Stronki na blogu

piątek, 8 października 2010

„Amityville 2: Opętanie” (1982)

Rodzina Montellich wprowadza się do nowego domu w Amityville. Jednak już od pierwszego dnia ich pobytu w nowym lokum zaczynają oni doświadczać dziwnych zjawisk. Nie trzeba długo czekać, aż nowi lokatorzy zorientują się, że zamieszkali w nawiedzonym domu, który bynajmniej nie jest do nich nastawiony przyjaźnie.

Nie będę porównywać tego filmu do jedynki, ponieważ można łatwo się zorientować, że jest gorszy. Jednak mimo tego dwójkę ogląda się całkiem znośnie. Jest to typowy horror nastrojowy lat 80-tych, więc na pewno możemy tutaj liczyć na dobrą atmosferę i minimum efektów specjalnych – a to już duży plus, jeśli weźmie się pod uwagę współczesne filmy grozy o nawiedzeniu i opętaniu. No właśnie, fabuła jest trochę rozproszona. Otóż, pierwsza połowa filmu poświęcona jest klasycznemu nawiedzeniu przez duchy. Tak więc mamy latające meble, powiewy wiatru i samopiszące pędzle:) Za to w drugiej połowie, kiedy już wydaje się, że seans dobiegł końca, twórcy oferują nam klasyczny przykład opętania. Czyli mamy powtórkę z „Egzorcysty” – opętany przez demona chłopak ubliża księdzu, który poddaje go egzorcyzmom. Dodam, że bardzo podobała mi się charakteryzacja opętanego. Co prawda nie była aż tak przerażająca jak to miało miejsce w wyglądzie Regan w „Egzorcyście”, ale chwilami też była w stanie wywołać ciarki na plecach. Druga połowa filmu bardziej przypadła mi do gustu, gdyż mimo tego, że w trakcie wątku z nawiedzeniem filmowcy bardzo się starali przestraszyć widza (nie stroniąc tez od tanich chwytów) to nic im z tego nie wyszło. Może dlatego, że uodporniłam się już na podobne numery:)

Gra aktorska jest tragiczna! Nie było tutaj nikogo, kto przyzwoicie odegrałby swoją rolę. I to niestety jest poważny mankament, gdyż wszystkie zachowania aktorów UWAGA SPOILER a w szczególności ich śmierć KONIEC SPOILERA były przesycone niewyobrażalną wręcz teatralnością, co doprowadziło oczywiście do sztuczności i zepsuło cały efekt.

Wśród widzów krążą teorie, że „Amityville 2” jest preqelem jedynki i muszę przyznać, że to całkiem możliwe, gdyż dostrzegam bardzo dużo zbieżności. Jednak jednoznacznie nie mogę tego stwierdzić, więc tę zagadkę pozostawiam każdemu do samodzielnego rozwiązania:)

Muzyka… mmm muzyka to niezaprzeczalny fenomen tej produkcji. Już dawno nie słyszałam w horrorze tak charakterystycznych dźwięków, tym bardziej, że w tym przypadku niejednokrotnie zatuszowała ona mankamenty naiwnej fabuły i nie raz wywołała dreszcze na moim ciele. Za ten element należą się twórcom filmu pokłony i nie ma tutaj z mojej strony, ani odrobiny przesady.

Chociaż „Amityville 2” praktycznie nie wnosi niczego nowego do horroru nastrojowego, garściami czerpie z innych tego typu filmów i posiada multum denerwujących scen to mimo wszystko zasługuje na uwagę. Jeśli chodzi o mnie to jestem jak najbardziej zadowolona, że miałam sposobność go obejrzeć i być świadkiem ciekawych zabiegów, które stosowano w latach 80-tych, aby przestraszyć widza. Myślę, że każdy szanujący się wielbiciel kina grozy powinien ten film znać, choćby z tego względu, że jest to niezaprzeczalny klasyk gatunku.

Ps. Niedługo na blogu recenzja części trzeciej!