Grady Hendrix, amerykański pisarz i scenarzysta (m.in. „Satanic Panic” z 2019 roku), były bibliotekarz i dziennikarz oraz jeden z założycieli New York Asian Film Festival. Jego powieść grozy, „Horrorstör” została okrzyknięta przez National Public Radio jedną z najlepszych książek roku 2014, a telewizja FOX przygotowuje serial na jej podstawie. Wykupiono też prawa do sfilmowania jego „My Best Friend's Exorcism”, powieści grozy osadzonej w latach 80-tych XX wieku, którą Hendrix zapracował sobie na miano „skarbu narodowego” od The Wall Street Journal. Grady Hendrix jest też autorem między innymi uhonorowanej Bram Stoker Award książki-przeglądu „Paperbacks from Hell: The Twisted History of '70s and '80s Horror Fiction” (za polskie wydanie której oddałabym jedną rękę). I „Sprzedaliśmy dusze” (oryg. „We Sold Our Souls”), światowa premiera której przypadła na rok 2018. Okrzyknięta jedną z najlepszych książek 2018 roku przez magazyn branżowy Library Journal i Chicago Public Library. Tytuł powieści zainspirował album Black Sabbath „We Sold Our Soul For Rock 'n' Roll”.
Autor
„Sprzedaliśmy dusze” określa tę powieść jako horror, ale nie
obraża się za nazywanie jej horrorem komediowym. Grady Hendrix wie,
że w jego literackiej twórczości często dostrzega się
humorystyczne akcenty, których on sam nie widzi, dlatego ani nie
zdziwiło go, że niektórzy odebrali „Sprzedaliśmy dusze” jako
horror z przymrużeniem oka, ani mu to specjalnie nie przeszkadza.
Natchnienie Hendrix czerpał z muzyki heavymetalowej i rozlicznych
teorii spiskowych krążących we współczesnym świecie. Pisarz
powiedział, że podczas gdy te drugie zabierają człowieka w
mroczne obszary istnienia, heavy metal to siła ciągnąca w
przeciwnym kierunku – ku wolności. Innymi słowy wiara w teorie
spiskowe zniewala, a miłość do muzyki metalowej wyzwala.
„Sprzedaliśmy dusze” to powieść, która pod płaszczykiem
horroru à la satanistycznego przemyca ważne treści
społeczno-obyczajowe. Hendrix krytycznym okiem spogląda na
dzisiejszą rzeczywistość. Rzeczywistość pustą, bo odartą ze
sfery duchowej. Erę konsumpcjonizmu. Erę kolorowych reklam,
wmawiających nam, że bez tego, czy tamtego produktu obejść się
nie możemy. Erę Internetu, teorii spiskowych, nieskazitelnej urody
gwiazd, które jeśli zechcą mogą z łatwością stać się
„władcami marionetek”. Szanujący się fan zrobi bowiem wszystko
dla swojego idola... Hendrix (uogólniając) mówi o tym, jak bardzo
zdeprawowani się staliśmy. Jaką radość i niezrozumiałą siłę
potrafimy czerpać z krzywdy innych. Jak łatwo nas oszukać,
zmanipulować i... popchnąć do potwornych zachowań. Pisze o tym,
jak pusty jest nas żywot na tym padole. Pisze o ludzkiej niemożliwej
do zaspokojenia chciwości, o niespełnionych marzeniach, o wciąż
narastającej powszechnej paranoi i obojętności. Pod tym kolorowym,
wyreżyserowanym, kłamliwym, plastikowym światem przepychu i
pozornej szczęśliwości kryje się prawdziwa, nieupiększona,
nieobrobiona w Photoshopie rzeczywistość, którą można przyrównać
do krwawiącego serca cywilizacji. Grady Hendrix mówi o ludziach
„zawsze czujących ssanie w żołądku, o zagłodzonych na
śmierć, o tych, którzy łaknęli bardziej niż inni, lecz nigdy
nie dopuszczono ich do stołu”. Mówi o ludziach
„przeliczających drobne w kieszeni, zjadających okruchy ze
stołu i niemających już puszek w kuchennej szafce”. O tych
co „umierali, nadal mając w sobie nadzieję”. I o tych,
którzy wolą tego wszystkiego nie widzieć. O mediach, które dzień
w dzień karmią nas kłamliwą propagandą, które uzurpują sobie
prawo do wydawania wyroków, które mówią nam co wolno, a czego
nie, w co powinniśmy wierzyć, czym się interesować, kogo
potępiać, a kogo wynosić pod niebiosa. Hendrix zauważa też jak
łatwo bogatym i sławnym kontrolować przekaz informacji. Sprzedawać
fałszywy, wyidealizowany wizerunek samego siebie, przeinaczać
fakty, tak by odsunąć od siebie wszelkie podejrzenia. Oszukiwać
opinię publiczną, włącznie z dziennikarzami. W takim świecie
przyszło żyć głównej bohaterce „Sprzedaliśmy dusze”, Kris
Pulaski. I nam samym. W świecie powszechnej inwigilacji, kontroli
umysłów, wydrążonych ludzkich skorup, marzących o sukcesie,
który najpewniej nigdy nie nadejdzie. Skazanych na życie w nędzy.
W cieniu wielkich gwiazd, którym składają pokłony. Nie wiedząc,
że oni też bez żalu wyrzekli się swoich dusz. Bo w tych
bezuczuciowych realiach dusza stała się zbędnym balastem. Kris
Pulaski jest innego zdania. Ona w przeciwieństwie do Terry'ego
Hunta, kiedyś jej przyjaciela, teraz śmiertelnego wroga, rozumie,
jak bezcennym dobrem jest dusza. Że warto o nią zawalczyć, nawet
kosztem swojego istnienia na tym padole. I warto wreszcie obnażyć
to, co ukryte. Wydobyć z mroków historii brzmienia, które mogą
nas wyzwolić. Albo unicestwić.
„Można być świrem i paranoikiem, a jednocześnie mieć rację. Być może świat tak bardzo zwariował, że trzeba mieć nie po kolei w głowie, by zrozumieć jego szaleństwo.”
„Sprzedaliśmy dusze” to powieść wprost przepełniona miłością do heavy metalu. Grady Hendrix przedstawia tę muzykę, jako swego rodzaju wyzwoleńczą ścieżkę. Klucz do kajdan nakładanych przez innych. Przez ludzi, pod kontrolą których pozostajemy, często nawet sobie tego nie uświadamiając. Równie dobrze jednak można podłożyć pod to każdą inną pasję. W każdym razie moim zdaniem „Sprzedaliśmy dusze” tak naprawdę mówi o cudownych właściwościach hobby jako takiego, nie tylko heavy metalu. Mówi o oczyszczającej mocy właściwie każdej pasji (a przynajmniej i tak to można odczytywać), ale i przestrzega przed czerpaniem z jej zatrutych źródeł. Bo pasja równie dobrze co wzbogacać może niszczyć. Czy to tylko jednostki, czy całe tłumy. Autor daje do zrozumienia, że każde, nawet w pełni legalne hobby, wiąże się z ryzykiem. Można się w nim za bardzo zatracić, może nas wydrążyć i służyć innym do kontrolowania nas. Ogłupić, a nawet popchnąć do zbrodni. Kris Pulaski reprezentuje tę stronę konfliktu, która z pasji (w tym przypadku do heavy metalu) czerpie pozytywną energię, można powiedzieć, że czyni z niej cnotę. Natomiast Terry Hunt wykorzystuje swój talent do czynienia zła. Dba wyłącznie o własne korzyści, wszelkimi sposobami stara się przejść do legendy (bogactwo i chwilowa sława to dla niego za mało), na trwałe zapisać w historii branży muzycznej. I chociaż cena jest bardzo wysoka, to jest gotowy płacić. Kris oczywiście też nie pogardziła statusem legendy heavy metalu, ale w przeciwieństwie do Terry'ego nigdy nie zdecydowałaby się dążyć ku temu po trupach. Czy frontman niezwykle popularnego zespołu Koffin popisał pakt z Diabłem? Czy sprzedał swoją duszę Księciu Ciemności w zamian za doczesne korzyści w postaci bogactwa i sławy? I co zrobił swojej dawnej ekipie, pozostałym członkom zespołu Dürt Würk? Już nieistniejącej formacji metalowej, którą stworzył razem z Kris Pulaski, i której kosztem później już sam się wybił? Główna bohaterka „Sprzedaliśmy dusze” ma zagadkową lukę w pamięci. Wygląda to tak, jakby ktoś wygumkował część wspomnień z tej feralnej nocy, kiedy jej dziecko, Dürt Würk, przestało istnieć. Kris pamięta tylko, jak wierzy, mniej istotne, być może nawet zafałszowane fragmenty tego punktu zwrotnego w życiu właściwie wszystkich członków Dürt Würk. Gdy wreszcie zaczyna wybudzać się ze swego rodzaju letargu, w którym tkwiła przez ostatnie lata, kiedy wreszcie decyduje się porzucić swoje niesatysfakcjonujące, puste, samotne życie w rodzinnym miasteczku i pogonić za prawdą, okazuje się, że i inne ofiary potwornej zdrady Terry'ego Hunta, mają luki w pamięci. Kris jest przygotowana na chłodne, może nawet jawnie wrogie przyjęcie przez dawnych przyjaciół. Bo pamięta, że ona też ich skrzywdziła. Może nawet bardziej od Terry'ego Hunta. A przynajmniej tak to mogło zostać przez nich odebrane. Grady Hendrix w „Sprzedaliśmy dusze” tworzy intrygującą mitologię (i między innymi wykorzystuje motyw przypominający „Zabójcze ciało” Karyn Kusamy), której w mojej ocenie niestety dostatecznie nie rozwija. Rzecz aż prosiła się o pogłębienie, o poświęcenie więcej uwagi temu niepokojącemu uniwersum, utrzymanemu w estetyce dark fantasy. Autor postawił w nim na subtelności, dręczącą zagadkowość, nieuchwytność, efemeryczność, co oczywiście ma swoje walory, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nadanie tej oryginalnej koncepcji większej plastyczności, wydobycie z tego jeszcze większego objawienia tylko by się mitologii Troglodyty i Czarnej Żelaznej Góry (wygląda na to, że Hendrix ma swoją Mroczną Wieżę) przysłużyło. Bo istotnie czuje się, że tkwi w tym coś więcej, że Hendrix zagłębia się jedynie w część wszechrzeczy, że porusza się jedynie po obrzeżach tego wymyślonego przez siebie świata, który w jakiś sposób zazębia się z naszym. W ogóle brakowało mi horroru w tym horrorze. Warstwa sensacyjna - powieść drogi, teorie spiskowe, starcia z ludźmi, wyścig z czasem - oczywiście dostarczała silnych emocji, trzymała w niemałym napięciu, ale nie mam wątpliwości, że gdyby oddać większe pole temu co ludzkie, tym potwornościom, które jak wyraźnie pokazuje Hendrix prowadzą na Ziemi dość makabryczny proceder, moje wrażenia byłyby jeszcze większe. Podobnie zapatruję się na przeżycia Kris Pulaski w pewnym ekskluzywnym ośrodku. Za szybko się to rozegrało – ani się obejrzałam, a już zaczął się kolejny etap tej szaleńczej podróży ku prawdzie. A więc i ku Terry'emu Huntowi, człowiekowi, który, jak myśli Kris, odpowiada za wszystkie nieszczęścia, jakie ją w życiu spotkały. I wciąż spotykają, bo wiele wskazuje na to, że jej dawny przyjaciel robi wszystko co w jego mocy, by pozbyć się jej raz na zawsze. A możliwości ma przeogromne. Wszystkie rozdziały w „Sprzedaliśmy dusze” Hendrix poprzedza wyrywkami z audycji radiowych i tekstów publicystycznych. Monologami i rozmowami, które oczywiście sam wymyślił i które niezmiennie wiążą się z fabułą skoncentrowaną na Kris Pulaski. A chwilami przeskakującą do niejakiej Melanie – młodej kobiety będącej wielką fanką zespołu Koffin, zwłaszcza Ślepego Króla, Terry'ego Hunta. Na marginesie: tak pomysłowych podziękowań odautorskich, jeszcze nie widziałam. A jeszcze większe wrażenie zrobiły na mnie ilustracje Macieja Kamudy wzbogacające pierwsze polskie wydanie „Sprzedaliśmy dusze” (Vesper, rok 2020) – czarno-białe grafiki, w których aż roi się od detali. Szczerze mówiąc nie przypominam sobie, aż tak szczegółowych dzieł od pana Kamudy, a przecież jego prace zawsze mnie oszałamiają. Tutaj jednak przeszedł samego siebie. Zakładka do książki, zwyczajowy bonus od wydawnictwa Vesper jak zwykle nawiązujący do produktu głównego, też wyróżnia się na tle innych znanych mi tego typu dodatków do ich mistrzowskich publikacji. Projekt trochę innych niż zazwyczaj, co nie znaczy, że mniej efektowny.
Dobry horror od znawcy i zarazem wielkiego miłośnika gatunku, Grady'ego Hendrixa. Całkiem emocjonująca i pomysłowa opowieść o niszczącej, ale i budującej pasji. O dozgonnej miłości do heavy metalu, o ogromnej żądzy, niespełnionych marzeniach, trudach dnia codziennego, zakłamywaniu rzeczywistości i... Troglodycie. Szaleńcza podróż ku objawianiu albo unicestwieniu. Pogoń za marzeniem, bez większej nadziei na jego spełnienie. I klasyczna walka dobra ze złem przy akompaniamencie mocnych, agresywnych, ciężkich brzmień muzyki wolności. Tak, dobry to horror, choć według mnie do ideału to jeszcze trochę mu brakuje. Zacna rozrywka, której, jak sądzę, długoletni fani literatury grozy odmawiać sobie nie powinni. Tym bardziej że to Grady Hendrix, człowiek już zasłużony dla gatunku, a to z pewnością nie koniec. Bo, co by nie powiedzieć o „Sprzedaliśmy dusze”, to raczej nie można odmówić temu dziełu świeżego podejścia do motywu faustowskiego i stworzenia nowej mitologii, która pewnie nie zyska takiej nieśmiertelności, jak mitologia H.P. Lovecrafta, chociaż... Nie wiadomo, jak to się rozwinie. Może Czarna Żelazna Góra jeszcze nie raz w naszym świecie zamiesza. To znaczy w świecie Grady'ego Hendrixa, w którym wszystko jest niepokojąco bliskie temu, co zobaczyć można na co dzień. O ile zechce się otworzyć oczy...
Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz