piątek, 9 kwietnia 2021

Valerie Keogh „Fatalne kłamstwo”

 

Beth Anderson, Joanne Marsden i Megan Reece przyjaźnią się od przeszło dwudziestu lat. Poznały się w czasach studenckich, których zakończenie uczciły katastrofalnym w skutkach wyjazdem do nadmorskiego miasteczka. Właśnie tam narodziła się tajemnica, która wpłynęła na ich dalsze losy. Każda z nich wybrała inną ścieżkę zawodową: Megan wstąpiła do Koronnej Służby Prokuratorskiej, Beth do Wydziału do spraw Gwałtów i Poważnych Przestępstw Seksualnych londyńskiej policji, ale największy sukces finansowy odniosła Joanne, która przez wszystkie te lata ukrywała przed przyjaciółkami prawdziwe źródło swojego dochodu. Teraz, po dwudziestu latach od zawiązania przez nie paktu milczenia, na jaw wychodzi prawda, która lepiej dla nich, gdyby nigdy nie ujrzała światła dziennego. Bo niektóre prawdy mają niszczycielskie właściwości...

Valerie Keogh to pseudonim literacki urodzonej i mieszkającej w Wielkiej Brytanii Valerie Dickenson, która przez wiele lat była pielęgniarką w domu opieki w okolicach angielskiego miasta Bath. Do podpisywania swoich książek wymyślonym nazwiskiem skłoniła ją jedna ze stworzonych przez nią postaci – pielęgniarka i seryjna morderczyni. Można powiedzieć, że pisarka chciała w ten sposób uniknąć złych skojarzeń. Początkowo myślała o romansach, ale szybko uświadomiła sobie, że lepiej radzi sobie z opowieściami kryminalnymi. Wszak wychowała się na twórczości mistrzyni kryminału Agathy Christie. Na tym gatunku przede wszystkim się skupia, ale swoich sił próbuje też w thrillerze psychologicznym. Pierwsza wydana w Polsce powieść Valerie Keogh, „Fatalne kłamstwo” (oryg. „The Three Women”), jest tego dowodem. Światowa premiera tej niedługiej powieści miała miejsce w roku 2020, a w Polsce, nakładem wydawnictwa Muza, wyszła w pierwszym kwartale 2021 roku.

Trzy przyjaciółki i jedno kłamstwo, które doprowadziło do fatalnych wyborów. Prawda cię wyzwoli? Główne bohaterki książki Valerie Keogh przekonają się raczej, że szczerość to „niebezpieczna broń”. „Są sekrety, których lepiej nie wyjawiać” - na tej skądinąd znanej tezie buduje się „Fatalne kłamstwo”. Wciągający thriller psychologiczny o wieloletnich przyjaciółkach, które na własnej skórze przekonują się, jak niszczycielska może być prawda. Czasami lepiej nie wiedzieć... Główna oś akcji jest osadzona w roku 2020, ale wcześniej Keogh pozwala nam wejrzeć w przeszłość. Najpierw przedstawia narodziny przyjaźni trzech znacznie różniących się od siebie studentek uniwersytetu w Londynie: Beth Anderson, Joanne Marsden i Megan Reece. Następnie przeskakuje o trzy lata do przodu, do feralnego roku 2000. Tragicznej w skutkach wycieczki, babskiego wypadu do nadmorskiego miasteczka, zorganizowanego z okazji zakończenia nauki. Trudno powiedzieć, czy ich przyjaźń utrzymałaby się, gdyby nie pakt milczenia zawarty w tym miejscu. Trochę jak w „Koszmarze minionego lata” Jima Gillespiego – bohaterki „Fatalnego kłamstwa” przysięgają, że nikogo nie wtajemniczą w zbrodnię, jaka się w tym malowniczym miejscu rozegrała. Prawda lubi jednak wychodzić na wierzch. Często w najmniej odpowiednich momentach. W tym przypadku prawda była chowana przez dwie dekady. I to nie ta prawda, którą obiecywały zatrzymać dla siebie. Okazuje się bowiem, że prawda chowała się jeszcze głębiej niż większość z nich myślała. I co gorsza, to wielkie kłamstwo urodziło kolejne. Efekt domina. Jeden błąd i lawina ruszyła. Teraz, gdy już prawda wyszła na jaw, każda z nich ma powody obawiać się o swoją przyszłość. Valerie Keogh z jednej strony daje nam do zrozumienia, że życie tych trzech przyjaciółek nie obracałoby się w gruzy, gdyby nie grzech popełniony przed dwudziestoma laty, a z drugiej każe nam myśleć, że niektóre kostki tego niemożliwego do zatrzymania domina, tak czy inaczej musiały się przewrócić. Niezależnie od tytułowego kłamstwa. Świadoma tej smutnej prawdy zdaje się być jedynie Beth Anderson, komisarz w służbie londyńskiego Wydziału do Spraw Gwałtów i Poważnych Przestępstw Seksualnych. Nie jest nazbyt skora do obwiniania za swoje niepowodzenia długoletniej przyjaciółki. Nie rozgrzesza, ale też nie pozwala sobie na komfort, jakie daje myślenie, że kto inny odpowiada za całe zło, jakie dokonuje się w jej życiu. Może i jej związek z ukochanym mężczyzną nie rozpadłby się, gdyby nie ten nieszczęsny wyjazd z przyjaciółkami po zakończeniu studiów, bo istnieje prawdopodobieństwo, że wybrałaby mniej czasochłonną ścieżkę zawodową. Mogłoby tak być, ale Beth jest na tyle uczciwa wobec siebie, żeby raz po raz napominać się, że przecież mogła dokonać innych wyborów. Gdyby się postarała, mogłaby nawet tak zorganizować sobie pracę w policji, żeby móc spędzać więcej czasu z mężczyzną, z którym ułożyła sobie całkiem wygodne życie. I któremu właśnie skończyła się cierpliwość. Tymczasem Joanne Marsden w oczach swoich przyjaciółek uchodzi za tą, której najlepiej się powiodło. Może nie w miłości, ale w pracy na pewno. Czytelnik wie jednak o Joanne to, czego nie wiedzą Beth i Megan. Wie więcej o jej bez wątpienia lukratywnym zajęciu, ale już niekoniecznie tak gładko przebiegającym, jak sądzą jej najlepsze przyjaciółki. Tylko czy na pewno można je tak nazywać? Czy nadal łączy je przyjaźń, czy raczej przyzwyczajenie? Albo zmowa milczenia zawarta wiele lat wcześniej? Megan Reece, wzięta prokurator, chce myśleć, że spaja ich coś więcej, że ich więź przetrwa ten moment prawdy. Desperacko trzyma się tej nadziei, ale jeszcze bardziej zależy jej na utrzymaniu przy sobie kobiety, którą już wkrótce ma poślubić. Nade wszystko chce ocalić ten związek, a dopiero w dalszej kolejności przyjaźń z Beth i Joanne. Błąd? Odbiorcy „Fatalnego kłamstwa” sami muszą to rozsądzić. Często mówi się, że liczy się tylko prawda, choćby nawet najgorsza. A Valerie Keogh mówi: sprawdzam.

Jeśli myślisz, że współczesny thriller psychologiczny wymaga niepospolitych motywów, rozpędzonej akcji, czy wręcz przeciwnie: długich, bardzo szczegółowych analiz psychologicznych przynajmniej ważniejszych postaci i oczywiście zatrważających zwrotów akcji, to musisz przeczytać „Fatalne kłamstwo” Valerie Keogh. To jedna z tych powieści, która pokazuje, że mniej spektakularnymi, skromniejszymi środkami można osiągnąć zbliżony, a może nawet lepszy efekt. Rozbudzić w odbiorcach równie silne i też mocno zróżnicowane emocje. Z takiej prostej, żeby nie rzec banalnej opowiastki może nawet wykluć się solidny materiał do przemyśleń. Zachęta do introspekcji. W pogoni za prawdą. Szerzej rzecz ujmując, Valerie Keogh niejako zmusza nas do zastanowienia się nad tym, czy zawsze powinno nam zależeć na prawdzie. Czy w głębi serca uważamy, że prawda, choćby najgorsza, zawsze jest lepsza od nawet najpiękniejszego kłamstwa? Tytułowe kłamstwo co prawda trudno uznać za piękne, ale rzeczy, które Keogh będzie stopniowo odkrywać po ujawnieniu tego oszustwa, mają przekonywać nas, że szczerość bywa jeszcze gorsza. W każdym razie nie zawsze popłaca. Tak mamy na to patrzeć. Takie poczucie ma narastać w nas z biegiem lektury. Poczucie, które może, ale wcale nie musi nas opuścić po wydobyciu przez autorkę wszystkich sekretów naszych... antybohaterek? To też każdy sam będzie musiał sobie rozsądzić. Przyznaję, że musiałam głęboko zastanowić się nad kwestią, którą zawsze uważałam za oczywistą. Tak oczywistą, że z niecierpliwością czekam na polityka, który swoją kampanię wyborczą oprze na obietnicach grabienia do siebie. Szczerze: taki ktoś mój głos będzie miał. Za szczerość, która w świecie, w jakim przyszło nam żyć, moim zdaniem, jest towarem deficytowym. W „Fatalnym kłamstwie” musiałam (innego wyjścia nie miałam, gdyż Keogh, co nieczęsto się zdarza, w niewielu zdaniach zawiera imponująco dużo treści) utożsamić się z każdą z kobiet, dla których prawda okazała się gorsza od kłamstwa. Skonfrontować z sytuacją, która spokojnie mogłaby rozegrać się w rzeczywistości. Nie ma w „Fatalnym kłamstwie” daleko idących udziwnień, usilnych starań w kierunku obdarowania długoletnich fanów gatunku jakimiś innowacjami, czy nawet silenia się na coś, co w rzeczywistości raczej się nie zdarza. Chyba każdemu zdarza się skłamać. Choć pewnie rzadko w tak poważnej sprawie, jaką poniekąd przedstawia nam Keogh we wprowadzającej (moim zdaniem niepotrzebny prolog celowo pomijam), retrospektywnej partii swojej naprawdę emocjonującej opowieści o trzech zaprzyjaźnionych kobietach. Autorka podnosi jednak dość przerażającą, jeśli się nad tym zastanowić, myśl, że nawet takie kłamstwa, które wypowiadającemu mogą wydawać się zupełnie nieszkodliwe, nawet drobne kłamstewka, które być może pod wpływem jej historii przypomni sobie czytelnik, mogły ukształtować czyjeś życie. A może nawet zawieść kogoś na skraj przepaści... Można się poczuć nieswojo. Można zwątpić w życie swoje i wszystkich, których uraczyło się jakąś zmyśloną historyjką. Nieprzekazywana w złej wierze, sam w sobie mało istotny, drobny, niegodny wspominania incydent, jakich wiele? Cóż, czytając „Fatalne kłamstwo”, chcąc nie chcąc, niejeden czytelnik zapewne będzie przypominał sobie te przynajmniej na pozór niegodne zapamiętania, a w przypadku ludzi wierzących przypuszczalnie nawet wyspowiadania, grzeszki. A stąd już krótka droga do zadręczania się pytaniami, na które, nie mam wątpliwości, nie każdy nagle zapragnie poszukać jasnych odpowiedzi. Bo wyobraźcie sobie, że Wasze pozornie niewinne kłamstwo zniszczyło komuś życie? Zamieniło je w niekończące się pasmo nieszczęść. Albo gwałtownie je zakończyło. W świecie przedstawionym przez Valerie Keogh w „Fatalnym kłamstwie” do nieodwracalnej tragedii mogło jeszcze nie dojść, to znaczy tytułowe oszustwo wcale nie musiało doprowadzić do czyjejś śmierci. Ale bez względu na to, czy są jakieś ofiary śmiertelne, autorka niezmiennie podtrzymuje, a nawet konsekwentnie potęguje, przekonanie, że niemała krzywda i tak się dokonała. Na domiar złego, ten niszczący proces wciąż postępuje. Nawet teraz (zwłaszcza teraz!), dwie dekady po tej nieprzemyślanej, niemądrej choć znajdującej pewne wytłumaczenie, decyzji. Trudno coś takiego całkowicie rozgrzeszyć, ale autorka wystarała się o to, żebyśmy przynajmniej zrozumieli motywy, jakie stały za tym brzydkim posunięciem; przyjęli również ten punkt widzenia, a to na pewno nie ułatwia wydania kategorycznego, surowego osądu. To samo zresztą można powiedzieć o pozostałych uczestniczkach „tego dramatu”. Valerie Keogh nie tworzy postaci ani zupełnie czarnych, ani całkowicie białych. Ani dobrych, ani złych. Owszem, popełniających błędy, ale kto ich nie popełnia? Nie myli się tylko ten, kto nic nie robi, a te kobiety, jakby nie patrzeć, zazwyczaj działają ze szlachetnych pobudek. Można za to kwestionować metody, ale to też rzecz indywidualna, zależna od osobistych zapatrywań czytelnika.

Valerie Keogh stworzyła opowieść, która płynie na fali osobistych poglądów każdego czytelnika. Wiele zależy od Waszych zapatrywań na różne kwestie poruszane tutaj przez autorkę. Ona nadaje kierunek, ale wnioski pozostawia już w gestii odbiorcy. Może się więc i tak zdarzyć, że zupełnie inaczej ode mnie będziecie odbierać trzy od dawna znające się kobiety, które na swoje nieszczęście stają twarzą w twarz z Prawdą. „Fatalne kłamstwo” to opowieść o tym, że prawda może szkodzić bardziej od oszustwa, o tym, że nie zawsze warto zdobywać się na szczerość. Niektórych tajemnic lepiej nie odgrzebywać. Z niektórych grzechów lepiej się nie spowiadać. Ale to też opowieść o tym, że nie warto kłamać nawet w sprawach, które wydają nam się mało istotne. Trzymać się tylko prawdy albo dożywotnio strzec kłamstwa. Fascynujący thriller psychologiczny z rodzaju tych, które pokazują, że w prostocie też tkwi siła. Trzeba tylko umieć ją wydobyć. I nie muszę chyba dodawać, że moim zdaniem Valerie Keogh opanowała tę sztukę do perfekcji. Przynajmniej w tym swoim „Fatalnym kłamstwie”.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz