Deena Johnson ma wizję przedstawiającą wydarzenia z 1666 roku z perspektywy Sarah Fier, dziewczyny mieszkającej z ojcem i bratem Henrym w Union, bogobojnej osadzie sprzed podziału na miejscowości Shadyside i Sunnyvale. Sarah jest osobą powszechnie lubianą, ale wszystko się zmienia, gdy w spokojnej dotychczas osadzie zaczyna źle się dziać. Mieszkańcy są przekonani, że to robota Diabła. Jednocześnie na jaw wychodzi pilnie strzeżony sekret Sarah Fier i córki pastora Hannah Miller i tylko Solomon Goode, szanowany obywatel, który jakiś czas temu stracił żonę i dziecko, jest zdania, że dziewczęta nie mają nic wspólnego z nieszczęściem, jakie spadło na Union.
Zamknięcie dystrybuowanej przez Netflixa filmowej trylogii, luźno inspirowanej powieściową serią „Fear Street” (pol. „Ulica strachu”) autorstwa R.L. Stine'a, w całości wyreżyserowanej przez Leigh Janiak, twórczynię między innymi „Miesiąca miodowego” z 2014 roku. Scenariusz „Ulicy Strachu – części 3: 1666” (oryg. „Fear Street: Part Three - 1666”) napisała wespół z Kate Trefry, która pracowała między innymi nad głośnym serialem „Stranger Things” oraz Philem Graziadeiem, który wraz z Leigh Janiak napisał scenariusz wspomnianego „Miodowego miesiąca” i od początku był zaangażowany w jej projekt „Fear Street” - współscenarzysta „Ulicy Strachu – części 1: 1994” i jeden z pomysłodawców fabuły „Ulicy Strachu – części 2: 1978”. Leigh Janiak zdradziła, że spisując „Ulicę Strachu: 1666” miała przed oczami takie filmy, jak „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii” Roberta Eggersa, „Osada” M. Nighta Shyamalana, „Czarownice z Salem” Nicholasa Hytnera i „Podróż do Nowej Ziemi” Terrence'a Malicka.
Znana z poprzednich części „Ulic Strachu” Leigh Janiak, Deena Johnson przenosi się w czasie: z roku 1994 do roku 1666. Choć chyba bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że licealistka staje się kimś innym. Wygląda jak Deena, ale nią nie jest. Jest Sarah Fier, młodą kobietą, którą, jak wiemy z poprzednich części, czeka śmierć przez powieszenie. W rzeczywistości Sarah wyglądała inaczej, to samo zresztą można powiedzieć o wielu innych mieszkańcach Union, pierwotnej osady, sprzed podziału na miasteczko Shadyside i sąsiadujące z nim miasto Sunnyvale w stanie Ohio – obrazy przyjęte jedynie na użytek wizji Deeny. Wybór tej samej obsady, co w poprzednich częściach (dwójka była kręcona jako ostatnia, ale casting najpewniej odbył się wcześniej), mógł być dyktowany przede wszystkim chęcią/potrzebą zaoszczędzenia „paru” dolarów i/lub przyśpieszenia prac, uniknięcia zbędnych zawirowań. Tak czy inaczej, wymyślone na użytek „Ulicy Strachu – części 3: 1666” przeniesienie w czasie jest zdecydowanie bardziej pomysłowe niż w poprzedniej cegiełce tej filmowej – niestety dla mnie – tylko triady. Z drugiej strony ze słów samej Leigh Janiak wynika, że chętnie zaangażowałaby się w kolejny tego rodzaju projekt. Nowa opowieść w trzech częściach, przynajmniej duchowo (klimatem) powiązana z historią między innymi Deeny Johnson. Nastolatki zamieszkałej w amerykańskim miasteczku Shadyside. Miasteczku przeklętym przez wiedźmę Sarah Fier. Młodą kobietę skazaną na śmierć przez powieszenie w 1666 roku za praktykowanie czarnej magii. Zawarcie paktu z samym Szatanem. Kiana Madeira w trzeciej odsłonie „Ulicy Strachu” dostała podwójną rolę. Rolę Sarah Fier, ale też po raz kolejny zobaczymy ją pod postacią Deeny Johnson. Ze wszystkich występów Madeiry w tym trzyaktowym przedsięwzięciu pod kierownictwem Leigh Janiak, ten uważam za najbardziej udany. I dotyczy to tak Sarah, jak Deeny, bo chyba dla nikogo, kto widział „Ulicę Strachu: 1978” nie będzie zaskoczeniem wejście też w epokę tej drugiej. Czyli powrót do przyszłości. Ale najpierw zobaczymy narodziny klątwy. W wieku XVII w osadzie o nazwie Union, gdzie tak naprawdę rozpoczyna się historia nieszczęsnego miasteczka Shadyside i miasta dobrobytu Sunnyvale. Przekonuje sceneria, przekonują kostiumy. Przekonuje i kolorystyka zdjęć. Jeśli porównać „Ulicę Strachu: 1666” do innych obrazów osadzonych w zbliżonym okresie. W czasach polowania na tak zwane czarownice. W każdym razie dominują szarości – skuteczny, choć niewyszukany, prosty sposób na uwypuklenie znojnego, niedostatniego i właściwie pozbawionego lepszych perspektyw żywota osadników. Ponuro, brudno, skromnie i bez nadziei na lepsze jutro. Bo i niewielu pragnie czegoś więcej od życia. Mieszkańcy Union wprawdzie nie mają wiele, i co prawda każdego dnia muszą ciężko pracować, żeby to utrzymać, ale wygląda na to, że prawie wszystkim tyle do szczęścia wystarczy. Solomon Goode – tak, z tych Goode'ów – bliski przyjaciel głównej bohaterki, Sarah Fier, jest smutnym wyjątkiem. Człowiekiem z dużo większym bagażem doświadczeń niż bodaj cała reszta. Stracił żonę, stracił dziecko, ale za to zyskał wspaniałą przyjaźń z Sarah Fier. Dziewczyną mieszkającą z ojcem i młodszym bratem Henrym (w tej roli Benjamin Flores Jr. ten sam, który dał się już poznać jako Josh Johnson, brat Deeny), która obraca się... w tych samych kręgach, co Deena. Niezupełnie, bo trzeba pamiętać, że przyjaciele Sarah, chociaż w naszych oczach wyglądają tak samo, w rzeczywistości są zupełnie innymi ludźmi. Ale możliwe, że są spokrewnieni, że wszyscy oni (nie tylko najlepsi przyjaciele Sarah) to dalecy przodkowie postaci znanych z poprzednich wypraw na Ulicę Strachu. Antybohaterkę legendy, na której, można tak to ująć, w przyszłości będzie stało miasteczko Shadyside w stanie Ohio, poznajemy jako pracowitą, empatyczną, głęboko wierzącą dziewczynę, która jak szybko się okazuje ma pewien sekret. Dzieli go z córką pastora, swoją rówieśniczką Hannah Miller (witaj Sam) i obie właściwie nie mają wątpliwości, że wypłynęły na niebezpieczne wody. Jeśli ich tajemnica zostanie odkryta, w najlepszym razie czeka ich powszechny ostracyzm, niechęć, nieskrywana wrogość pozostałych mieszkańców Union, a w najgorszym śmierć. „Małe czarownice. Obrzydliwe grzesznice. Zło w najczystszej postaci. Zaraza” - tak by mówili. Tak będą mówić w przyszłości. Bo historia kołem się toczy. „Wiary, co w sercach nam mieszka, tłumić już nie musimy. By wiedzieć, że mury piekła my sami dla siebie wznosimy”: Dean Koontz. My sami ziemskie służebnice Szatana tworzymy...
Wypatrzyłeś/wypatrzyłaś
jakieś mniejszy czy większe dziury w scenariuszach „Ulicy Strachu
– części 1: 1994” i „Ulicy Strachu – części 2: 1978”?
Rzeczy przegapione przez scenarzystów, nieskładne, do niczego
niepasujące, z Księżyca wzięte. Wprost niewiarygodne zbiegi
okoliczności, rozwiązania bezsensowne, naiwne. Jeśli odpowiedź
jest twierdząca, to tym bardziej zachęcam do zapoznania się z
ostatnim rozdziałem tej długiej opowieści. Nie obiecuję, że
wszystkie zgrzyty w „Ulicy Strachu – części 3: 1666” zostaną
wygumkowane (przykład: pamiętna reanimacja), ale większość, jak
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zakończy swój marny
żywot. W tym poruszającym, posępnym horrorze o destrukcji, jaką
roztoczyć potrafi jedynie Szatan... i gatunek ludzki. Mądra i
potrzebna (choć z całą pewnością nie wszyscy się z tym zgodzą)
opowieść osadzona w dwóch odległych epokach, miejmy nadzieję już
niedługo, złączonych straszliwym przekleństwem. Klątwą
najprawdziwszej wiedźmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz