Polly i Seth pragnąc spędzić rocznicę swojego związku na łonie przyrody,
przyjeżdżają do puszczy z zamiarem rozbicia obozu, który z przyczyn czysto
praktycznych kończy się niepowodzeniem. W drodze powrotnej zostają zatrzymani
przez zbiegłego przestępcę, Dennisa i jego uzależnioną od narkotyków
dziewczynę, Lacey, którzy bez wahania biorą ich za zakładników swojego
szaleńczego exodusu. Jednak ich podróż zostanie brutalnie skrócona z chwilą
dotarcia do opuszczonej stacji benzynowej, w okolicach której niepodzielną
władzę stanowi nieznany ludzkości pasożyt, żywiący się ludzką krwią. Aby
przeżyć niedawni wrogowie będą musieli połączyć siły i stanąć do nierównej
walki z potwornym przeciwnikiem.
Niskobudżetowy, utrzymany w estetyce kina lat 80-tych horror Toby’ego
Wilkinsa, w którym celowo schematyczna, wręcz naiwna fabuła ma być jedynie
pretekstem do zobrazowania pomysłowych scen gore
z wykorzystaniem popularnych niegdyś rekwizytów, zamiast jakże denerwujących we
współczesnych filmach grozy efektów komputerowych.
Akcja zawiązuje się dosyć szybko. Po zapoznaniu się z jakże modelowymi
bohaterami – robiącym doktorat z biologii, zacofanym w innych bardziej
praktycznych dziedzinach życia Sethem i jego zaradną, wygadaną dziewczyną Polly
oraz twardym przestępcą i jego zaćpaną wybranką – widz bardzo szybko stanie się
świadkiem ich przyjazdu do właściwego miejsca akcji: opuszczonej stacji benzynowej,
która w najbliższych godzinach w ich oczach będzie jawić się jako zwyczajne
więzienie. Z dala od cywilizacji, z samochodem stojącym kilka metrów od
wejścia, ale równie dobrze mogącym znajdować się na drugim końcu puszczy… Ich
impas dla każdego odbiorcy stanie się całkowicie zrozumiały z chwilą odkrycia
czyhającego na nich zagrożenia – cierniowatego pasożyta, posilającego się
ludzką krwią i dążącego do chwilowego zawłaszczenia ciała swojego żywiciela,
nad którego funkcjami motorycznymi przejmuje władzę zaraz po dostaniu się do
wnętrza jego organizmu. Od tego momentu cała fabuła streszcza się w próbach
wydostania się protagonistów z pułapki, które bywają zarówno mocno intrygujące
(jak na przykład wychłodzenie swojego ciała przez Setha i jego pełna napięcia
wędrówka do samochodu), jak i nadzwyczaj infantylne (próba wywołania pożaru - w
sąsiedztwie stacji benzynowej! - mającego zasygnalizować komukolwiek o ich
położeniu). Ponadto twórcy wykorzystują pomysłowe tendencje nieznanego
ludzkości pasożyta do popuszczenia wodzów wyobraźni w zaprezentowaniu
maksymalnie krwawych, jakże oryginalnych scen gore. Zdecydowanie najciekawiej wizualnie jawi się opanowana przez
dziwacznego antagonistę Lacey, z powykręcanymi kośćmi i ciałem ulegającym błyskawicznej
degradacji, które w szybkim czasie przywodzi na myśl jeden wielki, zakrwawiony
ochłap mięsa bez możliwości rozróżnienia poszczególnych kończyn, które notabene
mają dziwną tendencję do odrywania się od reszty organizmu i wędrowania samopas
po stacji benzynowej (jak rąsia z „Rodziny Addamsów”). Interesujący, ale
równocześnie zaniedbany pod kątem logistycznym (nie wiem, czy ktokolwiek byłby
w stanie to przeżyć, a co dopiero natychmiastowo ruszyć do dalszej walki z
przeciwnikiem) jest również moment niecodziennej amputacji zainfekowanej ręki
jednego z bohaterów („Martwe zło 2”?) z wykorzystaniem cegły oraz
przepołowienie policjantki, która na swoje nieszczęście przypadkiem zatrzymała
się na feralnej stacji benzynowej. Największe uznanie należy się twórcom
właśnie za te krwawe efekty specjalne, bowiem XXI-wieczne kino grozy nieczęsto
raczy nas wykorzystaniem tak miłych dla oka, fizycznie obecnych na planie rekwizytów,
posiłkując się raczej tanimi, pozbawionymi jakiegokolwiek stopnia realizmu CGI –
z dwojga złego wolę kiczowaty powiew minionych lat od denerwujących efektów
komputerowych.
Obsada, jak na tani film przystało, nie grzeszy nadmiernym
profesjonalizmem. Zdecydowanie najbardziej przyzwoicie prezentuje się odtwórca
roli Dennisa, Shea Whigham, a najmocniej kontrastuje z nim wygadana Polly –
obdarzona nadmiernie ekspresyjną, sztuczną wizualnie mimiką Jill Wagner.
Niski budżet „Ciernia” zaważył nie tylko na niedopracowanym scenariuszu,
ale również miejscami mocno chaotycznym montażu, który pewnie zniechęci
bardziej wymagających odbiorców, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że wielbiciele
klasycznego kina grozy, pozbawionego wszelkich komplikacji fabularnych i
nastawionego przede wszystkim na pomysłowe sceny gore powinni znakomicie odnaleźć się w tym obrazie – na tyle, aby
przymknąć oko na kilka komicznych, wręcz naiwnych, zrealizowanych tanim kosztem
momentów.
Heh, wiesz co Buffy? Może by tak zrobić jakieś zestawienie albo głosowanie na ulubione horrorowe gnioty - kino klasy B i C - niskobudżetowe katastrofy? Tak mi teraz wpadło do głowy, co niekoniecznie musi oczywiście dojść do skutku. Bo tak sobie pomyślałam, że w gruncie rzeczy każdy z nas ma gdzieś tam sentyment do takiego właśnie horrorowego wynalazku. Ale to tylko taka moja propozycja luźna, bo zdaję sobie sprawę z tego, że nie byłoby to łatwe. Co do "Ciernia" - da się przebrnąć ;)
OdpowiedzUsuń