wtorek, 13 kwietnia 2021

Lisa Scottoline „Powrót Anny”

 

Maggie Ippoliti, jej mąż doktor Noah Alderman i jego dziesięcioletni syn z poprzedniego małżeństwa, Caleb, toczą całkiem szczęśliwy żywot na amerykańskim przedmieściu. Maggie też ma dziecko z poprzedniego małżeństwa, siedemnastoletnią córkę Annę, z którą od dawna bezskutecznie stara się nawiązać kontakt. Nieoczekiwanie jej największe marzenie się spełnia. I to z nawiązką. Anna nie tylko nawiązuje kontakt z Maggie, ale też wprowadza się do niej. A niedługo potem umiera. Za zabójstwo Anny zostaje oskarżony Noah, któremu grozi kara śmierci. Nie ma wątpliwości, że jego relacje z pasierbicą nie układały się dobrze, ale wbrew zgromadzonym dowodom, mężczyzna upiera się, że wina za ten stan rzeczy nie leżała po jego stronie. Czy Anna kłamała, czy Noah faktycznie dopuścił się tych wszystkich strasznych rzeczy, które nastolatka ujawniła niedługo przed swoją tragiczną śmiercią?

Laureatka Nagrody Edgara, amerykańska powieściopisarka specjalizująca się w dramatach rodzinnych oraz thrillerach psychologicznych i prawniczych, Lisa Scottoline, zdążyła już dorobić się całkiem pokaźnej i poczytnej bibliografii – mniej więcej trzydzieści milionów sprzedanych papierowych egzemplarzy, przetłumaczonych na trzydzieści języków. Po studiach rozpoczęła karierę prawniczą, ale odeszła z kancelarii, gdy na świat przyszła jej córka Francesca Serritella, z którą tworzy kolumnę z felietonami w The Philadelphia Inquirer (zbieranymi w bestsellerowej serii książek „The Amazing Adventures of an Ordinary Woman Series”). „Powrót Anny” (oryg. „After Anna”), dobrze przyjęty thriller psychologiczny Lisy Scottoline, swoją światową premierę miał w 2018 roku, a w Polsce powieść ukazała się trzy lata później pod szyldem wydawnictwa Prószyński i S-ka.

Lisa Scottoline nadała „Powrotowi Anny” dosyć ryzykowną formę. Dwa okresy – przed i po zabójstwie tytułowej postaci – podawane naprzemiennie. Oś retrospektywna na pierwszym planie trzyma Maggie Ippolity, a w umownej teraźniejszości (w rozdziałach „po”, gdzie swoją drogą też od czasu do czasu będziemy przenosić się w przeszłość) przyglądamy się jej drugiemu mężowi, pediatrze alergologowi, Noahawi Aldermanowi. Właśnie trwa jego proces, który... śledzimy od końca. No, niezupełnie, bo na wyrok jednak będziemy musieli poczekać. W każdym razie szybko daje się zauważyć, że Scottoline uprzedza nader istotne fakty, w stopniu większym, niż zwykł czynić to nawet Stephen King, pisarz, który zawsze pierwszy przychodzi mi na myśl w odniesieniu do tego pisarskiego zabiegu. Już na początku „Powrotu Anny” dowiadujemy się, że rzeczona Anna to ofiara morderstwa, za które oskarżono jej ojczyma, doktora Noaha Aldermana. W retrospekcjach po kolei – z zachowaniem chronologii wydarzeń – dokładnie obejrzymy ostatni, niedługi okres życia tej siedemnastoletniej dziewczyny. Coraz bardziej komplikującego się życia, przy czym owe komplikacje nie będą dla nas żadną niespodzianką, a w każdym razie nie „na tej trasie”. Proces sądowy, przez który „przejeżdżamy na wstecznym”, każe nam przygotować się praktycznie na wszystkie burzliwe momenty w życiu Anny i jej nowej rodziny. A to hamuje impet, jaki w innym ułożeniu z pewnością niosłyby kawałki z poprzedniego życia rodziny z przedmieścia. Innymi słowy: w nie tak znowu dawne dzieje Maggie, Noaha i ich dzieci, wchodziłam z, jak się okazywało, słusznym przeświadczeniem, że czeka mnie coś w rodzaju powtórki z rozrywki. Owszem, pozyskiwałam więcej informacji, autorka dość skrupulatnie przedstawiała okoliczności, których wcześniej mogłam się co najwyżej domyślać, ale wszystkie większe i niektóre mniejsze kryzysy, do jakich dochodziło w tej rodzinie od czasu ziszczenia się największego marzenia Maggie, czyli powrotu jej jedynego biologicznego dziecka, silniejszych emocji już nie dostarczały. Nie w tych momentach, ale wcześniej, a właściwie później, w gmachu sądu, gdzie ważą się losy doktora Noaha Aldermana, już tak. Co prawda nie przyjmowałam tych starannie dawkowanych rewelacji na temat relacji oskarżonego z jego nastoletnią pasierbicą z narastającym zdumieniem, ale czerpałam z nich inne korzyści. Ciekawość rosła, atmosfera gęstniała, napięcie narastało, choć przecież wiedziałam, jak to się skończy... Tak naprawdę już się skończyło: Noah stanął przed sądem w charakterze oskarżonego o zamordowanie swojej nastoletniej pasierbicy. Nie możemy być jeszcze pewni wyroku, ale przypuszczam, że przynajmniej większość odbiorców „Powrotu Anny” będzie się spodziewało werdyktu skazującego. Niekoniecznie dlatego, że sam szybko zyska pewność, iż ten do niedawna szanowany lekarz z przedmieścia w Pensylwanii, dopuścił się tego niewybaczalnego czynu, tym samym, pomijając wszystko inne, najprawdopodobniej bezpowrotnie niszcząc swoje małżeństwo. A jeszcze miesiąc temu Noah i Maggie tworzyli taką przykładną, zgraną parę. Jak z obrazka. Urocze amerykańskie przedmieście, spokojna, zadbana dzielnica zamieszkiwana przez klasę średnią – w takiej pocztówkowej scenerii mieszkała trzyosobowa rodzina Alderman-Ippoliti, która wprawdzie miała swoje problemy, ale generalnie przyjemnie im się razem żyło. Te problemy to dziecięca apraksja mowy Caleba, dziesięcioletniego syna Noaha z poprzedniego małżeństwa i tęsknota Maggie za córką Anną, którą odebrano jej niedługo po porodzie. Jej były mąż zadbał o to, by Maggie nie widywała się ze swoim własnym dzieckiem. Teraz już siedemnastoletnią dziewczyną, która, ku niewysłowionej radości swojej rodzicielki, wreszcie nawiązuje z nią kontakt. A zaraz potem się do niej wprowadza. Tam, gdzie Maggie, jej drugi mąż i pasierb uwili sobie wygodne gniazdko, które jak już wiemy niedługo zostanie dokumentnie zniszczone. Przez Noaha albo Annę.

Pierwsza partia „Powrotu Anny” zasadza się na konflikcie Anny Ippoliti Desroches i doktora Noaha Aldermana. Lisie Scottoline wyraźnie zależy na tym, byśmy stanęli „po niewłaściwej stronie”. To znaczy opowiedzieli się nie po stronie młodej kobiety, która rzuca poważne oskarżenia pod adresem swojego ojczyma, tylko po stronie jej rzekomego? oprawcy. Wyłania się z tego obraz patologicznej kłamczuchy, bezwzględnej manipulantki, która z jakiegoś sobie tylko znanego powodu, obrała sobie za cel męża swojej biologicznej matki. Nie mogłam nie wyciągnąć z tego wniosku, że Scottoline podnosi tutaj bardzo istotny, w debacie medialnej na temat przemocy domowej zazwyczaj kompletnie pomijany, problem, który bez wątpienia w tak zwanych wysoko rozwiniętych społeczeństwach też występuje. Pomówienia. Fałszywe oskarżenia przedstawiane przez przebiegłe kobiety pod adresem mężczyzn. Oskarżenia, które w przestrzeni publicznej zwykle nie są kwestionowane, które przez dużą część społeczeństwa są brane za pewnik. Uznany za winnego przez społeczeństwo. Sąd to już tylko formalność... Scottoline dotyka więc w „Powrocie Anny” zasady, którą chyba można już uznać za martwą. Zasady domniemania niewinności. W interesie tak naprawdę każdego z nas powinno leżeć trzymanie się tej zasady, bo każdy z nas może zostać postawiony przed sądem za czyn, którego nie popełnił. Każdy może paść ofiarą obrzydliwych pomówień, a mimo to ciężko pracujemy nad tym, by nie mieć prawa do uczciwego procesu, prawa do obrony. Sytuacja Noaha, tak się przynajmniej wydaje, pokazuje, jak łatwo kłamstwami, w dodatku niewymagającymi większej kreatywności, zniszczyć człowieka. Sytuacja Noaha pokazuje, że są panie, które odnoszą nieuprawnione korzyści z niewątpliwie potrzebnego uczulania ludzi na krzywdę kobiet. Tutaj tą, która dokonuje się w ich własnych domach. Zadawaną przez mieszkających z nimi mężczyzn – tutaj przez dopiero co poznanego ojczyma, jak wszystko na to wskazuje kochającego męża i oddanego ojca dziesięcioletniego chłopca. Bez względu na to, jak ta na pozór nieskomplikowana, niespecjalnie złożona opowieść się rozwinie, z pierwszej partii płynie niezwykle ważna nauka: nie osądzaj po pozorach, nie wyciągaj pochopnych wniosków nawet na temat osób, na których ciążą naprawdę poważne zarzuty, którym przypisuje się odrażające zbrodnie. Scottoline przygotowała parę niespodzianek, z których co najmniej jedna może mocno wstrząsnąć czytelnikiem. Potężnie zaskoczyć, odwrócić do góry nogami obraz, który w tej pierwszej dłuższej partii nam odmalowała. W prostych słowach, rzadko w wielokrotnie złożonych zdaniach, ale bez jakichś drażniących zaniedbań fragmentów opisowych. Poszczególne miejsca, zdarzenia i ważniejsze postaci, Lisa Scottoline opisuje w sposób dostatecznie plastyczny. Zasadniczo preferuję bardziej rozbudowane, bogatsze w słowa i długie zdania powieści, ale ogólnie rzecz biorąc Scottoline, że tak to ujmę, osiągnęła to językowe minimum, niezbędne do odpowiedniego przeżywania tej historii. Dobrze, emocje mogły być silniejsze, i tak, pierwsza partia „Powrotu Anny”, szczególnie warstwa retrospektywna, siłą rzeczy (niekorzyść płynąca z obranej formy, nieprzyjemna wypadkowa dość eksperymentalnej, na pewno niestandardowej struktury wypracowanej przez tę doświadczoną autorkę) nie budowała się w tak tajemniczy sposób, jak można oczekiwać od tego rodzaju opowieści; opowieści o zwyczajnej rodzinie z coraz to poważniejszymi, piętrzącymi się niecodziennymi problemami. Ale ciekawość, mimo wszystko, mnie nie opuszczała. Od czasu do czasu słabła, ale nie aż tak, bym musiała przymuszać się do brnięcia dalej w to bagno, w jakie zamieniło się życie trzyosobowej rodziny, kiedy w jej szeregi weszła nastoletnia Anna. Samotna, zagubiona, rozpaczliwie łaknąca domowego ciepła, spokojna, niechcąca nikomu zaszkodzić dziewczyna bądź zdemoralizowana, okrutna, niemająca skrupułów, wyrachowana mącicielka, która nie spocznie dopóki dokumentnie nie zniszczy wygodnego gniazdka, które jej matka uwiła sobie z drugim mężem i jego synem. Czy Anna chce zaszkodzić tylko Noahowi, czy jej głównym celem jest Maggie? Czyżby zamierzała pomścić krzywdy, jakich matka jej przysporzyła? Wyrównać rachunki z kobietą, która według niej, delikatnie mówiąc, nie wywiązała się ze swoich rodzicielskich obowiązków? A może prawdy nie powinniśmy szukać w umyśle mężczyzny, którego oskarżono o zabójstwo tytułowej postaci? Może prawda leży po stronie dziewczyny, która jakoby okrutnie kłamała? Myślę, że warto poszukać tej prawdy. Zapoznać się z tą niekoniecznie tak prostą sprawą, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. Intryga może się okazać dużo bardziej złożona, niż sądzicie...

Rodzinny thriller psychologiczny. Powieść bardzo płodnej amerykańskiej autorki, Lisy Scottoline, która pokaże Wam jak przerażająco mylne mogą być pozory albo jak przerażająco prawdziwe. Przypuszczalnie opowiecie się po stronie sprawcy, który w Waszych oczach będzie jednak uchodził za ofiarę. Może nawet większą niż tytułowa dziewczyna, która postrada życie. „Powrót Anny” to sprytnie podsycający ciekawość, pogrywający z niczego nieświadomym czytelnikiem, podstępnie budujący intrygę dreszczowiec, który... potrzebuje więcej czasu od bodaj większości swoich gatunkowych braci. Uzbrójcie się więc w cierpliwość. Poczekajcie, bo to nie tak, że już wszystko wiecie. Może nawet nie znacie nawet połowy prawdy... Tak czy inaczej myślę, że bez większych obaw można wybrać się w tę pouczającą i dość poruszającą podróż z Lisą Scottoline, „ekspertką od spraw rodzinnych”.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu


1 komentarz:

  1. Dziwna ale też ciekawa opowieść. Powrót Anny czytałem jakiś czas temu i trzeba powiedzieć że naprawdę jest to historia o ciekawej brawie.

    OdpowiedzUsuń