poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Lars Kepler „Hipnotyzer”

W stadionowej toalecie w Tumbie w Szwecji zostaje odnalezione ciało zamordowanego mężczyzny. Po dotarciu do jego domu policjant odkrywa zwłoki jego żony i pięcioletniej córeczki. Nastoletni syn, Josef Ek, odniósł poważne obrażenia, ale w szpitalu udało się ustabilizować jego stan. Sprawą zajmuje się komisarz Joona Linna z Krajowej Policji Kryminalnej. Mężczyzna jest przekonany, że kolejnym celem niezidentyfikowanego mordercy będzie starsza siostra Josefa. Chcąc odnaleźć ją przed oprawcą Linna angażuje psychiatrę Erika Marię Barka, byłego hipnotyzera. Komisarzowi udaje się namówić lekarza do wprowadzenia Josefa w stan hipnozy w celu wydobycia z nastolatka informacji na temat miejsca pobytu jego siostry. Bark ulega jego namowom, chociaż przed dziesięcioma laty złożył obietnicę, że już nigdy nikogo nie zahipnotyzuje. Ta decyzja ma dla niego i jego rodziny katastrofalne skutki.

W 2009 roku szwedzki rynek wydawniczy zawojował „Hipnotyzer”, powieść tajemniczego Larsa Keplera. Początkowo podejrzewano, że pod tym pseudonimem ukrywa się Henning Mankell, ale on sam i wydawca książki Keplera szybko wyprowadzili opinię publiczną z błędu. Brano pod uwagę także paru innych powieściopisarzy, jednak dopiero po wyczerpującym śledztwie dziennikarskim udało się ustalić prawdziwą tożsamość autora. Tożsamości, bo okazało się, że pod pseudonimem Lars Kepler ukrywa się małżeństwo pisarzy, Alexander Ahndoril i Alexandra Coelho Ahndoril. Informację jako pierwsza, jeszcze w tym samym roku, opublikowała gazeta „Aftonbladet”. Pseudonim jest hołdem dla niemieckiego matematyka, astronoma i astrologa Johannesa Keplera i Stiega Larssona, autora popularnej trylogii „Millennium”. Zresztą niektórzy recenzenci chętnie zestawiają owoce pisarskiej współpracy pary Ahndoril z rzeczonym dorobkiem nieżyjącego już Larssona. „Time Magazine” nazwał „Hipnotyzera” jedną z dziesięciu najlepszych powieści roku, a „The Wall Street Journal” wciągnął go na listę dziesięciu najlepszych powieści kryminalnych roku. W 2012 roku odbyła się premiera filmu na podstawie omawianej powieści w reżyserii Lassego Hallstroma.

Lars Kepler (będę używać pseudonimu) dotychczas napisał sześć powieści z komisarzem Jooną Linną, a w 2015 roku w Szwecji ukazała się książka „Playground” („Plac zabaw”), pierwszy utwór Keplera niezwiązany z jego poczytną serią. Wszystkie dzieła Keplera trafiły już na rynek polski. Pierwsze wydanie „Hipnotyzera” (pierwszej części serii) ukazało się w 2010 roku, ale na moje nieszczęście wspólna twórczość państwa Ahndoril dotychczas nie była mi znana. W moje ręce trafiło dopiero trzecie wydanie „Hipnotyzera”, publikacja Wydawnictwa Dolnośląskiego, i z całą pewnością na tej jednej pozycji nie zakończy się moja przygoda z Larsem Keplerem. Nie spocznę dopóki nie zapoznam się z całą jego bibliografią, bo jeśli pozostałe powieści są choć w połowie tak dobre jak „Hipnotyzer” to nie pożałuję ani minuty mu poświęconej. Przyznam, że początek, choć brutalny, nie nastroił mnie optymistycznie. Sposób w jaki nieznany sprawca obszedł się z rodziną Eków, zwłaszcza jej najmłodszą członkinią (przecięcie na pół) kazał mi nastawić się na bezkompromisowe podejście do literackiego thrillera, czyli na coś za czym wprost przepadam. Z drugiej jednak strony nie miałam powodów by oczekiwać czegoś innego niż kolejnej brutalnej powieści o tajemniczym seryjnym mordercy, którego śladami w tym przypadku będą podążali doświadczony policjant Joona Linna i psychiatra Erik Maria Bark. Tego typu thrillerów powstało już na pęczki, literacki rynek od dawna wręcz zalewają historie o seryjnych mordercach, których spora część uparcie podąża wydeptaną ścieżką, z mojego punktu widzenia w sposób tak beznamiętny, że nie mogę się nadziwić niesłabnącej popularności tego typu utworów (nie tylko literackich, filmowych też). Pomna jednak tego, że co jakiś czas mimo wszystko trafia mi się jakieś niepozbawione indywidualności, trzymające w napięciu dziełko o wielokrotnym mordercy ściganym przez charyzmatyczną postać, nie traciłam nadziei, że w dalszych partiach „Hipnotyzera” dostanę coś, co będzie mi się chciało czytać. Że nie będę tylko przyglądać się mozolnej pracy policyjnej i skakać od jednego miejsca zbrodni do drugiego w oczekiwaniu na dekonspirację oprawcy, którego tożsamość, jak błędnie podejrzewałam, rozszyfruję na długo przed pozytywnymi bohaterami książki. I nie musiałam długo czekać na natychmiastową śmierć wszystkich moich złych przeczuć, aczkolwiek równocześnie z tym zjawiskiem pojawił się kolejny problem. Dużo bardziej denerwujący, jak się okazało. To już nie są te czasy, kiedy to mogłam poświęcać nawet dziesięć godzin w ciągu doby na czytanie nie ryzykując przy tym uporczywego bólu głowy i okropnego pieczenia oczu. Gdyby tak było to mogłabym oszczędzić sobie mąk płynących z konieczności rozłożenia tej powieści na trzy wieczory. Aż trzy! A przecież już pierwszego podejścia nie chciało mi się kończyć, przecież już wtedy walczyłam z ograniczeniami własnego organizmu (głowa omal mi nie pękła), starałam się ignorować ból, byle tylko jeszcze trochę odsunąć w czasie nieuchronną dłuższą przerwę w czytaniu. Takie boje zdarza mi się toczyć, ale zapomniałam już kiedy ostatnio doświadczyłam czegoś takiego jeśli chodzi o literaturę skandynawską. Czy od czasu mojej przygody z trylogią „Millennium” zdarzyło mi się tak głęboko wsiąknąć w jakąś powieść z tego regionu Europy, że wręcz marzyłam o tym, żeby nie musieć się z nią rozstawać? Wydaje mi się, że nie, że dopiero teraz natrafiłam na coś, co ma dużą szansę wypełnić lukę po Stiegu Larssonie. Co wcale nie oznacza, że Larsowi Keplerowi winno się zarzucać kopiowanie „Millennium”, bo choć moim zdaniem poziom techniczny jest równie wysoki to w „Hipnotyzerze” próżno szukać powielania pomysłów nieodżałowanego Larssona.  

Powiedzieć, że „Hipnotyzer” to opowieść o seryjnym mordercy to tak jakby nic nie powiedzieć. Tuż po pierwszym zwrocie akcji, który następuje bardzo szybko, zostałam wciągnięta w wir nieoczekiwanych wydarzeń, w najmniejszym nawet stopniu niekojarzących mi się z żadną ze znanych mi konwencji utworów o wielokrotnych mordercach. Ani nie dostałam szczegółowego wglądu w umysł psychopaty, powieści, która choćby tylko w części konfrontowałaby mnie z perspektywą mocno zaburzonej jednostki, ani z mozolnym dochodzeniem policyjnym śladami rzeczonego seryjnego mordercy. Sytuacja jest dynamiczna, zmienia się jak w kalejdoskopie. Jedna sprawa prowadzi do następnej, która może, ale wcale nie musi pozostawać w ścisłym związku z tą pierwszą. Nowe wątki mnożą się w zastraszającym tempie, a korzenie niektórych sięgają dekadę wstecz, wiążą się z przeszłością niegdyś cenionego psychiatry i hipnotyzera Erika Marii Barka, ale ciężko o pewność, że mają one jakieś znaczenie dla toczących się właśnie kryminalnych spraw, prowadzonych przez Joonę Linnę. Komisarza Krajowej Policji Kryminalnej, który, jak sam twierdzi, nigdy się nie myli. Podejrzewam, że w kolejnych tomach ulegnie to zmianie, ale w „Hipnotyzerze” lepiej poznajemy Erikę Marię Barka, to jemu towarzyszymy najczęściej i to w jego umysł mamy największy wgląd. Dokładnie poznajemy też jego najbliższych, żonę Simone i czternastoletniego syna Benjamina borykającego się z chorobą von Willebranda. W „Hipnotyzerze” odnajdujemy mocno rozbudowaną płaszczyznę psychologiczną, która to koegzystuje z warstwą kryminalną. Efekt jest wprost wyborny, produkt jaki powstaje z tego współżycia wspomnianych dwóch płaszczyzn, nie przeplatania się tylko właśnie symbiozy, jest tak przepyszny, że chciałoby się smakować go dużo dłużej. W sumie to nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby „Hipnotyzera” rozciągnięto nawet i na tysiąc stron to i tak miałabym poważny niedosyt prozy Larsa Keplera. Z równie ogromnym (albo jeszcze większym) żalem rozstawałabym się z tą fenomenalną powieścią, z porównywalnym poczuciem niezaspokojenia, z uporczywym głodem, który mam nadzieję nie osłabnie przynajmniej do czasu zapoznania się z całą serią o Joonie Linnie. Nie mogę niestety przybliżyć wszystkich wątków tej opowieści, bo stanowią one następstwa zaskakujących zwrotów akcji, tak raptownych i ogłuszających zmian sytuacji, że gdybym nawet ograniczyła się tylko do wypunktowania wyłącznie motywów przewodnich to bez wątpienia zepsułabym komuś przygodę z „Hipnotyzerem”. Mroczną przygodę, dramatyczną, iście przygnębiającą przeprawę przez najciemniejsze zakamarki ludzkich umysłów, przez czystą rozpacz, niewyobrażalne wyrzuty sumienia, niszczący nałóg, trudną do wybaczenia zdradę i wiele innych jakże silnie oddziałujących na odbiorcę składowych, łączących się w niezwykle emocjonującą opowieść, w której nie ma miejsca na techniczne niechlujstwo. Styl Larsa Keplera jest tak obrazowy, obfituje w tyle poruszających wyobraźnię szczegółów, w tyle detali, że z łatwością można zatracić poczucie rzeczywistości. Zapomnieć gdzie się przebywa, a po skończonej lekturze mieć duże trudności z odnalezieniem się w szarej codzienności. Bo w „Hipnotyzera” wchodzi się całym – nie tylko umysłem, ale także ciałem. A wziąwszy pod uwagę tematykę tego thrillera, bezkompromisowe podejście Larsa Keplera do tego gatunku, moim zdaniem przede wszystkim osoby łaknące mocnych wrażeń, niebywale trzymających w napięciu opowieści o bestialstwach, do jakich zdolny jest tylko człowiek, nie będą chciały rozstawać się ze światem wymyślonym przez Keplera.

Dodawanie do tej litanii pochwał kolejnych „ochów” i „achów” nie jest chyba konieczne. To, co napisałam wyżej nikomu, kto przeczyta te słowa nie pozostawi wątpliwości jaki mam stosunek do „Hipnotyzera” państwa Ahndoril publikujących pod pseudonimem Lars Kepler. Ale żeby nie było niedopowiedzeń – tak, uważam tę powieść za arcydzieło literackiego thrillera, jedną z najlepszych szwedzkich powieści z tych, które dotychczas przeczytałam i nie mam absolutnie żadnych wątpliwości, że powinien się z nią zapoznać każdy wielbiciel tego gatunku. I to jak najszybciej!

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

2 komentarze:

  1. U, widzę, że książka ma złożoną fabułę, ale to dobrze. Osobiście nie lubię książek w których od tak można stwierdzić ,,A więc mamy mordercę, on zabije a ktoś będzie go szukał". Kiedy opowieść ma wiele wątków, nawet jeżeli wszystkie idą tym samym torem, to wszystko staje się bardziej zawiłe i właściwie bardziej ludzkie. Pozwalamy wtedy mimowolnie na to, aby coś nam zwyczajnie umknęło w natłoku wydarzeń, jak to jest w prawdziwym życiu.

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie czegoś takiego szukałam :D ostatnio dużo czytałam na temat tego jak wygląda leczenie lęków hipnozą i starałam się dociekać tego czy to coś dla mnie, ale tak się wciągnęłam, że zaczęłam czytać wszystko o hipnozie co mi wpadnie w ręce :D

    OdpowiedzUsuń