
Horror science-fiction. Nie przepadam za łączeniem tych dwóch gatunków filmowych, ale muszę przyznać, że w tym przypadku ten zabieg całkowicie spełnił swoje zadanie. „Oni” jest nietypowym obrazem z nastolatkami w rolach głównych. Zapewne jego głównym atutem jest…humor, który w subtelny sposób daje widzowi okazję do pośmiania się – za przykład może tutaj posłużyć broń na obcych, którą są nie mniej nie więcej, a narkotyki. Zdjęcia też są bardzo zachęcające – senne miasteczko skąpane w promieniach słońca. Fabuła ogólnie biorąc rzecz nie ma jakiś poważnych niedociągnięć, czy słabszych momentów. Nieustannie trzyma w napięciu, a jej nietypowy schemat nie pozwala oderwać oczu od ekranu, aż do napisów końcowych.

Z uwagi na to, że „Oni” to obraz zawierający sporą dawkę humoru nie znajdziemy tu typowej dla kina grozy atmosfery, czy momentów wywołujących dreszcz przerażenia. Ale co z tego? W zamian znajdziemy tutaj sporą dawkę akcji, prostą niewymagającą myślenia fabułę i znakomitą muzykę. I co z tego, że film nie wywołuje uczucia strachu? I co z tego, że nie należy do tzw. „kina ambitnego”? To nie ma znaczenia, bo jego głównym celem jest zabawić widza, zaciekawić go i odstresować. I jeśli chodzi o te elementy to obraz ten spełnia je z nawiązką.
Polecam każdemu, kto od kina grozy oczekuje nie tylko przerażenia, czy krwawych scen, ale także odrobiny humoru i przejaskrawienia akcji. Na nudne jesienne wieczory nadaje się doskonale.