sobota, 10 lipca 2021

Sheryl Browne „Druga żona”

 

Rebecca przybywa do małego angielskiego miasteczka, aby wziąć udział w uroczystości pogrzebowej poświęconej jej najlepszej przyjaciółce Nicole, która podobno popełniła samobójstwo. Rebecca poznaje nareszcie drugiego męża Nicole, Richarda Graya, oraz jego dwudziestotrzyletnią córkę Olivię. I postanawia skorzystać z ich wielkiej gościnności, aby bliżej przyjrzeć się tym ludziom. Nicole wyszła za Richarda zaledwie rok wcześniej i choć w swoich wiadomościach do Rebekki nie dawała jej odczuć, żeby mąż źle ją traktował, jej przyjaciółka wie, że w domu Grayów nie działo się najlepiej. Nie wie tylko, czy Richard miał w tym jakikolwiek udział. Po bliższym poznaniu Rebecca skłania się ku temu, że ten wyjątkowo przystojny mężczyzna był dla swojej drugiej żony dokładnie taki, jak przedstawiała go ona sama: kochający i troskliwy. Co w takim razie popchnęło Nicole do samobójstwa? I czy to rzeczywiście było samobójstwo?

Druga, po „Opiekunce” (oryg. „The Babysitter”) wydana w Polsce powieść brytyjskiej autorki Sheryl Browne, piszącej thrillery psychologiczne, kryminały i romanse. „Druga żona” (oryg. „The Second Wife”) to dreszczowiec psychologiczny, który swoją światową premierę miał w roku 2019 i spotkał się z ciepłym przyjęciem czytelników. Sheryl Browne obecnie mieszka z partnerem w angielskim hrabstwie Worcestershire, jest członkinią The Crime Writers' Association i Romantic Novelists' Association oraz dumną opiekunką paru psów. Studiowała na Uniwersytecie w Birmingham, gdzie zrobiła magisterium z kreatywnego pisania. Później zrobiła kurs z medycyny sądowej, żeby ułatwić sobie pisanie thrillerów. Autorzy, którzy wywarli na nią największy wpływ to Stephen King, zwłaszcza jego „Misery”, oraz Martina Cole, zwłaszcza jej „The Ladykiller”. Pomysł na fabułę „Drugiej żony” poddał Sheryl Browne jej syn Drew.

Thriller psychologiczny, marriage thriller, o dwóch zaprzyjaźnionych kobietach, które rozdzieliła śmierć. Przychodzi ona już w prologu „Drugiej żony” - nie tak wiele mówiącym, jak mogłoby się wydawać, ale dość, by zepsuć największą z przygotowanych niespodzianek. Zabić tajemnicę... Nie, niezupełnie. Sporo jeszcze zostało do odkrycia. Tak przez Rebeccę, jak Nicole. Akcja „Drugiej żony” toczy się dwutorowo – w umownej teraźniejszości i niezbyt odległej przeszłości. Pierwszy z wymienionych obszarów najczęściej reprezentuje Rebecca (narracja trzecioosobowa i dotyczy to całości), a drugi jej najlepszej przyjaciółki od czasów studiów, Nicole. Miejsce akcji: niewielkie miasteczko o nazwie Marley w hrabstwie Worcestershire. Miasteczko, w którym mniej więcej przed rokiem osiadła Nicole, artystyczna dusza, z ogromnym bagażem doświadczeń. Pierwsze małżeństwo, z despotycznym, znęcającym się nad nią fizycznie i psychicznie, mężczyzną, nauczyło ją ostrożności w kontaktach z płcią przeciwną. Tak naprawdę to po zakończeniu tego długiego toksycznego związku, Nicole uznała, że najlepiej będzie jej w pojedynkę. Wybrała życie singielki i miała wszelkie powody, by sądzić, że był to wybór jak najbardziej trafiony. Uwiła sobie przytulne gniazdko w mieście z uroczym psiakiem ze schroniska i poświęciła swojej malarskiej pasji. I tak to trwało (niezbyt długo), dopóki w jej życiu nie pojawił się Richard Gray. Dobrze sytuowany, zabójczo przystojny mężczyzna, w którym Nicole szybko się zakochała. Wyglądało na to, że z wzajemnością. Nawet wtedy, gdy życie Nicole znowu zaczęło się psuć. A najgorsza w tym wszystkim jest świadomość, że cokolwiek Nicole zrobi, i tak czeka ją śmierć. Najgorsza, ale i najlepsza, bo świadomość, że dni, a właściwie miesiące, tej budząca sympatię i głębokie współczucie bohaterki są policzone, co może zaskakiwać, w moim uznaniu stanowi główny katalizator napięcia. Fatalizm w najczystszej postaci. Tragedia, która musi nastąpić. Do której w zasadzie już doszło. Chce się wierzyć, że Nicole przetrwa tę próbę, ale autorka na to nie pozwala. Nie daje nam nawet iskierki nadziei na ocalenie kobiety, do której tak silnie nas - a przynajmniej mnie – przywiązała. Bardzo niewygodna, frustrująca, absolutnie przygnębiająca sytuacja. Życzysz Nicole lepszego jutra, wiedząc przy tym, mając pewność, a nie co najwyżej podejrzenie, że ono nigdy nie przyjdzie. W domu Grayów – zimnej (białej ściany) rezydencji z basenem, stojącej w niewielkiej angielskiej miejscowości – Nicole wprawdzie przeżyje także szczęśliwe chwile u boku ukochanego mężczyzny, ale i na nich będzie się kładł cień, który, jak się domyślamy, będzie się rozrastał. Sheryl Browne w „Drugiej żonie” odmalowuje inny obraz toksycznego związku. To znaczy jej nieszczęśliwe małżeństwo jest ulepione z gliny nieprzypominającej tej, z którą najczęściej spotykamy się w tego rodzaju opowieściach. Cierpienie Nicole nie ma źródła w życiowym wybranku, jak to zazwyczaj bywa. Możliwe, że problem tkwi w niej samej, że w ich związku mieszają demony tego sponiewieranego w poprzednim małżeństwie umysłu. Nicole ma jednak inną teorię. Oczywiście trochę minie zanim nabierze pewności, zanim zacznie się przy niej upierać. Chora obsesja, zgubna paranoja? Jeśli tak, to zaraźliwa. Trudno wszak nie zauważyć tych wszystkich ostrzegawczych sygnałów wysyłanych przez autorkę, także w przestrzeni zajmowanej przez najlepszą przyjaciółkę nieżyjącej już Nicole. W retrospekcjach są one nieporównanie donośniejsze, zdecydowanie jaskrawiej się zaznaczają. Nie musi to jednak oznaczać, że słabsze, subtelniejsze alarmy wyłapywane przez Rebeccę, w mniejszym stopniu będą oddziaływać na odbiorcę tej emocjonującej historii. Chce się wierzyć Nicole, ale bezpieczniejszy wydaje się być osąd Rebekki. Trauma Nicole (ofiara przemocy domowej), osobiste zaangażowanie (miłość do Richarda), wyraźne uleganie emocjom i trochę mniejsza wiedza od tej, jaką dysponuje Rebecca: to może obniżać jej wiarygodność w oczach czytelnika. Wiarygodność jej obserwacji. Niby tak, ale kiedy rozum każe brać na to poprawkę, bardziej analityczny umysł Rebekki zaczyna zawodzić. Ale dlaczego? Bo jej ocena coraz bardziej rozmija się z moją? I Nicole. No cóż, wychodzi więc na to, że serce nie posłuchało rozumu, że paranoja(?) Nicole miała większą moc przekonywania niż racjonalizm, chłodna dedukcja Rebekki.

