Obdarzony zdolnościami parapsychologicznymi, borykający się z alkoholizmem
Dan Torrance podróżuje po Stanach Zjednoczonych, w każdym kolejnym mieście
coraz bardziej niszcząc sobie życie. Gdy w końcu dociera do małego miasteczka w
New Hampshire, gdzie zyskuje nowych przyjaciół i zaczyna uczęszczać na
spotkania Anonimowych Alkoholików jego egzystencja zaczyna się stabilizować.
Wychodzi z nałogu i podejmuje się pracy w hospicjum, gdzie zyskuje przydomek
Doktor Sen, gdyż dzięki swoim specjalnym zdolnościom pomaga umierającym
pacjentom w przejściu na tamten świat. Kiedy Dan zaczyna już myśleć, że
wreszcie znalazł swoje miejsce na świecie poznaje nastoletnią, obdarzoną
jeszcze silniejszą jasnością od niego Abrę Stone, która stała się celem
nieśmiertelnej wspólnoty, zwanej Prawdziwym Węzłem, która podróżuje po Stanach
Zjednoczonych w poszukiwaniu jaśniejących dzieci, służących im za pożywienie.
Dan stawiając na szali swoje nowe szczęśliwe życie staje do nierównej walki z
nadprzyrodzonymi istotami, u boku Abry.
„Świat
to nie hospicjum ze świeżym powietrzem, świat to hotel Panorama, gdzie zabawa
nigdy się nie kończy. Gdzie zmarli żyją wiecznie.”
Długo oczekiwany przez wielbicieli twórczości Stephena Kinga sequel jednej
z jego najpopularniejszych powieści, który bez wątpienia zrodził się z chęci
łatwego pozyskania jak największej liczby czytelników, ze szczególnym
wskazaniem na ogromną rzeszę sympatyków kultowego „Lśnienia”, którzy w
ostatnich latach, podobnie jak ja, mają nieprzyjemne poczucie spadku formy
niekoronowanego mistrza literatury grozy. Jako, że od czasu świetności
„Lśnienia” zmienił się nie tylko styl autora, ale również ramy gatunkowe, w
jakich tworzy (ostatnim stricte horrorem, który „wyszedł spod pióra” Kinga była
„Ręka mistrza”, wydana w 2008 roku) chyba nikt nie spodziewał się, że „Doktor
Sen” dorówna swojemu prekursorowi, że zaoferuje nam melancholijny powrót do
porażających zdolności Stephena Kinga, których prawdziwy popis dał między
innymi w przerażającej opowieści o nawiedzonym hotelu, Panorama. Inaczej
mówiąc: przed rozpoczęciem lektury kontynuacji „Lśnienia” należy odpowiednio
się nastawić – nie spodziewać się powtórki jednej z jego najpoczytniejszych
historii, ponieważ „Doktor Sen” to kolejna hybryda gatunkowa, zawierająca w
sobie w równym stopniu estetykę literatury grozy, jak dramatu (o wiele mniej
udanego niż ten zaproponowany w pierwowzorze) i przygodówki.
„Kiedy
człowiek nisko upada, niektórzy nie mogą się oprzeć pokusie, by wdeptać go w
ziemię i przydusić butem, zamiast pomóc mu się podnieść. To podłe, lecz taka w
dużej mierze jest ludzka natura.”
„Doktor Sen” wyraźnie dzieli się na trzy części, będące różnymi etapami w
życiu Dana Torrance’a, wśród których najwięcej grozy znajdziemy w tym
pierwszym, najkrótszym, będącym szybkim skrótem jego dzieciństwa od czasu
opuszczenia hotelu Panorama i okresu dojrzewania. Wydawać by się mogło, że
tutaj King nie miał warunków do zbudowania atmosfery rodem z „Lśnienia”, bowiem
zrezygnował z jednego, odizolowanego od cywilizacji miejsca akcji i krótkiego
przedziału czasowego na rzecz otwartych przestrzeni Stanów Zjednoczonych i kilkuletniego
czasu akcji. Ale, o dziwo, w pierwszych rozdziałach książki udało mu się
powrócić do niepokojącej atmosfery panującej w hotelu Panorama, sprawić, że
nadprzyrodzone zdolności Dana, zwane jasnością ponownie stały się pretekstem do
wykreowania w pamięci czytelnika kilku scenek rodem z koszmarów sennych. Kiedy
mały Danny zastaje w wannie ducha samobójczyni z Panoramy, albo już w dorosłym
życiu widzi ostrzegającą go zjawę dziewczyny, z którą jakiś czas temu imprezował
ma się wrażenie, że King postawił sobie za punkt honoru powrót do czystego,
pełnego duszącej, wręcz mrożącej krew w żyłach atmosfery wszechobecnej grozy, z
której niegdyś słynął. Ale to tylko złudna obietnica, bowiem już w drugiej
części powieści horror zacznie dyskretnie się wycofywać, a jego miejsce zajmą
rozterki alkoholika, który z czasem dostanie szansę na nowe życie. Absolutnie
nie twierdzę, że autor pokpił rys psychologiczny Dana, bo w końcu, kto jak nie
inny niegdysiejszy alkoholik lepiej zrozumie mechanizm staczania się na samo
dno (kradzież pieniędzy samotnej matce) oraz odbijania z niego, dzięki przyjaciołom
i spotkaniom Anonimowych Alkoholików? Postać Dana, jak to zwykle u Kinga bywa
została wykreowana wręcz idealnie, szkoda tylko, że nie udało mu się równie
umiejętnie jak w „Lśnieniu” połączyć wątków alkoholizmu głównego bohatera z
horrorem, z którym całkowicie pożegnamy się przy okazji obcowania z Abrą Stone,
podobnie jak Dan obdarzoną jasnością (tyle, że o wiele silniejszą). Nie
rozumiem, dlaczego King tak mocno strywializował tę umiejętność w „Doktorze Sen”…
Malutka Abra gra na niewidzialnym instrumencie nocami, nieco starsza zawiesza
łyżki pod sufitem, przepowiada rodzicom przyszłość i wreszcie walczy z demonami
w swoim umyśle, jako nieustraszona czysto fantastyczna wojowniczka, a ja
zastanawiam się, dlaczego jasność już nie straszy, dlaczego dziewczynka nie ma równie
przerażających widzeń, co mały Danny (nie licząc pięknej kobiety z wielkim
kłem)? To zdecydowanie największy mankament tej powieści – w dodatku tak bardzo
przygnębiający (ewidentne zaprzepaszczenie potencjału), że nijak nie można
przymknąć na niego oczu.
„Ameryka to żywy organizm, drogi to jej naczynia krwionośne, a Prawdziwy Węzeł krąży po nich jak cichy wirus.”
„Ameryka to żywy organizm, drogi to jej naczynia krwionośne, a Prawdziwy Węzeł krąży po nich jak cichy wirus.”
Jednakże jest też swego rodzaju światełko w tunelu – dziwaczna wspólnota pseudo
wampirów, którzy podążają śladem władających jasnością dzieci, aby wyssać z
nich życiodajną parę, zapewniającą im długowieczność. Nazywający siebie Prawdziwym
Węzłem, poruszający się po drogach Stanów Zjednoczonych w kamperach, posiadający
różnego rodzaju nadprzyrodzone zdolności i dowodzeni przez Rose, piękną kobietę
w kapeluszu, posiadającą największą moc, przypadkiem trafiają na ślad niebywale
jaśniejącego dziecka, z którym jak można się tego spodziewać ich przywódczyni
stanie do walki. Stawką w tej grze jest para Abry, tak usilnie pożądana przez
Prawdziwy Węzeł, który nie zdaje sobie sprawy, że nastolatka może liczyć na
pomoc Dana i jego przyjaciół, co może, ale nie musi przechylić szalę zwycięstwa
na jej stronę. Ten pojedynek dobra i zła, choć również pozbawiony wszelkiej grozy
obok jeszcze jednego wątku wydaje się być najsilniejszym aspektem niniejszej
książki – czysta przygodówka, szczególnie pod koniec powieści, kiedy to
będziemy mieć do czynienia głównie z tzw. „historią drogi”, ale dzięki kilku
momentom eksperymentowania Abry i Dana z ich mocą oraz niezwykle pomysłowym, na
wskroś oryginalnym czarnym charakterom na tyle trzyma w napięciu, aby rozbudzić
chęć czytelnika do poznania zakończenia (którego już bardziej zepsuć się nie
dało). Drugim całkowicie udanym aspektem „Doktora Sen” jest praca Dana w
hospicjum, najdokładniej scharakteryzowana w drugiej części powieści, kiedy to
obcujemy z jego tzw. „odbiciem się z dna”, zaaklimatyzowaniem w małym
miasteczku, pełnym przyjaznych mu ludzi. Dzięki swoim zdolnościom i pomocy
kota, który wyczuwa, kto niedługo opuści ten świat, Dan pomaga starszym ludziom
w przejściu „na drugą stronę”. Te momenty (poza jednym) również nie epatują
grozą, ale przynajmniej obnażają wielką wrażliwość autora, jego przygnębiające
spojrzenie na przemijanie kolejnych pokoleń. Podobną empatię, tyle, że w
kwestii pedofilii wykazuje na początku książki, aczkolwiek zarysowuje ten
problem tak pobieżnie, że niejeden czytelnik już po kilku kolejnych stronach
może zapomnieć, że w ogóle z tym jakże bulwersującym problemem społecznym,
obcował.
Z „Doktorem Snem” wiązałam dosyć spore nadzieje i bynajmniej nie dlatego,
żebym spodziewała się powtórki z legendarnego „Lśnienia”, co patrząc na obecną
kondycję Kinga jest zwyczajnie niemożliwe. Liczyłam jedynie na czysty horror,
niekoniecznie utrzymany w duchu swojego prekursora, a dostałam kolejny miszmasz
gatunkowy, który ma swoje plusy, nie przeczę, aczkolwiek po skończonej lekturze
czuję pewien niesmak, mam poczucie zaprzepaszczonego potencjału i jestem przekonana,
że Stephen King (jeśli o tym w ogóle myśli) powinien porzucić wszelkie zamiary
stworzenia kolejnych kontynuacji swoich najpopularniejszych książek. Jako
czysta przygodówka „Doktor Sen” okazuje się całkiem niezłym czytadełkiem i tak
będę na niego patrzeć, bowiem jeśli miałabym rozpatrywać go w kategorii literatury
grozy zostałabym zmuszona do jeszcze zjadliwszej krytyki, a tego bym nie chciała,
choćby przez wzgląd na te wnikliwe psychologiczne rysy bohaterów i trzymający w
napięciu pojedynek dobra ze złem, dla których można śmiało sięgnąć po niniejszą
książkę. O przerażającym jaśnieniu natomiast radzę wszystkim zapomnieć – to już
nie jest mały chłopiec zagubiony w nawiedzonym hotelu tylko twarda, świadoma
swojej mocy nastolatka, która oddziera ten najważniejszy wątek z wszelkiej tak
usilnie poszukiwanej przeze mnie na kartach tej powieści duszącej grozy.
Cóż mogę dodać... nic, tylko podpisać się pod recenzją. Mam dokładnie te same odczucia. Trochę nie rozumiem tych wszystkich ochów i achów w sieciowych opiniach. Myślałem już, że tylko ja tak kręcę nosem, ale nie, widzę, że jednak czasem trafiają się recenzje mniej przychylne ;)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie skończyłem i kilka minut temu odłożyłem książkę na półkę. I chyba jestem troszke bardziej zadowolony. Faktycznie można narzekać na brak grozy (nie sądzę, żeby jeszcze Kingowi udało się mnie porządnie nastraszyć w przyszłości), ale wcale ten miszmasz gatunkowy mi nie przeszkadza, a wręcz bardzo mi się podobał (podobnie jak w Joylandzie). Lubię obyczajowego Kinga, lubię te opowieści o dorastaniu Abry, wątki o jej Momo, pijackie wybryki Dana i jego walkę z nałogiem - dałem się tym historiom porwać o wiele bardziej niż fragmentom poświęconym Prawdziwemu Węzłowi. Ale całość oceniam na plus.
OdpowiedzUsuńTo nie jest ten sam klimat co "Lśnienie" - to trzeba przyznać, ale czytało mi się całkiem nieźle, szybko ją "połknęłam". Za szybko...
OdpowiedzUsuńWłaśnie wczoraj zakupiłam. Jestem bardzo ciekawa jak ja ją odbiorę. Po przeczytaniu jeszcze wrócę ;)
OdpowiedzUsuńZa niedługo będę czytać, ponieważ mój bar mi mam nadzieje pożyczy. No, a jak tego nie zrobi to mu ukradnę.
OdpowiedzUsuńMirosław - przychylne były tylko pierwsze recenzje (w tym już lekko słynna z Dzikiej Bandy), późniejsze już mniej. Ja słuchając podcastu Radia SK o tej książce byłem autentycznie zdziwiony... Podwójnie. Raz - sama krytyka tej książki, dwa - tym, że wydawała się słuszna, wiec jak King mógł coś takiego napisać.
OdpowiedzUsuńDo tego stopnia mój zapał przygasł, że do dzisiaj nie mam książki i (jak zresztą pisałem Buffy) ostatnio zamiast tej książki kupiłem antologie 17 szram (co jest o tyle dziwne, że sama seria Repliki nie jest dla mnie wybitnym dziełem). Co więcej - w chwili obecnej raczej skuszę się wpierw na dodruk Serc Atlantydów i Talizmanu (nie jestem pewien czy to drugie to dodruk, ale bardzo długo nie widziałem książki w księgarniach a egzemplarz wydawał się świeży)
Jestem wielką fanką Kinga już od czwartej klasy podstawówki, aczkolwiek tej książki jeszcze nie czytałam. Muszę po nią sięgnąć w najbliższym czasie. Mój narzeczony jest nią zachwycony i odkąd ją kupił, ciągle o niej opowiada. ; )
OdpowiedzUsuńCo do recenzji, to jak zwykle rewelacyjnie napisana.
Jestem świeżo po lekturze i niestety dość mocno się zawiodłam. Danny urósł i stracił swój cały urok a do tego ten motyw z {UWAGA SPOILER} alkoholizmem... no proszę.. niedaleko pada jabłko tak? Przecież Danny był tak mądrym dzieckiem a wyrósł na idiotę.. {KONIEC}. Horroru tu tyle co kot napłakał, a ciekawe motywy mogę policzyć na palcach jednej ręki. "Lśnienie" uważam za najlepsze dzieło Kinga, a "Doktor Sen" to dobry pomysł, który mógłby sprawdzić się w osobnej książce na jakieś 200 stron a nie na kontynuację.. Przykro mi, ale po prostu nie porwała mnie ta książka i jestem nią mocno rozczarowana. Nie sięgam po nowego Kinga,
OdpowiedzUsuńZgadzan się w 100%. Niezłe czytadełko, ale to wszystko. Do kultowego lśnienia sporo zabrakło. Moja pełna recenzja na: http://pozycjeobowiazkowe.blogspot.com/2016/02/stephen-king-best-of.html
OdpowiedzUsuń