Dziesięcioletni Mikey wędruje od jednej rodziny zastępczej do drugiej, pozostawiając za sobą coraz więcej trupów. Kiedy trafia do młodego małżeństwa Trentonów wydaje się, że wreszcie znalazł rodzinę, która go pokocha. Zaprzyjaźnia się z chłopcem z sąsiedztwa i jego starszą siostrą oraz nową nauczycielką, która jako pierwsza dostrzega niepokojące anomalie, tkwiące w Mikey’m. Kiedy w końcu w chwilowo wyciszonym chłopcu do głosu dojdzie jego prawdziwa, mordercza natura może już być za późno na ratunek…
Brutalny, niskobudżetowy thriller Dennisa Dimstera, w Wielkiej Brytanii zakazany do dziś. Twórcy filmów dostrzegli wielki potencjał, kryjący się w szeroko eksploatowanym motywie psychopatycznych dzieciaków. Zarówno thrillery („Synalek”, „Córeczka” 1996), jak i horrory („Czy zabiłbyś dziecko?”, „Dzieci kukurydzy”, „Dzieci”) pokazały nam już chyba wszystko, na co stać z pozoru niewinnie istotki. I choć Mikey na tle innych tego typu produkcji nie grzeszy jakąś nadzwyczajną oryginalnością fabularną to jego twórcom udało się w intrygujący sposób zestawić słodką aparycję, z pozoru sympatycznego Mikey’a, w czym bez wątpienia znacznie pomógł odtwórca jego roli, Brian Bonsall, z jego rzeczywistą, psychopatyczną naturą. W ten sposób widz, pomimo nieludzkich czynów, jakich dopuszcza się na ekranie adoptowany chłopiec nie jest w stanie całkowicie go znienawidzić – Mikey przeraża, ale równocześnie fascynuje, a jak wiemy nie jest to właściwa reakcja na bezwzględnego mordercę, bo w takich kategoriach należy traktować tego zaledwie dziesięcioletniego antagonistę.
Charakterologicznie Mikey przypomina Jerry’ego Blake’a, z filmu „Ojczym” (1987), bo podobnie jak on poszukuje idealnej rodziny, która kochałaby go bezgranicznie, a każde w jego mniemaniu oznaki odrzucenia nagradza wściekłością, która w krótkim czasie owocuje eskalacją przemocy. A repertuar narzędzi zbrodni Mikey’ego jest naprawdę szeroki – poczynając od narzędzi elektrycznych wrzucanych do wanny i basenu, przez młotek, a na łuku i procy skończywszy. Ten zagorzały wielbiciel „Koszmaru z ulicy Wiązów” nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć swój cel, dorośli nie są dla niego żadnym problemem – morduje ich równie łatwo, jak koty i żaby, równocześnie nie skierowując na siebie żadnych podejrzeń ze strony policji. Niskobudżetowość tego obrazu niemalże od razu rzuca się w oczy, niełatwo jest zauważyć, że swego czasu film dystrybuowany był na kasetach VHS, co zamiast razić dodatkowo potęguję i tak mroczną atmosferę wszechobecnego zdefiniowanego zagrożenia. Praca kamery jest na tyle umiejętna, aby właściwie bez chwili przerwy utrzymywać widza w napiętym do granic ostateczności napięciu emocjonalnym, a liczne zbliżenia na słodką buźkę Mikey’ego z jego pięknymi uśmiechami i morderczym błyskiem w oku wywołują dodatkowe ciarki na plecach odbiorcy. To samo można powiedzieć o beztroskich, dwuznacznych, przepełnionych czarnym humorem dialogach chłopca, które może i zmuszą widza do śmiechu, ale wyłącznie histerycznego.
„Po drugiej stronie barykady” znajdą się przybrani rodzice Mikey’ego, państwo Trenton, którzy oczywiście nie dadzą wiary żadnym ostrzeżeniom ze strony ich znajomych, co do właściwej natury chłopca, odsuwając od siebie wszelkie podejrzenia, aż będzie za późno na jakąkolwiek interwencję. Bardzo przypadły mi do gustu postacie nauczycielki i dyrektora Mikey’ego oraz dziewczyny z sąsiedztwa, które to jako jedyne dostrzegą zło, tkwiące w chłopcu – rzadko, kiedy w tego typu filmach protagonistami jest ktoś oprócz rodziny dziecka, a taki zabieg znacznie urozmaicił fabułę, dodając kilka mocno wciągających smaczków. Jak już wspomniałam sceny mordów odznaczają się nadzwyczajną brutalnością (przynajmniej w kategoriach filmowego thrillera), krew leje się dosyć obficie równocześnie nie wpadając w rażącą groteskę, co pewnie było jednym z głównych powodów (poza obsadzeniem dziecka w roli mordercy), zmuszającym brytyjską cenzurę do wycofania filmu z legalnego obiegu. Jedyny mankament tej produkcji to mała dbałość o logikę, na którą udało mi się przymknąć oko (tak bardzo wciągnął mnie ten obraz), aż do końcówki, bo dopóki Mikey eliminował dorosłych z zaskoczenia byłam w stanie zawiesić swoją niewiarę na czas seansu, ale niestety mocno zraził mnie pojedynek wręcz z kobietą, z którego dziesięciolatek bez większych problemów wyszedł zwycięsko oraz jego „nadzwyczajny przypływ sił”, pozwalający mu usadzić trupy dorosłych przy stole (z podniesieniem bezwładnego ciała mają problemy już silni mężczyźni, a co dopiero tak wątły chłopiec). Na absurdy fabularne we wcześniejszych minutach seansu nie zwracałam zbytniej uwagi, ponieważ w zestawieniu z nieprzerwaną, intrygującą akcją, osnutą mrocznym klimatem grozy dyskretnie usunęły się na dalszy, mało istotny plan, przynajmniej w moim mniemaniu.
„Mikey” nie dorównuje osławionemu „Synalkowi” pod kątem scenariusza i realizacji (nic dziwnego, zważywszy na różnice budżetowe), aczkolwiek może pochwalić się mocniejszymi scenami mordów i bardziej fascynującą postacią antagonisty. „Synalek” i tak pozostanie moim numerem jeden thrillerów o morderczym dzieciaku, ale to właśnie „Mikey” plasuje się na zaszczytnym drugim miejscu, tym samym będąc obrazem, do którego w swoim krótkim życiu wrócę jeszcze nie raz.
Czyli na dzisiejszy wieczór mam 2 bardzo dobre filmy do obejrzenie :)
OdpowiedzUsuńDobra! Namówiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńWidziałaś We Need to Talk About Kevin? Świeżynka i może momentami zbyt pretensjonalna, ale aktorzy są na wysokim poziomie (zwłaszcza Tilda Swinton) i ogólnie film daje radę.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie, ale dzięki za cynk, bo nie słyszałam o tym filmie.
UsuńO, hej! Skoro mowa o cynkach, to oglądałaś może taki serial na TVP1 - Mistrzowie horroru? Tzn. ja tego nie oglądałem, ale jak sobie przeglądałem gazetę z tv programem, to rzuciło mi się w oczy. Serial leciał (bo chyba się już skończył, ostatni był 23.03) w piątki i soboty, i to chyba były takie 1 godz. filmy telewizyjne, każdy odcinek miał inną historię (taka antologia, jak Tales from the Crypt), i każdy z innym reżyserem (a nazwiska budzą respekt, bo widziałem, były odcinki zrobione przez: Carpentera, Dario Argento, Tobe'a Hoopera, Takashiego Miike, Joe Dantego, Johna Landisa, Stuarta Gordona i Micka Garrisa). Miałem nawet kiedyś siąść i obejrzeć, ale jakoś nigdy mi się nie złożyło, i tak się zastanawiam, czy może ty widziałaś, i czy bardzo muszę sobie pluć w brodę, że zignorowałem tą produkcje?
UsuńMam dwa sezony na płytkach DVD (swego czasu skompletowałam sobie z magazynem "Kino grozy") i w sumie nie żałuję, bo choć kilka odcinków to zdecydowane niewypały to większość bardzo dobrze mi się oglądało - jak na godzinne filmy całkiem ciekawe fabuły posiadają, no i klimat rzecz jasna, a melodia z czołówki wręcz wymiata:)
UsuńO, pamiętam ten film z dzieciństwa, zresztą Synalka jak najbardziej też i faktycznie ten drugi film robił na mnie lepsze wrażenie, zresztą oglądałem kilkukrotnie, ale Mikeya też wspominam bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńszukam filmu niestety niewiele pamiętam,film był o chłopcu który rysował diabły,robił złe rzeczy a na końcu spalił dom,nigdzie nie mogę znaleźć żadnej informacji .
OdpowiedzUsuń