Nietypowe podejście, do bądź co bądź, destrukcyjnego małżeństwa - nawet jeśli Richard szczerze kochał swoją drugą żonę, nawet jeśli ze wszech miar starał się ją uszczęśliwić, to niewątpliwie mu się to nie udało - niestandardowy obraz takiego związku, jaki przynajmniej do pewnego momentu odmalowuje Sheryl Browne na kartach „Drugiej żony”, nie świadczy jeszcze o niekonwencjonalności całej historii. W sumie dość kurczowo trzymamy się znanych ram, całkiem mocno wydeptanych ścieżek. Znamy to: historia inna, ale w nieraz oglądanym opakowaniu; w dużym stopniu zbudowana ze sprawdzonych motywów. Motywów, które prawdę mówiąc jeszcze mi się nie przejadły, które wciąż potrafią dostarczyć mi pożądanych emocji, jeśli tylko odpowiednio je przedstawić. Browne niestety nie udało się wywieść mnie w pole, zaciemnić prawdy o życiu (konkretnie: jego ostatnim etapie) i śmierci Nicole, więc nie mogę powiedzieć, że wykazała się maksymalną biegłością, najwyższą sprawnością w manewrowaniu lubianymi przeze mnie motywami. Tutaj się nie udało, ale w moim poczuciu tylko tutaj (dobrze, przydałoby się też więcej odwagi w jednym punkcie). Owszem, obiektywnie rzecz rozpatrując, trzeba powiedzieć, że to duży ubytek, ale jako że niespodzianki nie są dla mnie wartością nadrzędną, jako że potrafię czerpać przyjemność także z mocno przewidywalnych historii, to miałam łatwiej. Łatwiej z tą oto przewidywalną opowieścią. Bez najmniejszego wysiłku ze swojej strony zaangażowałam się w tę niezbyt rozbudowaną, żeby nie rzec prostą opowieść osadzoną w małomiasteczkowej scenerii, gdzie przez ostatnie miesiące żyła i gdzie umarła Nicole Gray. I gdzie już w pierwszym rozdziale „Drugiej żony” zawita jej najlepsza przyjaciółka Rebecca. Rodowita Angielka (tak jak Nicole), która wiele lat wcześniej przeprowadziła się do Francji. Wdowa i matka niespełna dwudziestoletniego syna imieniem Sam, który studiuje w Wielkiej Brytanii i razem ze swoją dziewczyną Laurą wkrótce także przybędzie do małej miejscowości, w której zatrzymała się jego matka. Do rezydencji Grayów. Rebecca zamierza wrócić do Anglii, właściwie powoli już organizuje sobie przeprowadzkę - dopełnia formalności związanych ze sprzedażą domu we Francji i zamierza rozejrzeć się za jakimś lokum w swojej ojczyźnie, po pogrzebie Nicole. I poznaniu jej męża, doskonałego Richarda Graya. Z wiadomości, które w ostatnim roku Nicole wysyłała do Rebekki wynikało, że człowiek ten w niczym nie przypominał pierwszego męża późniejszej pani Gray, że Richard okazał się wprost wymarzoną partią dla tej niesamowicie skrzywdzonej - nie przez ślepy los, tylko mizogina z krwi i kości (swoją drogą to określenie pada „ciut” za często) – kobiety. Rebecca nie może zrozumieć jednego: skoro Nicole było dobrze, tak błogo, z Richardem, to dlaczego odebrała sobie życie? Skąd ta desperacja? Dlaczego skoczyła do rwącej, spienionej rzeki, wprost w (nie)litościwe ramiona Śmierci? Przez depresję, do której Richard w żaden sposób się nie przyczynił? Ten układny, szarmancki, empatyczny mężczyzna, któremu śmierć odebrała już dwie żony? Takie wrażenie sprawia, ale Rebecca zamierza wejrzeć głębiej. I ma ku temu wspaniałą okazję, bo Richard zaprasza ją do siebie. Na dłużej. Choć dopiero ją poznał. Jego dwudziestoczteroletnia córka z pierwszego małżeństwa Olivia wtóruje ojcu w serdecznym przyjęciu najlepszej przyjaciółki jej macochy. Ale, jak się spodziewamy, sytuacja z czasem zacznie się komplikować. Skomplikują się myśli, uczucia Rebekki... i innych osób. Równolegle będziemy śledzić wydarzenia z przeszłości, najczęściej z pozycji (narracja trzecioosobowa) Nicole. Dramatyczne, coraz to bardziej ściskające za serce, po prostu smutne dzieje kobiety, której delikatnie mówiąc życie się nie ułożyło. Z jednej strefy mroku w drugą. Od jednej bohaterki do drugiej stanowiącej jej zupełne przeciwieństwo. A może nie. A może Rebecca bardziej przypomina swoją przyjaciółkę, niż jej się wydaje. Czy wpadnie w te same sidła miłości, co Nicole? A jeśli tak, to czy podzieli jej tragiczny los, czy bardziej jej się poszczęści u boku mężczyzny, nad którym najwyraźniej ciąży jakieś fatum. Wiadomo jakie... Tak czy inaczej, z narastającym napięciem płynęłam przez to coraz bardziej wzburzone morze. „Płynęłam”, to odpowiednie słowo, bo taki warsztat przynajmniej w „Drugiej żonie” obrała nasza Sheryl Browne: płynny. Plastyczny, niepowierzchowny, ale co trzeba podkreślić daleko mu do rozwlekłości. Treściwy, pięknie przyswajalny (ukłon też w stronę tłumacza Jacka Żuławnik, wydanie W.A.B. z 2021 roku) i przemawiający do wyobraźni.

Całkiem klimatyczna, wciągająca mimo że mocno przewidywalna, skoncentrowana na postaciach, powieść o dwóch zaprzyjaźnionych kobietach, które ponad wszelką wątpliwość już nigdy więcej się nie spotkają. Jest jednak jeszcze coś, co wymaga wyjaśnienia. Coś, co musi zostać odkryte. Zrozumiane. „Druga żona” od poczytnej i całkiem płodnej brytyjskiej powieściopisarki, Sheryl Browne, to całkiem mroczny, trzymający w napięciu thriller psychologiczny o niebezpiecznych, toksycznych związkach, który zasadniczo trzyma się twardej konwencji, ale i lekki powiew świeżości może do Was dotrzeć. Was wszystkich, którzy zdecydujecie się wejść do okazałego domu Grayów. Niewygodnego, zimnego, odpychającego. Prolog może lepiej zostawić sobie na później (po pierwszym ostrym – najostrzejszym zwrocie akcji, który mógł być jeszcze ostrzejszy: jeden mały kroczek i zrobiłoby się naprawdę gorąco), ale omijać nie ma potrzeby. Namawiam raczej do zainteresowania się tą pozycją, oczywiście jeśli gustuje się w powieściowych dreszczowcach psychologicznych. Niezadowoleni też będą, jak zawsze, ale... ja bym przeczytała:)

Za książkę bardzo dziękuję księgarni internetowej

https://www.taniaksiazka.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz