czwartek, 28 października 2021

Anne Mette Hancock „Cięcie”

 

W Kopenhadze znika dziesięcioletni chłopiec Lukas Bjerre, którego ostatnio widziano na terenie szkoły, do której uczęszcza. Sprawę prowadzi starszy aspirant Erik Schäfer, a partneruje mu Lisa Augustin. Wszyscy, którzy znają Lukasa, twierdzą, że jest radosnym, uczynnym chłopcem i wzorowym uczniem, ale śledczy szybko odkrywają, że zaginiony, wbrew przekonaniu swoich rodziców, nie mówił im wszystkiego. W tajemnicy przed nimi założył profil na portalu społecznościowym, który poświęcił swojej pasji: pareidolii. Sprawę bada też przyjaciółka Erika Schäfera, dziennikarka śledcza Heloise Kaldan, która została zmuszona przez swoją przełożoną do odłożenia bardziej interesującego ją tematu, poświęconego zespołowi stresu pourazowego wśród duńskich żołnierzy.

Druga odsłona powieściowej trylogii(?) kryminalnej z dziennikarką Heloise Kaldan i detektywem z wydziału zabójstw Erikiem Schäferem, stworzonej przez duńską autorkę z wykształceniem historycznym i dziennikarskim, Anne Mette Hancock. Pierwsza część, „Ostrze” (oryg. Ligblomsten”), trafiła na szczyty list bestsellerów i została uhonorowana nagrodą Duńskiej Akademii Kryminalnej za najlepszy debiut. „Cięcie” (oryg. „Mercedes-snittet”) swoją światową premierę miało w 2018 roku i otrzymało nominację do Martha-prisen, nagrody przyznawanej przez sieć księgarni Bog & idé. Prawdopodobnie ostatnia odsłona tej poczytnej serii, „Pitbull”, która w Polsce ma ukazać się jeszcze w roku 2021, została natomiast nominowana do Nagrody Publiczności na Horsens Crime Fair. Prawa do sfilmowania całej trylogii zostały już sprzedane.

