środa, 27 czerwca 2012

„Wstrząsy” (1990)

Małe miasteczko Perfection w stanie Nevada, liczące sobie czternastu mieszkańców. Imający się różnych zająć budowlanych i konserwatorskich Val i Earl planują opuścić rodzinne strony i przeprowadzić się do miasta, dającego im szersze perspektywy na dalsze życie. Jednak, kiedy ruszają w drogę są świadkami coraz dziwniejszych wydarzeń. Natykają się na rozszarpane ciała zwierząt i ludzi. Przerażeni mężczyźni postanawiają odłożyć przeprowadzkę i ostrzec mieszkańców przed nieznanym zagrożeniem. Wkrótce okazuje się, że na ich życie czyhają dziwne wężopodobne stwory, które zagnieździły się w pustynnych piaskach.
Komediowy monster-movie Rona Underwooda, który jak do tej pory doczekał się trzech sequeli. Film, mimo braku oryginalności fabularnej, zyskał uznanie widzów i mimo upływu lat nadal posiada w sobie to coś, co przyciąga uwagę nawet przyzwyczajonego do spektakularnych efektów komputerowych, współczesnego odbiorcę. Od strony realizacyjnej nie można absolutnie nic temu obrazowi zarzucić. Pustynna sceneria wespół z sugestywną ścieżką dźwiękową tworzą iście westernowy klimat, gdzie zagrożenie ze strony odrażających potworów jest wręcz namacalne. Wszystkie wydarzenia rozgrywają się w gorących promieniach słońca, co o dziwo nie wpływa negatywnie na atmosferę wszechobecnego zagrożenia, a przy okazji daje nam możliwość dokładnego przyjrzenia się antagonistom. No właśnie, potwory zamieszkujące pustynne piaski są chyba najmocniejszym elementem tej produkcji. Twórcy, na szczęście, zrezygnowali z kiczowatych efektów komputerowych, na rzecz fizycznie obecnych na planie rekwizytów, które sprawiają bardzo realistyczne wrażenie - ani przez chwilę nie widać, że mamy do czynienia z gumowymi zabawkami. Wielkie, oślizgłe stwory, posiadające wężopodobne istoty zamiast języka, aż mierżą odbiorcę swoją odstręczającą aparycją. A sceny, w których ciała antagonistów wybuchają, spryskując wszystko dookoła pomarańczową, kleistą mazią robią naprawdę niewiarygodne wrażenie. A to wszystko bez choćby jednej ingerencji komputera, jak na prawdziwy film grozy przystało. Zaskakujący jest również fakt, że wstawki czysto komediowe w żadnym razie nie psują osobliwego klimatu tej produkcji. To jeden z tych obrazów, w których humor tak doskonale współgra z grozą, że siłą rzeczy zapewnia widzowi dwojaką rozrywkę na najwyższym poziomie.
Jak już wspomniałam fabuła nie grzeszy oryginalnością. Twórcy twardo trzymają się utartego, bezpiecznego schematu monster-movies, ale owe trzymanie się konwencji również nie wpływa negatywnie na całość obrazu. Głównymi bohaterami są dwaj mężczyźni, w tych rolach znakomity Kevin Bacon i Fred Ward, którzy za wszelką cenę pragną opuścić rodzinne miasteczko, przysłowiową „zapadłą dziurę” w Nevadzie. W akcie pierwszym mamy możliwość dokładnego zapoznania się z protagonistami – zarówno z dowcipnymi Valem i Earlem, którzy notabene są istną ozdobą tej produkcji, jak i młodą panią naukowiec, która bada zjawiska sejsmiczne w tych stronach oraz pozostałymi mieszkańcami miasteczka Perfection. Protagoniści są na tyle sympatyczni i wiarygodnie zagrani, że nie sposób ich nie polubić, a co za tym idzie nie kibicować im w pozostałych aktach. Po zapoznaniu się z bohaterami przyjdzie kolej na odkrycie przez nich zagrożenia ze strony nieznanych dotąd ludzkości, opętanych żądzą mordu potworów. Zaczyna się typowa w tego rodzaju obrazach walka o przetrwanie, która oczywiście uparcie podąża znanym nam już schematem. Nawet finał filmu, ostatnia podsumowująca scena oferuje nam chyba najczęściej wykorzystywane przez Hollywood zakończenie. A największym fenomenem jest fakt, że ta do bólu przewidywalnie poprowadzona akcja, ta schematyczna fabuła jakimś cudem przyciąga uwagę widza, nie tylko oferując mu bezbolesny seans, ale zapewniając wręcz idealną rozrywkę.

Szukacie komediowo-horrorowej przygody, stawiającej na klimat i realizm, aniżeli tak powszechne w dzisiejszych czasach efekty komputerowe, które de facto znacznie obniżają ogólny poziom filmów grozy? Jeśli tak, ta pozycja jest przeznaczona właśnie dla was. Nie szukajcie tutaj jakiejkolwiek oryginalności, po prostu włączcie film i cieszcie się wspaniałą realizacją, przyzwoitą obsadą, malowniczymi widoczkami i odrażającymi stworami. Nawet w oklepanym schemacie można odnaleźć prawdziwy geniusz.

1 komentarz:

  1. O jooooo :O to był film. to był film! masakra :) szaleństwo. dawno już nie oglądałam :)

    :*

    OdpowiedzUsuń