
Nie będę porównywać tego filmu do jedynki, ponieważ można łatwo się zorientować, że jest gorszy. Jednak mimo tego dwójkę ogląda się całkiem znośnie. Jest to typowy horror nastrojowy lat 80-tych, więc na pewno możemy tutaj liczyć na dobrą atmosferę i minimum efektów specjalnych – a to już duży plus, jeśli weźmie się pod uwagę współczesne filmy grozy o nawiedzeniu i opętaniu. No właśnie, fabuła jest trochę rozproszona. Otóż, pierwsza połowa filmu poświęcona jest klasycznemu nawiedzeniu przez duchy. Tak więc mamy latające meble, powiewy wiatru i samopiszące pędzle:) Za to w drugiej połowie, kiedy już wydaje się, że seans dobiegł końca, twórcy oferują nam klasyczny przykład opętania. Czyli mamy powtórkę z „Egzorcysty” – opętany przez demona chłopak ubliża księdzu, który poddaje go egzorcyzmom. Dodam, że bardzo podobała mi się charakteryzacja opętanego. Co prawda nie była aż tak przerażająca jak to miało miejsce w wyglądzie Regan w „Egzorcyście”, ale chwilami też była w stanie wywołać ciarki na plecach. Druga połowa filmu bardziej przypadła mi do gustu, gdyż mimo tego, że w trakcie wątku z nawiedzeniem filmowcy bardzo się starali przestraszyć widza (nie stroniąc tez od tanich chwytów) to nic im z tego nie wyszło. Może dlatego, że uodporniłam się już na podobne numery:)
Gra aktorska jest tragiczna! Nie było tutaj nikogo, kto przyzwoicie odegrałby swoją rolę. I to niestety jest poważny mankament, gdyż wszystkie zachowania aktorów UWAGA SPOILER a w szczególności ich śmierć KONIEC SPOILERA były przesycone niewyobrażalną wręcz teatralnością, co doprowadziło oczywiście do sztuczności i zepsuło cały efekt.
Wśród widzów krążą teorie, że „Amityville 2” jest preqelem jedynki i muszę przyznać, że to całkiem możliwe, gdyż dostrzegam bardzo dużo zbieżności. Jednak jednoznacznie nie mogę tego stwierdzić, więc tę zagadkę pozostawiam każdemu do samodzielnego rozwiązania:)
Muzyka… mmm muzyka to niezaprzeczalny fenomen tej produkcji. Już dawno nie słyszałam w horrorze tak charakterystycznych dźwięków, tym bardziej, że w tym przypadku niejednokrotnie zatuszowała ona mankamenty naiwnej fabuły i nie raz wywołała dreszcze na moim ciele. Za ten element należą się twórcom filmu pokłony i nie ma tutaj z mojej strony, ani odrobiny przesady.
Chociaż „Amityville 2” praktycznie nie wnosi niczego nowego do horroru nastrojowego, garściami czerpie z innych tego typu filmów i posiada multum denerwujących scen to mimo wszystko zasługuje na uwagę. Jeśli chodzi o mnie to jestem jak najbardziej zadowolona, że miałam sposobność go obejrzeć i być świadkiem ciekawych zabiegów, które stosowano w latach 80-tych, aby przestraszyć widza. Myślę, że każdy szanujący się wielbiciel kina grozy powinien ten film znać, choćby z tego względu, że jest to niezaprzeczalny klasyk gatunku.
Ps. Niedługo na blogu recenzja części trzeciej!