piątek, 4 września 2020

„The Rental” (2020)

 

Charlie, jego żona Michelle oraz młodszy brat Josh i jego dziewczyna Mina wynajmują na weekend domek na wybrzeżu Pacyfiku. Właściciela nieruchomości, Taylora, poznają dopiero po przyjeździe na miejsce i choć mężczyzna stara się to ukryć, nie mają wątpliwości, że jest ksenofobem. Kiedy Taylor wreszcie odjeżdża, przybysze oddają się beztroskiej zabawie. Wszyscy z wyjątkiem Michelle, która woli wypocząć przed wyprawą, którą zaplanowała na następny dzień. W pewnym momencie sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli i nie tylko dlatego, że dwójka wczasowiczów ma powody przypuszczać, że wszyscy są obserwowani przez właściciela domu.

Aktor Dave Franco, młodszy brat Jamesa Franco i mniej doświadczonego w show-biznesie Toma Franco, we współpracy z Joem Swanbergiem napisał scenariusz „The Rental”, thrillera z niewielkim dodatkiem horroru, pod wpływem swoich osobistych przemyśleń na temat dość niefrasobliwego korzystania niektórych osób z domów innych ludzi. Dave zadał sobie pytanie, dlaczego w tak podzielonym kraju, jak Stany Zjednoczone, w kraju, w którym ludzie są raczej nieufanie do sobie nastawieni, tak chętnie wynajmuje się na czas określony domy kompletnie obcych ludzi? Od tego się zaczęło, inspirację w kształtowaniu swojej wizji Dave Franco czerpał natomiast z twórczości Ariego Astera, Jordana Peele'a, Davida Roberta Mitchella, Jeremy'ego Saulniera, Amy Seimetz i Seana Durkina, który to został producentem wykonawczym „The Rental”. Pełnometrażowego debiutu reżyserskiego Dave'a Franco nakręconego w 2019 roku w Bandon i Portland w stanie Oregon. Film w 2020 roku trafił do wybranych kin w Stanach Zjednoczonych, ale główna dystrybucja odbywa się w Internecie. Przez pierwsze dwa tygodnie gościł na samym szczycie listy najczęściej wypożyczanych filmów na amerykańskich platformach VOD.

Dave Franco wyznał, że bardziej ceni sobie powolne narracje w kinie grozy, filmy mocno skoncentrowane na klimacie i detalach, niźli produkcje bazujące na tanich jump scenkach. I wyraz tego zamiłowania dał w swoim pierwszym pełnometrażowym obrazie. Thrillerze ze szczyptą horroru, wykorzystującym sprawdzone motywy, ale i przedstawiającym koncepcję, którą można odebrać jako lekki powiew świeżości. Lekki, bo z podobnym pomysłem mogliśmy się już spotkać choćby w UWAGA SPOILER „13 Cameras” Victora Zarcoffa i „14 Cameras” Setha Fullera i Scotta Hussiona KONIEC SPOILERA. „The Rental” otwiera motyw wypadu poza miasto w celach rekreacyjnych. Charlie, jego żona Michelle (dobre występy Dana Stevensa i Alison Brie, małżonki Dave'a Franco), młodszy brat Josh i jego dziewczyna Mina (również satysfakcjonujące kreacje Jeremy'ego Allena White'a i Sheili Vand) decydują się spędzić weekend w wynajętym domu na wybrzeżu Pacyfiku. Całkiem imponującej nieruchomości, jak się okazuje należącej do człowieka niechętnie nastawionego do cudzoziemców. A przynajmniej przybyszów z Bliskiego Wschodu - komentarz do ksenofobicznych i rasistowskich nastrojów wciąż panujących w niby postępowych Stanach Zjednoczonych (i nie tylko). Zważywszy na fakt, że Taylor (przyzwoity występ Toby'ego Hussa), właściciel problematycznego domku nad Oceanem Spokojnym jest wrogo nastawiony do noszącej bliskowschodnie nazwisko Miny, można domniemywać, że scenarzyści chcieli wyrazić swój krytyczny stosunek zwłaszcza do nieustannie rozprzestrzeniającego się skrajnie niesprawiedliwego zjawiska determinowanego głównie strachem przed terrorystami. Bo terrorystami są tylko przybysze z Bliskiego Wschodu. Wszyscy, bez wyjątku... Takie wąskie, błędne myślenie może przyświecać również Taylorowi. Albo po prostu jest to typ przepełniony nieuzasadnioną nienawiścią do różnych mniejszości. Mogę tylko snuć domysły na ten temat, bo scenarzyści nie zagłębiają się w filozofię tego osobnika. Sugerują, ale nie wdają się w szczegóły. Niemniej starają się uczulić widzów na Taylora. Nie tylko poprzez jego nieudolnie skrywaną ksenofobię. Zresztą samo to pewnie by nie wystarczyło, zważywszy na to, że wielu w pewnym stopniu podziela jego poglądy. W każdym razie w tym celu wykorzystują też subtelniejsze środki. Wrogie spojrzenia, nadskakiwanie gościom, serdeczność wyglądająca na wymuszoną – długoletni fani kina grozy z pewnością bez trudu wyłapią te i inne sygnały świadczące na niekorzyść właściciela domu wynajętego przez bohaterów „The Rental”. Poza tym doświadczenie uczy, że w horrorach i thrillerach, tak jak w życiu, należy ostrożnie podchodzić do nieznajomych. Pod żadnym pozorem nie ufać obcym, a przynajmniej odczekać z wyrobieniem sobie przychylniejszej opinii. W „The Rental” o to raczej trudno, bo coraz więcej będzie świadczyć przeciwko Taylorowi. Ale jego gościom też coraz dalej będzie do niewiniątek. Czy wszystkim, to się zobaczy. Sytuacja będzie komplikować się stopniowo i co więcej zaczątek tego destrukcyjnego procesu przejdzie niezauważony przez połowę tego towarzystwa. Będziemy śledzić rozpaczliwe próby ukrycia pewnych informacji przed pozostałymi domownikami. Z punktu widzenia owych spiskowców to jedyne wyjście z wielce kłopotliwej sytuacji. Ale odbiorca „The Rental” zapewne nie będzie miał wątpliwości, że w ten sposób tylko pakują się w większe tarapaty. Wiedzą, że ktoś ich obserwuje (naturalnie skłaniają się ku Taylorowi), ale decydują się nie wszczynać alarmu. Siedzieć cicho i czekać do końca weekendu. A potem jakby nigdy nic, wrócić do domu i zapomnieć o tym nieprzyjemnym przeżyciu. Zastanawiająca, dziwna, niecodzienna postawa? Niezupełnie. Bo ta dwójka ma mocne podstawy do obrania właśnie takiej strategii. Strategii, w powodzenie której prawdopodobnie żaden odbiorca „The Rental” nie będzie wierzył. W sumie, aż dziw, że jej autorzy (a ponoć bardzo kreatywni to ludzie...) uwierzyli, że to może się udać. Z drugiej strony nie można wykluczyć, że zagrożenie przyjdzie z wewnątrz, a nie, jak sugerują twórcy, z zewnątrz. To znaczy, możliwe, że wypatrywać niebezpieczeństwa winniśmy w gronie przyjezdnych, zamiast spodziewać się go ze strony osoby, która najwyraźniej kręci się w pobliżu wynajętego przez nich domu. Szukać zagrożenia wśród osób, które mogliśmy już całkiem nieźle poznać. Dave Franco i Joe Swanberg w swoim scenariuszu wznieśli raczej niepapierowe postaci – wprawdzie niezbyt złożone to osobowości, ale te nieliczne cechy, którymi obdarzono każdego z nich wystarczyły, by skraść moją uwagę. Z tego prostego powodu, że nie przedstawiono ich po macoszemu. „The Rental” to opowieść skoncentrowana przede wszystkim na postaciach i klimacie. Na narastającym zagrożeniu w zacisznej scenerii. Zagrożeniu, którego źródła przez długi czas nie możemy być pewni, ale twórcy niejako zmuszają nas, byśmy za najbardziej prawdopodobne uznawali uderzenie ze strony człowieka przyglądającego się czwórce wczasowiczów.

The Rental” Dave'a Franco to skromny spektakl, który wymaga od widza trochę cierpliwości. Fabuła buduje się powoli w całkiem sugestywnej oprawie wizualnej (muzyczny akompaniament jest bardzo oszczędny – twórcy chętnie i umiejętnie grają też ciszą, może nawet chętniej niż dźwiękiem): nowoczesny, przestronny dom na wybrzeżu Pacyfiku. Na zupełnym odludziu i w dodatku będący własnością podejrzanego osobnika. Dom, pod którym znajduje się pomieszczenie zamknięte na zamek elektroniczny. Sekretny pokój – motyw spotykany już w kinie grozy, a więc choćby dlatego potęgujący obawy o życie osób, które na swoje nieszczęście postanowiły spędzić weekend w domu niejakiego Taylora. Tajemnica związana z tym imponującym i tylko pozornie przytulnym obiektem to jedno, ale w tej intrydze dużą rolę odgrywają też relacje wczasowiczów. Destrukcja, która zaczyna toczyć tę gromadkę właśnie w trakcie owego weekendu. Przemilczenia jednych przed drugimi. Grzech, który pęcznieje na skutek decyzji podjętej przez ludzi postawionych pod ścianą. A przynajmniej tak im się wówczas wydaje, bo jeszcze przekonają się co znaczy znaleźć się w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia. Można tylko wybierać pomiędzy mniejszym i większym złem. Co by się nie zrobiło, i tak się oberwie. Tak czy inaczej przynajmniej niektórzy z nich pewnie wyjdą z tego poturbowani. Ale nawet jeśli tak się stanie, to prawdopodobnie będą mogli uznać się za szczęściarzy. Dziękować opatrzności za to, że udało im się przeżyć ten koszmarny weekend. Winę za to mogą ponosić oni sami albo dzielić ją z niekoniecznie tajemniczym (Taylor?) osobnikiem, który wybrał ich na swoje ofiary. Zwykły podglądacz czy bezwzględny morderca? Bo że ktoś czai się w ukryciu wiemy ponad wszelką wątpliwość. Nie znamy tylko jego/jej zamiarów względem Charliego, Miny, Josha i Michelle. Doceniam skupienie scenarzystów „The Rental” na warstwie obyczajowej/psychologicznej, na zagęszczaniu się atmosfery wśród aktualnych najemców domu Taylora. Dość zwyczajna, można powiedzieć życiowa sytuacja, podkręcana czymś mniej powszednim (acz nie niespotykanym w tym strasznym świecie, w jakim tak naprawdę wszyscy żyjemy). Początkujący reżyser i jego ekipa całkiem zręcznie dawkują emocje, ale według mnie nie trafiają w najwyższe tony. Spokojnie można to było jeszcze wzmocnić. Daleko bardziej intensyfikować nastrój na tej drodze... ku zatraceniu? Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że wydarzy się coś strasznego. Że tragedii nie da się uniknąć. Ona musi nastąpić, a jedyne co mogą zrobić bohaterowie to podjęcie kroków, które zminimalizują szkody. Znowu muszą dokonać trudnego wyboru, od którego być może będzie zależało ich być albo nie być na tym padole. W wyobrażeniu widza najprawdopodobniej żadna z dostępnych dróg usłana różami nie będzie. Podobnie, jak w poprzednim wielkim dylemacie, tak i tutaj każdy krok wiąże się z ryzykiem. My to wiemy, ale tkwiących w tym bagnie wczasowiczów (choć nie wszystkich) mimo wszystko nie opuszcza nadzieja na wyjście z niego suchymi stopami. „The Rental” właściwie przez cały czas trzymał mnie w napięciu. Co prawda nie tak wysokim, jak bym chciała, ale na pewno nieustępliwym i w sumie wystarczającym do utrzymywania wzroku na ekranie bez poczucia marnotrawienia czasu. Dobrze się to przyswajało, pomimo że emocje nie były jakoś nadzwyczaj potężne, a końcówka przyniosła delikatne rozczarowanie. Ale też jeszcze trochę plusów. UWAGA SPOILER Później wkracza slasher, co oczywiście dopisuję do walorów „The Rental” (niezła maska mordercy, przydałoby się jednak więcej inwencji w wykańczaniu ofiar, ale te mgliste sceny wprost wyborne). Tak jak i dalej ujawniony proces przygotowawczy przeprowadzany przez teraz to dopiero tajemniczego oprawcę przed, jak się domyślamy, każdym planowanym atakiem. I właśnie rozczarowała mnie ta... przypadkowość zabójcy? Chyba tak to można nazwać. Ktoś, kto był i pozostał obcy. Jest w tym metoda – zostawienie nas z uwierającą zagadką – ale raczej w fotel nikogo to nie wbije. A po takiej konstrukcji fabularnej (tajemnice, sekreciki) spodziewałabym się raczej akcji bardziej zdecydowanie ukierunkowanej na zaskoczenie publiczności KONIEC SPOILERA.

Dave Franco zdradził, że ma pomysł na drugą odsłonę „The Rental”, jego pełnometrażowego debiutu reżyserskiego, opartego na scenariuszu, który napisał razem z Joem Swanbergiem. Powiedział, że jeśli tylko nadarzy się okazja, zabierze się za ten projekt. A zanim to nastąpi: cieszcie się jego „pierwszym dzieckiem”, bo ten thriller z dodatkiem horroru naprawdę może się podobać. Zwłaszcza zwolennikom tzw. nowej fali kina grozy. Nieśpiesznych narracji, produkcji skoncentrowanych na klimacie i//lub (w tym przypadku na pewno) stosunkach międzyludzkich. Filmów minimalistycznych w formie, żonglujących (nie)wygodnymi emocjami, obrazów stopniowo wybijającymi nas ze strefy komfortu. Fabuła „The Rental” nie jest szczególnie wyszukana, a i jestem pewna, że miłośnicy filmowych thrillerów i horrorów widzieli już niejeden zdecydowanie bardziej szargający nerwy obraz utrzymany w podobnym (wolniejszym) tempie, ale myślę, że warto zerknąć i na to. Żadne wielkie dokonanie, ale mnie tam całkiem dobrze się oglądało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz