Recenzja przedpremierowa
Komisarz Bruno Wilczyński zajmuje się sprawą zaginięcia swojej koleżanki z pracy, która spotykała się z jego zaprzysięgłym wrogiem, niebezpiecznym człowiekiem prowadzącym z policjantem skomplikowaną grę. Tymczasem przyjaciółka Brunona, dziennikarka Larysa 'Lara' Luboń, angażuje się w sprawę tajemniczej śmierci bezdomnej zwanej Lady Di. Trop prowadzi ją do bogatego rodu, z którym Larysa już wcześniej miała do czynienia. Teraz ma okazję lepiej przyjrzeć się tym ludziom, co, jak dobrze wie, wiąże się z ogromnym ryzykiem. Podczas gdy ona stara się zgłębić mroczne tajemnice powszechnie znanego klanu, Bruno staje się jednym z głównych podejrzanych w sprawie zaginięcia policjantki. Nie zamierza jednak poddać się bez walki. Nawet jeśli miałoby to oznaczać dotarcie do punktu, z którego nie będzie powrotu.
Zaskakujący finał głośnej kryminalnej trylogii Izabeli Janiszewskiej! Dziennikarki prasowej i telewizyjnej, która na rynku literackim zadebiutowała w 2020 roku powieścią „Wrzask”, pierwszą częścią trylogii z Brunonem Wilczyńskim i Larysą Luboń. „Histeria", ciąg dalszych burzliwych dziejów tych barwnych postaci, ukazała się w tym samym, 2020 roku, a ostatni etap ich mrocznej podróży, powieść „Amok”, przygotowano na drugi kwartał roku 2021. Szybko poszło. Poza tym trzytomowym przedsięwzięciem publikowanym pod szyldem Czwartej Strony, Izabela Janiszewska zasiliła swoim tekstem antologię opowiadań kryminalnych zatytułowaną „Awers”, również wydaną przez Czwartą Stronę. Tyle jak dotąd, ale wziąwszy pod uwagę pisarskie zdolności Janiszewskiej, rozgłos, jaki zyskała i po prostu przyjemność, jaką daje jej to zajęcie, można bezpiecznie założyć, że już niebawem (wnosząc po jej dotychczasowym tempie pracy) przedstawi nam swój kolejny literacki projekt.
Dwie sprawy, dwie tajemnice, które stopniowo się rozrastają i dwie silne osobowości balansujące na granicy życia i śmierci. Losy komisarza Brunona Wilczyńskiego i dziennikarki Larysy 'Lary' Luboń rozstrzygną sprawy, które w pewnym sensie już od jakiegoś czasu się za nimi ciągną. Sprawy, w które jak wiele na to wskazuje, zamieszani są ludzie, z którymi w niedalekiej przeszłości mieli już do czynienia. Ludzie, których mają prawo się obawiać, ale zamierzają doprowadzić rzecz do końca. Za wszelką cenę. Izabela Janiszewska, swoim zwyczajem, zaczyna od otwarcia dwóch, na pierwszy rzut oka banalnych, w kontekście współczesnego literackiego kryminału, spraw. Zagadek, które raczej nie wróżą niczego dobrego dla wytrawnego czytelnika tego typu utworów. Chyba że jest się orędownikiem twardej konwencji. Bo na konwencjonalne dzieło się zapowiada. Prosty schemat wyrastający z motywu porwania jednej kobiety i zabójstwa innej. Reprezentantem tego pierwszego wątku jest znany i lubiany, nieprzebierający w słowach komisarz Bruno Wilczyński, który ma osobisty stosunek do śledztwa, które prowadzi. Domniemana ofiara porwania była jego koleżanką z pracy. Co więcej, od jakiegoś czasu była w związku z mężczyzną, z którym Bruno ma rachunki do wyrównania. Wyjątkowo sprytnym, ponadprzeciętnie inteligentnym zbrodniarzem, ale i troskliwym ojcem dwóch chłopców. Problem w tym, że Wilczyński jest jedyną osobą pracującą nad tą sprawą, która zna morderczą naturę tego człowieka. Co gorsza, on sam ma coś do ukrycia w związku z zaginioną policjantką. A jakby tego było mało pojawiają się dowody świadczące przeciwko Brunonowi. Jego koledzy mają podstawy, by sądzić, że to on odpowiada za zniknięcie ich koleżanki. Jeden z głównych bohaterów trylogii Izabeli Janiszewskiej powoli z myśliwego przeistacza się w zwierzynę. Chociaż nie do końca, bo jak można się tego spodziewać, Bruno Wilczyński, nie zrezygnuje ze swojej życiowej misji. Nie przerwie polowania na człowieka, który właśnie realizuje swój misterny plan zemsty na Brunonie. Drugą kryminalną zagadkę roztoczoną na kartach „Amoku” reprezentuje też już dobrze znana fanom tego powieściowego cyklu, dziennikarka Larysa Luboń, która w przeciwieństwie do Brunona najwyraźniej zmierza wreszcie „w stronę słońca”. To znaczy wychodzi ze swojej twardej skorupy, nie jest już tak niedostępna jak jeszcze niedawno, tak aspołeczna, trzymająca na dystans nawet tych, którzy niewątpliwie stoją po jej stronie. Jest też ostrożniejsza niż wcześniej. Być może dlatego, że teraz ma więcej do stracenia. Potrzebuje czasu, żeby zastanowić się nad ofertą, którą jeszcze niedawno natychmiast by przyjęła. W końcu oczywiście decyduje się „wejść do tego gniazda żmij”, jakim w jej mniemaniu jest jedna z najbogatszych polskich rodzin, ale z silnym postanowieniem, by ani na chwilę nie tracić czujności. Lara zdecydowanie bardziej się pilnuje. Również dlatego, że ma przed sobą potężnego przeciwnika, może nawet najpotężniejszego, ze wszystkich zbrodniarzy, z jakimi Larysa dotychczas się spotkała. Na domiar złego dziennikarka nie może wykluczyć, że ten ktoś nie działa sam. Innymi słowy istnieje duże prawdopodobieństwo, że sprawa, nad którą pracuje dotyczy całej rodziny, że wszyscy członkowie tego powszechnie szanowanego rodu są w to zamieszani.
„Od strachu gorsi są tylko ludzie, którzy lęk innych wykorzystują do własnych celów.”
Najpierw było trochę pod górkę, bo zarówno śledztwo prowadzone przez komisarza Brunona Wilczyńskiego, jak i sprawa, w którą zaangażowała się dziennikarka Larysa Luboń, rozwijały się dość opornie. Początkowe fazy obu tych spraw nie rozbudziły we mnie większej ciekawości. Ot, sprawdzone elementy, które jakoś nie chcą wyjść poza stały schemat. Mozolne zbieranie informacji, które do niczego konkretnego nie prowadzą. Tak Bruno, jak Larysa „zwąchują” jednak też tropy, które leciutko pchają rzeczy do przodu. Z mojego punktu widzenia do jeszcze zbyt mało atrakcyjnego przodu. Wilczyński coraz bardziej utwierdza się, niekoniecznie w słusznym, przekonaniu, że za zaginięcie jego koleżanki z pracy odpowiada jej chłopak, wyjątkowo przebiegły człowiek, który ma już doświadczenie w zbrodniczej działalności. Tymczasem koledzy Wilczyńskiego, inni policjanci pracujący nad tą sprawą oraz jego przełożony, stopniowo nabierają pewności, że ich sprawcą jest nie kto inny, jak Bruno Wilczyński. Larysa Luboń natomiast staje przed zdumiewającym faktem, który z kolei naprowadza ją na sprawę tak zwanej Lady Di, bezdomnej, która prawdopodobnie została zamordowana. Larysa, tak jak i Bruno w sprawie porwania lub zabójstwa policjantki, ma osobisty stosunek do tajemniczej śmierci nieznajomej bezdomnej kobiety. Żeby za dużo nie zdradzać, napiszę tylko, że dziennikarka stara się pomóc komuś, na kim jej zależy. Przede wszystkim musi więc poznać tożsamość osoby, która „podpisała wyrok śmierci” na Lady Di. Bo wygląda na to, że ta sama osoba z jakiegoś sobie tylko znanego powodu chce skrzywdzić też osobę bliską Larysie. Jak można się tego spodziewać, tym sposobem dziennikarka też stanie się celem. Tak to w każdym razie wygląda, kiedy „na scenę” wkracza wpływowa rodzina najwyraźniej chowająca więcej trupów w szafie, niż Larysie się wydawało. I odtąd było już z górki. Tym bardziej, że równolegle prowadzony wątek, w centrum którego stoi Bruno Wilczyński (na dokładkę mamy fragmenty przedstawiające też nielekkie położenie kogoś innego), też nabiera dość długo wyczekiwanego kolorytu. Sytuacja Brunona zaognia się jeszcze bardziej od też przecież śmiertelnie niebezpiecznej rozgrywki, w jaką, chcąc nie chcąc, uwikłała się Larysa. Charyzmatyczni bohaterowie Izabeli Janiszewskiej wyraźnie są rozgrywani przez bezwzględnych ludzi, którzy mają interes w tym, żeby raz na zawsze się ich pozbyć. Różnie się to może potoczyć, ale autorka każe nam sądzić, że Bruno i Larysa nie mierzą się z tym samym „mistrzem zbrodni”, że każdy z nich toczy własną walkę. Na śmierć i życie. A w jednym przypadku również o być albo nie być po stronie tych dobrych. Bo „Amok” to nie tylko opowieść o mrocznych tajemnicach rodzinnych i „grach w szachy” z psychopatycznymi, sadystycznymi jednostkami, na które, myślę, czytelnicy starannie utkanych prozatorskich płócien Izabeli Janiszewskiej, można chyba powiedzieć, nowej mistrzyni polskiego literackiego kryminału, szykowali się już od pierwszego tomu tej porywającej trylogii. „Amok” to też opowieść o odkrywaniu swojej mrocznej strony. W tym pościgu za, jak to się mówi, bestią w ludzkiej skórze, łatwo można stać się takim samym potworem. Mało tego: człowiek do niedawna twardo opowiadający się za jasną stroną mocy jest przekonany, że to jedyny sposób, by zwyciężyć swojego nieodwracalnie zdeprawowanego wroga. Wyjść zwycięsko z tej ostatecznej konfrontacji ze złem. Tym straszniejszym, bo niepozbawionym też dobrego, a nawet zasługującego na współczucie, oblicza. W „Amoku” ci dobrzy mogą stać się więc złymi, a źli... albo jeszcze gorszymi, albo lepszymi od tych, z którymi mogliśmy już się zaprzyjaźnić. Niełatwe były dla mnie początki tej niestety ostatniej już cegiełki przemyślanej wielopiętrowej, solidnej budowli wzniesionej przez dziennikarkę Izabelę Janiszewską. Ale w końcu nadszedł ten magiczny moment, od którego jak najbardziej pożądane emocje już tylko rosły. Czas kompletnego zatracenia w tej nie tak przewidywalnej, tak rażąco oczywistej i irytująco uproszczonej historii, jak wcześniej miałam czelność założyć. A przecież znając „Wrzask” i „Histerię” powinnam raczej dać duży kredyt zaufania tej autorce. Mieć niezachwianą pewność, że prędzej czy później historia ta nabierze intensywności, w kotle tym będzie aż buzowało od najróżniejszych, bez wyjątku serdecznie witanych emocji i niespodziewanych zwrotów akcji. Właściwie to jednej niespodzianki, ale takiej, która... może nieco skomplikować „Waszą relację” z Izabelą Janiszewską. Zmienić Wasz stosunek do tej pani:) Ja w każdym razie chylę czoła, także za to, moim zdaniem, idealne zakończenie tej dobrze pomyślanej, trzymającej w napięciu, mrocznej trylogii kryminalnej, z którą „Amokiem” się żegnamy. I czekamy na kolejne gatunkowe opowieści nowej gwiazdy polskiego kryminału. Miejmy nadzieję, że z nie mniej barwnymi bohaterami od Lary Luboń i Brunona Wilczyńskiego. Zadanie trudne, ale nie niewykonalne. Doskoczyć do tej poprzeczki, stworzyć kolejne tak elektryzujące postaci, jak główni bohaterowie „Wrzasku”, Histerii” i „Amoku”, Cóż, pozostaje mi tylko życzyć powodzenia Izabeli Janiszewskiej, bo jakby nie patrzeć, choć egoistycznie to zabrzmi, mam w tym też swój interes. Jej sukces dla mnie, ale też dla Ciebie, będzie oznaczał kolejną pełną wrażeń, miejmy nadzieję równie mroczną i skłaniającą do refleksji wyprawę, jak ta na którą, w pewnym sensie, zabrali nas Brunon i Larysa.
To już jest koniec. Koniec ciężkich przeżyć bezpośredniego, nieokrzesanego komisarza warszawskiego wydziału zabójstw, Brunona Wilczyńskiego i jeszcze mniej towarzyskiej, aspołecznej wręcz, dziennikarki Larysy Luboń, specjalizującej się w tematach dotyczących przemocy wobec kobiet i dzieci. Udany finał, choć początek zapowiadał coś zgoła przeciwnego. Pierwsze stacje „Amoku” pokonywałam z narastającą pewnością, że nic z tego nie będzie, że nie wykluje się z tego choćby w połowie tak wciągająca opowieść, jaką Izabela Janiszewska skonstruowała na kartach „Wrzasku” czy „Histerii”. Na szczęście byłam w błędzie. I teraz, po skończeniu lektury, ogłaszam, że „Amok” w mojej ocenie... przewyższa poprzednie tomy tej kryminalnej trylogii. A to ci zaskoczenie, co? Warto więc było przemęczyć początek. Warto też czytać ten cykl od początku – taka mała rada dla tych, którzy dopiero planują swoją podróż z Janiszewską. Moim zdaniem dobrze robicie uwzględniając w swoich czytelniczych planach to trzytomowe osiągnięcie naszej rodaczki. Tędy droga.
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz