sobota, 17 kwietnia 2021

„Cuerdas” (2019)

 

Miguel przywozi swoją córkę z porażeniem czterokończynowym, Elenę, do ich rodzinnego domu, w którym wprowadził udogodnienia dla niepełnosprawnych. Mężczyzna postarał się też dla niej o psa pomocnika, owczarka belgijskiego o imieniu Athos, co bynajmniej jej nie cieszy. Podczas obchodu domu czworonożny opiekun Eleny zostaje zraniony przez nietoperza, a niedługo potem jego zachowanie drastycznie się zmienia. Zwierzę, które miało pomagać niepełnosprawnej młodej kobiecie, staje się jej prześladowcą. Przykuta do wózka inwalidzkiego Elena będzie musiała w pojedynkę zmierzyć się z oszalałym owczarkiem szturmującym jej dom.

Hiszpański animal attack pod tytułem „Cuerdas” aka „Cordes” (ang. „Prey” aka „Ropes”) to pierwszy pełnometrażowy film José Luisa Montesinosa, którego scenariusz napisał wespół z Yako Blesą. Historia jest kojarzona głównie z „Cujo” powieścią Stephena Kinga przeniesioną na ekran w 1983 roku przez Lewisa Teague, ale reżyser i współscenarzysta „Cuerdas” (swoją drogą on sam woli książkę ze względu na lepsze portrety bohaterów) uważa, że jego fabuła ma więcej punktów wspólnych ze „Szczękami” Stevena Spielberga, ponadczasową filmową adaptacją powieści Petera Benchleya. Montesinos czerpał ponadto z między innymi takich dzieł, jak „Gra Geralda” i „Misery” Stephena Kinga oraz „Małpia intryga” George'a A. Romero. Premiera „Cuerdas” odbyła się w październiku 2019 roku na Katalońskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Sitges, a w lutym 2020 roku obraz trafił do wybranych hiszpańskich kin.

Pies, nietoperz, wścieklizna. Długoletnim miłośnikom horroru te trzy słowa zapewne w zupełności wystarczą, by przypomnieć sobie Cujo, dorosłego bernardyna, który z najlepszego przyjaciela człowieka przekształca się w istną maszynę do zabijania. Nic więc dziwnego, że pełnometrażowy debiut reżyserski José Luisa Montesinosa jest zestawiany z tamtą, wymyśloną przez Stephena Kinga, historią. W „Cuerdas” zamiast bernardyna mamy owczarka belgijskiego, ale tak samo jak bodaj najbardziej znany pies w światku horroru, zaraża się wścieklizną od nietoperza. I tym sposobem, tak samo jak w przypadku Cujo, przyjazny piesek przeistacza się w krwiożerczą bestię. Wziąwszy pod uwagę fakt, że scenariusz omawianej produkcji opiera się na motywie walki człowieka ze wściekłym czworonogiem - wątek przewodni, napędzający praktycznie całą akcję – to zasadne chyba będzie stwierdzenie, że to swego rodzaju powtórka z rozrywki. Powiedziałabym, że „Cuerdas” to taki mniej rozgarnięty braciszek „Cujo”. José Luis Montesinos wolałby wprawdzie, żeby jego film nasuwał większe skojarzenia ze „Szczękami” Stevena Spielberga, ale... Naprawdę? „Misery”, „Gra Geralda” i „Małpia intryga”, a i owszem, ale żeby „Szczęki”? W którym miejscu? Pomijam oczywiście kwestię agresywnego zwierzęcia, bo idąc tym tropem trzeba by wymienić wszystkie animal attacki. Będę się więc (może głupio) upierać, że Athos to bardziej kopia bodaj najpopularniejszego psa na arenie horroru niż, to już na pewno, najsłynniejszego rekina, jakiego wydał ten gatunek. I nie dlatego, że Athos też jest psem – sprawę przesądziła wścieklizna, którą złapał akurat od nietoperza. Tak dziwnie się złożyło... Akcja „Cuerdas” toczy się głównie w wiejskim domu (od czasu do czasu, rzadko, wychodzimy na zewnątrz, przed tę osamotnioną nieruchomość) przystosowanym do osoby niepełnosprawnej. Główna bohaterka filmu, młoda kobieta imieniem Elena ma tetraplegię, porażenie czterokończynowe, które jednak w zupełności nie objęło jednej ręki – ma częściową, niewielką władzę w tej jednej kończynie. W postać tę wcieliła się Paula del Rio, która pokazuje się w „Cuerdas” w jeszcze jednej odsłonie – podwójna rola Eleny i jej siostry Very. Warsztat del Rio co prawda mnie przekonał, ale już sam portret Eleny okazał się dla mnie mocno problematyczny. Moje nastawienie do agresorów w animal attackach przeważnie nie jest takie, jakie być powinno, ale choć zazwyczaj nie dopinguję protagonistów w ich walce na śmierć i życie z nie zawsze tylko jednym czarnym charakterem, to nieczęsto się zdarza, by bohaterowie robili na mnie tak niesympatyczne wrażenie, jak centralna postać „Cuerdas”. Wybór niepełnosprawnej, poruszającej się na elektrycznym wózku inwalidzkim postaci niewątpliwie stanowił pewne ułatwienie dla filmowców. Ułatwiało to zrobienie z jej własnego domu śmiertelnie niebezpiecznej pułapki. Przekonujący sposób na odcięcie człowieka od reszty świata. Sposób zapożyczony z „Misery” Stephena Kinga, po mistrzowsku przeniesionej na ekran przez Roba Reinera w 1990 roku i w jeszcze większym zakresie z „Małpiej intrygi” George'a A. Romero. UWAGA SPOILER Skojarzenia z „Grą Geralda” Stephena Kinga, wspaniale zekranizowaną przez Mike'a Flanagana w 2017 roku, nasuwa z kolei nagła śmierć ojca Eleny (zawał serca), co w sumie każe też bliżej przyjrzeć się psu, oderwać na chwilę myśli od Cujo... KONIEC SPOILERA. Wypada dodać, że w 2020 roku, czyli mniej więcej rok przed ukazaniem się „Cuerdas” José Luisa Montesinosa, swoją światową premierę miał thriller psychologiczny „Biegnij!” w reżyserii Aneesha Chaganty'ego, który w podobny sposób ograniczył pole manewru jednostki w obliczu zagrożenia, tam już nie ze strony zwierzęcia. Stan fizyczny Eleny z jednej strony dodaje dramaturgii tej szybko rozwijającej się sytuacji, jaką obserwujemy na ekranie, ale z osobistej tragedii bohaterki wynika też spora niedogodność.

Muszę przyznać, że główna bohaterka „Cuerdas” mocno mi namieszała. Nie sympatyzowałam z nią, w każdym razie nie w wystarczającym stopniu, ale i w pełni rozumiałam jej nieładną postawę tak naprawdę w stosunku prawie do całego świata. Wyłączając jej pupila: fretkę. Nawiasem mówiąc miał być kot, ale Montesinosowi doradzono wymianę zwierzęcia, bo z kotami niełatwo się pracuje (niezwykły działać na rozkaz człowieka), wybrano więc fretkę, która jak można się domyślić, większej gotowości do współpracy od przeciętnego kota, nie wykazywała. Wracając do Eleny. Sposób, w jaki traktuje swojego ojca, który robi wszystko, co w jego mocy, by poprawić jej byt – na tyle, na ile można przy tak poważnych problemach zdrowotnych, z jakimi w domyśle od niedawna zmaga się główna bohaterka filmu – w innych okolicznościach pewnie zasługiwałby na jednoznaczne potępienie, ale tutaj jest całkiem usprawiedliwiony. Kiedy zdrowy człowiek nagle i nieodwracalnie zostaje przykuty do wózka inwalidzkiego, ma wszelkie prawo złościć się na cały świat. Naprawdę trudno się dziwić, że Elena wyładowuje się na swoim troskliwym rodzicu, na człowieku, który jest gotowy zrobić dla niej absolutnie wszystko. Prawdę mówiąc, zapewne zdziwiłabym się, gdyby było inaczej, gdyby Elena ze stoicyzmem przyjmowała tragiczny los, jaki ją spotkał. Zwłaszcza, że to świeża sprawa, a przynajmniej wyglądało mi na to, że do wypadku, który praktycznie zniszczył życie tej młodej kobiecie, doszło nie tak dawno temu. Podsumowując: rozumiałam i współczułam, ale mimo usilnych starań nie udało mi się jej polubić. Pozbyć się tej rezerwy, tej niepożądanej niechęci, która zakiełkowała we mnie już na początku seansu. Dziwnie to zabrzmi, ale sprawę przesadził nie ojciec Eleny, tylko pies, o którego się dla niej wystarał. Owczarek belgijski wyszkolony do pomagania osobom z niepełnosprawnościami (swoją drogą nad otwieraniem drzwi powinien jeszcze trochę popracować, bo tutaj moja niewytresowana suczka bije tego mądralę na głowę), chociaż Elena z całą pewnością sobie tego nie życzyła. Trudno powiedzieć, czy dziewczyna bardziej chce dokuczyć psu, czy zrobić na złość osobie, która jej go podarowała, ale tak czy inaczej traktuje tego nieszkodliwego (jeszcze) czworonoga, jak rzecz, której chce się jak najszybciej pozbyć. Elena postępuje z Athosem tak samo, jak chwilę wcześniej jej ojciec obszedł się z martwym nietoperzem. Bezceremonialnie wyrzuca tego przesympatycznego psiaka za drzwi, zupełnie ignorując jego przeraźliwe wycie, okropne zawodzenie, które niebawem zacznie wydobywać się z jego gardła. Z czasem, jak można się tego domyślić, nawoływania psa nabiorą groźnego, warkliwego tonu. W każdym razie tyle wystarczyło, bym mocno uprzedziła się do Eleny, mimo że nie miałam wątpliwości, że wyrzucając z domu tego pomocnego czworonoga, dziewczyna nieświadomie kupiła sobie życie. A przynajmniej nieco je wydłużyła, bo powiedzmy, że nie wiadomo, jak skończy się ta walka sparaliżowanej dziewczyny z wściekłych zwierzęciem. Powiedzmy, bo cała fabularna zagadka zasadza się tak naprawdę na tym (no dobrze są jeszcze drobne wątpliwości odnośnie przeszłości Eleny), czy bohaterce uda się ujść z życiem, bo pies pewnie umrze bez względu na to, czy wygra ten pojedynek ze swoją „niewdzięczną właścicielką”, czy nie. Los tego czworonożnego stworzenia przypieczętowało bliskie spotkanie z nietoperzem znalezionym w jeszcze wtedy dość przytulnym wiejskim domku, potem już nieco klaustrofobicznym, odrobinę za ciasnym, zamkniętym, mimo że w istocie otwartym i nawet trochę mrocznym. Najbardziej upiornie, jeśli mogę użyć tego słowa w stosunku do tak ugrzecznionego horroru, który może być też odbierany jako thriller, moim zdaniem prezentują się nie wydarzenia z udziałem oszalałego owczarka, tylko te z udziałem Very, siostry głównej bohaterki. Oniryczne wstawki, które niekoniecznie wzięły się z poszukiwań czegokolwiek czym można by dopełnić tę dość niewdzięczną, prościutką koncepcję – wystarczy na krótki metraż, ale na takim dłuższym dystansie dla niektórych materiał może się okazać zanadto ubogi. Nawet z tymi odskoczniami w stronę „siostrzanej relacji”, która w pewnym momencie z jakiegoś ukrytego powodu zaczęła się psuć. Ot, wycieczka w przeszłość i jednocześnie rodzaj wewnętrznego sądu nad samą sobą. Heroiczne zmagania ze swoimi demonami. Nie zdradzę chyba zbyt wiele, jeśli dodam, że ta ciężka próba, przez którą przechodzi nasza bohaterka pozostawiona sama (właściwie to z fretką) z wściekłych psem, to także proces odzyskiwania chęci do życia. Co prawda nic nowego, ale ładnie współgra to z prawie bezkrwawym pojedynkiem toczącym się na ekranie. Pojedynkiem z psem pomocnikiem, co może nieco rozdrażnić potencjalnych odbiorców „Cuerdas”. A nawet odepchnąć ich od tego widowiska. Można to wszak odebrać jako niesprawiedliwy atak na tych czworonogów, którym raczej należy się uznanie, dogłębny szacunek za poprawianie komfortu życia ludzi okrutnie doświadczonych przez przeklęty los. Ale jak już przełamie się ten opór, to przypuszczalnie takiego wniosku z tej nieskomplikowanej i nawet trochę emocjonującej, trzymającej w jakimś tam, niezbyt silnym napięciu, w miarę klimatycznej, opowieści, nie wyciągnie. Ja w każdym razie nie mogłam oprzeć się poczuciu, że twórcom bardzo zależało na tym, byśmy zapamiętali Athosa jako dobrego psa, któremu przydarzyła się zła rzecz i niejako rykoszetem uderzyła w innych. Słowa, które pod koniec filmu Elena kieruje do tego nieszczęsnego zwierzęcia mówią wszystko w tym „kontrowersyjnym” temacie.

Taki tam średniaczek. Ten hiszpański horror, czy jak kto woli thriller, z nurtu animal attack. Pełnometrażowy debiut reżyserski José Luisa Montesinosa, który jest również współautorem scenariusza tego absolutnie nieoryginalnego obrazu dystrybuowanego między innymi pod tytułem „Cuerdas”. Filmu o psie, który zaraził się wścieklizną od nietoperza i nie wabi się Cujo. Nie jest nawet bernardynem, ale to bez znaczenia – i tak będzie się kojarzyć. I to mocno. Czy to źle, czy dobrze, to już zależy od widza. Mnie niespecjalnie podobieństwa do tamtej (i innych) historii przeszkadzały. W każdym razie nie tak bardzo jak ambiwalentny stosunek do, bądź co bądź, pozytywnej bohaterki i dość ugrzeczniona forma. Stąd niezbyt silne emocje, ale ogólnie rzecz biorąc „nieinwazyjny” to tworek. Nawet strawialny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz