Anna, jej siedemnastoletnia opiekunka Katy oraz ich znajomi Matthew i Sebastian, są świadkiem samobójstwa młodego mężczyzny. Tuż przed śmiercią wspomina on Damę Pik, postać z rosyjskiego folkloru, którą jakoby można przywołać odprawiając odpowiedni rytuał przed lustrem. Sebastian dobrze zna tę legendę i po podzieleniu się swoją wiedzą z resztą towarzystwa, razem z Matthew namawia dziewczyny do podjęcia próby przywołania Damy Pik. Początkowo nic nie wskazuje na to, że przyniosła ona jakiś skutek, ale już wkrótce demoniczna istota zaczyna zaznaczać swoją obecność w życiu młodych ludzi, którzy ośmielili się ją wezwać.
„Dama Pik” (oryg. „Queen of Spades”) to kanadyjski remake rosyjskiego horroru nadprzyrodzonego z 2015 roku pod tytułem „Pikovaya dama. Chyornyy obryad” (międzynarodowy: „Queen of Spades: The Dark Rite”), wyreżyserowanego przez Svyatoslava Podgaevskiy na podstawie jego własnego scenariusza. Pełnometrażowy debiut reżyserski Patricka White'a, również współautora scenariusza – opracował go we współpracy z Johnem Ainslie, twórcą między innymi horroru „The Sublet” z 2015 roku. Dla White'a opowieść o Damie Pik to coś w rodzaju rosyjskiego odpowiednika Krwawej Mary, urban legend, którą filmowiec zna od dzieciństwa. Budżet „Damy Pik” zauważalnie nie był wysoki, ale White'owi udało się skompletować obsadę, którą uznaje za główną atrakcję tego przedsięwzięcia. Horroru, choć nie ukrywa, że woli thrillery z elementami science fiction, ale też dreszczowce z pierwiastkiem nadprzyrodzonym, ze zjawiskami paranormalnymi, na których bądź co bądź skupia się „Dama Pik”. Film udostępniono na platformach VOD (w Polsce na CDA Premium) w czerwcu 2021 roku.
Oparty na klasycznych, wielokrotnie wykorzystywanych motywach, kanadyjski horror nadprzyrodzony, który swoje powstanie zawdzięcza rosyjskiej produkcji „Queen of Spades: The Dark Rite” (2015). Typowa opowiastka o demonicznej istocie prześladującej młodych ludzi, którzy jak by nie patrzeć, sami ją sprowadzili. Odprawiając rytuał, w którym główną rolę odegrało lustro – stąd zapewne skojarzenia Patricka White'a z legendą o Krwawej Mary. Jeśli zaś chodzi o kino grozy, to bodaj najbardziej znanym obrazem o przywoływaniu złego stojąc przed lustrem jest „Candyman” Bernarda Rose'a, film oparty na opowiadaniu „Zakazany” autorstwa mistrza Clive'a Barkera. Nikogo chyba nie zaskoczę wyrażając opinię, że do poziomu tamtego kultowego horroru, „Dama Pik” Patricka White'a nie dosięga. Prawdę mówiąc, wcale się na to nie nastawiałam. Liczyłam raczej na niezobowiązującą, prostą rozrywkę... bo ja prosty człowiek jestem. Na odstresowanie po męczącym dniu. Byle było w miarę wygodnie podane, byle twórcy nie zmasakrowali zanadto konwencji, pod którą siłą rzeczy (za rosyjskim „Queen of Spades”) się podpięli. Akcja zawiązuje się wyjątkowo szybko. Właściwie już w pierwszej scenie, kiedy to grupa młodych ludzi: siedemnastoletnia Katy, jej rówieśnicy Matthew i Sebastian (odpowiednio: Jamie Bloch i według mnie mniej przekonujący Nabil Rajo oraz Eric Osborne) i wreszcie młodsza od nich Anna (całkiem udany występ Avy Preston) są świadkami desperackiego kroku nieznanego im człowieka. Oto na ich oczach jakiś mężczyzna skacze z dachu, ale nie umiera od razu. Zdąża jeszcze wypowiedzieć, jak się domyślamy, fatalne słowa. Potwierdzenie na dobrą sprawę znajdujemy już w następnej scenie, gdy Sebastian snują swoją opowieść o tytułowej damie. Damie w czerni, która, jak wynika z jego słów, żyła w XIX wieku. Bogata Rosjanka, zlinczowana po odkryciu, że zabijała dzieci, którymi miała się opiekować. Potem narodziła się legenda, którą w swojej książce szczegółowo opisał obecnie mieszkający w Kandzie, stroniący od ludzi mężczyzna rosyjskiego pochodzenia, Smirnov (taki sobie pokaz Daniela Kasha). Zabawne, że w swoim dziele nie pominął sposobu przywołania swojego zaprzysięgłego wroga, demonicznej istoty znanej (niewielu) jako Dama Pik. Swoim czytelnikom Smirnov radzi, by nigdy, pod żadnym pozorem, nie przywoływali tej bestii, by przenigdy nie odprawiali rytuału, który w najdrobniejszych szczegółach im wyłuszczył. Cóż za brak wyobraźni, żeby nie powiedzieć skrajna naiwność. Tak czy inaczej, nikogo nie powinno dziwić, że znaleźli się tacy, którzy postanowili rzecz spraktykować. Jedni wołają Krwawą Mary, inni Candymana, a młodociani bohaterowie omawianego filmu przyzywają Damę Pik. Nierozsądnie? W tym gatunku takie posunięcie z całą pewnością mądre nie jest. My to wiemy, oni dopiero się o tym przekonają. I to dość szybko. Niedługo po trzykrotnym wypowiedzeniu przed lustrem (na którym uprzednio namalowano drzwi z prowadzącymi do nich schodami), z zapaloną świecą w ręku, zdania „Damo Pik, ukaż się”, dochodzi do tragedii, której okoliczności wskazują na działalność odzianej w czerń pani z lustra. Niemile widzianego, ale bądź co bądź proszonego gościa. Bo przecież sama się nie pchała, tylko usłużnie odpowiedziała na wezwanie szukających rozrywki tam, gdzie nie powinni, nastolatków. Pozytywnie zaskoczył mnie wygląd tytułowej antybohaterki, bo w kontaktach ze współczesnym kinem grozy nieczęsto się zdarza, żeby obrazy generowane komputerowo (może niezupełnie, ale zauważalnie majstrował przy tym komputer) nie wywoływały we mnie czegoś zbliżonego do zażenowania, a cóż dopiero, jak w tym przypadku, pracowały na korzyść danego straszaka. W każdym razie niepiękne oblicze istoty czerpiącej siłę z lustrzanych powierzchni, przykuwało moją uwagę, naprawdę nieswojo poczułam się jednak dopiero wtedy, gdy (dobra moja!) położono większy akcent na element, który w horrorze zawsze na mniej działał. Na przykład w „Martwym złu” Sama Raimiego...
Patrickowi White'owi i jego ekipie udało się wypracować dosyć ponury klimacik dla historii o morderczej istocie z zaświatów. Pozwolę sobie wysnuć, może i daleko idące, przypuszczenie, że przy wyższym budżecie oprawa wizualna miałaby mi mniej do zaoferowania: jak to nazywam, plastik zamiast tej posępności. Zamiast tych przygaszonych, przyblakłych barw znacznie uprzyjemniających mi seans. Muszę przyznać, w miarę intensywna - i to też niemałe zaskoczenie – aura panuje w „Damie Pik”. [Podkreślmy: jak na moje niewygórowane potrzeby.] W filmie o istocie, która od dawna, bo od XIX wieku, nie przynależy do świata żywych. Bardziej demon niż duch, uwięziony po drugiej stronie lustra. Ale mający swoje sposoby na przekraczanie tej lustrzanej bariery. Nie musi nawet faktycznie przechodzić przez tę taflę, żeby decydować o życiu lub śmierci bohaterów filmu. Bohaterów raczej stereotypowych, zasadniczo nieodkrywczych, a przy tym zdecydowanie ogólnikowo odmalowanych. Na pierwszy plan już w pierwszej scenie wysuwa się Anna, małoletnia dziewczyna mieszkająca tylko z matką, Mary (przyzwoita kreacja Kaelen Ohm) w dużym bloku z basenem. Kobieta ciężko pracuje na ich utrzymanie, co sprawia, że nie ma dla swojego jedynego dziecka tyle czasu, ile obie by chciały. Anna niby to rozumie, ale da się zauważyć, że chowa urazę do swojej rodzicielki. Wyraźnie dystansuje się od niej. Z drugiej strony to może mieć związek z ojcem Anny – czyżby dziewczyna winą za jego odejście (śmierć?) obarczała matkę? Spokojnie, wszystko się wyjaśni. Tymczasem dowiemy się, że pod nieobecność Mary Anną opiekuje się jej siedemnastoletnia sąsiadka (mieszkająca w tym samym bloku) Katy, która nie jest przyjaźnie nastawiona do matki swojej podopiecznej. Dziewczyna uważa że Mary zaniedbuje swoje dziecko. Cały ten wątek można odczytywać jako swoisty komentarz społeczny, naświetlenie jednego z częstych problemów rodziców, zwłaszcza samotnych, ale przecież nie tylko. Trudności, niemożność pogodzenia pracy z opieką nad dzieckiem/dziećmi. Katy łatwo mówić. Jest młoda, jeszcze niedoświadczona przez życie, niepracująca i oczywiście bezdzietna. Nie potrafi, przynajmniej póki co, wczuć się w położenie innych osób. Łatwiej krytykować, niż postarać się spojrzeć na coś z perspektywy drugiego, tego bezlitośnie ocenianego, człowieka. Ale to być może przyjdzie z czasem. Jeśli Katy uda się przeżyć bliskie spotkanie z Damą Pik. Jak można się tego spodziewać, w środkowej części filmu zobaczymy trochę mniej i bardziej zdecydowanych oznak obecności czarnej damy w otoczeniu młodocianych protagonistów. Możliwe że nie tylko w otoczeniu. Trudno odgadnąć, czy taki był zamiar twórców, ale już nazajutrz po przywołaniu demona, dopadło mnie cokolwiek nieprzyjemne przeczucie w stosunku do jednej z postaci. Przygotowałam się na... na skręt w stronę motywu, który niejednemu miłośnikowi gatunku zdążył już spowszednieć. Czy moje przeczucie się sprawdziło, tego nie zdradzę. Powiem tylko, że końcowa partia (nie mówię o epilogu, który niebrzydko zapachniał tragikomedią), zresztą też zgodnie z przewidywaniami, zgodnie z tradycją, jest utrzymana w szybszym, wręcz zawrotnym tempie. Szybka akcja, w której znajdziemy nową - może i już spraktykowaną w kinie (przez Svyatoslava Podgaevskiy?), ale jeśli tak, to ja to przegapiłam – wyjątkowo ryzykowną, desperacką metodę na... na coś, co w światku horroru nader często jest praktykowane. Podejrzewam jednak, że moje zainteresowanie w tych ostatnich scenach znacznie by opadło, gdyby nie wspomniany już upiorny szczegół. Wcześniej, gdy akcja posuwała się wolniej, aczkolwiek nie tak wolno, jak zwykło się to odbywać w tak zwanej noweli fali horroru -„Dama Pik” w ten trend się nie wpisuje - też było na czym oko zawiesić. Choć nad postaciami przydałoby się dłużej popracować, a narracja, samo podawanie tej historii nie zawsze mi sprzyjało - nazbyt gwałtowne, błędnie obliczone przeskoki w akcji, szarpany montaż (miejscami); czasami wkradało się coś zbliżonego do drobnej dezorientacji, tak jakby chwilowe zagubienie nie tyle w fabule, ile w emocjach. Bo jakieś emocje były. Niewysokie napięcie, leciutkie poczucie klaustrofobii i praktycznie nieodstępujące nadnaturalne zagrożenie, śmiercionośne widmo, pożądanie szpecące świat przedstawiony przez Patricka White'a i jego ekipę. Nieuchronność konfrontacji z nieznanym. Nieuchronność psychicznej i fizycznej udręki (dodatkowy plusik za mięsko: dwie brzydkie, soczyste rany: czyżby mały ukłon dla body horroru? Za to minusik za mało realistyczną sekwencję z wciąganiem dziewczyny do lustra, to znaczy w domyśle dużo mroczniejszej rzeczywistości po drugiej stronie lustra). Nieuchronność śmierci? Cóż, jak zwykle: pozostali przy życiu bohaterowie będę musieli znaleźć jakiś sposób na pozbycie się upartego demona. O ile takowy istnieje, bo jedyny znany im znawca tej legendy, upiera się, że go nie ma. Aha, urokliwe są też plansze z poszczególnymi dniami tygodnia – przemawiające do wyobraźni tło. Cienie drzew skąpane w szaro-białości. Ładne.
Pierwowzoru nie widziałam, ale remake upłynął mi dosyć gładko. Remake „Queen of Spades: The Dark Rite”, rosyjskiego horroru o demonicznej istocie z lustra. Kanadyjski straszak, „Dama Pik”, w reżyserii debiutującego Patricka White'a, który napisał też scenariusz, do spółki z Johnem Ainslie. Nieskomplikowana, konwencjonalna, niewiele wnosząca (jeśli w ogóle coś) do gatunku, opowieść o nastolatkach dręczonych przez nadnaturalną maszkarę, którą sami sprowadzili. Nawet klimatyczna i nie tak efekciarska, jak się obawiałam, pozycja, dla ludzi, którzy potrafią się zadowolić byle czym:) W każdym razie to jeden z tych filmów, który najpewniej nie znajdzie dużego poklasku. Niewielu spojrzy na niego przychylniejszym okiem, niewielu da się wciągnąć w tę historyjkę. U mnie przejdzie, ale namawiać nie będę.
Jeeej, jak ja lubię te recenzje. Myślę, że to będzie niepowtarzalny blog, dla tych którzy lubią się bać.
OdpowiedzUsuń