czwartek, 15 grudnia 2016

„Ścieżka” (2015)

Pięcioro przyjaciół wybiera się na farmę, aby zaznać trochę relaksu z dala od miejskiego zgiełku. Jedna z nich, Ana, niedawno dowiedziała się, że dostała się na uczelnię w Berlinie, ale decyduje się poinformować o tym rodziców dopiero po powrocie z farmy. Niedługo po opuszczeniu miasta, podczas przemierzania samochodem rzadko uczęszczanej drogi młodzi ludzie znajdują okaleczoną kobietę. Chwilę później obok nich zatrzymuje się samochód z dwoma mężczyznami w środku, którzy bez słowa wyjaśnienia unieszkodliwiają przyjezdnych i przewożą ich do swojego domostwa. Szybko okazuje się, że prowadzą ten proceder od dawna. Ich więźniowie nie wiedzą jednak jaki los ma ich wkrótce spotkać.

Lucio A. Rojas dotychczas stworzył trzy pełnometrażowe produkcje: „Zombie Dawn” we współpracy z Cristianem Toledo, „Perfidię” i „Ścieżkę”. Szacuje się, że ta ostatnia kosztowała sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów, czyli niewiele nawet jak na standardy współczesnego kina grozy spoza głównego nurtu. „Ścieżkę” nakręcono w Chile, a scenariusz Lucio A. Rojas napisał sam, na moje oko inspirując się remakiem „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, choć podobieństwa mogły równie dobrze być zupełnie przypadkowe. Na razie film jest znany wąskiej grupie odbiorców, nawet w Stanach Zjednoczonych, ale nie sądzę, żeby z czasem ten stan rzeczy uległ drastycznej zmianie. Bo Rojas z całą pewnością nie nakręcił horroru dla mas, celując raczej w pewną łatwą do wytypowania niszę.

Nie mam pojęcia, czy Lucio A. Rojas pracując nad „Ścieżką” rzeczywiście pozostawał pod silnym wpływem „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, ale gdybym miała zgadywać uznałabym to za bardzo prawdopodobne. Sam motyw rodzinki złożonej z psycholi dręczących wybranych przyjezdnych na jakimś pustkowiu powinien nasunąć skojarzenia ze wspomnianym obrazem, ale zważywszy na fakt, że nie wykorzystano go jedynie w „Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną” niekoniecznie musi on wskazywać na inspirację akurat tym filmem. Jeśli jednak dodamy do tego motyw napotkanej na drodze nieznajomej kobiety, pozostającej w stanie silnego szoku i przyjrzymy się kolorystyce zdjęć to pewnie trudno nam będzie wykluczyć możliwość inspiracji „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” - bardziej remakiem niż oryginałem. Lucio A. Rojas nie dysponował dużą gotówką, dlatego też nie mógł sobie pozwolić na w pełni profesjonalną ekipę, co niestety uwidacznia się w pracy kamer. Obraz często jest rozedrgany, a niektóre ujęcia sfilmowano pod nieodpowiednimi kątami, co wprowadzało nieprzyjemny w odbiorze chaos – chwilami wyglądało to tak, jakby operatorom zabrakło koordynacji, albo może montażystom większej wprawy. Przez te zaniedbania techniczne trudno mówić o idealnym odwzorowaniu klimatu remake'u „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”, ale delikatne zbieżności i tak są łatwo dostrzegalne. Wyblakłe barwy podkreślające upalną pogodę i położone z dala od cywilizacji, bezkresne, wyjałowione tereny co prawda nie prezentują się równie udanie co w produkcji Marcusa Nispela, ale delikatnie ocierają się o ten niezapomniany styl. Najważniejsze, że da się odczuć zagubienie mieszczuchów w miejscu, w którym zewsząd czyha na nich niebezpieczeństwo – od pewnego momentu można odnieść wrażenie, że absolutnie cały ten jałowy obszar jest zamieszkany przez psycholi, prowadzących jakiś niemoralny biznes. Alienację protagonistów nakreślono na tyle umiejętnie, żebym nie miała większych problemów z odczuciem ich fatalnego położenia na własnej skórze, to samo zresztą mogę powiedzieć o aurze zagrożenia, która właściwie od początku nieustannie towarzyszyła pozytywnym bohaterom. Ale jestem przekonana, że mój odbiór „Ścieżki” byłby jeszcze lepszy, gdyby nie ta nieszczęsna, rozchwiana praca kamer, wybijająca nieco z rytmu narzucanego przez akcję. Mało odkrywczą, a właściwe to tak konwencjonalną, że bardziej już chyba się nie da, co powinno być przestrogą dla poszukiwaczy różnych innowacji. Ja miałam o tyle ułatwione zadanie, że wprost przepadam za prostymi rąbankami o grupie przyjaciół, która gdzieś wyjeżdża, ale wiem, że takie historie sporej części widzów zdążyły już zbrzydnąć. Nie chcę przez to powiedzieć, że wszystkie składowe scenariusza sprostały moim wymaganiom – tak dobrze to nie było, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że obcowanie z koncepcją Rojasa przyniosło mi niemalże fizyczny ból. Po bardzo krótkim wstępie twórcy przeszli do właściwej tematyki filmu, czyli uwięzienia młodych ludzi w wiejskim domostwie zamieszkanym przez niezbyt inteligentnych dwóch mężczyzn i dominującą nad nimi kobietę, którą w myślach nazywałam „obrończynią moralności”. Bo ilekroć jeden z mężczyzn obmacywał którąś z porwanych kobiet gospodyni wyrastała tuż obok, aby przywołać go do porządku. Nie była ona rzecz jasna obrończynią moralności w ścisłym znaczeniu, bo zasady, jakie wprowadziła miały zupełnie inny cel, niźli pilnowanie cnoty jej chłopców, ale patrząc na nią jakoś nie mogłam odeprzeć od siebie tego określenia. W każdym razie jej towarzysze i tak znaleźli sposób na zaspokojenie swoich seksualnych popędów, co widać w doprawdy niesmacznej sekwencji, która zaczyna się od masturbacji jednego oprawcy nad głową skutego mężczyzny, a kończy stosunkiem z jego kompanem.

Lucio A. Rojas jak już wspomniałam nie dysponował dużym budżetem, dlatego tak bardzo zaskoczyła mnie jakość efektów specjalnych. Na początku wydawało mi się, że „Ścieżka” nie będzie szafować gore, że jej twórcy poprzestaną na kilku oszczędnie oblanych sztuczną posoką ujęciach, ale jak się okazało byłam w wielkim błędzie. Osoby zaprawione w krwawych horrorach pewnie nie będą się zapatrywać na ten obraz jak na spektakl skrajnej przemocy, ale najprawdopodobniej przyznają, że w porównaniu do przeciętnej współczesnej rąbanki brutalnych momentów jest całkiem sporo. A i operatorzy nie wzdragają się przed dosyć długimi zbliżeniami na odniesione obrażenia bohaterów filmu. Pomysłowości w eliminacji i okaleczeniu ofiar Rojasowi zabrakło, bo miażdżenie głowy kamieniem, amputację kończyny, zdzieranie skóry z nadgarstka, czy widok wnętrzności umierającego mężczyzny w tym gatunku nie są żadnym novum, ale muszę pochwalić sposób, w jaki twórcy sportretowali te i inne krwawe wydarzenia. Nie dość, że pozwalali widzom całkiem dokładnie przyjrzeć się wszystkim drastycznym szczegółom to jeszcze wykorzystali dosyć realistyczne efekty specjalne. Miejscami mogą wydawać się nieco „gumowe”, ale i tak bije z nich o wiele mniejsza sztuczność niż z wielu współczesnych mainstreamowych rąbanek. Na miejscu Rojasa dopracowałabym nieco środkową partię filmu, bo opieranie całej akcji na nieskutecznych próbach ucieczki protagonistów nie było w stanie utrzymać mojego zainteresowania. Tym bardziej, że szybko zdałam sobie sprawę, że antagoniści to banda idiotów, a i ich więźniowie nie grzeszą wielką inteligencją. Doskonałym przykładem głupoty obu stron jest moment, w którym jeden z porwanych mężczyzn trzyma na muszce oprawcę podczas, gdy drugi oprych celuje w niego. Szanse są więc wyrównanie, ale morderca nieoczekiwanie odrzucając broń decyduje się przechylić szalę na stronę swojej niedoszłej ofiary, która zamiast w tej samej chwili otworzyć ogień powoli wycofuje się z miejsca zdarzenia. Na ogół aprobuję nielogiczne zachowania bohaterów rąbanek, uznając je za składową konwencji, ale w tym przypadku z jakiegoś powodu działały mi na nerwy. Za to całkiem ciekawie wypadły kuriozalne motywy przyświecające sprawcom UWAGA SPOILER walka z niżem demograficznym poprzez przymuszanie porwanych kobiet do prokreacji. Od razu przyszło mi na myśl, że to musi być bardziej skuteczne od programu 500 plus (żart) KONIEC SPOILERA.

„Ścieżka” to niskobudżetowa rąbanka, którą w pierwszej kolejności mogą obejrzeć wielbiciele krwawych, nieskomplikowanych, konwencjonalnych obrazów. Pod warunkiem, że są w stanie przymknąć oko na niedoróbki techniczne przynajmniej na tyle, żeby na ich podstawie nie skreślać całej produkcji. Ale myślę, że nawet dla nich nie jest to pozycja obowiązkowa, bo moim zdaniem nie wybija się ponad przeciętność. Jeśli jest się wielbicielem takiej stylistyki to można obejrzeć, ale radziłabym nie obiecywać sobie zbyt wiele. Lucio A. Rojas nakręcił wszak tanią rąbankę, która nie ma szans odbić się głośnych echem w światku filmowym - zwykły wypełniacz wolnego czasu, który może i ogląda się bez większych zgrzytów, ale mam poważne wątpliwości, czy ktokolwiek może liczyć na coś więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz