piątek, 11 lutego 2011

"Zbaw mnie ode złego" (2010)

W małym miasteczku krąży legenda o seryjnym mordercy, który ma powrócić po 16 latach i zabić siedmioro nastolatków urodzonych w noc jego śmierci. W rocznicę swojej śmierci Rozpruwacz rzeczywiście powraca, aby dokończyć swoje dzieło.

Chyba nikt nie wątpi, że Wes Craven jest niekoronowanym mistrzem teen-slasherów. Najpierw zaistniał dzięki "Koszmarowi z ulicy Wiązów",. Jakiś czas później zajął się trylogią "Krzyku", a wszystkie te obrazy zyskały już miano kultowych i stały się niejakim przełomem w światku horrorów. Czy "Zbaw mnie ode złego", który niedługo trafi do polskich kin w 3D okaże się równie przełomowy? Wątpię w to. Nie chcę przez to powiedzieć, że film okazał się tragiczny, bo tak źle na pewno nie było. Po prostu nie jest to obraz, który pokaże widzom coś nowego. Szkoda, bo Craven kojarzy się fanom filmów grozy z oryginalnością i osobiście także spodziewałam się wielkiej bomby, co okazało się sporym błędem z mojej strony, gdyż niestety nie uniknęłam małego rozczarowania.

Pomysł na scenariusz, choć powiela utarte schematy (jak to często w slasherach bywa) potrafi niejednokrotnie zaskoczyć widza. W pewnym momencie nawet robi się takie zamieszanie, że można stracić wątek, pogubić się w tych zawiłościach fabularnych, których celem było zapewne zmylenie widza, aby zakończenie wypadło bardziej zaskakująco. Czy Cravenowi udało się mnie zaskoczyć? Tak, w tym aspekcie się popisał, ale nie znaczy to, że te zabiegi miały jakiś głębszy sens. Otóż, zakończenie okazało się tak strasznie banalne i wymuszone, że aż płakać się chciało. Podczas, gdy cały film był przyzwoitą, trzymającą w napięciu produkcją to finał zepsuł mi całkowicie cały seans. Pozostawił wielkie uczucie rozczarowania, a także uświadomił mi, że nie zawsze zaskakujące zakończenie może być czymś właściwym.

Ale odetnijmy się od zakończenia, bo jeśli będę brać go pod uwagę to niestety będę musiała doszczętnie skrytykować ten film, a na to nie zasługuje. Craven zaserwował nam powrót do starych, dobrych slasherów - pokazał znaną nam konwencję przy okazji unikając schematyczności. Owszem, mamy szablonowe wręcz postacie (może aż nazbyt przerysowane), mamy zamaskowanego mordercę i głupiutkie ofiary. Ale - uwaga - mamy też jakże pasującego do profilu psychola nastolatka cierpiącego na urojenia i gadającego do siebie. Wszystko pasuje, prawda? Ale nie zapominajmy, ze to Craven, który w swoich filmach nigdy nie odkrywa wszystkich kart przed zakończeniem. Poza tym już motyw zabobonnego miasteczka, który obsesyjnie wierzy w powrót mordercy wprowadza pewien powiew świeżości i daje nam sygnały, że nie wszystko ułoży się tak, jak widz się tego spodziewa. Cóż, ułożyło się tragicznie, ale miałam o tym nie wspominać:)

Reżyser zadbał też o klimat. Oczywiście, nie będzie tutaj powtórki z duszącego "Koszmaru z ulicy Wiązów", bo atmosfera nie jest w stanie nas zaniepokoić - wyczuwamy ją, ale to niestety wszystko, co nam oferuje. Morderstwa nie są tutaj centralnym elementem - jak to w slasherach bywa trupów mamy sporo, ale jeśli oczekujecie jakiejś krwawej rzezi to się srogo zawiedziecie. Mimo dosyć niepochlebnej recenzji myślę, że film jest w stanie przyciągnąć uwagę, nie znudzić i co chyba najważniejsze nie pozwolić widzowi "wyłączyć myślenia". To nie jest produkcja, na której nie można pogłówkować, bo Craven wręcz nas do tego zmusza w każdej minucie seansu. Już ten fakt sprawia, że reżyser nie zrobił kolejnego horroru dla przygłupich nastolatków, którzy pragną jedynie odmóżdżającej rozrywki. Tutaj trzeba myśleć, a szczególnie pod koniec, bo w przeciwnym razie gwarantuję każdemu, że już w połowie zacznie gubić ważne wątki.

Mnie ta produkcja przypadła do gustu. Ok, spodziewałam się czegoś znacznie lepszego, ale w ogólnym rozrachunku zaliczam ten slasher do lepszych w swoim podgatunku. Ale polecić go mogę jedynie wielbicielom tego typu obrazów. Przykro mi, ale skierowany jest tylko do nich - pozostali widzowie nie znajdą tutaj nic godnego uwagi.

13 komentarzy:

  1. Jeszcze nie widziałam, ale Wes Craven brzmi obiecująco jak dla mnie :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze nie widziałem:p porównywalny z Krzyk i itp filmach??:>

    OdpowiedzUsuń
  3. Do "Krzyku" to temu filmowi bardzo daleko...

    OdpowiedzUsuń
  4. Może bys dodała wreszcie jakąś nową recenzję? Coraz rzadziej je dodajesz... Pewnie powiesz, że masz dużo na głowie i nie masz czasu, więc po chu** zakładałaś tego bloga, jak wiedziałaś, że nie bd miała czasu do prowadzenia go,...... Jednak powiem szczerze, że blog jest niezły :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic nie powiem, bo na takie chamskie komentarze szkoda mi słów...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej,Buffy,a oglądnij i zrecenzuj "Misery",na podstawie książki Stephena Kinga. To suuper film! :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć BlackEm widziałam ten film wiele razy, ale nie wiem, czy napiszę recenzję...

    OdpowiedzUsuń
  8. Se dodam Ciebie do obserwowanych a co mi tam. Trzymaj fason dalej i pzdr. N_F

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie podobał ci się ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Jasne, że podoba - to jedna z najlepszych ekranizacji powieści Kinga. Tyle, że na razie mam parę zaległości filmowych, które muszę szybko obejrzeć. Ale postaram się znaleźć chwilę na spłodzenie jakiejś recenzji:)

    OdpowiedzUsuń
  11. No,bo mi się baardzo podobała.Zwłaszcza Paul , tak go sobie w książce też wyobrażałam :)
    No i tez ci życzę,żebyś trzymała fason,bo masz najlepszy blog recenzujący horrory itp.

    OdpowiedzUsuń
  12. Czy najlepszy, wątpię, ale dzięki wielkie za miłe słowa:) Tak "Misery" to już klasyk, książka rzecz jasna lepsza, ale muszę przyznać, że ekranizacja całkowicie spełniła moje oczekiwania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń