Pięcioro
przyjaciół wybiera się na farmę, aby zaznać trochę relaksu z
dala od miejskiego zgiełku. Jedna z nich, Ana, niedawno dowiedziała
się, że dostała się na uczelnię w Berlinie, ale decyduje się
poinformować o tym rodziców dopiero po powrocie z farmy. Niedługo
po opuszczeniu miasta, podczas przemierzania samochodem rzadko
uczęszczanej drogi młodzi ludzie znajdują okaleczoną kobietę.
Chwilę później obok nich zatrzymuje się samochód z dwoma
mężczyznami w środku, którzy bez słowa wyjaśnienia
unieszkodliwiają przyjezdnych i przewożą ich do swojego domostwa.
Szybko okazuje się, że prowadzą ten proceder od dawna. Ich
więźniowie nie wiedzą jednak jaki los ma ich wkrótce spotkać.
Lucio
A. Rojas dotychczas stworzył trzy pełnometrażowe produkcje:
„Zombie Dawn” we współpracy z Cristianem Toledo, „Perfidię”
i „Ścieżkę”. Szacuje się, że ta ostatnia kosztowała sto
pięćdziesiąt tysięcy dolarów, czyli niewiele nawet jak na
standardy współczesnego kina grozy spoza głównego nurtu.
„Ścieżkę” nakręcono w Chile, a scenariusz Lucio A. Rojas
napisał sam, na moje oko inspirując się remakiem „Teksańskiej
masakry piłą mechaniczną”, choć podobieństwa mogły równie dobrze być zupełnie przypadkowe. Na razie film jest znany
wąskiej grupie odbiorców, nawet w Stanach Zjednoczonych, ale nie
sądzę, żeby z czasem ten stan rzeczy uległ drastycznej zmianie.
Bo Rojas z całą pewnością nie nakręcił horroru dla mas, celując
raczej w pewną łatwą do wytypowania niszę.
Nie
mam pojęcia, czy Lucio A. Rojas pracując nad „Ścieżką”
rzeczywiście pozostawał pod silnym wpływem „Teksańskiej masakry
piłą mechaniczną”, ale gdybym miała zgadywać uznałabym to za
bardzo prawdopodobne. Sam motyw rodzinki złożonej z psycholi
dręczących wybranych przyjezdnych na jakimś pustkowiu powinien
nasunąć skojarzenia ze wspomnianym obrazem, ale zważywszy na fakt,
że nie wykorzystano go jedynie w „Teksańskiej masakrze piłą
mechaniczną” niekoniecznie musi on wskazywać na inspirację
akurat tym filmem. Jeśli jednak dodamy do tego motyw napotkanej na
drodze nieznajomej kobiety, pozostającej w stanie silnego szoku i
przyjrzymy się kolorystyce zdjęć to pewnie trudno nam będzie
wykluczyć możliwość inspiracji „Teksańską masakrą piłą
mechaniczną” - bardziej remakiem niż oryginałem. Lucio A. Rojas
nie dysponował dużą gotówką, dlatego też nie mógł sobie
pozwolić na w pełni profesjonalną ekipę, co niestety uwidacznia
się w pracy kamer. Obraz często jest rozedrgany, a niektóre ujęcia
sfilmowano pod nieodpowiednimi kątami, co wprowadzało nieprzyjemny
w odbiorze chaos – chwilami wyglądało to tak, jakby operatorom
zabrakło koordynacji, albo może montażystom większej wprawy.
Przez te zaniedbania techniczne trudno mówić o idealnym
odwzorowaniu klimatu remake'u „Teksańskiej masakry piłą
mechaniczną”, ale delikatne zbieżności i tak są łatwo
dostrzegalne. Wyblakłe barwy podkreślające upalną pogodę i
położone z dala od cywilizacji, bezkresne, wyjałowione tereny co
prawda nie prezentują się równie udanie co w produkcji Marcusa
Nispela, ale delikatnie ocierają się o ten niezapomniany styl.
Najważniejsze, że da się odczuć zagubienie mieszczuchów w
miejscu, w którym zewsząd czyha na nich niebezpieczeństwo – od
pewnego momentu można odnieść wrażenie, że absolutnie cały ten
jałowy obszar jest zamieszkany przez psycholi, prowadzących jakiś
niemoralny biznes. Alienację protagonistów nakreślono na tyle
umiejętnie, żebym nie miała większych problemów z odczuciem ich
fatalnego położenia na własnej skórze, to samo zresztą mogę
powiedzieć o aurze zagrożenia, która właściwie od początku
nieustannie towarzyszyła pozytywnym bohaterom. Ale jestem
przekonana, że mój odbiór „Ścieżki” byłby jeszcze lepszy,
gdyby nie ta nieszczęsna, rozchwiana praca kamer, wybijająca nieco
z rytmu narzucanego przez akcję. Mało odkrywczą, a właściwe to
tak konwencjonalną, że bardziej już chyba się nie da, co powinno
być przestrogą dla poszukiwaczy różnych innowacji. Ja miałam o
tyle ułatwione zadanie, że wprost przepadam za prostymi rąbankami
o grupie przyjaciół, która gdzieś wyjeżdża, ale wiem, że takie
historie sporej części widzów zdążyły już zbrzydnąć. Nie
chcę przez to powiedzieć, że wszystkie składowe scenariusza
sprostały moim wymaganiom – tak dobrze to nie było, ale
skłamałabym, gdybym powiedziała, że obcowanie z koncepcją Rojasa
przyniosło mi niemalże fizyczny ból. Po bardzo krótkim wstępie
twórcy przeszli do właściwej tematyki filmu, czyli uwięzienia
młodych ludzi w wiejskim domostwie zamieszkanym przez niezbyt
inteligentnych dwóch mężczyzn i dominującą nad nimi kobietę,
którą w myślach nazywałam „obrończynią moralności”. Bo
ilekroć jeden z mężczyzn obmacywał którąś z porwanych kobiet
gospodyni wyrastała tuż obok, aby przywołać go do porządku. Nie
była ona rzecz jasna obrończynią moralności w ścisłym
znaczeniu, bo zasady, jakie wprowadziła miały zupełnie inny cel,
niźli pilnowanie cnoty jej chłopców, ale patrząc na nią jakoś
nie mogłam odeprzeć od siebie tego określenia. W każdym razie jej
towarzysze i tak znaleźli sposób na zaspokojenie swoich seksualnych
popędów, co widać w doprawdy niesmacznej sekwencji, która zaczyna
się od masturbacji jednego oprawcy nad głową skutego mężczyzny,
a kończy stosunkiem z jego kompanem.
Lucio
A. Rojas jak już wspomniałam nie dysponował dużym budżetem,
dlatego tak bardzo zaskoczyła mnie jakość efektów specjalnych. Na
początku wydawało mi się, że „Ścieżka” nie będzie szafować
gore, że jej twórcy poprzestaną na kilku oszczędnie
oblanych sztuczną posoką ujęciach, ale jak się okazało byłam w
wielkim błędzie. Osoby zaprawione w krwawych horrorach pewnie nie
będą się zapatrywać na ten obraz jak na spektakl skrajnej
przemocy, ale najprawdopodobniej przyznają, że w porównaniu do
przeciętnej współczesnej rąbanki brutalnych momentów jest
całkiem sporo. A i operatorzy nie wzdragają się przed dosyć
długimi zbliżeniami na odniesione obrażenia bohaterów filmu.
Pomysłowości w eliminacji i okaleczeniu ofiar Rojasowi zabrakło,
bo miażdżenie głowy kamieniem, amputację kończyny, zdzieranie
skóry z nadgarstka, czy widok wnętrzności umierającego mężczyzny
w tym gatunku nie są żadnym novum, ale muszę pochwalić sposób, w
jaki twórcy sportretowali te i inne krwawe wydarzenia. Nie dość,
że pozwalali widzom całkiem dokładnie przyjrzeć się wszystkim
drastycznym szczegółom to jeszcze wykorzystali dosyć realistyczne
efekty specjalne. Miejscami mogą wydawać się nieco „gumowe”,
ale i tak bije z nich o wiele mniejsza sztuczność niż z wielu
współczesnych mainstreamowych rąbanek. Na miejscu Rojasa
dopracowałabym nieco środkową partię filmu, bo opieranie całej
akcji na nieskutecznych próbach ucieczki protagonistów nie było w
stanie utrzymać mojego zainteresowania. Tym bardziej, że szybko
zdałam sobie sprawę, że antagoniści to banda idiotów, a i ich
więźniowie nie grzeszą wielką inteligencją. Doskonałym
przykładem głupoty obu stron jest moment, w którym jeden z
porwanych mężczyzn trzyma na muszce oprawcę podczas, gdy drugi
oprych celuje w niego. Szanse są więc wyrównanie, ale morderca
nieoczekiwanie odrzucając broń decyduje się przechylić szalę na
stronę swojej niedoszłej ofiary, która zamiast w tej samej chwili
otworzyć ogień powoli wycofuje się z miejsca zdarzenia. Na ogół
aprobuję nielogiczne zachowania bohaterów rąbanek, uznając je za
składową konwencji, ale w tym przypadku z jakiegoś powodu działały
mi na nerwy. Za to całkiem ciekawie wypadły kuriozalne motywy
przyświecające sprawcom UWAGA SPOILER walka z niżem
demograficznym poprzez przymuszanie porwanych kobiet do prokreacji.
Od razu przyszło mi na myśl, że to musi być bardziej skuteczne od
programu 500 plus (żart) KONIEC SPOILERA.
„Ścieżka”
to niskobudżetowa rąbanka, którą w pierwszej kolejności mogą
obejrzeć wielbiciele krwawych, nieskomplikowanych, konwencjonalnych
obrazów. Pod warunkiem, że są w stanie przymknąć oko na
niedoróbki techniczne przynajmniej na tyle, żeby na ich podstawie
nie skreślać całej produkcji. Ale myślę, że nawet dla nich nie
jest to pozycja obowiązkowa, bo moim zdaniem nie wybija się ponad
przeciętność. Jeśli jest się wielbicielem takiej stylistyki to
można obejrzeć, ale radziłabym nie obiecywać sobie zbyt wiele.
Lucio A. Rojas nakręcił wszak tanią rąbankę, która nie ma szans
odbić się głośnych echem w światku filmowym - zwykły wypełniacz
wolnego czasu, który może i ogląda się bez większych zgrzytów,
ale mam poważne wątpliwości, czy ktokolwiek może liczyć na coś
więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz