niedziela, 24 października 2010

"30 dni mroku: Czas ciemości" (2010)

Po wydarzeniach na Alasce, Stella wyjeżdża do Los Angeles, aby przekazać ludziom prawdę na temat istnienia wampirów. Niestety, nikt jej nie wierzy, za wyjątkiem garstki "łowców wampirów", których głównym celem jest odnalezienie i zabicie królowej wampirów Lilith. Jednak do tego potrzebna im jest właśnie Stella.

Mam ambiwalentny stosunek do tego filmu. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że przez cały seans miałam paradoksalne odczucia. Z jednej strony fabuła była kolejną, mało oryginalną papką o tym, jak to łowcy wampirów polują na legendarną wampirzycę, przy okazji zabijając jej armię krwiopijców. Pewnie pomyślicie, że tak oklepana fabuła nie może na zbyt długo zwrócić uwagi widza. Ale tutaj mamy pierwszy paradoks, gdyż chociaż miejscami wiało straszną nudą to film dosyć często wywoływał moje zainteresowanie. Nie twierdzę, że oglądałam go " z szeroko otwartą buzią" zachwycona do głębi jego geniuszem, bo tak pięknie na pewno nie było. Z pewnością przyczyniła się do tego moja znajomość części pierwszej i chociaż bardzo starałam się rozgraniczyć te dwa filmy, nie porównywać ich to niestety w tym przypadku było to raczej niemożliwe. Oczywiście, dwójka nie umywa się do swojego prekursora - posiada zdecydowanie gorszą fabułę, słabsze efekty specjalne i o wiele płytszych bohaterów. Skoro mowa o bohaterach to muszę w tym miejscu zaznaczyć, że najbardziej zirytowało mnie to, że Stellę zagrała zupełnie inna aktorka niż w jedynce. Takie rozwiązanie zupełnie nie spełniło swojego zadania. Kurczę, skoro twórcy nie mogli ponownie nająć do tej roli świetnej Melissy George to mogli całkowicie zrezygnować z bezpośredniej kontynuacji i zostawić postać Stelli w spokoju.

Drugi paradoks to właśnie aktorstwo. Bohaterowie miejscami doprowadzali mnie do szału i nie chodzi mi tutaj tylko i wyłącznie o ich bezsensowne zachowanie, ale także o chęć zwierzeń. Non stop ktoś żalił się komuś, jaką to miał trudną przeszłość i jak mu z tym ciężko. Ta gadanina była rozciągnięta do granic możliwości, a w efekcie dała widzowi przede wszystkim ogromną porcję nudy. Ale kiedy tylko zaczynała się jakaś akcja aktorzy bardzo dobrze wywiązywali się ze swoich ról i miałam wrażenie, że tylko wtedy udawało im się całkowicie wcielić w odgrywane przez siebie postacie.

Zakończenie jest czystą kpiną. UWAGA SPOILER Legendarną wampirzycę, która przeżyła setki lat, mając pod sobą wierną armię krwiopijców zabija zwykła dziewczyna. Dodam też, że Stelli nie nastręczyło to zbyt wielu trudności. Po prostu wyskoczyła nagle z wiadra pełnego krwi i obcięła głowę księżniczce wampirów, która podejrzewam, że nawet nie zorientowała się, co jest grane. Żenada, zważywszy na fakt, że Lilith była tak potężna, iż drżały na jej widok zastępy wampirów. KONIEC SPOILERA. I tutaj nie ma żadnych paradoksów, chociaż jeśli się uprzeć to można pochwalić sam finał - tylko i wyłącznie za to, że nie mamy kolejnego marnego happy endu. Przynajmniej tyle.

"30 dni mroku: Czas ciemności" nie należy do zbyt udanych sequeli, ale prawdę mówiąc małe były szanse na to, aby dorównał wspaniałej jedynce. Można go śmiało obejrzeć, ale należy psychicznie przygotować się na sporą dawkę nudy i nielogiczności. Chociaż z drugiej strony film ma w zanadrzu parę ciekawych scen, które w moim odczuciu skutecznie ratują film przed nazywaniem go kompletną szmirą. W ogólnym rozrachunku, myślę, że można go bezpiecznie "strawić", nie narażając się zbytnio na nadmierną nudę i stratę czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz