
Absolutny klasyk podgatunku slasher! Fabuła jest przemyślana w najdrobniejszym szczególe od początku do końca i choć oczywiście nie brak w niej głupich sytuacji to jakoś w tym przypadku można przymknąć na nie oko. No dobra, skoro mowa o głupocie to myślę, że głównie zawiniły tutaj bohaterowie naszego widowiska. Ich zachowania z pewnością nie można uznać za logiczne. UWAGA SPOILER Pomyślmy: najpierw ginie jeden z nich na oczach reszty, a oni jakby nigdy nic docierają do domu koleżanki i świetnie się bawią przy kolacji. Potem mamy akcję przy studni, kiedy to wiadro wpada do środka, a dwoje „mózgowców” zamiast wrócić do domu po nowe postanawia na własną rękę zdobyć wodę, czyli… wleźć do studni! KONIEC SPOILERA. Aktorstwo, rzecz jasna, nie odbiega od standardów, jakie panowały w latach 80-tych – drewniane, sztuczne i miejscami mocno przesadzone dramatycznie. Jeden z aktorów niesamowicie kojarzył mi się z Łukaszem Zagrobelnym i nie wątpię, że nie byłam odosobniona w tym odczuciu:)
Pomysł na fabułę jest ciekawy, to fakt, ale zakończenie spalono na całej linii. Wiem, że wielu uważa je za niezwykle oryginalne, ale ja zorientowałam się już na początku filmu, jak będzie wyglądał finał. Skoro mnie nie zaskoczył to wątpię, żeby jakiegokolwiek innego uważnego widza wprawił w zdumienie. Poza tym, jeśli spojrzeć na to z innej strony, to zakończenie eliminuje ten film z gatunku. Po takim finale „Prima Aprilis” po prostu nie może być brany pod uwagę, jako slasher. Czyli powstaje pytanie, czy ten obraz rzeczywiście lokuje się w tym podgatunku? Odpowiem, że całością i owszem, ale zakończeniem zasiewa ziarno wątpliwości.
Moim zdaniem film ten zasługuje na uwagę z trzech powodów: po pierwsze to klasyk tego podgatunku, więc wypada go znać; po drugie takiego klimatu nie odczujemy na żadnym innym slasherze lat 80-tych (no może za wyjątkiem „Koszmaru z ulicy Wiązów); a po trzecie „Prima Aprilis” dość umiejętnie odcina się od konwencji tego podgatunku i bezkrytycznie nie powiela utartych schematów.