się w tej powieści pochyla. Gdzie kończy się prawda, a zaczyna fikcja? I czy to w ogóle ma jakiekolwiek znacznie? Czy odbiorcy danego dzieła (powieści, filmu etc.) patrzą na to w takich kategoriach, czy obcując z owocem pracy jakiegoś artysty twardo rozgraniczają te dwa światy? Takie podejście do sztuki najprawdopodobniej by ją zabiło. A całkowite zatracenie się w niej mogłoby zniszczyć nas, odbiorców sztuki. I być może jej dawców... Natasha Bell z jednej strony zmusza nas do przyjmowania na wiarę subiektywnej relacji Alexandry, ponieważ już na wczesnym etapie tej książki sprawia, że w naszym umyśle ta fikcyjna postać funkcjonuje jako autorka tej powieści, a przynajmniej ja zapominałam o tym, że historia ta została skonstruowana przez Natashę Bell. W moim umyśle Alexandra niejako zajęła miejsce Bell – w czasie trwania lektury często łapałam się na tym, że to tę fikcyjną przecież postać traktuję jak autorkę „Oczami Alexandry”. I wziąwszy pod uwagę przemyślenia Natashy Bell na temat sztuki, którymi to dzieli się z nami w omawianej publikacji, chyba na takim właśnie odbiorze jej zależało.

Natasha Bell w swojej debiutanckiej powieści mocno skupia się na postaciach, kładzie bardzo silny nacisk na psychologię, rozwija warstwę obyczajową/dramatyczną w ramach thrillera. Nawet wówczas, gdy opowiada o szczęśliwym małżeństwie Southwoodów i prowokacyjnej sztuce nie pozwala nam zapomnieć o strasznym losie, jaki czeka bohaterów „Oczami Alexandry”. Jako że autorka miesza okresy wiemy, co się stanie. Albo przynajmniej tak nam się wydaje. Bo nie sposób oprzeć się wrażeniu, że coś się przed nami ukrywa, że ta brytyjska pisarka stara się wytworzyć w nas mylne wrażenie bycia kimś dobrze poinformowanym. Lepiej od policjantów zajmujących się sprawą zaginięcia Alexandry i od jej męża Marca. Lepiej od wszystkich osób pojawiających się na kartach tej książki, poza tytułową postacią i człowiekiem, który ją więzi. Pierwsze ziarno niepewności autorka zasiała we mnie już wtedy, gdy zaczęła przekonywać mnie, że Southwoodowie to idealne małżeństwo, że od kilkunastu lat tworzą jeden z najszczęśliwszych związków na świecie, że do czasu zniknięcia Alex nie musieli zmagać się z poważniejszymi problemami, że zawsze mogli sobie ufać, że byli bratnimi duszami, których zdawało się, że nic nie jest w stanie rozdzielić. Nie ma idealnych małżeństw, nie istnieją związki, które nie wymagają chodzenia na kompromisy, które nie zmuszają przynajmniej jednej ze stron do jakichś wyrzeczeń. Natasha Bell dosyć szybko zdradza, że Alexandra zdobyła się na jedno wyrzeczenie, że dla Marca zrezygnowała z kariery artystki, właściwie to całkowicie zmieniła tryb życia, podczas gdy on najwidoczniej nie poświęcił niczego. Być może co poniektórzy zarzucą Natashy Bell dużą stronniczość, uznają, że brzmi jak wojująca feministka tego rodzaju, która ubzdurała sobie, że tylko kobiety poświęcają się dla dobra rodziny. Oczywiście tak nie jest i nie odniosłam wrażenia, że Bell stara się mi to wmówić – według mnie mówiła tylko tyle, że kobiety częściej niż mężczyźni rezygnują z kariery, że tak naprawdę oddają część siebie w zamian za życie u boku osoby, która w tym czasie może spokojnie realizować się zawodowo. I nikt mi nie wmówi, że tak nie jest. Pytanie tylko, czy Alexandra żałuje kroku, jaki zrobiła przed kilkunastoma laty? Czy gdyby mogła cofnąć czas zrobiłaby to samo? Porzuciłaby swoje plany zostania światowej sławy artystką dla ustatkowanego życia rodzinnego? Natasha Bell wcale nie ukrywa swojego przekonania, że powinno się walczyć z przypisywaniem kobietom i mężczyznom konkretnych ról w związku. No wiecie: kobieta zajmuje się domem i dziećmi, a mężczyzna realizuje się zawodowo albo haruje jak wół za psie pieniądze. W Polsce przekonania, którym wierna jest Bell często są nazywane tym strasznym/złym/diabelskim/potwornym (tutaj do wyboru) gender. A więc w świetle tego co napisałam wcześniej wychodzi na to, że Alexandrę Southwood przedstawia się tutaj jak istną męczennicę, ofiarę nie tylko tajemniczego mężczyzny, który wbrew jej woli przetrzymuje ją w jakimś po spartańsku urządzonym pomieszczeniu, ale również swojego męża, który w ogóle nie zdaje sobie sprawy z cierpień Alexandry. Hmm, to nie takie proste. W „Oczami Alexandry” tak naprawdę nic nie jest czarno-białe, jasna i ciemna strona mocy w wykreowanym przez Natashę Bell świecie nie istnieje. Ciężko kogokolwiek tutaj potępiać i nie sposób z czystym sumieniem chwalić wszystkich wyborów dokonywanych przez tych jakże drobiazgowo scharakteryzowanych bohaterów. Powieść nie była dla mnie nieprzewidywalna, ani jedna z przygotowanych przez autorkę niespodzianek mnie nie zaskoczyła. Właściwie to ciągle byłam o kilka kroków przed Markiem, czekałam aż ruszy wreszcie głową i się ze mną zrówna, bo naprawdę nie trzeba być Sherlockiem Holmesem by może nie od razu, ale i tak na długo przed finałem „połączyć wszystkie kropki porozrzucane przez autorkę na tej pasjonującej drodze ku prawdzie”. Bo ta książka pasjonująca faktycznie dla mnie była, pomimo tego, że udało mi się rozszyfrować całą tę intrygę. Domyśliłam się, o co w tym wszystkim chodzi, ale to wcale nie znaczy, że ta koncepcja nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Pomysł naprawdę niczego sobie. Dosyć świeży (choć pewnie nie bardziej od narracji obranej przez autorkę, od formy, którą zdecydowała się nadać tej książce) i zmuszający do przemyśleń, którym już niejednokrotnie zdarzało mi się oddawać, ale z innej perspektywy. Tutaj musiałam głęboko zastanowić się nad tym konkretnym zjawiskiem (o którym powiedzieć nie mogę, ażeby nie zepsuć nikomu lektury „Oczami Alexandry”) w kontekście wykreślonym przez tę jakże błyskotliwą autorkę, która przypominam unika czerni i bieli. Nie dzieli bohaterów na dobrych i złych, nie mówi wprost co jest złe, a co dobre, nie osądza, nie ocenia, tylko pyta: a co Wy byście zrobili w takiej sytuacji? Jak zachowalibyście się, gdybyście byli w skórze Marca i Alexandry. Inaczej? W porządku. Ale czy to oznacza, że któraś z tych postaci zrobiła coś czego nie da się zrozumieć, wytłumaczyć, wybaczyć? Naprawdę trudno powiedzieć i chyba właśnie to jest w tej powieści najlepsze. A konkurencja jest przecież niemała, tzn. mocnych stron znalazłam tutaj co niemiara. A słabszą tylko jedną: brak elementu zaskoczenia.

Każdy miłośnik literackich thrillerów psychologicznych, który jeszcze nie czytał „Oczami Alexandry” Natashy Bell musi sobie odpowiedzieć na pytanie, na czym szczególnie mu zależy. Jeśli akurat szuka szybko rozwijającej się, często zaskakującej akcji, lektury, w której nie ma zbyt dużo długich, bardzo szczegółowych opisów, to według mnie powinien wstrzymać się z czytaniem debiutu Natashy Bell do czasu nabrania chęci na coś mniej lekkiego. Powiedziałabym nawet, że głębszego. Bo wydaje mi się, że powieść tę docenią przede wszystkim ci sympatycy literackich thrillerów psychologicznych, którym bardzo zależy na dokładnych portretach postaci, na wyczerpujących opisach nie tylko poszczególnych miejsc i sytuacji, ale również relacji międzyludzkich, myśli i uczuć bohaterów zmagających się z dosyć niecodziennymi, poważnymi problemami, ale i takimi, które pewnie wielu może uznać za trudności dnia codziennego. Ta powieść trzyma w napięciu praktycznie od pierwszej strony, zmusza do przemyśleń, prowokuje, ale przede wszystkim daje nam naprawdę wciągającą, tchnącą niemałą kreatywnością zarówno w treści, jak i formie opowieść, w którą jak już się wejdzie, to nie będzie się chciało z niej wyjść. Pomimo jej przewidywalności. Chociaż oczywiście pewnie nie każdy zdoła się w tej powieści odnaleźć. Wyjątki są i będą, jak zawsze, ale ta świadomość nie powstrzymuje mnie przed poleceniem tej powieści wszystkim miłośnikom gatunku. Z zastrzeżeniem, że trzeba dobrze wybrać moment – nie sięgać po tę książkę wtedy, gdy akurat ma się apetyt na coś lżejszego, spisanego w prostym, żeby nie rzec powierzchownym stylu.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

1 komentarz:

  1. Bardzo mnie zachęciłaś do lektury :) Zapisuję tytuł, zwłaszcza, że rzadko takie książki czytam :D
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń