środa, 2 listopada 2022

Carole Johnstone „Lustrzana Kraina”

 

Rok 2018. Po dwunastu latach Catriona Morgan wraca do rodzinnego Edynburga w związku z zaginięciem jej lustrzanej bliźniaczki Ellice MacAuley. Zatrzymuje się w portowej dzielnicy Leith, w domu, w którym spędziła większą część dzieciństwa. W wieku dwunastu lat siostry Morgan rozpoczęły nowe życie, ale potem z jakiegoś niezrozumiałego dla Cat powodu, El zamieszkała w ich rodzinnym domostwie ze swoim mężem Rossem. Towarzyszem ich dziecięcych zabaw w Lustrzanej Krainie. W przeciwieństwie do zrozpaczonego męża zaginionej, Cat nie wierzy, że El spotkało coś złego. Jest przekonana, że to jedna z gierek jej siostry, która zawsze lubiła być w centrum uwagi. Utwierdzają ją w tym maile, które zaczyna dostawać niedługo po powrocie do Szkocji. Nadawca nie ujawnia swojego prawdziwego nazwiska, ale treść wiadomości jednoznacznie wskazuje na Ellice. Jak w dzieciństwie, przekazuje Cat wskazówki, które mają doprowadzić ją do skarbów pochowanych w domu i ogrodzie. A rzeczonymi skarbami są głównie kartki z pamiętnika małej El. Poza tym Catriona co jakiś czas znajduje przed drzwiami ostrzeżenia od anonimowego nadawcy, które wcześniej dostawała jej siostra. Ponadto Cat nie możne oprzeć się wrażeniu, że ktoś ją obserwuje. I to raczej nie jest jej przebiegła bliźniaczka.

Carole Johnstone dorastała w Lanarkshire, historycznym hrabstwie w południowo-środkowej części Szkocji. Ukończyła Glasgow Caledonian University, a potem jakiś czas mieszkała w Anglii, w hrabstwie Essex. Zajmowała się radiografią i pracowała w NHS w charakterze dozymetrystki fizyki medycznej. Obecnie mieszka w Argyll and Bute i jest pisarką na pełny etat. W 2008 roku opublikowano jej pierwsze opowiadanie, a w 2014 roku zdobyła British Fantasy Award za inne. Zanim wpłynęła na głębsze, powieściowe, wody napisała co najmniej kilkadziesiąt krótszych opowieści (tylko te, które „wyszły z szuflady”). W końcu powiedziała sobie, że tak naprawdę nikt nie lubi być rozsądnym – kto nie ryzykuje ten nie ma. W 2018 roku Johnstone wzięła więc czternastomiesięczny urlop naukowy i udała się na Cypr, gdzie wydała wszystkie swoje oszczędności, ale wyszła bogatsza o „Lustrzaną Krainę” (oryg. „Mirrorland”). Najtrudniej było znaleźć agenta/agentkę (chwile najprawdziwszej grozy), ale gdy już miała ten etap za sobą, sprawa nabrała oszałamiającego tempa. Debiutancka powieść Carole Johnstone swoją światową premierę miała w roku 2021, a pierwsze polskie wydanie - w magnetycznej okładce zaprojektowanej przez Pawła Panczakiewicza i zgrabnym tłumaczeniu Agnieszki Brodzik – pojawiło się w roku 2022 z inicjatywy Wydawnictwa Zysk i S-ka. W tym samym roku na arenie międzynarodowej pokazała się druga powieść Johnstone, „The Blackhouse”, kolejny dreszczowiec w gotyckim futerku od autorki, która zachwyciła między innymi Stephena Kinga, Ruth Ware i Sarah Pinborough.

Agatha Christie, Daphne du Maurier, Shirley Jackson, Alexandre Dumas, Ruth Ware, Gillian Flynn, Sophie Hannah i oczywiście Stephen King, jedyny z tej „zgrai”, którego Carole Johnstone uwzględniła w swoich pierwszych powieściowych podziękowaniach. Twórczość wyżej wymienionych osób w największym stopniu ukształtowała pióro autorki przebojowej „Lustrzanej Krainy”. Thrillera psychologicznego osnutego niezbyt gęstą mgiełką gotycką, który powstał między innymi w oparciu o wspomnienia autorki. Dwustuletni dom w stylu georgiańskim w Leith w Edynburgu należący do jej dziadków – mała Carole przeżyła w nim mnóstwo dziecięcych przygód. W jej pamięci najmocniej utkwił stary mebel w zapomnianym pokoju w głębi domu i znajdujące się za nim drzwi. Zupełnie jak w „Opowieściach z Narnii” C.S. Lewisa, w których namiętnie zaczytywała się w tamtym okresie życia. Wtedy miała absolutną pewności, że kiedyś te drzwi staną przed nią otworem i wreszcie będzie mogła zwiedzić magiczną krainę niewątpliwie rozciągającą się po drugiej stronie. Lata później, rozmawiając ze swoją mamą, Carole wspomniała owe drzwi... które nie istniały. Jej rodzicielka znała każdy kąt w domu dziadków – w końcu dorastała w tym miejscu – Johnstone musiała więc pogodzić się z faktem, że sobie je wymyśliła. Potęga dziecięcej wyobraźni. Czysta magia, brakująca iskra dla powieści, którą zamierzała napisać. Klej dla motywów wybranych wcześniej: bliźniaczki w separacji, trójką miłosny oraz tajemniczy i niepokojący dom, z okropnymi „trupami pochowanymi w szafach”. Córka bliźniaczki jednojajowej i żona bliźniaka dwujajowego, szczególnie zafascynowana tak zwanymi bliźniakami lustrzanymi, „główną obsadę” swojej pierwszej książki wybrała na samym początku. Przymus napisania o takich siostrach był zdecydowanie najsilniejszy. Nie ważne jaka, byle to była opowieść o bliźniaczkach, które w lustrzanym powierzchniach nigdy nie zobaczą siebie. To dość straszne, jeśli się nad tym zastanowić. Nigdy wcześniej tak na to nie patrzyłam. Przed odwiedzeniem Lustrzanej Krainy. Miejsca, które w pamięci Catriony Morgan zachowało się jako coś o niebo lepszego od Narnii i Śródziemia. Tu przeżyła swoje najszczęśliwsze chwile. Jedyna część smutnego domu w Edynburgu, którą Cat i Ellice uważały za swoją wyłączną własność. Unikalny plac zabaw, wesołe miasteczko istniejące tylko (i aż!) w nadzwyczaj żywej, nawet jak na dzieci, wyobraźni. Największa w tym zasługa ich matki, która uparcie nabijała im głowę nierzadko mrożącymi krew w żyłach opowieściami o piratach, księżniczkach w opałach, niegodnych zaufania książętach, upiornych wiedźmach, Sinobrodym i innych takich. Mroczne baśnie i powieści raczej pisane z myślą o starszych odbiorcach. El najbardziej ukochała sobie „Skazanych na Shawshank”, minipowieść Stephena Kinga, a literacką faworytką Cat prawdopodobnie była „Ania z Zielonego Wzgórza” Lucy Maud Montgomery. Pokaż mi swoją ulubioną lekturę, a powiem ci jakim jesteś człowiekiem. Tak czy owak, w niniejszym świecie przedstawionym przez szkocką autorkę, myślę, skazaną na sukces, należy to potraktować jako ogromną wskazówkę w naszej osobistej zabawie w poszukiwanie skarbów. W skomplikowanych umysłach sióstr, które najwyraźniej różnią się jak dzień i noc. Ogień i woda. Cat zawsze uważała się za słabszą, pod każdym względem, od swojej o cztery lata starszej bliźniaczki. Wierny cień tej, która okradła ją z marzeń. Wbiła jej nóż w plecy i rzuciła na pożarcie rekinom. Kompletnie sama w obcym kraju – tak skończyła biedna Catriona Morgan. Ellice, jak zwykle, zgarnęła całą pulę, nie racząc zostawić choć marnego ogryzka tej, której przyrzekała dozgonną przyjaźń. Miała się nią opiekować, a tymczasem potwornie ją zdradziła. Ukradła miłość jej życia, boskiego Rossa MacAuleya, prawdziwego księcia z bajki, który był ich słodką tajemnicą, kiedy wszyscy byli dziećmi. Dawno, dawno temu w domu, do którego Cat wraca po zniknięciu El. Trwają poszukiwania kobiety, która przepadła wraz ze swoim okrętem. Tragiczny rejs czy mistyfikacja? Policja skłania się ku temu pierwszemu – wypadek lub samobójstwo – ale Cat twardo upiera się przy tym, że jej siostra żyje. I znając ją, dobrze się bawi. Rossa niespecjalnie dziwi ten ośli upór Catriony. W końcu wyparcie to jej moc. Irytująca, może nawet destrukcyjna tendencja do zastępowania brzydkich faktów pięknymi kłamstwami. Rzeczywistość zagrzebana w fantazji.

Lustrzana Kraina” Carole Johnstone wymaga od czytelnika więcej niż większość znanych mi thrillerów psychologicznych. Więcej cierpliwości. Na tej pajęczynie utkanej przez dziecięcą wyobraźnię, łatwo się pogubić. Ale to dobrze, to wręcz konieczne. Żeby dotrzeć do chatki z piernika, musisz zebrać wszystkie okruszki. Prawdziwe i wyimaginowane. Czy raczej nagie i pokryte grubą warstwą lukru. Które są które? Co kryje się pod frapująco realnymi przygodami w Lustrzanej Krainie? Na pirackim okręcie, na Dzikim Zachodzie, w królestwie klaunów, w więzieniu w skrócie nazywanym Shank. Z wymyślonymi postaciami, które w większości stale się zmieniały. Wśród wyjątków była wiecznie zalękniona dziewczyna zwana Myszą. Osobisty worek treningowy Catriony i Ellice. Postać stworzona z ich smutków, lęków, słabości. Wchłaniająca wszystko, co akurat im ciążyło. Katharsis. Dziewczynki co prawda bały się klaunów, ale nie tak jak Wróżka Zębuszka. Obok Sinobrodego, Czarnobrodego i Wiedźmy, największy postrach sióstr Morgan. Patrzenie w oczy strachowi, mierzenie się z irracjonalnym(?) lękiem najskuteczniejszą obroną przed jeszcze większym strachem. A dlaczego akurat piratki? Szły śladami ojca, którego nie poznały, ale wierzyły, że wcześniej czy później ich odnajdzie. Nieustraszony kapitan statku, który zabierze ich na bajeczną wyspę i będą żyli długo i szczęśliwie. Niestety, życie rzadko - o ile w ogóle - układa się tak, jak wyobrażamy je sobie w dzieciństwie. Dziecięce przepowiednie, które nigdy się nie ziszczą. A przynajmniej nie w zupełności. Bo dla Cat nie wszystko jeszcze stracone. Może jeszcze osiąść na jakiejś malowniczej wyspie, ale wszystko wskazuje na to, że bez osoby, która przynajmniej kiedyś była jej najbliższa. Potem wszystko zepsuła. A teraz jeszcze torturuje człowieka, którego poślubiła. Czy kiedykolwiek go kochała? El wiedziała, co jej bliźniaczka czuje do Rossa MacAuleya, El uwielbiała robić jej na złość, El w końcu ją znienawidziła, więc... Cat wolałaby nigdy już nie oglądać domu, w którym spędziła pierwsze dwanaście lat swojego życia. Ale ta niechęć, odraza ściera się w niej z ekscytacją. Rozkoszny dreszczyk. Sama z jedynym mężczyzną, któremu oddała swoje serce. A on je zdeptał. I tutaj wkraczamy na kolejny niepewny grunt. Grząski obszar faktycznych pragnień centralnej postaci „Lustrzanej Krainy”. Czy w głębi ducha, tak naprawdę, chce by jej siostra odnalazła się cała i zdrowa? Teraz bowiem Cat ma wolną drogę do Rossa. Nic już nie stoi na przeszkodzie ich „żyli i długo i szczęśliwie”. Catriona teraz może odebrać to wszystko, co ukradła jej El. Nie, jeszcze nie. Cat nie potrafi bowiem zignorować wskazówek przesyłanych drogą mailową. Zakłada, że to robota siostry, która aktualnie ma status osoby zaginionej. Wytrawnej manipulantki, która próbuje sprowadzić ją na manowce. A może popchnąć w stronę prawdy? Wypchnąć z różowej bańki, w której twardo się okopała? Tak czy inaczej, w „Lustrzanej Krainie” nawet najdrobniejsze, z pozoru błahe elementy mają znacznie. Pod każdą fantazyjnie inkrustowaną pokrywką kryje się jakaś niesmaczna zupa. Jedna cierpka, inna wręcz trująca. Pierwsza powieść Carole Johnstone przypomina skomplikowany mechanizm, powoli - śrubka po śrubce - demontowany, rozbierany przez niezwykle zwinne, szalenie precyzyjne paluszki. Dowiemy się jak działa, dopiero gdy rzecz wybebeszymy, a to wymaga poświęceń. Przebrnięcia przez nader zaciemnione partie. Męczące, nudnawe, ale ważne. To na pewno. To widać, słychać i czuć, ale trudno ze wzmożoną uwagą przyglądać się wszystkim wspomnieniom Cat. Mnie to zadanie chwilami przerastało. Traciłam czujność, rozpraszała się moja uwaga w tytułowej krainie. Pokonana przez, jak mniemam, zaplanowaną monotonię. Nuda wkalkulowana w dzieło. Sprytne odwracanie uwagi. Ryzyko, które według mnie się opłaciło. Przy standardowej narracji, mniej wymyślnej ekspozycji, ta historia z pewnością nie dokonałaby tego gwałtu na mojej psychice. Nic specjalnie mocnego – kto często bywa po mrocznej stronie beletrystyki, ten wie, że można się tu pięknie nadziać na gęstsze i dużo bardziej kolczaste zgniłozielone pędy – a pokonało wszystkie moje systemy obronne. Zmieszało, wstrząsnęło, ogłuszyło, zdruzgotało. Nawet spodziewane skarby w tym „gotyckim domostwie” odbierałam bardziej jak porządnie naostrzone i unurzane w toksycznej substancji strzały, znienacka posyłane prosto w serce. Agresywna bestia z tej „Lustrzanej Krainy”. Naprawdę groźna.

Depresyjna, klaustrofobiczna, wredna. Lustrzana opowieść o lustrzanych bliźniaczkach w Lustrzanej Krainie. Miażdżący powieściowy debiut szkockiej cholery Carole Johnstone. Bezczelnej manipulantki, podpalaczki stref komfortu, gwałcicielki ludzkich dusz. „Lustrzana Kraina” to jedna z bardziej imponujących nowoczesnych budowli, jakie miałam przyjemność zwiedzić na terytorium thrillera. Przemyślany gotycki moloch pełen ciemnych zakamarków. Misterne połączenie fantazji z rzeczywistością. Bajki z horrorem. Robactwo w różowym torcie. Zgnilizna w magicznej skrzynce. Dusząca jak boa, trująca jak cyjanek potasu, lepka jak Blob, ciasna jak winda znieruchomiała między piętrami. Jednym słowem: rewelacja! Powieść pułapka. Jak wpadniesz, już się nie wygrzebiesz:)

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz