Jeśli opis filmu zaczyna się od słów "Grupka przyjaciół" lub "Grupka nastolatków" każdy wielbiciel kina grozy doskonale wie, czego ma się po nim spodziewać. Ja bardzo sobie cenię takie horrory - na ogół stanowią świetny materiał na odstresowanie się, bez nadmiernego wysilania mózgownicy. Ale moja cierpliwość kończy się podczas oglądania horrorów typu właśnie "Hard Ride to Hell". Cała produkcja jest jednym wielkim zlepkiem innych znanych już obrazów - począwszy od "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" przez "Dziecko Rosemary" i "Od zmierzchu do świtu" na "Prześladowcy" kończąc, a to wszystko utrzymane jest w nurcie satanistycznym. Przez większą część seansu potwornie się nudziłam, gdyż wszystko to już kiedyś widziałam - zero oryginalności, zero elementu zaskoczenia. Jedynie drastyczne sceny choć trochę rekompensowały mi nudę, gdyż na niedobór krwi akurat w tym przypadku nie można narzekać, choć prawdę mówiąc chwilami wydaje się ona nieco sztuczna. Podczas pierwszych scen filmu bardzo przypadł mi do gustu osobliwy klimat filmu - bezkresne pustkowie Teksasu, oczywiście, poza zasięgiem telefonii komórkowej. Myślałam, że twórcy zdecydują się na utrzymanie tej atmosfery do końca, ale niestety szybko z niej zrezygnowali na rzecz mało efektownych pościgów i kretyńskich zachowań naszych oprawców, którzy nota bene nie byli ani przerażający, ani nawet zabawni - słowo "żałośni" idealnie do nich pasuje.Aktorstwo chwilami poważnie kuleje, ale w końcu mamy tutaj do czynienia z horrorem nakręconym na potrzeby DVD, więc jakiś popularnych gwiazd też nie możemy się spodziewać. Jednakże przeważająca część obsady ma na swoim koncie przynajmniej jeden film grozy, więc można się było po nich spodziewać czegoś więcej. Aczkolwiek bardzo przypadła mi do gustu kreacja Katharine Isabelle, moim zdaniem swoją grą aktorską przyćmiła nawet główną bohaterkę.