W Warszawie dochodzi do bestialskiego zabójstwa mężczyzny. Sprawą zajmuje się policjant z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego komisarz Piotr Aleksanderski, który nieopodal miejsca zbrodni odnajduje kartkę z wierszem, najprawdopodobniej celowo zostawioną przez mordercę. Śledztwo prowadzi prokurator Gabriela Seredyńska, która w Warszawie mieszka od niedawna i jest to jej pierwsza duża sprawa. Niedługo potem dochodzi do kolejnych morderstw, które różnią się w szczegółach, ale ich ogólny charakter nie pozostawia śledczym wątpliwości, że to ten sam sprawca. Prokurator Seredyńska i komisarz Aleksanderski mają powody przypuszczać, że poszukiwany przez nich człowiek odprawia jakiegoś rodzaju praktyki magiczne. I zmaga się z poważną chorobą, która być może jest bezpośrednią przyczyną jego zbrodniczej działalności.
Przemysław Borkowski studiował polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie poznał ludzi, z którymi w drugiej połowie lat 90-tych XX wieku uformował jeden z najbardziej znanych polskich kabaretów – Kabaret Moralnego Niepokoju. Pisał dla między innymi takich gazet i portali, jak Onet.pl, „Przekrój”, „Kariera” i „Fronda”. W 2000 roku na rynku literackim ukazał się tomik wierszy „Zeszyt w trzy linie”, który stworzył wspólnie z Mikołajem Cieślakiem i Robertem Górskim, a w 2009 roku pojawił się powieściowy debiut Borkowskiego pt. „Gra w pochowanego”. Potem był jeszcze zbiór opowiadań „Opowieści Central Parku” i kolejna powieść, „Hotel Zaświat”. Największy rozgłos przyniósł mu jednak wydany przez Czwartą Stronę powieściowy cykl kryminalny z psychologiem Zygmuntem Rozłuckim, w skład którego dotychczas weszły „Zakładnik”, „Niedobry pasterz” i „Widowisko”. Opublikowany w 2020 roku, również nakładem wydawnictwa Czwarta Strona, „Rytuał łowcy” to thriller psychologiczny zmiksowany z kryminałem, w którym Przemysław Borkowski wprowadza nowych, niezwiązanych z jego poprzednimi utworami, bohaterów. Liczę, że na dłużej.
„Rytuał łowcy” to moje pierwsze spotkanie z twórczością Przemysława Borkowskiego. I nie mówię tutaj o twórczości kabaretowej. Gdyby przypadkiem ktoś przygotowywał się na to sceniczne oblicze Borkowskiego, radzę mu natychmiast zmienić nastawienie. Poczucie humoru autora oczywiście od czasu do czasu daje o sobie znać, ale są to sytuacje sporadyczne i służące raczej zacieśnianiu więzi pomiędzy bohaterami oraz wzbogacaniu ich sylwetek, niż wprowadzaniu tej historii na lżejsze gatunkowe tory. „Rytuał łowcy” to pełnokrwisty kryminał i zarazem mroczny thriller psychologiczny spod znaku serial killer. A więc kolejna opowieść o seryjnym zabójcy i przedstawicielach organów ścigania, którzy robią wszystko, co w ich mocy, by jak najszybciej go schwytać. Nic nowego, powiecie. I słusznie, bo podobnych historii mieliśmy już mnóstwo, ale nieczęsto spotyka się tak solidny warsztat pisarski. Taką świadomość reguł jakimi rządzi się zarówno dobry kryminał, jak thriller psychologiczny. Taką lekkość w budowaniu, jak najbardziej pożądanego, nastroju. I wreszcie takie wyczucie suspensu. Dodajmy do tego dogłębnie przedstawione, doprawdy interesujące postacie z obu stron barykady i porządna rozrywka zapewniona. Właściwe to muszę powiedzieć, że „Rytuał łowcy” Przemysława Borkowskiego to jedna z bardziej trzymających w napięciu powieści, na jakie natrafiłam w ostatnim czasie. Jedna z lepiej przedstawionych literackich historii, z jaką miałam przyjemność się spotkać. A niby tak standardowa... Fabuła istotnie nie odznacza się większą oryginalnością. Ot, kolejna pogoń śledczych za tajemniczym seryjnym mordercą. Ale w jak emocjonujący sposób poprowadzona! Główną bohaterką „Rytuału łowcy” jest trzydziestotrzyletnia prokurator Gabriela Seredyńska. Rudowłosa piękność, która niedawno przeprowadziła się do Warszawy i dotychczas w pracy zajmowała się jedynie błahymi sprawami. Traf chciał, że urzędowała akurat w czasie odnalezienia w pobliżu jednej z warszawskich nekropolii, potwornie okaleczonych zwłok mężczyzny. Seredyńska widzi w tym okazję na błyskawiczny zawodowy rozwój. Ta niedoświadczona pani prokurator dostała oto szansę na pchnięcie swojej kariery o kilka szczebli wzwyż. Nie można jednak powiedzieć, że przecenia swoje możliwości, że jest przekonana, iż bez trudu udźwignie ciężar swojej pierwszej poważnej sprawy kryminalnej. Jednej z najtrudniejszych, jakie mogą się trafić organom ścigania, bo dotyczącej seryjnego zabójcy. Bez wątpienia człowieka inteligentnego, choć często działającego jak w amoku. W każdym razie stan ciał jego ofiar wskazuje na to, że sprawca wpada w coś w rodzaju morderczego szału, że bez opamiętania zadaje ciosy najwidoczniej przypadkowo wybranym ludziom. A więc typ sprawcy niezorganizowanego? Prokurator Gabriela Seredyńska i komisarz Piotr Aleksanderski raczej w to wątpią, bo choć charakter zbrodni ewidentnie na to wskazuje, to widać też dowody dokładnego planowania. Nawet jeśli zabójca wpada w morderczy szał, to nie trwa on długo, a gdy w końcu mija, sprawca przystępuje do zacierania śladów. I nie tylko. Okrutnie okaleczone ciało jego rzekomo pierwszej ofiary, niejakiego Marcina Różańskiego, zostało w przemyślny sposób upozowane, a nieopodal jego oprawca zostawił kartkę z wierszem, która najprawdopodobniej miała być wiadomością dla organów ścigania. Rzeczony tekst niewiele im jednak mówi. Prawie nic. Przy kolejnej ofierze dla śledczych staje się jasne, że modus operandi mordercy ewoluuje. Że sprawca dodaje kolejne elementy do swojej krwawej działalności. Elementy, który każą sądzić, że stan jego umysłu ulega pogorszeniu, że jest coraz mniej zrównoważony, a śledczy naturalnie upatrują w tym szansy dla siebie. Bo w takim rozrachunku bardzo możliwie, że zabójca w końcu popełni błąd, który pozwoli raz na zawsze przerwać jego krwawą serię. Czytelnicy będą mieć dużo większą wiedzę o sprawcy od ludzi wytrwale podążających jego tropem, ponieważ dostaną ogromny wgląd w jego umysł i życie codzienne. Przemysław Borkowski na kartach „Rytuału łowcy” odmalowuje bardzo szczegółowy portret seryjnego mordercy grasującego w stolicy Polski. Przynajmniej przez dłuższy czas nie znamy jego nazwiska, ale pozostałe informacje na jego temat (na przykład biografia, procesy myślowe zachodzące w jego głowie) zostają naświetlone w sposób zaskakująco wręcz drobiazgowy. Bo naprawdę nie spodziewałam się po polskiej powieści kryminalnej takiej koncentracji na detalach. Trzeba dodać, że ona nie ogranicza się jedynie do życia i osobowości czarnego charakteru, ale dotyczy praktycznie wszystkich ważniejszych aspektów tej niesamowicie wciągającej lektury. Świat przedstawiony jest kompletny. Podany tak, by poruszyć wyobraźnię nawet najbardziej opornych i przy okazji zaspokoić apetyty amatorów ładnego słownictwa; łechtających podniebienie złożonych (często wielokrotnie) zdań składających się na nierzadko długie, plastyczne opisy i dialogi, w których nie uświadczy się wielu wulgaryzmów. Krótko: nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń do stylu, w jakim spisano tę opowieść. W jakim spisał ją kabareciarz, ale i autor kilku dość znanych utworów literackich, Przemysław Borkowski. Przewiduję, że „Rytuał łowcy” dołączy do grona najpoczytniejszych dzieł tego pisarza. W sumie to wcale nie zdziwiłabym się, gdyby za sprawą tej właśnie powieści pisarska kariera Borkowskiego nabrała oszałamiającego wręcz tempa. Bo to wspaniała podróż jest! Podróż w głąb zwichrowanego umysłu...
(źródło: https://czwartastrona.pl/)
„Tym, co nas najbardziej różni od innych naczelnych, jest ten morderczy popęd każący nam nie tylko zabijać inne zwierzęta, ale i wyrzynać siebie nawzajem, i […] to tak naprawdę ta nasza cecha leży u podstaw ludzkiej kultury i cywilizacji. On [antybohater książki] tylko realizował ją w praktyce, bez hipokryzji typowej dla wszelkich rządów, ideologii i religii, próbujących, bardzo udatnie zazwyczaj, usprawiedliwić ją albo udawać, że nie istnieje. Prawda zaś była prosta, prostsza niż ktokolwiek byłby to w stanie przyznać: nie chcemy walczyć w obronie ojczyzny, Boga czy ukochanego klubu sportowego; chcemy się mordować. Reszta jest tylko pretekstem.”
W „Rytuale łowcy” Przemysława Borkowskiego towarzyszymy zarówno seryjnemu mordercy, który popada w coraz to większe szaleństwo, jak i tak samo mocno pogłębionym postaciom stojącym „po jasnej stronie mocy”. Prokurator Gabrieli Seredyńskiej i komisarzowi z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Piotrowi Aleksanderskiemu. Pozostali członkowie zespołu zajmującego się portretowaną fikcyjną sprawą (może poza jednym) już bardziej robią za tło tej opowieści, niezbędnych statystów, niźli odrębne jednostki potraktowane przez autora z równym pietyzmem. Czyli Borkowski wzorem wielu swoich kolegów po piórze w centralnym miejscu stawia dwoje przedstawicieli organów ścigania. Młodą panią prokurator i policjanta mającego w nieodległej już perspektywie emeryturę. Ona ma dobry zmysł strategiczny i ogromną determinację, natomiast on doświadczenie, którego jej jeszcze brakuje. Można więc powiedzieć, że się nawzajem dopełniają. Zwłaszcza, że stosunkowo szybko zawiązuje się pomiędzy nimi, dość zaskakująca dla obojga, więź. Aleksanderski pierwszy przyłapuje się na tym, że traktuje Seredyńską prawie jak córkę. Ona zaś potrzebuje czasu, żeby odkryć, że znajduje u swojego podwładnego takie cechy, jakie chciałaby widzieć u swojego rodzonego ojca, z którym nigdy nie miała najlepszych kontaktów. Aleksanderski to typ cynicznego, zgorzkniałego, bezpośredniego w kontaktach z innymi ludźmi, policjanta, który w swoim przekonaniu najlepsze lata ma już dawno za sobą. Najlepsze lata w sferze zawodowej i prywatnej, chociaż jak uważa, w tej drugiej zawsze układało mu się trochę gorzej niż w pracy. Teraz natomiast jego życie prywatne jest puste. Bez żony i tak naprawdę bez dzieci, bo choć doczekał się potomków, to od kiedy wkroczyli oni w wiek dorosły, nieczęsto się z nimi widuje. Nawet niespecjalnie za nimi tęskni. Obecnie bardziej zajmują go myśli o zbliżającej się wielkimi krokami emeryturze. Aleksanderski wolałby znacznie odsunąć to w czasie, bo przeraża go perspektywa, jak uważa, kompletnie bezproduktywnego, odpychająco monotonnego, dręcząco samotnego życia bez odznaki. Praca jest dla niego wszystkim. Szczególnie teraz, gdy poznał prokurator Gabrielę Seredyńską. Aleksanderski ceni sobie współpracę z tą niemającą dużego doświadczenia zawodowego, kobietą, która, tak jak on, całą sobą angażuje się w sprawę, będącą dla niej zarazem błogosławieństwem, jak przekleństwem. Wraz z rozwojem sytuacji szala coraz mocniej przechyla się w tę drugą stronę. Seredyńska coraz częściej myśli o swojej pierwszej dużej sprawie kryminalnej, jak o brzemieniu, którego jej wątłe barki już długo nie poniosą. Wciąż jednak udaje jej się przezwyciężać te kryzysy wiary we własne możliwości. Ale wziąwszy pod uwagę to, że Borkowski przygotował niemało potężnych przeszkód na tej drodze, która prowadzi śledczych ku opętanemu żądzą mordu mężczyźnie, który jak wiemy jeszcze niedawno był wzorem cnót wszelakich, trzeba zakładać, że nienawykła do tak ciężkich zadań prokurator w końcu dojdzie do kresu swojej wytrzymałości. Że przyjdzie taki czas, gdy nie będzie już w stanie ciągnąć tego zaprzęgu. Niebezpieczeństwo bowiem konsekwentnie wzrasta. Atmosfera nieustannie się zagęszcza. Napięcie narasta, sytuacja robi się coraz to gorętsza i w pewnym sensie coraz bardziej mistyczna. Bo nieuchwytny seryjny zabójca, wcześniej tak twardo stąpający po ziemi mężczyzna, zaczyna szukać ratunku u wyimaginowanego bóstwa. Odprawia rytuały, które mają mu zapewnić dłuższy, a przynajmniej mniej bolesny, żywot. Bezbłędny jest klimat, w jakim Borkowski utrzymał swoją opowieść: mroczny, ponury, sukcesywnie odzierany z nadziei. Opowieść o seryjnym mordercy i przesympatycznej parze śledczych, z którymi łatwo się utożsamić, choćby dlatego że niepowierzchowny styl autora temu jak najbardziej sprzyja. A poza tym to zwyczajni, nieudziwnieni ludzie są – nie jacyś niezwyciężeni superbohaterowie lub osoby mające jakieś niepospolite troski, słabości, marzenia, wspomnienia. A niespodzianki... Spokojnie, one też są, choć może się wydawać, że nie jest to ten rodzaj literatury kryminalnej, który przewiduje jakieś większe zwroty akcji. Nie ma co dłużej się rozwodzić. Wystarczy jeszcze zakrzyknąć: rewelacyjny thriller psychologiczny i kryminał w jednym!
Uważam, że Przemysław Borkowski popełni ogromny, może nawet niewybaczalny błąd, ograniczając udział prokurator Gabrieli Seredyńskiej i komisarza Piotra Aleksanderskiego tylko do tej powieści. Naprawdę mrocznej przygody egzystującej zarówno w ramach kryminału, jak thrillera psychologicznego. Moim zdaniem znakomitego „Rytuału łowcy”. Emocjonującej wycieczki w głąb mocno zaburzonego umysłu. Umysłu seryjnego mordercy, zagubionego człowieka, który wkracza na zbrodniczą ścieżkę, gdzie nieoczekiwanie, jak myśli, odnajduje koło ratunkowe dla siebie i zarazem brzytwę na bliźnich. „Rytuał łowcy” to też wyśmienite towarzystwo dwóch pozytywnych postaci, na ponowne spotkanie z którymi już się przygotowuję. Bo zakładam, że Przemysław Borkowski takiej głupoty, jak porzucenie tych bohaterów nie popełni... Nie idź pan to drogą. A Wy miłośnicy literackich thrillerów psychologicznych i kryminałów, na co jeszcze czekacie? Dobrze Wam radzę: bierzcie się już za to cudo!
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz