niedziela, 24 listopada 2013

„Mroczna plaża” (2003)

Recenzja na życzenie

Czwórka przyjaciół przyjeżdża na wyludnioną plażę, aby spędzić weekend na biwakowaniu i surfowaniu. Jednak ten dobrze zapowiadający się wypoczynek zostaje zakłócony przez miejscowego bezdomnego, Zippo, który informuje ich o przerażającej zbrodni mającej tutaj miejsce w przeszłości. Doradza im powrót do domu, co młodzi ludzie, na swoje nieszczęście, całkowicie ignorują.

Australijski horror Martina Murphy’ego, łączący w sobie dwie, jak się zdaje całkowicie odmienne konwencje często eksplorowane w tym gatunku filmowym, które wbrew wszelkim oczekiwaniom całkiem przyzwoicie się ze sobą stapiają, choć jak to często bywa po drodze nie udało się również uniknąć kilku zaniżających poziom mankamentów, być może spowodowanych niskim budżetem, albo co bardziej prawdopodobne zbyt pośpiesznym skonstruowaniem scenariusza.

Zaczyna się, jak typowy slasher z gatunku „grupa przyjaciół wyjeżdża”. Tym razem miejscem docelowym ich podróży będzie „wymarła” plaża, na widok której nawet najmniej zaznajomiony z tym podgatunkiem horroru widz, usłyszy dzwonki alarmowe rozlegające się w jego głowie - w przeciwieństwie do protagonistów filmu starczy mu sam widok stojącego na piasku manekina, złowieszczo kontrastującego z sielankowym krajobrazem: błękitną wodą i słonecznym, choć subtelnie zakłócanym szarymi chmurami, niebem. Takie głębokie nasycenie kolorów być może nijak ma się do polskiego tytułu, bowiem o mrocznym klimacie raczej można zapomnieć, co wcale nie znaczy, że twórcom, na zasadzie kontrastu, nie udało się nakreślić swego rodzaju delikatnej aury niepokojącej tajemnicy, skrywanej przez miejsce akcji. Z czasem „niezwykłe właściwości” feralnej plaży będą stopniowo odkrywane, na co nasi, zajęci swoimi problemami sercowymi bohaterowie, w dalszym ciągu nie będą zwracać nadmiernej uwagi. Spacerując w pojedynkę, bądź parami po plaży i widząc odległą sylwetkę przyjaciela uparcie wpatrującego się w nich i niereagującego na wołania, po czym znikającego w niewyjaśnionych okolicznościach, nawet nie pomyślą o skonsultowaniu z nim tego osobliwego zachowania. To samo tyczy się nawiedzających ich wizji, strzępów przerażających wydarzeń, związanych z tym miejscem, które przez długi czas zwyczajnie ignorują. Tego rodzaju pozbawione wszelkiej logiki zachowanie protagonistów (każdy na ich miejscu, czym prędzej ruszyłby w powrotną drogę) pewnie zirytuje niejednego widza, w którym złe przeczucia, co do plaży z minuty na minutę będą się kumulować, aczkolwiek biorąc pod uwagę zakończenie ma ono wszelkie zastosowanie w scenariuszu – jest integralną częścią ich rozpaczliwego położenia. Jednakże, choć brak logiki w postępowaniu bohaterów można w prosty sposób usprawiedliwić nie można tego samego powiedzieć o dialogach. Scenarzysta, Stephen Sewell, „włożył w usta” mało utalentowanych, wręcz „drewnianych” aktorów tak dalece bezsensowne wypowiedzi, skonstruowane głównie na zasadzie pytań retorycznych, zadawanych nieadekwatnie do danej sytuacji, że chwilami zastanawiałam się, czy nie byłoby lepiej, gdyby „Mroczna plaża” na starą modłę była po prostu niema…

Stylizując fabułę na głupiutki teen-slasher, jakich pełno w światowej kinematografii twórcy nie zapomnieli o obowiązkowym wieszczu złych wydarzeń – obszarpanym bezdomnym, zauważalnie wrogo nastawionym do nastolatków, który „przybywa znikąd”, aby ostrzec ich przed grożącym im niebezpieczeństwem, co nasi bohaterowie, zgodnie ze swoim zwyczajem grzecznie zignorują oraz o rozterkach sercowych: nudnawych rozmowach o związkach i seksie, wokół których obraca się niemalże cała pierwsza połowa seansu, co gdyby nie okresowe uzewnętrznianie niezwykłych tendencji miejsca akcji z pewnością szybko by mnie uspało. Scenarzysta zdecydowanie powinien odrobinę zminimalizować te irytujące rozterki egzystencjalne protagonistów, zastępując je mocniejszymi, zapadającymi w pamięć scenami grozy, których niestety tej produkcji zabrakło.

Oglądając „Mroczną plażę” dziś, dziesięć lat po jej premierze, pewnie spora grupa odbiorców bez zbytniego problemu przedwcześnie rozszyfruje całą istotę tego pozornie zawoalowanego scenariusza, bowiem podobny motyw był już w kinie grozy eksplorowany wielokrotnie. UWAGA SPOILER Końcówka seansu całkowicie odchodzi od formuły slashera i podobnie, jak to miało miejsce w późniejszym „Zapachu śmierci” skłania się ku wizji czyśćca, bądź piekła (zależy jak to interpretować). Oczywiście wcześniej mieliśmy już podobne tematycznie wariacje, na przykład w „Drodze śmierci” i „Poza świadomością”, aczkolwiek jak dotychczas chyba najdobitniej wykorzystał je również australijski „Piąty wymiar”, po projekcji którego mimowolnie zaczęłam podejrzewać tego rodzaju finał w podobnych do „Mrocznej plaży”, mocno poplątanych fabułach, w których od początku podejrzewa się mylącą w zamyśle grę z widzem KONIEC SPOILERA. Jednakże, biorąc pod uwagę datę premiery niniejszego obrazu należy oddać twórcom sprawiedliwość – w czasach swojej świetności był może nie całkowitym, ale przynajmniej częściowym, a co za tym idzie dosyć pomysłowym, powiewem świeżości w kinie grozy.

Pamiętając o kilku irytujących aspektach „Mrocznej plaży” nie mogę z czystym sumieniem polecić tej produkcji dobrze zaznajomionym z kinem grozy, poszukującym czegoś ambitniejszego, widzom, bo choć zakończenie pretenduje do takiego miana to jestem przekonana, że akurat ta grupa odbiorców miała już z tego rodzaju scenariuszem do czynienia, a co za tym idzie istnieje spore niebezpieczeństwo, że podobnie jak ja bez problemu domyślą się finału już podczas pierwszej połowy projekcji. Jednakże mniej obeznani z gatunkiem widzowie, których nie irytuje konwencja slasherów, eksplorowana przez większą część filmu oraz jak dotąd nie spotkali się z żadną produkcją wykorzystującą motyw tak dziwacznego położenia bohaterów śmiało mogą ryzykować seans, bo pomijając kilka denerwujących dialogów w ogólnym rozrachunku to całkiem zacna pozycja dla początkujących horrormaniaków.

2 komentarze:

  1. Myślę, myślę i nie mogę sobie przypomnieć, czy to już widziałam ;) A to dlatego, że opis kojarzy mi się z innym filmem, bardzo podobnym thrillerem.

    OdpowiedzUsuń