środa, 13 października 2021

Dorian Lynskey „Ministerstwo Prawdy. Biografia Roku 1984 Orwella”

 

W 1949 roku swoją światową premierę miała jedna z najbardziej przerażających książek, jakie w życiu przeczytałam. Książka, która miała być przestrogą, miała otwierać oczy, budzić, uczulać na zagrożenie, które najprawdopodobniej nigdy nie odejdzie. Wiecznie aktualne arcydzieło brytyjskiego powieściopisarza i publicysty, „uczłowieczenie pesymizmu”, krytyka systemów totalitarnych, demokratycznego socjalisty George'a Orwella (właściwie Erica Arthura Blaira), który zmarł w 1950 roku w wieku czterdziestu siedmiu lat. Brytyjski dziennikarz muzyczny, który ma w swoim CV współpracę między innymi z „The Guardian”, „The Observer” i „The Spectator” oraz autor książek non-fiction, Dorian Lynskey, w swoim wydanym w 2019 roku dziele przygląda się temu fenomenowi wydawniczemu. Obok „Folwarku zwierzęcego” (1945) najważniejszej powieści w pisarskim dorobku George'a Orwella. Nominowana do Nagrody Orwella w kategorii krytyka polityczna i The Baillie Gifford Prize, książka „Ministerstwo Prawdy. Biografia Roku 1984 Orwella” (oryg. „The Ministry of Truth: The Biography of George Orwell's 1984”), to niewyczerpane źródło informacji dla wszystkich fanów George'a Orwella, oczywiście ze wskazaniem na jego opus magnum, „Rok 1984”. Prawdopodobnie czołową przedstawicielkę literatury antyutopijnej/dystopijnej. I prawdopodobnie jedną z najbardziej przygnębiających, depresyjnych powieści, jaką w całym swoim życiu przeczytacie.

Ministerstwo Prawdy” nie jest kolejną biografią George'a Orwella. W każdym razie niezupełnie, bo siłą rzeczy w publikacji Doriana Lynskeya - która na polski rynek trafiła w roku 2021: staranne wydanie w twardej oprawie od Czarnej Owcy - znajdujemy szczegółowy portret i najróżniejsze scenki z życia jednego z największych pesymistów, jakich nosiła ziemia. Autor „Ministerstwa Prawdy” powadzi nas życiową ścieżką George'a Orwella, gdzie właściwie bez przerwy rozgląda się za wpływami na główny przedmiot jego tutejszych badań. Wszystko zaczęło się w 1936 roku, kiedy to Eric Arthur Blair, postanowił dołączyć do którejś z walczących stron w Hiszpanii. Na front jechał w przekonaniu, że widmo totalitaryzmu czai się na prawicy. Wtedy jeszcze wierzył, że lewica nie jest zdolna do takiego okrucieństwa, że w przeciwieństwie do swoich politycznych przeciwników, socjaliści brzydzą się kłamstwem. Mają więc głębokie poszanowanie dla wartości, której był gotów bronić za wszelką cenę. W tym mrocznym okresie, w jakim przyszło żyć człowiekowi znanemu jako George Orwell (planował oficjalnie - w urzędzie - zmienić nazwisko, ale nigdy się za to nie zabrał, co wcale nie przeszkadzało mu, także w życiu prywatnym, posługiwać się tym mianem, pseudonimem, którym podpisywał swoje książki i wszystkie pozostałe teksty) obrona owej wartości na pozór była trudniejsza niż kiedykolwiek. „Na pozór”, bo z omawianej, moim zdaniem wybitnej, książki Doriana Lynskeya, płynie między innymi taki morał, że walka o prawdę zawsze była i zawsze będzie jedną z najcięższych walk, jaką warto - zawsze warto! - toczyć. Każdego dnia, w każdej godzinie. Nie być jednym z „wierzących w satysfakcjonujące emocjonalnie kłamstwa, odrzucających niewygodne prawdy, oceniających rzeczywistość przez pryzmat szokujących podwójnych standardów i poprawiających w swojej pamięci bieg wydarzeń”. Niektórzy mówią, że „Rok 1984” George'a Orwella jako przepowiednia, proroctwo - którą powieść tak naprawdę, co podkreśla Lynskey w swojej zjawiskowej książce, nie miała być - w najmniejszym stopniu się nie sprawdziła. Okropne wizje odmalowane na kartach tej powieści, nie ziściły się ani w tytułowym roku 1984, ani nigdy potem. A Korea Północna? A Rosja? - to tylko wybrane przykłady przywoływane przez Lynskeya. No tak, ale tak zwany zachodni świat może czuć się bezpiecznie. Skutecznie opiera się podstępnemu zewowi totalitaryzmu. Rzeczone zagrożenie odeszło wraz z Adolfem Hitlerem i Józefem Stalinem. My nie musimy walczyć o wolność, tak jak nasi przodkowie. Nikt nam jej nie zabierze, nikomu nawet w głowie to nie postanie. Poprzednie pokolenia pewnie też miały takie przekonanie...

Kłamliwa propaganda. Tajna broń dyktatorów, na którą George Orwell miał coś w rodzaju uczulenia. Do szewskiej pasji doprowadzało go wmawianie ludziom, że czarne jest białe, a dwa plus dwa równa się pięć. Zinstytucjonalizowane pranie mózgu, diabelska moc, której nie byli w stanie oprzeć się nawet ludzie światli, jakaś część tak zwanej inteligencji. Co naturalnie napawało Orwella smutkiem, ale raczej nie dziwiło. Dorian Lynskey w swoim „Ministerstwie prawdy. Biografii Roku 1984 Orwella” zauważa, że do tego wnikliwego obserwatora i zagorzałego przeciwnika (nie tylko w słowach, ale i w czynach, choć Lynskey uczciwie punktuje także te fakty z życia Orwella, które trudno uznać za chwalebne) systemów totalitarnych, przylgnęła, niekoniecznie zgodna ze stanem faktycznym, etykietka pisarza, któremu ewidentnie brakowało wiary w ludzi. Człowieka, który w głębi serca nie wierzył, że obywatele świata kiedykolwiek uodpornią się na manipulację okrutników opętanych żądzą władzy. Władzy absolutnej, której heretycy tak naprawdę niestraszni. Jak wynika z książki Doriana Lynskeya, Orwell wiedział, że nawet najbardziej waleczni opozycjoniści, osoby niebojące się występować przeciwko takim zwyrodnialcom, jak Hitler i Stalin, są wykorzystywani do wzmacniania ustrojów totalitarnych. Wystarczy wmówić społeczeństwu, że zagrażają oni bezpieczeństwu całego państwa, zrobić z nich wrogów publicznych numer jeden, a potem „bohatersko” wyeliminować to rzekome niebezpieczeństwo. George Orwell, trzeba mu to oddać, na wylot przejrzał praktycznie wszystkie socjotechniki stosowane przez kreatury zarówno na prawej, jak na lewej stronie politycznej. Sam uważał się za demokratycznego socjalistę, ale po „Roku 1984” zaczął być odbierany jako antysocjalista. Lewica go znienawidziła, a pokochała prawica, z którą Orwell tak naprawdę nigdy się nie utożsamiał. Bo „Rok 1984” przez długie lata przez wielu był odbierany jako krytyka socjalizmu, która jest domeną lewej strony politycznej (choć nie wszędzie, znam wszak przynajmniej jeden kraj, w którym socjalizm kojarzony jest z prawicą). Dorian Lynskey nie próbuje – a przynajmniej ja takich prób nie wyłapałam – podważyć tej interpretacji najwybitniejszej książki George'a Orwella (dobrze, obok „Folwarku zwierzęcego”). Zwraca uwagę jedynie na to, że Orwell był nieubłaganym przeciwnikiem socjalizmu komunistycznego, którego nie należy mylić z socjalizmem demokratycznym. Poza tym czas pokazał, że „Rok 1984” może być czytany na różne sposoby. Światopogląd czytelnika, jego sympatie polityczne, nie mają takiego znaczenia, jak uważali ci, którzy swego czasu „przywłaszczyli sobie” tę, niestety, zawsze na czasie powieść Anglika, w którym, jak daje nam do zrozumienia, jak udowadnia David Lynskey w swoim „Ministerstwie Prawdy”, tliła się większa nadzieja, niż w jego „Roku 1984”. Nawet jeśli rzadko to okazywał, wierzył, że ludzkość nie dopuści do powstania takiego świata, jaki odmalował w swoim wiekopomnym dziele. Wierzył, że demokracja zwycięży z dyktaturą. Że wcześniej czy później inni otworzą oczy na to, co widział on. Czytelnik sam musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy owo masowe przebudzenie jest już za nami? Czy dziś, przynajmniej w tak zwanych demokratycznych krajach, występuje zjawisko, które Orwell nazwał dwójmyśleniem (w skrócie: „umiejętność wyznawania dwóch sprzecznych poglądów i wierzenia w oba naraz”)? Czy wolimy brzydką prawdę od pięknego kłamstwa? Jesteśmy czujni, czy pozostajemy w objęciach Morfeusza? A może wcale nie zależy nam na przereklamowanej wolności? Może lepiej, żeby ktoś decydował za nas? Na przykład Partia, kierowana przez mitycznego Wielkiego Brata? Brata, który uwolni nas od męki myślenia. Nas, szczęśliwych niewolników, gotowych skoczyć w ogień za swoim Wodzem. Mówią, że Orwell się pomylił. Mówią, że przesadzał w swoich rzekomych proroctwach (sam traktował to bardziej jako ostrzeżenie, a nie przepowiednie à la Nostradamus). Mówią, że był niepoprawnym czarnowidzem, że poszedł stanowczo za daleko w swoich strasznych wizjach. I może mają rację. Chciałabym, żeby mieli rację.

Rok 1984 nadal jest tym tekstem, do którego zwracamy się, kiedy prawda jest kaleczona, język – wypaczany, władza – nadużywana; i chcemy wiedzieć, jak źle jeszcze może być, bo ktoś, kto żył i umarł w innej epoce, był w stanie zauważyć to zło oraz miał dość talentu, by przedstawić je w formie powieści.”

Ministerstwo Prawdy. Biografia Roku 1984 Orwella” to istne kompendium wiedzy na temat jednej z najważniejszych, jeśli nie najważniejszej, powieści antyutopijnej w dziejach. Kilkukrotnie przenoszonej na ekran (tutaj trzeba wyróżnić film Michaela Andersona z 1956 roku i obraz Michaela Redforda z roku... 1984), nie wspominając już o spektaklach teatralnych, i inspirującej niezliczonych artystów. „Rok 1984” George'a Orwella miał bezcenny wkład w rozwój literatury dystopijnej, ale i sam najpewniej sporo zawdzięcza innym pisarzom. Dorian Lynskey omówi wszystkie mniej i bardziej pewne, faktyczne i tylko domniemane, literackie wpływy na „Rok 1984” - doświadczenia życiowe Orwella, zainteresowania, a wręcz fascynacje (Orwell, podobnie jak ja, mniej interesował się osobowościami między innymi takich dyktatorów jak Hitler czy Stalin, a bardziej „przyczynami, dla których tylu zwykłych ludzi ich popierało”), jego światopogląd, to wszystko też dostaje niemałą, może nawet większą przestrzeń w „Ministerstwie Prawdy”. Poczytamy sobie między innymi o Jacku Londonie, Edwardzie Bellamym, Aldousie Huxleyu, Jewgienijim Zamiatinie, Arthurze Koestlerze, czy wreszcie H.G. Wellsie, jedynemu koledze po piórze George'a Orwella, któremu Dorian Lynskey poświęcił cały rozdział. Pierwsza część omawianej książki koncentruje się na okresie sprzed powstania „Roku 1984”. W tym też obszarze – rzecz jasna później – Lynskey przywoła czas, w którym tytułowa powieść „się pisała” (fakty i mity), a potem zobaczymy jak kształtował się fenomen „świętego Orwella”. Część druga „Ministerstwa Prawdy” skupia się na tych dekadach, których nie dożył. Druga połowa XX wieku (ze szczególnym uwzględnieniem złowieszczego roku 1984), ale też początek nowego stulecia, bo „Rok 1984”, tak jak i „Folwark zwierzęcy” George'a Orwella, nadal cieszy się praktycznie niesłabnącą i według mnie w pełni zasłużoną popularnością. Co, jak wynika z tej imponującej pracy Doriana Lynskeya – dojrzały, wyczerpujący, a przy tym bardzo przystępny warsztat – może świadczyć o tym, że totalitaryzm nie jest jakąś na poły mityczną, dawno zgładzoną bestią, której nie trzeba się już obawiać. Swoją wieczną sławę „Rok 1984” może wszak zawdzięczać przede wszystkim temu, że zagrożenia, przed którymi przestrzegał Orwell nie wydają się nieaktualne. Nawet teraz, w tak na pozór silnych demokracjach (Lynskey za główny przykład bierze Stany Zjednoczone), można dojść do wniosku, że świat Winstona Smitha jest nam bliższy niż wcześniejszym pokoleniom. Cóż, wtedy też tak myślano. Każde pokolenie przynajmniej jedną nogą tkwi w Oceanii. I tylko kwestią czasu jest, aż rzeczywistość Winstona Smitha nałoży się na naszą. „Nie dopuść do tego. To zależy od ciebie” - tym cytatem z George'a Orwella Dorian Lynskey kończy swoją wnikliwą, pasjonującą, ale i niepokojącą, mrożącą krew w żyłach, inteligentną, ważną, potrzebną pracę na temat „Roku 1984”. Roku, który jeszcze nie przeminął. Jeszcze nie.

Ministerstwo Prawdy. Biografia Roku 1984 Orwella” pióra brytyjskiego dziennikarza i autora książek non-fiction, Doriana Lynskeya, to rzecz jasna dzieło ukierunkowane głównie na fanów twórczości George'a Orwella. Fanów „Roku 1984”, ale nie tylko. Będzie też o innych publikacjach tego angielskiego pisarza, a także jego kolegów po piórze. Będzie o radiu, teatrze, kinie i telewizji. Będzie o wojnie. O okrutnych dyktatorach, których nie ma bez nas. Wszak „tyrania potrzebuje współudziału”. Poddanych karmionych kłamliwą propagandą, bezwstydnymi, nierzadko bardzo grubymi nićmi szytymi kłamstwami. Obywateli okrutnie zmanipulowanych, nauczonych dwójmyślenia. „Ministerstwo Prawdy” Davida Lynskeya według mnie może się też przydać osobom, którym proza George'a Orwella jest znana co najwyżej ze słyszenia. Nie trzeba znać dzieł tego inteligentnego ponuraka, zatwardziałego pesymisty (albo realisty, zależy kogo zapytać), wirtuoza pióra i zdecydowanego przeciwnika systemów totalitarnych (od lewa do prawa), żeby zakochać się w tej publikacji. W końcu są streszczenia poczynione ręką Davida Lynskeya – najwięcej miejsca zajmuje, jakżeby inaczej, streszczenie fabuły „Roku 1984”, które znajdziecie na końcu, tuż przed indeksem. Pozostaje mi tylko gorąco polecić, a raczej ładnie poprosić o zwiedzenie „Ministerstwa Prawdy” Doriana Lynskeya. A zatem proszę, no błagam, nie przegapcie tego arcyważnego dzieła o innym arcyważnym dziele.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz