
Remake filmu z 1951 roku w reżyserii Johna Carpentera. Oryginału nie miałam okazji zobaczyć, ale jeśli chodzi o jego nową wersję to absolutnie nic nie można jej zarzucić. Najlepsza jest na pewno sceneria tego obrazu. Rozległe przestrzenie odizolowanej od społeczeństwa, skutej lodem Antarktydy. Co ciekawe niektóre sceny kręcono w specjalnie udekorowanym studiu, gdzie na zewnątrz temperatura osiągała do 30 stopni Celsjusza. Ponadto warto również wiedzieć, że "Coś" było pierwszym wysokobudżetowym filmem, jaki nakręcił Carpenter - do tej pory reżyser miał do czynienia z niezależnymi producentami, natomiast ten obraz dał mu szansę zaszaleć za 15 milionów dolarów i równocześnie wybił jego nazwisko na wyżyny światka horrorów.
"Coś" jest klasycznym horrorem science-fiction , który na stałe wpisał się już do kanonu kultowych filmów grozy. Co ciekawe był nominowany do Złotej Maliny za muzykę, która nota bene przypadła do gustu fanom i była głównym elementem stopniującym niezwykłą atmosferę filmu. Jak to krytycy potrafią się poważnie pomylić:) Poza scenerią i muzyką na uwagę zasługuje również postać Obcego, która jest do tego stopnia odrażająca, że aż nie

Jak przystało na Carpentera nie obyło się również bez krwawych scen, których dość wielu tutaj uświadczymy, ale wydaje mi się, że reżyser nie chciał zbytnio epatować przemocą - zależało mu przede wszystkim na klimacie i poczuciu alienacji u bohaterów. Poza tym w filmie bardzo wielu dostrzega pewne aluzje do polityki, ale jeśli o mnie chodzi to takie interpretacje w ogóle mnie nie interesują. W przypadku tej produkcji liczyłam przede wszystkim na mocny, nastrojowy horror z elementami science-fiction i dokładnie to dostałam. Wszystkie podteksty prezentowanych tutaj wydarzeń to nie moja działka:) Każdy przeciętny widz bez wykształcenia w kierunku filmoznawstwa znajdzie tutaj znakomity film grozy, który słusznie zasłużył sobie na status kultowego - wszystko inne pozostawiam specjalistom, którzy czują wewnętrzną po

Jeśli ktoś szuka w horrorze intrygującego klimatu, świetnej muzyki i scenerii oraz profesjonalnej obsady to jest to pozycja w sam raz dla niego. Fabuła skonstruowana jest w taki sposób, żeby nikt nie poczuł znużenia, atmosfera idealnie stopniowana, a wizerunek tytułowego Cosia dosłownie mrozi krew w żyłach. Absolutny klasyk gatunku!
Oj jak "chodzi" za mną ten film. Nigdy go nie oglądałam - nie mogę też go nigdzie znaleźć... A wymyśliliśmy sobie z mężem, że co tydzień przygotowujemy na zmianę na wieczór w sobotę stary film, bo nowe trochę mnie zawodzą ostatnio. I właśnie to "Coś" mnie nurtuje.:)
OdpowiedzUsuńJeden z moich ulubionych horrorów lat 80-tych, zaraz obok ''Mgły'' (nie licząc oczywiście całej hordy kina klasy B) :) To, co zawsze mnie najbardziej przerażało w tym filmie to muzyka z początku filmu, która przewija się przez jego poszczególne partie - przenikliwe dudnienie basu, które skomponował sam Carpenter. :) Oprócz tego oczywiście niesamowite efekty, których po prostu nie da sie zapomnieć. Dla mnie to jedno z najlepszych dzieł Carpentera! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNaprawdę super film :) Podobnie jak u Agi - jeden z moich ulubionych. Tyle razy już go widziałam, a chętnie obejrzę po raz kolejny. Jeden z tych horrorów, których się nie zapomina. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOh, to się nazywa horror! Bardzo lubię ten film :> Chociaż muszę przyznać, że obejrzałam go... dość późno, a jednak można go uważać za klasyka. Lubię go oglądać i co dziwne nie obrzydza mnie taki rodzaj filmu.
OdpowiedzUsuńNa mnie zawsze, tak jak na Sakebi, ogromne wrażenie robiła muzyka. Od razu wprowadza w klimat filmu.
OdpowiedzUsuńNiesamowite w tym filmie jest to, że efekty specjalne się nie starzeją. Teraz wszystko wsadzane jest do komputera i najczęściej wychodzi z tego sztuczna papka. Tutaj jedynie przestarzały jest sam komputer, z którym Kurt Russel gra w szachy.
Rewelacja!
"Co ciekawe był nominowany do Złotej Maliny za muzykę" - ręce opadają. Dziś wreszcie obejrzałem ten film, patrzę, a na początku nazwisko Morricone - klasa sama w sobie - przeczuwałem, że muzyka mi się spodoba; potem przez cały seans nie mogłem sobie przypomnieć, skąd ja znam tę muzykę, skoro wcześniej nie oglądałem tego filmu? Olśnienie po seansie - The Herbaliser - zsamplowali temat z tego filmu w "Moon sequence". A jeszcze dziwniejsze było to, że rano naszło mnie na słuchanie OST z "Dobry, zły i brzydki" (by Ennio Morricone), wieczorem włączam "Coś", a tam znów Morricone.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Sepkong
PS The Herbaliser - Moon Sequence naprawdę dobry kawałek, słuchajcie ;]
Aż wstyd się przyznać, ale dopiero wczoraj po raz pierwszy raz obejrzałam ten film. Oczywiście był dla mnie rewelacyjny bez dwóch zdań. Niemniej jednak postać Dr Blair'a trochę śmieszyła. Scena z pętlą na pierwszym mnie rozbroiła. Ogólnie horror nie powinien śmieszyć.
OdpowiedzUsuń