W 2017 roku Anne Mette Hancock przeczytała książkę napisaną przez prokuratora stanowego Hansa Pettera Hougena oraz byłego szefa wydziału zabójstw Benta Isagera-Nielsena, gdzie natknęła się na termin Mercedes-snit - nacięcie wykonywane przez patologa sądowego w celu sprawdzenia, czy denat ma blizny w sercu. Hancock doszła do wniosku, że tak naprawdę wszyscy mamy jakieś blizny w sercu, a najbrzydsze z nich zwykle są niewidoczne dla ludzkiego oka. W drugiej części mrocznych przygód dziennikarki śledczej Heloise Kaldan i starszego aspiranta Erika Schäfera, ta duńska powieściopisarka – przyjaciółka innej, chyba jeszcze bardziej znanej autorki, Katrine Engberg – która jakiś czas mieszkała we Francji i w Stanach Zjednoczonych (obecnie mieszka w Kopenhadze), pisze o takich właśnie bliznach. W różnych postaciach. Minął mniej więcej rok od wydarzeń przedstawionych w „Ostrzu”. Detektyw z kopenhaskiego wydziału zabójstw, Erik Schäfer właśnie wrócił z wakacji, które spędził w towarzystwie ukochanej żony, a dziennikarka śledcza pracująca dla gazety „Demokratisk Dagblad”, Heloise Kaldan, z którą połączyła go wyjątkowa więź, niedawno dowiedziała się, że jest w ciąży. Z nikim nie podzieliła się tą informacją. Nikim, z wyjątkiem lekarza Jensa Bjerrego. Dziwnym zbiegiem okoliczności główna bohaterka „Cięcia” przebywa w jego gabinecie, gdy mężczyzna odbiera telefon ze szkoły, do której uczęszcza jego dziesięcioletni syn Lukas. Tego dnia chłopiec powinien być na zajęciach, ale okazuje się, że w ogóle nie pojawił się w szkole. To tym większe zaskoczenie dla Jensa, że to on odprowadzał go do szkoły. I jak zawsze zaczekał, aż chłopiec wejdzie do budynku. Zespół śledczy, którym kieruje Erik Schäfer, musi więc wziąć pod uwagę dwie możliwości: że chłopiec uciekł albo został porwany, gdy przebywał na terenie szkoły bądź gdzieś w pobliżu. Przypomina się „W sieci pająka” Jamesa Pattersona, powieść przeniesiona na ekran przez Lee Tamahoriego w 2001 roku. Tam też istniało duże prawdopodobieństwo, że do porwania dziecka doszło w szkole, ale na tym w zasadzie kończą się podobieństwa pomiędzy tymi historiami. Anne Mette Hancock wyznacza zupełnie inne kierunki dla swojej opowieści. Sprawa zaginięcia dziesięciolatka z Kopenhagi trafia na pierwsze strony duńskich gazet. Gdy do przełożonej Heloise Kaldan dociera informacja, że śledztwo prowadzi przyjaciel tej drugiej, oczekuje, że Heloise odłoży temat, którym aktualnie się zajmuje i całą swoją uwagę poświęci tej głośnej sprawie. Wielu jej kolegów po fachu zapewne ucieszyłoby się z takiego zlecania, ale Heloise wolałaby dalej zbierać materiały do artykułu o zespole stresu pourazowego, z którym zmaga się wielu duńskich żołnierzy po powrocie z misji. Inna sprawa, że Kaldan akurat nie jest w najlepszej formie. Można dojść do wniosku, że po prostu nie czuje się na siłach, żeby zajmować się tak wymagającą, postępową sprawą jak tajemnicze zniknięcie osoby nieletniej. Bo bohaterka, która zdążyła już podbić serca wielu czytelników z różnych stron świata, jest jedną z postaci ze wspomnianymi bliznami w sercu. Informacje, jakie odkryła przed rokiem, odbiły się na jej charakterze. Kaldan stała się bardziej cyniczna, wręcz zimna. I nie powiem, żeby mi to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie: w „Ostrzu” zawiązało się między nami coś w rodzaju przyjaźni, ale w „Cięciu” ta postać stała mi się jeszcze bliższa. Szczerze mówiąc, utożsamiałam się z nią. I to już od pierwszego naszego spotkania, w poczekalni prywatnej kliniki, gdzie miała umówioną wizytę z ginekologiem, który na jej prośbę miał przerwać jej ciążę. „Blichtr i gloryfikacja nastoletniej anoreksji w pastelowym opakowaniu” - tak w myśli Kaldan podsumowuje jeden z kolorowych magazynów, które mają umilać czas pacjentom. Albo to „mina do selfie [dzióbek]. Jeden z najbardziej niedorzecznych wynalazków ostatnich czasów”. Trzeba przyznać, że język trochę się tej naszej Hancock wyostrzył. A to tylko jeden z powodów, który sprawił, że „Cięcie” w moich oczach przeskoczyło poprzeczkę zawieszoną w poprzedniej odsłonie. „Ostrze” dobrze się czytało, ale od „Cięcia” wprost oderwać się nie mogłam. To już, według mnie, wyższa liga literackiego kryminału/thrillera, także psychologicznego.

Anne Mette Hancock w „Cięciu” bynajmniej nie odchodzi od formy, którą obrała w poprzednim tomie swojego hitowego cyklu, zaplanowanej trylogii, ale osobiście mocno trzymam kciuki za niepowodzenie tego planu. Zważywszy na dość dużą popularność tej serii jest szansa na to, że Hancock zorganizuje dla nas jeszcze parę spotkań z Heloise Kaldan i Erkiem Schäferem. W każdym razie w „Cięciu” nierównomiernie przeplatają się rozdziały reprezentowane (narracja trzecioosobowa) przez tę dwójkę bohaterów. To najczęściej, ale od czasu do czasu w centralnym punkcie autorka będzie stawiać inne osoby. Wątek przewodni to oczywiście śledztwo w sprawie zaginięcia dziesięcioletniego Lukasa Bjerrego, jedynego dziecka lekarza Jensa Bjerrego i jego nadużywającej alkoholu żony, Anne Sofie, ale nie mniej zajmowały mnie osobiste problemy, rozterki, zmagania dziennikarki śledczej Heloise Kaldan, która pozostaje w związku z Martinem Duvallem. Z nim też zaszła w ciążę, ale nie zamierza wydawać na świat tego dziecka. Nie ma też zamiaru zwierzać się komukolwiek ze swoich problemów. Nawet najlepszej przyjaciółce, psychotraumatolożce wojskowej Gerdzie Bendix, która pomaga jej w zbieraniu informacji o zespole stresu pourazowego (PTSD) w Duńskich Siłach Zbrojnych. I, tak się złożyło, jest świadkiem w śledztwie (czy aby nie za dużo tych zbiegów okoliczności? Ale małe są), którym obecnie zajmuje się przyjaciel jej przyjaciółki, Erik Schäfer. Właściwie Heloise traktuje go bardziej jak ojca... któremu nie mówi się wszystkiego. Tym razem zaangażowanie Kaldan w sprawę kryminalną rozpracowywaną przez policyjny zespół pod przewodnictwem Schäfera, jest mniejsze, żeby nie powiedzieć znikome. Jakąś rolę w poszukiwaniach Lukasa Heloise odegra, ale przeważnie będziemy się przyglądać jej życiu prywatnemu. Kaldan: warstwa obyczajowo-dramatyczna, Erik: warstwa kryminalna. Taki podział wyraźnie wykształca się w „Cięciu”. Opowieści o wojennych zbrodniach, o niedawno przeżytych traumach, które na nowo kształtują dorosłego już człowieka, o słabościach systemu prawnego, o tych ludzkich krzywdach, które zwykle się ignoruje dopóty, dopóki nie dojdzie do tragedii. Anne Mette Hancock ma trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Nie stara się lukrować współczesnego świata, nie włącza się w budowanie mitu o bezpiecznej krainie powszechnej szczęśliwości, jaką rzekomo jest Dania. Heloise Kaldan uważa, że wielu jej krajanów żyje w swoistej bańce, oszukując się, że problemy, z jakimi zmagają się inne państwa, ich nigdy nie będą dotyczyły. Na przykład wojna – kto w Danii bierze pod uwagę taką ewentualność? Podczas gdy inni się zbroją, Dania powoli zwija swoją armię. Takie przekonanie w każdym razie ma nasza niewątpliwie pogubiona dziennikarka śledcza. Wiedza, jaką zdobyła przed rokiem, ciężar, jaki nieoczekiwanie spadł na jej barki, straszliwa prawda na temat bardzo bliskiej jej osoby, to sprawiło, że zaczęła widzieć świat jedynie w czarnych barwach. Odebrało jej całą wiarę w ludzi. Z paroma wyjątkami - na szczycie zaufanych osób Heloise obecnie znajdują się psychotraumatolożka Gerda Bendix i jej rodzina i starszy aspirant Erik Schäfer, ale to wkrótce może się zmienić. Już na początku tej pasjonującej, nieodkładalnej, powieści, przekonujemy się, że Kaldan także ich nie dopuszcza zbyt blisko do siebie. Wszystko wskazuje na to, że Heloise rozpoczęła już budowę swoistego muru wokół siebie – zawsze miała problem z zaufaniem, ale teraz ten „syndrom” jeszcze się u niej rozwinął. Coraz częściej myśli o zaszyciu się w jakiejś samotni, odcięciu od dosłownie całego świata. I jest coraz bardziej świadoma tego, że jej związek z Martinem Duvallem nie ma przyszłości. Ze względu na rozbieżne pragnienia. Ona, w przeciwieństwie do niego, nie chce ani ślubu, ani dzieci. Za każdym razem, gdy mężczyzna zaczyna kierować ich rozmowę na te tematy, Kaldan wszelkimi sposobami (na przykład poprzez seks) stara się odciągnąć jego uwagę od tych kwestii. Bo Kaldan, w przeciwieństwie do jej partnera, ma już pewność, że jego marzenia są nieosiągalne, że jego plany względem niej nie mogą się ziścić. Bo ona nie jest w najmniejszym nawet stopniu zainteresowaną taką przyszłością, jaką rysuje przed nią Martin. Podczas gdy Kaldan coraz to bardziej zdecydowanie odpycha od siebie tego zakochanego w niej człowieka, podczas gdy jej relacje z najbliższymi przyjaciółmi, nie bez jej winy, zaczynają się komplikować - czyżby tylko kwestią czasu było, aż wszyscy się od niej odwrócą? - zespół śledczy, którym kieruje Erik Schäfer, wytrwale poszukuje zaginionego dziesięciolatka, który może już nie żyć. W sumie można odnieść wrażenie, że już tylko rodzina Lukasa Bjerrego wierzy, że chłopiec nie padł ofiarą zabójstwa. Dowody wskazują na co innego, ale jak to mówią, nadzieja umiera ostatnia... Pareidolia, czyli dopatrywanie się znanych kształtów w przypadkowych wzorach. Anne Mette Hancock włącza to zjawisko do toczącego się w jej całkiem mrocznym, ponurym, przygnębiającym świecie przedstawionym, śledztwa w sprawie porwania i/lub zabójstwa małoletniego Lukasa. Który jak się okazuje miał lekką obsesję na punkcie wyszukiwania ludzkich twarzy w przypadkowych rzeczach. Ta fascynacja może być kluczem do rozwiązania tej sprawy, która, tak jak życie Heloise Kaldan, będzie się komplikować. Mnożą się wątki i tropy, które nijak nie chcą się ze sobą połączyć. Napięcie nieustannie rośnie. Dochodzą coraz to inne emocje. A suspens... Cóż, według mnie niejeden dużo bardziej doświadczony od Hancock autor powieści kryminalnych może jej pozazdrościć wyczucia sytuacji. Tej imponującej cierpliwości, tego niemiłosiernego wstrzymywania akcji, bezlitosnego odwlekania w czasie... nieuniknionego? Tak czy inaczej, możecie się nastawiać na konfrontację z naprawdę ciężkimi tematami, które z całą pewnością zainspirowało życie.

Ostrze” Anne Mette Hancock to była tylko rozgrzewka. „Cięcie”, druga odsłona zaplanowanej trylogii z dziennikarką śledczą Heloise Kaldan i starszym aspirantem Erikiem Schäferem z Kopenhagi, to już w mojej ocenie wyższa jakość kryminału, czy jak kto woli thrillera. Z silnie rozwiniętą, a przynajmniej mnie całkowicie zadowalającą, warstwą psychologiczną. Solidnie rozpisana – szczegółów ani za dużo, ani tym bardziej za mało, w sam raz – frapująca zagadka kryminalna, emocjonujące śledztwo prowadzone przez zdeterminowanych policjantów i równie angażujące problemy osobiste młodej dziennikarki. Mocno wciągająca i jeszcze mocniej trzymająca w napięciu powieść poruszająca ważne tematy. Mówiąca o problemach społecznych, które niestety nie są czystą fikcją literacką. Mroczna wyprawa do nie takiej znowu bezpiecznej, jak niektórym się wydaje, Kopenhagi, zorganizowana przez wspaniale rokującą duńską autorkę. Warto przeczytać i na dodatek nie trzeba zachowywać kolejności – można spokojnie brać, nie mając rozeznania w „Ostrzu”.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz